tag:blogger.com,1999:blog-42339473466398456802024-03-27T18:44:02.352+01:00Chaotic (A Psychotic Sequel)Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.comBlogger27125tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-55138974376331594822015-12-01T18:05:00.001+01:002015-12-01T18:05:27.872+01:00To nie jest rozdziałCześć. Chciałam tylko powiedzieć/napisać , że chaotic nie będzie już kontynuowany. SOŁŁŁ SAD ;(<br />
<br />
Szkoda, że autorka postanowiła tak, a nie inaczej. Mój styl pisania wam nie odpowiadał (rozumiem) i wiem, że nigdy nie dorównałby on autorce. Trudno, starałam się, ale stwierdziłam, że nic na siłę i najlepiej będzie jak zostanie to tak, jak jest.<br />
<br />
Mimo wszystko chciałam wam ogromnie podziękować za to, że tutaj byliście, czytaliście i oczywiście wspieraliście mnie w tłumaczeniu (i pisaniu również) poprzez swoje komentarze.<br />
<br />
Nie byłam tu od początku, a kiedy zdążyłam się już przyzwyczaić to nagle cabooom i koniec! :( Jak ja mam dalej żyć w takiej niewiedzy? To fanfiction i #psychotic tak bardzo wpłynęły na mojej życie, że nie wiem jak to będzie. :(((((<br />
Jest mi bardzo smutno, że ja i w sumie pół świata nie pozna końca historii o Harry'm i Rose. Boże, to brzmi jak ostatnie pożegnanie na pogrzebie rly. Okej, koniec narzekania zanim się rozkręcę. No ale wracając, BARDZO, BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ <3 *big huuuug*<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh46Y8Eo4W0EXjoq3-VBfFCpVvpjxk8opYh3zS6RVV50RhLq-WqeO9ttY4UZHjTJGZSXCJDMaVFfy_MlYdozCmpUd0sKIZb5j4rS6atM9D5jvmXJoc7hgTVOXn9K9lAqy0J1Mm9viy7m5u/s1600/tumblr_m08h86oeK01qjsik3.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh46Y8Eo4W0EXjoq3-VBfFCpVvpjxk8opYh3zS6RVV50RhLq-WqeO9ttY4UZHjTJGZSXCJDMaVFfy_MlYdozCmpUd0sKIZb5j4rS6atM9D5jvmXJoc7hgTVOXn9K9lAqy0J1Mm9viy7m5u/s1600/tumblr_m08h86oeK01qjsik3.gif" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
*PS jeżeli czytacie jakieś ciekawe fanfiction w języku angielskim, a nie ma ono tłumaczenia polskiego, to proszę was bardzo o linki tutaj, bądź na twitterze /@16ciastek.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-34569022914327985762015-11-20T19:09:00.001+01:002015-11-20T19:09:23.388+01:00Rozdzial 19<div class="MsoNormal">
HARRY'S POV<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Harry.. tam ktoś jest. - Usłyszałem
stłumiony szept Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Szybko odwróciłem się w jej stronę,
próbując coś wypatrzeć. Jednak ciemność, która zdążyła się już na dobre
zadomowić, uniemożliwiała mi zobaczenie czegokolwiek. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Słyszałem tylko niewyraźny szelest i
dźwięk łamiących się gałęzi. Jedno było pewne, ktoś zbliżał się w naszą stronę.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nagle zacząłem panikować. Jeśli to gliny,
to w przeciągu kilku godzin znajdziemy się w Wickendale. Nie będę w stanie już
nic zrobić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W mojej głowie zaczęły pojawiać się
najczarniejsze scenariusze. Ze wszystkiego na świecie najbardziej nie chciałem
wrócić do psychiatryka, w którym tak naprawdę nie chcą ci pomóc. Z zewnątrz
może to tak wyglądało, ale w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Pacjenci, którymi
się "opiekowali" byli im potrzebni tylko do tych popieprzonych
eksperymentów. Bóg jeden wie co jeszcze robili za zamkniętymi drzwiami i o czym
świat nigdy miał się nie dowiedzieć. Jedyna osoba jaka powinna przebywać w tym
całym gównie to pani Hellman. To ona potrzebowała tu najwiekszej pomocy.
Jednego byłem pewien, nie wróciłbym do Wickendale, choćbym miał wszystkich
pozabijać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Poczułem uścisk Rose na swoim ramieniu.
Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić jaka była przerażona. Chociaż nie
widziałem dokładnie jej twarzy, bylem pewien, że po jej policzkach
spływały łzy. Znałem ją na tyle dobrze, by to wiedzieć.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Była już wystarczająco zmęczona od czasu
kiedy uciekliśmy z Wickendale. Ciągłe życie w nerwach i stresie, musiało ją
wykańczać. Strach, że w każdej chwili mogliśmy zostać złapani nie pozwalał
spokojnie żyć. Bałem się, że Rose może tego wkrótce nie wytrzymać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Czasami miewałem takie chwile, kiedy do
mojej głowy wkradały się myśli o tym, że Rose mnie zostawi, że nie będzie
chciała tak żyć. To w końcu przeze mnie znajdujemy się w takiej sytuacji. Gdyby
mnie nie poznała, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie musiałaby martwić
się każdego dnia o to, że kiedyś może zostać złapana. Nie musiałaby obawiać się
za każdym razem, gdyby zobaczyła wóz policyjny, nie musiałaby nigdy zmieniać
imienia i nazwiska. Miewałem również myśli, w których Rose żałowała, że mnie
poznała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
I wtedy przypominałem sobie o chwilach,
gdy mówiła, że mnie kocha. Nie wspominając już o naszej wspólnie spędzonej
nocy, o tym co razem przeżyliśmy. O tym jak się uśmiechała, kiedy przyglądałem
się jej, a ona nie patrzyła. Uwielbiałem obserwować jak się denerwowała, kiedy
ją przedrzeźniałem, a jej brwi marszczyły się w gniewie. Albo jak nieświadomie
zwilżała językiem swoje wargi, a ja za każdym razem miałem ochotę je pocałować.
Wracałem pamięcią do tej nocy, kiedy wyciągnęła mnie na zabawę i tańczyliśmy
razem przytuleni do siebie. Uświadomiłem sobie wtedy, że trzymam w ramionach
cały swój świat i chcę spędzić z nią resztę życia. Niczego nie mogłem być
bardziej pewien. Cieszyłem się wówczas jak prawdziwy szaleniec, chociaż
próbowałem to przed nią ukryć. Kochałem ją, kurwa, kochałem ją najbardziej na
świecie i zrobiłbym dla niej wszystko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Hałas robił się coraz wyraźniejszy i
głośniejszy. Zdawało się, że znajduje się zaledwie kilka kroków od nas. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nie byłem gotów na to by zostać złapanym,
po tym wszystkim co już przeszedłem. To nie mogło się tak skończyć. Po prostu
nie mogło. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wstałem z ziemi gotowy do walki.
Usłyszałem szelest tuż przede mną i rzuciłem się na tę osobę po czym od razu
się wycofałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Sarna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Kurwa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
To tylko pierdolona sarna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Zwierzę od razu się wystraszyło i
uciekło, a ja usłyszałem tylko śmiech Rose. Najpierw się zdenerwowałem, bo
przez jakieś głupie zwierzę o mało nie narobiłem w gacie, ale gdy Rose nie
mogła powstrzymać się od śmiechu, sam ostatecznie się poddałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Leżeliśmy na ziemi i śmialiśmy się tak
długo, że nawet nie zorientowałem się, kiedy policja zniknęła z pod domu
Frankie'go. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Musimy iść. - Powiedziałem do Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Przytaknęła, a ja podałem jej rękę,
pomagając wstać. Otrzepała swoje ubranie z brudu i po chwili ruszyliśmy w
stronę domu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
To była jedna z najdłuższych podróży w
moim życiu, chociaż trwała zaledwie kilka minut.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Moje myśli wirowały wokół przeszłości,
której wolałem unikać jak ognia, ale ona wciąż do mnie wracała i wracała.
Stykałem się z nią na każdym kroku. Tego nie dało się zatrzymać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Harry czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Co? Przepraszam, zamyśliłem się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Widzę. Pytałam jaki on jest?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Kto?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Aghh.. Frankie. - Odparła poirytowana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Jest.. miły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-I to tyle?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Tak.<o:p></o:p></div>
<br /><div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Stojąc przed drzwiami Frankie'go
zastanawiałem się co takiego mu powiem. Czy lepiej wyznać prawdę od początku do
końca, czy może zmyślić coś, do czego byłby bardziej przekonany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
To, że Rose była przy mnie, oczywiście
cieszyło mnie , ale bałem się, że pewne tajemnice mogą wyjść na jaw. Nie
chciałem tego. Wolałbym, aby niektóre fakty pozostały tam, gdzie ich miejsce,
daleko w przeszłości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Spojrzałem na Rose, która posłała mi
dodający otuchy uśmiech i zapukałem lekko do drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nikt nie otwierał.</div>
<div class="MsoNormal">
Jeszcze jest szansa, żeby się wycofać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Może nie słyszą. Zapukaj jeszcze raz. -
Powiedziała Rose, zanim zdążyłem podjąć jakiekolwiek kroki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Moja dłoń już miała stykać się z
drzwiami, kiedy te nagle się otworzyły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Harry?! - Głos mojego starego
przyjaciela nieco zmienił się od czasu, gdy widziałem go po raz ostatni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W jego oczach zobaczyłem coś dziwnego. To
wyglądało jak.. ulga? Mimo, że wyglądał na szczęśliwego, czułem, że coś wisi w
powietrzu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-A to jest? - Zapytał, wskazując na Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Ehm.. Rose. Jestem Rose. - Przedstawiła
się, niepewna czy użyć prawdziwego imienia i uścisnęła jego dłoń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Harry? Witaj. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Dana wychodziła właśnie z kuchni,
kierując się w naszą stronę. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, ale mimo to
wymieniła nerwowo szybkie spojrzenie ze swoim mężem. Wyglądała teraz zupełnie
inaczej niż ją zapamiętałem. Miała dłuższe włosy, inną cerę i.. była w ciąży.
Za jej nogami chował się mały chłopiec. Zapamiętałem go, jak leżał jeszcze w
kołysce i ciągle płakał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To wszystko uświadomiło mi, jak wiele
czasu już zmarnowałem. Jak bardzo spieprzyłem swoje życie. Gdyby nie Rose,
pewnie robiłbym to dalej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Frankie, musimy porozmawiać. - Zwróciłem
się do niego. - Na osobności. - Spojrzałem na Rose, która miała zdezorientowany
wyraz twarzy, a jej cera znacząco zbladła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Najpierw zjecie kolację, Dana właśnie ją
przyrządziła. Na pewno jesteście głodni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Zgodziłem się, głównie ze względu na to,
że nawet nie pamiętałem kiedy po raz ostatni miałem w ustach normalny posiłek.
Weszliśmy do kuchni, a ja od razu zająłem miejsce przy Rose. Dana podała do
stołu jedzenie, a oczy Rose od razu rozszerzyły się na ten widok. Ja też
musiałem powstrzymywać się od tego, by nie rzucić się na jedzenie, jak
wygłodniały bezdomny. Ale czy właśnie nim nie byłem? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Po kolacji wykorzystałem moment, gdy Rose
bawiła się z małym chłopcem i ponownie poprosiłem Frankie'go o rozmowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
ROSE'S POV<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Mały Timmy był przesłodki i świetnie
bawiłam się w towarzystwie jego i jego mamy. Dobrze było oderwać się od
chwilowych problemów i po prostu pobawić się z małym chłopcem, który zarażał
swoim uśmiechem wszystkich wokół. Świat z perspektywy dzieci był taki radosny i
nieskomplikowany. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wszystko było w porządku, dopóki nie
zauważyłam jak Harry wstaje od stołu ze swoim przyjacielem i wychodzą do innego
pomieszczenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Dlaczego nie chciał bym słyszała ich rozmowę?
Czy on coś przede mną ukrywał? Nie ufał mi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Nie martw się. To mężczyźni. Oni tacy
są. - Dana próbowała przywrócić mnie do rzeczywistości. Byłam jej wdzięczna za
to, że próbowała odwieść mnie od zmartwień.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Uśmiechnęłam się. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Była naprawdę miłą kobietą. W
dodatku była w ciąży i wyglądała na szczęśliwą. Patrząc na nią, zastanawiałam
się jak będzie wyglądało moje życie. Moja przyszłość z Harry'm. Czy on w ogóle
chce wiązać ze mną przyszłość? Z drugiej strony czy jeżeli by nie chciał, to
proponowałby mi małżeństwo? Dlaczego więc mi nie ufał?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Musiałam natychmiast przerwać tę falę
gromadzących się pytań w mojej głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Mogę skorzystać z łazienki? - Zapytałam
Danę.</div>
<div class="MsoNormal">
-Jasne. Prosto i na lewo. - Poinstruowała
mnie po czym wróciła swoim zainteresowaniem do synka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Szłam korytarzem do łazienki, kiedy nagle
przy drzwiach po drugiej stronie usłyszałam dwa męskie głosy. Harry i Frankie
rozmawiali stłumionym głosem, tak jakby obawiali się, że ktoś ich usłyszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale
zanim zdążyłam się nad tym zastanowić moje ucho już było przystawione do drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Nie wracajmy do tego. - Harry brzmiał na
poirytowanego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Czy ona wie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kto? I o czym wie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Nie. I chcę żeby tak zostało. - Odparł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
O co tu do cholery chodzi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
-Harry, powinieneś jej o tym
powiedzieć. </div>
<div class="MsoNormal">
-Wiem. Ale jeszcze nie teraz. Nie jest na
to gotowa. - Harry odparł stanowczo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Chciałam tam wejść i od razu wypytać go o
to, co właśnie usłyszałam, ale kiedy dotarł do mnie dźwięk odsuwanych krzeseł,
sygnalizujący, że zaraz opuszczą pomieszczenie, szybko otworzyłam drzwi
łazienki i weszłam do środka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Jedno było pewne. Harry coś przede mną
ukrywał, a ja musiałam dowiedzieć się co to było. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<u> </u></div>
<div class="MsoNormal">
I jak? :) </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-33524878160575240132015-11-13T20:23:00.002+01:002015-11-13T20:23:47.783+01:00Rozdział 18HARRY'S POV<br />
<br />
Cholera. Od zawsze wiedziałem, że jestem pierdolonym psychopatą, ale zabicie tego policjanta na oczach Rose, sprawiło, że czuję się jeszcze gorzej. Gdybym tylko miał inną możliwość, nie zrobiłbym tego. To co zobaczyłem w jej oczach, zaraz po tym jak go zabiłem, nie wiem co to było, strach? Chociaż próbowała to ukrywać, wiedziałem to. Wiedziałem, że ją kurwa przeraziłem. Mimo tego, że mnie kochała, bała się mnie, byłem tego pewien. Ale już nie mogłem tego odkręcić. Pozostało mi tylko udowodnić jej, że się myli.<br />
<br />
Nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy. Wszystko dookoła wydawało mi się takie samo. Biegliśmy już kilka godzin, a wokół zaczęło robić się ciemno. Miałem wrażenie, że kręcimy się w kółko, albo może po prostu zaczynałem wariować. Dlatego odetchnąłem z ulgą, kiedy powoli zbliżaliśmy się do krawędzi lasu. Miałem nadzieję, że znajdowaliśmy się we właściwym miejscu.<br />
<br />
Frankie był moim jedynym przyjacielem, jakiego kurwa kiedykolwiek miałem. Nawet, kiedy się pokłóciliśmy wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć. Ale mimo tego, że kiedyś dobrze się dogadywaliśmy, nie mogłem być całkowicie pewien, że będzie chciał nam pomóc. Nie widziałem się z nim od śmierci Emily. Byłem wtedy tak kurewsko przygnębiony, że zapomniałem o całym świecie. Nic nie miało wtedy dla mnie znaczenia. Gdybym był na jego miejscu, nie byłbym do końca przekonany do tego, by pomagać dwójce zbiegów, zwłaszcza, że ma na utrzymaniu rodzinę. To mogłoby go narazić na duże niebezpieczeństwo. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że się nad nami zlituje.<br />
<br />
Przez większość drogi Rose była nadzwyczajnie milcząca. Martwiło mnie to.<br />
<br />
-Rose. - Zatrzymałem się na chwilę i złapałem jej dłoń.<br />
<br />
Nie odezwała się.<br />
<br />
-Rose, spójrz na mnie.<br />
<br />
Jej wzrok spotkał się z moim. Miała smutny wyraz twarzy, a ja poczułem jak moje serce upada na podłogę.<br />
<br />
-Wiem, że zabijanie tego faceta nie było dobrym wyborem. I wiem, że cholernie cię przeraziłem, ale musisz zrozumieć, że nie było innego wyjścia.<br />
<br />
Wiatr rozwiał jej włosy, które niesfornie ślizgały się po jej twarzy. Ująłem kosmyki i założyłem jej za ucho.<br />
<br />
-Rozumiem. - Powiedziała, uciekając wzrokiem.<br />
-Nie, Rose. Nie zbywaj mnie tylko dlatego, że nie wiesz co powiedzieć.<br />
-Nie zbywam cię.<br />
<br />
Chwyciłem jej podbródek i uniosłem go w górę, zmuszając by na mnie spojrzała.<br />
<br />
-Mam świadomość tego, że bardzo cię przeraziłem. Kurwa, przestraszyłem się nawet samego siebie. Zajebiście mocno cię kocham Rose i nie chcę cię stracić.<br />
<br />
Przyciągnąłem ją do siebie i uścisnąłem. Czułem jak jej serce mocno uderza. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Nie wiedziałem tylko jaki był tego powód.<br />
<br />
-Rozumiem, Harry, naprawdę. Wszystko w porządku.<br />
<br />
I choć wiedziałem, że wcale nie wierzyła w to, co mówi i była zupełnie innego zdania, zmusiłem się by uwierzyć, że jej słowa są prawdziwe.<br />
<br />
-Kocham cię, Rose. - Wyszeptałem, przytulając ją mocniej.<br />
-Kocham cię, Harry.<br />
<br />
Kurwa, kochałem ją najbardziej na świecie. Dotąd nie wiedziałem, że można kochać kogoś tak bardzo. I mimo tego, że była dla mnie najważniejszą osobą na świecie, nie mogłem być pewien, czy rzeczywiście była przy mnie bezpieczna.<br />
<br />
Zbliżaliśmy się już do krańca lasu, a na horyzoncie było widać dom Frankie'go. Już prawie mieliśmy się cieszyć, że przez jakiś czas te pierdolone drzewa, na których widok dosłownie mnie mdliło, znikną nam z oczu, dopóki czegoś nie spostrzegłem.<br />
<br />
Policyjny wóz.<br />
<br />
Kurwa.<br />
<br />
-Rose, połóż się. - Szepnąłem.<br />
-Co?<br />
-Połóż się! - Powiedziałem nieco głośniej, ciągnąc ją za ramię i zmuszając by położyła się na ziemi.<br />
<br />
Miała zdezorientowany wyraz twarzy.<br />
<br />
Kurwa. Nie przewidywałem tego.<br />
Co tu do chuja robi policja?! Czy to ma coś wspólnego z nami? Przecież nikt nie wiedział nic o Frankie'im. Jak się dowiedzieli?<br />
<br />
Cholera. Mój jedyny plan, który zdołałem wymyślić, właśnie poszedł się jebać.<br />
<br />
Miałem nadzieję, że nas nie zauważyli. I w duchu dziękowałem Bogu, że słońce już zachodziło. Mogliśmy przynajmniej ukryć się w cieniu.<br />
Ci pieprzeni detektywi sprawdzili pewnie każdy możliwy kąt. Musieli być cholernie dobrzy, skoro trafili także tutaj.<br />
<br />
-Harry co się dzieje? Dlaczego leżymy? - Rose zapytała, stłumionym głosem.<br />
-Spójrz. Tylko ostrożnie.<br />
<br />
Pozwoliłem jej trochę się wychylić.<br />
<br />
-O cholera. - Wyszeptała, a na jej twarzy malowało się przerażenie.<br />
<br />
Nagle tysiące myśli napływało do mojej głowy i musiałem się opanować by nie strzelił mi do głowy jakiś głupi pomysł. Tego by nam jeszcze brakowało, gdybym wpędził nas w jeszcze większe kłopoty.<br />
<br />
Na tę chwilę kompletnie nie wiedziałem co robić. Jedynym sensownym pomysłem wydawało się przeczekać aż sobie pojadą. Ale co dalej? Powoli zaczynałem panikować. Od dłuższego czasu nie potrafiłem wymyślić nic sensownego. Próbowałem ukrywać to przed Rose, ale naprawdę mój zasób pomysłów zaczął się wyczerpywać.<br />
<br />
Leżeliśmy ukryci przez jakiś czas. Nawet nie potrafiłem określić ile mniej więcej to trwało. Podniosłem się lekko, by ocenić sytuację. Nadal tam byli. Byłem ciekaw jak długo jeszcze zajmie im to węszenie.<br />
<br />
W głębi rzeczy mogłem się mylić. Tu wcale nie musiało chodzić o nas. W okolicy popełniono morderstwo. Gliny mogły tylko zbierać potrzebne im informacje i wypytywać o te inne gówniane rzeczy, które i tak nigdy nie pomagają im w śledztwie. Modliłem się, aby tak było.<br />
<br />
Postanowiłem, że poczekamy ukryci w lesie dopóki policja nie odjedzie. Potem szybko przemkniemy do domu mojego starego przyjaciela i jakimś kurwa sposobem przekonam go, aby nam pomógł. Chodziło tylko o załatwienie fałszywych paszportów. Nic więcej. Dzięki temu moglibyśmy w końcu uciec. Gdziekolwiek, byle tylko z dala od tego miejsca.<br />
<br />
<br />
ROSE'S POV<br />
<br />
Byliśmy z Harry'm w coraz większych kłopotach i wyglądało na to, że szczęście przestało nam dopisywać. Oczywiście, nie żałowałam tego, że uciekliśmy z Wickendale, ale jeśli nie wymyślimy jakiegoś konkretnego planu, to nasze marzenie o wspólnym, szczęśliwym życiu mogą się rozpaść na kawałki.<br />
<br />
Widok wozu policyjnego przed domem przyjaciela Harry'ego doszczętnie mnie przeraził. Ten dzień wydawał się kompletną porażką. Zbyt długo wszystko uchodziło nam na sucho. Zaczynałam obawiać się, że może nam się nie udać, że w końcu nas złapią i z powrotem trafimy do Wickendale. Mimo wszystko wiedziałam, że Harry nas z tego wyciągnie. Wierzyłam w to z całego serca.<br />
<br />
Byliśmy schowani w lesie już od dłuższego czasu, a policja nadal się tam znajdowała. Harry powiedział, że poczekamy tu dopóki sobie nie pojadą. Ufałam mu. Byłam pewna, że ma jakiś plan.<br />
<br />
Słońce dawno zaszło i było już całkiem ciemno. Leżąc na ziemi obserwowałam Harry'ego i to jak się nad czymś skupiał. Uwielbiałam patrzeć jak na jego czole pojawiała się charakterystyczna zmarszczka, oznaczająca, że się nad czymś zastanawiał.<br />
<br />
Nagle usłyszałam jakiś szelest niedaleko nas. Nic nie mogłam zobaczyć, ani nic wypatrzeć przez panującą wokół ciemność. Moje ciało zaczęło panikować, a mięśnie odruchowo się napięły. Dźwięk łamiących się gałęzi sygnalizował, że ktoś się do nas zbliża.<br />
<br />
-Harry.. tam ktoś jest. - Wyszeptałam, a mój puls znacząco przyspieszył.<br />
<br />
<u> </u><br />
Hejka :) Jest to już rozdział całkowicie pisany przeze mnie. (za zgodą autorki) Jak go oceniacie?<br />
Mam nadzieję, że niewiele różni się od poprzednich. :)<br />
<br />
Btw dzisiaj premiera Made In The A.M. fuakhavnlas <3 umieram dosłownie. Hey Angel to życie. Przepraszam, że nie na temat, ale nie mam z kim fangirlować.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-29178632726311053622015-11-03T20:07:00.000+01:002015-11-03T20:07:27.982+01:00Rozdział 17ROSE'S POV<br />
<br />
Jedyne co tylko mogłam usłyszeć to przeszywające dzwonienie w moich uszach, które blokowało wszystkie inne dźwięki. Przez moment zapomniałam o ostrej eksplozji, która mną wstrząsnęła. Miałam zamknięte oczy, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało, dopóki ich nie otworzyłam. Czułam się, jak w chwilowym transie. Nie wiedziałam kiedy wróciła mi świadomość, ale czułam tylko, jak moje palce kurczowo ściskają koszulkę Harry'ego.<br />
<br />
Powoli, nie miałam pojęcia, czy trwało to minuty, czy sekundy, ale wszystko zaczęło do mnie docierać. Harry zastrzelił policjanta. Przyciągnął mnie do siebie, nie chcąc bym była świadkiem nieprzemyślanego morderstwa, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku.<br />
<br />
Poczułam jak jego ramię powoli zaczyna się poruszać. Gorące łzy spływały po moich policzkach, nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Byłam w szoku. Bałam się. Nie miałam pojęcia, co teraz robić. Odsunęłam się od Harry'ego i spojrzałam na jego twarz. Definitywnie mogłam stwierdzić, że on również był w szoku, kiedy przyglądał się mężczyźnie leżącemu na ziemi. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam krew.. mnóstwo krwi. <br />
<br />
-Rose... - Powiedział szybko, nawet na mnie nie spoglądając. - Musimy uciekać. Teraz.<br />
<br />
Nawet nie poczułam, jak się ode mnie odsunął i zaczął podążać w kierunku wyjścia.<br />
<br />
-No dalej Rose, nie patrz na niego!<br />
<br />
Potrząsnęłam głową. To nie mogło się naprawdę wydarzyć. Nie mogłam złożyć tego wszystkiego w logiczną całość. Nie mogłam być nawet pewna, czy będę w stanie się poruszyć. Moje ciało jednak zaczęło się powoli oddalać. Moje roztrzęsione dłonie zaczęły pośpiesznie zwijać prześcieradło, na którym leżeliśmy oboje zeszłej nocy. Kilka godzin temu, wszystko było jeszcze w porządku.<br />
<br />
Nie mieliśmy nawet czasu powiedzieć sobie "dzień dobry" zanim sprawy zaczęły się komplikować, ale nigdy nie przypuszczałabym, że ten mężczyzna będzie leżał martwy, na podłodze, zaledwie kilka stóp ode mnie. Wzdrygnęłam się na samą myśl, nie wiedząc jak mam na to zareagować.<br />
<br />
Śmierć. Otaczała go kałuża krwi, a wszystko to co ja i Harry mogliśmy zrobić, to spakować się i uciekać. Nigdy nie spodziewałabym się, że ten dzień zacznie się tak okropnie. Do głowy zaczynały mi napływać przeróżne myśli. Ten facet na pewno miał rodzinę, syna, może był czyimś mężem, albo ojcem.<br />
<br />
-Dobrze się czujesz? - Harry zapytał, a ja aż podskoczyłam, czując jego dotyk na swoim ramieniu.<br />
<br />
Usilnie starałam się zachowywać normalnie, ale to było wręcz niemożliwe. tylko kiwnęłam głową, wciąż patrząc na podłogę. Mogłam poczuć na sobie jego spojrzenie, ale nie chciałam odwracać wzroku.<br />
<br />
-Dobrze, więc chodźmy. - Oznajmił. Jego dłonie znalazły się na moich plecach, kierując mnie w stronę wyjścia. Harry stał pomiędzy mną, a martwym policjantem. Poczułam ścisk w gardle, kiedy utkwiłam wzrok w martwych rękach.<br />
<br />
-Nie patrz na niego Rose, słyszysz? Chodźmy. - Ponaglał mnie.<br />
<br />
Byłam w szoku, ale otrząsnęłam się na tyle, by wyjść na zewnątrz. Rozglądaliśmy się uważnie, upewniając się czy nikt nie był świadkiem tej sytuacji. najpierw szliśmy powoli, stopniowo zwiększając tempo, aż w końcu zaczęliśmy biec. Biegliśmy ile sił w nogach, kierując się w stronę lasu. Tylko tam mogliśmy liczyć na schronienie.<br />
<br />
Spojrzałam na jego twarz. Była blada. Zauważyłam znajomą zmarszczkę na jego czole, skupiał się na czymś, ale nie rozpoznałam w nim żadnego poczucia winy, ani strachu. Nic co świadczyłoby o tym, co stało się przed chwilą. Dlaczego nie był w szoku? Przecież ten mężczyzna nie żyje. Pomimo tego, że to Harry nacisnął spust, czułam się winna, bo byłam tam i mu na to pozwoliłam.<br />
<br />
Mój oddech stawał się coraz szybszy. Czułam jak moje płuca dosłownie płoną. Nie mogłam pozbyć się tych strasznych obrazów z mojej głowy.<br />
<br />
-Harry. - Próbowałam krzyknąć, ale moje słowa zostały przyćmione przez wiejący wiatr.<br />
<br />
Powtarzające się sceny wciąż siedziały w moich myślach i nie zapowiadało się, żeby szybko je opuściły. Pistolet, krew, jego dłonie.<br />
<br />
-Harry! - Krzyknęłam ponownie, o wiele głośniej niż wcześniej, aż w końcu się odwrócił.<br />
-Zabiłeś go. - Słowa opuściły moje usta, pozwalając mi naprawdę w to uwierzyć. - Ten facet leży tam przez nas. - Starałam się powstrzymywać od płaczu.<br />
<br />
Zatrzymałam się, a wiatr rozwiał moje włosy we wszystkie strony, czułam suchość w gardle. On był martwy.<br />
<br />
-Rose. - Usłyszałam szept Harry'ego. Bez słowa podbiegł do mnie i objął moje roztrzęsione ciało. - Wiem Skarbie, wiem. - Jego dotyk stał się moim ukojeniem, głaskał moje włosy chcąc choć trochę uwolnić mnie od stresu.<br />
<br />
Nie miałam czasu żeby się tym denerwować. Byłam zbyt pochłonięta niepokojem, który wiercił dziurę w moim brzuchu. Nie potrafiłam powstrzymać przebłysków minionych sytuacji,<br />
<br />
Przewijających się w mojej głowie. Wciąż nie docierało do mnie jak to się stało. Harry doświadczał przemocy przez całe, swoje życie, już wcześniej kogoś zabił. Ale ze mną było zupełnie inaczej.<br />
<br />
-Hej. -Harry odezwał się kilka chwil później, jego dłonie delikatnie pocierały moje policzki. Oparł swoje czoło o moje mówiąc. -Nie mieliśmy innego wyboru. Mogliśmy albo wrócić do instytucji, albo go zastrzelić. Nie było innej opcji. Nie zrobiłaś nic złego.<br />
<br />
Pomimo tego, co mówił, czułam, że zrobiłam coś złego. Jego oczy wpatrywały się w moje, pogłębiając swój szmaragdowy odcień. To spojrzenie błagało mnie o zrozumienie.<br />
-Rozumiesz? - Zapytał delikatnie.<br />
<br />
-Nienawidzę tego robić, Rose, ale naprawdę musimy się zbierać. Ktoś na pewno usłyszał.. zamieszanie. - Zauważyłam, że starał się unikać używania takich słów jak strzelanina, czy morderstwo.<br />
Przytaknęłam i otarłam łzy z moich policzków.<br />
<br />
-Masz rację, powinniśmy stąd iść. - Zgodziłam się.<br />
<br />
Harry złożył pocałunek na moim czole, zanim zaczęliśmy ponownie uciekać.<br />
<br />
To wszystko działo się zbyt szybko. Harry zastrzelił policjanta, a ja przeraziłam się tak bardzo, że utraciłam pewną część siebie. A już kilka minut później oboje znowu uciekamy. Dlaczego ciągle o tym wspominam? Wiedziałam, że Harry był niebezpieczny i że zabił James'a, myślałam o tym wcześniej. Ale teraz było inaczej. Starałam się to zrozumieć, ale mimo wszystko, gdzieś w głębi siebie czułam cień niepokoju. Ten facet nie był James'em. Był zupełnie niewinny. Nie zrobił nic, czym zasłużył sobie na śmierć. W dodatku prawdopodobnie miał rodzinę. To całkiem zmienia postać rzeczy. Nie ważne kim jesteś, odbieranie komuś życia, szczególnie komuś niewinnemu, nie jest w porządku. Skąd miałam mieć pewność, że nie zrobi tego kolejny raz?<br />
<br />
Odłożyłam tę myśl na później. Rozmyślanie o tym teraz nie miało żadnego znaczenia. Może Harry po prostu tłumił w sobie emocje. Może tylko był zbyt zajęty ucieczką i koncentrował się na tym za mocno.<br />
<br />
Potrząsnęłam głową, pozbywając się wszystkich absurdalnych myśli. Nie mogłam wciąż tego rozpamiętywać. Harry miał rację, teraz powinniśmy skupić się tylko i wyłącznie na ucieczce. Postanowiłam pozbyć się wszystkich myśli i skupić się tylko na swoich krokach.<br />
<br />
Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Oboje staraliśmy się utrzymywać stabilny oddech i powstrzymać się od rozmów. Nic jednak nie było wstanie mnie rozpraszać tak bardzo, jak okupujące moją głowę myśli.<br />
<br />
Chciałam trzymać się myślami z dala od martwego ciała. Ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Czy ktoś natknie się na to ciało? Ile to będzie trwało? Godziny? Dni? A co jeśli ktoś rzeczywiście usłyszał strzały i zadzwonił po gliny? Policja mogła być już w drodze.<br />
Dręczyłam się z tym zbyt długo. Moje kroki stawały się coraz cięższe, a zmęczenie dawało się we znaki. Biegliśmy już kilka godzin, wydając z siebie głośne dyszenie. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. I nie sądziłam, że Harry również to wiedział. Musieliśmy jak najszybciej oddalić się od miejsca, gdzie spędziliśmy razem ostatnią noc.<br />
<br />
Słońce jeszcze znajdowało się na niebie, ale nie wiem ile czasu już biegliśmy. Mogłam tylko przypuszczać, że było około piętnastej. Albo trochę później. Nagle Harry zatrzymał się i osunął w dół.<br />
<br />
-Czekaj. - Oznajmił, dając mi jednocześnie znak, bym do niego podeszła. Przybliżyłam się do niego, kiedy ściągał plecak ze swoich ramion.<br />
-Nic dzisiaj nie jadłaś.<br />
<br />
Przez tą całą sytuację, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Byłam wyczerpana. Zdecydowanie powinnam coś zjeść, by moje ciało nabrało trochę siły.<br />
<br />
Zgodziłam się z nim, starając się uspokoić mój oddech.<br />
<br />
-Tam. - Oznajmił, wskazując mi kierunek.<br />
<br />
Las, w którym się znajdowaliśmy był niezwykle gęsty. Rozejrzałam się przez chwilę, podziwiając spadające płatki śniegu, napotykając wzrokiem Harry'ego osuwającego się przy jednej z sosen. Sposób w jaki jego kręcone włosy układały się w nieładzie, sprawiał, że wyglądał tak młodo. Zauważył jak mu się przyglądam i uśmiechnął się do mnie, ukazując dołeczki w swoich policzkach. Nikt nigdy nie pomyślałby, że ten słodki mężczyzna, znajdujący się naprzeciwko mnie, był zdolny do tego, by bezwzględnie pozbawić kogoś życia.<br />
Nie miał innego wyboru, przekonywałam samą siebie. Zrobił to tylko dlatego, by nas uratować.<br />
<br />
-Chodź. - Ponaglał mnie, bym do niego dołączyła. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, idąc w jego stronę. Zrzuciłam swoją torbę na ziemię, klękając i wyjmując z niej batonik, krakersy i banana. Podeszłam do niego i usiadłam pomiędzy jego nogami.<br />
<br />
-Mmm. - Usłyszałam w chwili, gdy się na nim usadowiłam. Oparłam się o jego tors, Chciałam zapomnieć o tym, co wydarzyło się niedawno.<br />
<br />
Spuścił na mnie wzrok, a jego spojrzenie spotkało się z moim.<br />
<br />
-Wszystko w porządku? - Zapytał troskliwie, szukając obawy w moich oczach.<br />
-Tak, nic mi nie jest. - Odparłam, pochylając się by go pocałować. Jego usta były takie miękkie i delikatne.<br />
<br />
Przytuliłam się do niego, a on oparł głowę na moim ramieniu.<br />
<br />
-Chciałbym zabrać Cię gdziekolwiek, byś była bezpieczna, gdzieś gdzie nie musielibyśmy się o to wszystko martwić. Zasługujemy na spokój, wiesz o tym prawda?<br />
-Tak.<br />
-Niedługo tak będzie, Rose. Obiecuję. Jesteśmy w pobliżu farmy, gdzie kiedyś pracowałem. Schronimy się tam przed policją i panią Hellman i przekonamy mojego starego przyjaciela do tego, by załatwił nam fałszywe paszporty. Musi nam się udać. - Wypowiadał słowa raz za razem, rozmyślając o ucieczce.<br />
-Wiem, że nam się uda. - Powiedziałam. - Zwialiśmy z Wickendale i podążaliśmy setki mil bez żadnej wpadki. To prawdziwy rekord.<br />
<br />
Harry tylko się uśmiechnął, a ten widok sprawiał, że byłam szczęśliwa.<br />
<br />
Ale w głębi duszy nie byłam co do tego przekonana. Wydarzenia z dzisiejszego poranka wydawały się zniknąć, ale mimo wszystko coś jednak mnie dręczyło.<br />
<br />
-Rose, zwróciłaś uwagę na to co mówił ten policjant? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.<br />
-Co takiego?<br />
-Morderstwo. Powiedział, że ktoś zginął w tym mieście tej samej nocy. I wydaje mi się, że słyszałem coś takiego, również poprzednim razem, gdy byliśmy w mieście. Nie sądzisz, że to trochę dziwne?<br />
<br />
Harry przyglądał mi się przez moment.<br />
<br />
-Chociaż z drugiej strony, może ci ludzie po prostu przypadkowo zginęli w tym samym czasie. To mógł być zwykły zbieg okoliczności. Najważniejsze, że nam nic się nie stało.<br />
<br />
Przytaknęłam. Pragnęłam za wszelką cenę pozbyć się tych myśli, które za sprawą Harry'ego dotarły do moje głowy, ale to było dla mnie za trudne.<br />
<br />
Wtedy Harry znowu na mnie spojrzał, zakładając mi niesforne kosmyki włosów za ucho.<br />
<br />
-Hej, nie przejmuj się tym. Masz wystarczająco dużo na głowie, nie potrzebujesz myśleć jeszcze o tym.<br />
<br />
Jego błagalne spojrzenie dowodziło, że żałował, że mi o tym powiedział.<br />
Przytaknęłam, opierając ponownie głowę na jego ramieniu. Musiałam natychmiast zaprzestać o tym myśleć. Inaczej będzie mnie to dręczyło i torturowało mnie od środka.<br />
<br />
Po paru minutach, które poświęciliśmy na jedzenie, Harry podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej papierosy. Włożył jednego pomiędzy usta i zaczął czegoś szukać.<br />
<br />
-Gdzie do kurwy nędzy jest moja zapalniczka? - Klął, a jego papieros zabawnie tańczył pomiędzy jego ustami. Wyrzucił na ziemię wszystkie rzeczy, ale niczego nie znalazł.<br />
<br />
-Może sprawdzić w swojej Skarbie? - Spytał, jednocześnie przeszukując swoje kieszenie.<br />
-Jasne. - Przeszukałam swoją torbę, ale również niczego nie znalazłam.<br />
-Nie wyrzuciłeś jej?<br />
-Nie.<br />
<br />
Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić czy nie leży na ziemi.<br />
<br />
-Wiesz co? - Powiedział. - Musiała mi wypaść. Kurwa.<br />
-Jesteś pewien? - Zapytałam.<br />
-Tak. Kurwa mać. Jak będę teraz palił?<br />
<br />
Zaśmiałam się, nie wiedząc co odpowiedzieć. Obawiałam się, że zgubienie zapalniczki, było ostatnie na naszej liście problemów.<br />
<br />
<br />
<br />
KELSEY'S POV<br />
<br />
Rose i Harry uciekli, tak jak każdy przypuszczał. To było powodem kompletnego zamieszania, przez które pani Hellman wariowała. Ochroniarze byli uważniejsi, a ja i Lori martwiłyśmy się jak nigdy wcześniej. Miałyśmy znaczny udział w ich ucieczce, a policjanci byli bardzo dociekliwi, jakby wszystkiego się domyślali.<br />
<br />
Jednak Lori i ja trzymałyśmy się twardo. Ta sytuacja sprawiła, że trochę się do siebie zbliżyłyśmy. Miałyśmy alibi i wymyśloną wspólnie historyjkę, którą im sprzedałyśmy. Nie miałam jednak pewności czy to wszystko było wystarczająco wiarygodne. Niepewność powodowała, że zaczynałam się obawiać. Bardziej jednak martwiłam się o Rose. Prawda jest taka, że nigdy nie ufałam, ani nie lubiłam Harry'ego. Miałam nadzieję, że była bezpieczna. Wiedziałam, że ją kocha i modliłam się w duchu, żeby ją chronił.<br />
<br />
Przypuszczam, że pani Hellman w końcu uświadomiła sobie, że jej uciekinierzy najprawdopodobniej żyją. Nie potrafiła tego jednak zaakceptować i to doprowadzało ją do furii. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie odpuści dopóki ich nie odnajdzie. Wielkie grono poszukiwaczy zostało zorganizowane by ich znaleźć,a ja codziennie przed snem modliłam się o losy Rose i Harry'ego.<br />
Niech Bóg ma ich w opiece -będą tego potrzebować.<br />
<br />
<u> </u><br />
Hej :)<br />
Ci którzy śledzą angielską wersję na wattpadzie pewnie już o tym wiedzą. Otóż autorka postanowiła zakończyć swoją pracę na tym właśnie etapie. (Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mi z tego powodu smutno i prawie płaczę pisząc to)<br />
Jak tak można? Nie mogę żyć z niewiedzą jak to się wszystko dalej potoczy.<br />
Więc w takim razie mam propozycję. Mogłabym postarać się samodzielnie kontynuować tą historię (oczywiście za zgodą autorki) jeśli tego chcecie. Napiszcie mi w komentarzu czy podoba wam się ten pomysł, czy lepiej zakończyć tą historię i pozostać w niepewności do końca życia :( (tak wiem, za bardzo dramatyzuję, ale tak bardzo się zżyłam z tym opowiadaniem, że po prostu nie mogę inaczej)<br />
No więc decyzję o kontynuacji tego fanfiction pozostawiam do waszej dyspozycji :)<br />
No i oczywiście napiszcie mi jak wam się podobał ten rozdział :)<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-80858372734716982242015-10-23T22:31:00.000+02:002015-10-23T22:31:15.790+02:00Rozdział 16GRANT'S POV<br />
<br />
Minęły trzy dni odkąd przydzielono mi tę sprawę. Przeszukaliśmy każdy, najmniejszy cal wokół instytucji Wickendale. Nie udało się jednak odnaleźć ani jednego śladu świadczącego o ich obecności.<br />
Moja załoga, cały czas była zajęta przesłuchiwaniem pacjentów i pracowników w sprawie naszych zbiegów. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej, istotnej informacji, dotyczącej ich prawdopodobnego miejsca pobytu.<br />
<br />
Dowodów należało szukać gdzieś indziej, z pewnością w innych miastach. Nie było ich nigdzie w pobliżu. Byłem prawie pewien, że pacjenci uciekli bardzo daleko, może nawet do innego kraju, ale pani Hellman wciąż nalegała. Nadszedł odpowiedni czas, by podjąć duży krok i ruszyć z tą sprawą do przodu. Musiałem wytropić przestępców i schwytać ich zanim słuch po nich doszczętnie zaginie.<br />
<br />
Trudniejsze od schwytania ich było tylko powiedzenie o tym pani Hellman.<br />
<br />
Była zbyt wymagająca i przejęta tą sprawą, chciała znać każdy, najmniejszy detal. Jedyne co teraz się dla niej liczyło, to polowanie na zbiegów. Nie było jej w swoim biurze, kiedy przyszedłem.<br />
<br />
-Przepraszam, gdzie jest pani Hellman? - Zapytałem jednego z młodych strażników, pilnujących korytarza.<br />
-Myślę, że wyszła do łazienki, proszę pana. - Powiedział. Podziękowałem mu i odszedłem. W tamtym momencie ujrzałem ją w rogu korytarza.<br />
<br />
Odwróciłem się i podbiegłem do niej. Potknęła się lekko i spojrzała na mnie poirytowana.<br />
<br />
-Grant. - Przywitała mnie, jak zwykle niezbyt przyjaznym tonem.<br />
-Pani Hellman, właśnie pani szukałem.<br />
-Teraz? - Zapytała swoim monotonnym głosem, widocznie znudzona konwersacją.<br />
-Tak, mam pani coś do powiedzenia.<br />
<br />
Spojrzała na mnie wyczekująco, ale nadal obojętnie.<br />
<br />
-Prowadzimy tę sprawę od kilku dniu, szukając jakichkolwiek śladów, które mogliby zostawić, ale nadal nic nie mamy.<br />
<br />
-Więc szukajcie dokładniej. - Domagała się. Nie zdążyłem nawet dokończyć swojej wypowiedzi, a ona już wtrącała mi się w zdanie. - Kierowca, odnaleźliście go? Oczywiście, że nie.<br />
<br />
-Linda. - Zacząłem, używając po raz pierwszy jej imienia. Wiedziałem też, jak bardzo tego nie lubi. -Nie będę się z tobą kłócić. Rozumiem, że to twoja instytucja, ale to ja zajmuję się tą sprawą.<br />
<br />
Nie odebrała tego, tak jak chciałem, albo po prostu tego nie pokazywała. Musiałem szybko ruszyć z tą sprawą naprzód. Ona nienawidziła mieć czegokolwiek poza kontrolą, nienawidziła pokazywać lęku, zmartwienia, a tym bardziej słabości.<br />
<br />
-O jakiej decyzji mówisz? - Zapytała.<br />
<br />
Spojrzałem jej w oczy.<br />
<br />
-Ujawnijmy tę informację reporterom, gazetom, audycjom radiowym. Troje uciekinierów żyje i uciekło. Miejmy nadzieję, że jeśli przeszukamy miasto, nie będą na wolności zbyt długo.<br />
<br />
<br />
ROSE'S POV<br />
<br />
Harry zerwał się natychmiast, kiedy tylko otworzył oczy. Alarm ostrzegawczy przeszedł przez całe moje ciało. Jego wzrok wlepiał się nieruchomo w ścianę obok nas.<br />
<br />
Kroki.<br />
<br />
Miałam głęboką nadzieję, że to tylko część mojego snu. Często miewałam koszmary, ale tym razem był on prawdziwy. Harry też to słyszał.<br />
<br />
Usiadłam szybko, a spojrzenie Harry'ego przywróciło mnie do rzeczywistości. Wbił we mnie wzrok i położył palec na swoich ustach, dając mi znak, abym była cicho. Jego oczy nie wyglądały na przerażone, były tylko trochę zaniepokojone.<br />
<br />
Widok jego odwagi pomagał mi w opanowaniu emocji. Może w ogóle nie było powodu do niepokoju. To mógł być jakiś bezdomny, albo dzieci. Harry na pewno, bez problemu ich wygoni, a my nie będziemy czuć się zagrożeni.<br />
<br />
Nagle Harry odwrócił się i przeszukiwał torbę, po chwili wyjmując z niej broń. Na początku się zmartwiłam, ale przypomniałam sobie, że ostatniej nocy zrobił tak samo. Używał jej tylko jako zabezpieczenia. Na pewno nie będzie potrzeby do otwierania ognia. Wsunął pistolet pod swoje ubranie, tak by był ukryty, ale łatwo dostępny w razie potrzeby.<br />
<br />
Odgłosy docierały do nas coraz bardziej. Kroki były nieco ciężkie, pewne i powolne. Jakby ktoś zwyczajnie przechadzał się po budynku.<br />
<br />
Harry i ja byliśmy ogromnie spięci i nerwowi. Nasze ciała znieruchomiały, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Oczekiwanie było w prawdzie nieznośne, ale to co miało nastąpić za chwilę, było jeszcze gorsze.<br />
<br />
Buty mężczyzny kroczyły do nas zza rogu. Powoli na niego spojrzałam, mój puls przyspieszał z każdą koleją sekundą. Miał na sobie ciemne spodnie, służbowy mundur z oznaczeniami wyrytymi na ramieniu. Takie same oznaczenia znajdowały się również na jego czapce. Jego ręce spoczywały na pasku, do którego przyczepione było łoki-toki, broń i Bóg jeden wie, co jeszcze.<br />
<br />
Był policjantem.<br />
<br />
Cholera. Moje serce opadało na dno i wznosiło się prosto do mojego gardła. Mój oddech znacznie przyspieszył, ale szybko zacisnęłam usta, by go stłumić. Jest dobrze, powiedziałam sobie w duchu. To nic takiego.<br />
<br />
Może to głupie, ale dziękowałam Bogu, za to, że zdecydowaliśmy się włożyć na siebie ubrania ostatniej nocy.<br />
<br />
Harry nie wydawał się speszony.<br />
-Witam.. oficerze. - Powiedział. Jego głos był chwiejny, a wzrok wędrował zupełnie gdzieś indziej. Był zdenerwowany. Nie było to jednak coś w rodzaju "Jestem jednym z najbardziej poszukiwanych zbiegów w całej Anglii" brzmiało to bardziej jak " Jestem głupim nastolatkiem, który włamał się do opuszczonego budynku".<br />
<br />
-Dzień dobry. - Policjant odpowiedział, a w jego głosie nie było nawet cienia uprzejmości. -A wy to..?<br />
-William. William Harris. - Powiedział Harry.<br />
<br />
-Mary Baker. - Oznajmiłam, nieśmiało uśmiechając się do mężczyzny w mundurze.<br />
<br />
-Więc, Marry i William, domyślam się, że nie jesteście właścicielami tego budynku.<br />
<br />
-Nie. - Odpowiedział Harry, lekko i nerwowo się uśmiechając. Szybko przystąpił do pakowania naszych rzeczy. - Przepraszamy, już się stąd wynosimy.<br />
<br />
-Nie tak szybko. - Przerwał, wywołując we mnie ogromny strach.<br />
Harry się zatrzymał, a ja poczułam jak moje serce wyrywa się z piersi. Jeśli nas rozpozna, nie będziemy mogli nic zrobić. Trafimy z powrotem do Wickendale.<br />
<br />
-Wkroczyliście na prywatną posiadłość. Nawet jeśli jest opuszczona, przypuszczam, że przedsiębiorstwo będzie chciało ją w najbliższym czasie odnowić i sprzedać, a wasza dwójka wytłukła okno. To akt wandalizmu.<br />
<br />
Spuściłam wzrok na swoje dłonie, skubiąc paznokcie. Powstrzymywałam się przed spojrzeniem mu w oczy. Poczułam się jak dziecko, które musi wysłuchiwać kazań rodziców. Oficer mierzył wzrokiem pomiędzy mną, a Harry'm, a my tylko czekaliśmy, aż zacznie kontynuować.<br />
<br />
-W prawdzie jest to tylko wykroczenie. Myślę, że będę mógł puścić was wolno, tylko pod warunkiem, żeby mi to było ostatni raz.<br />
<br />
Głośno odetchnęłam, a naprężone ramiona Harry'ego zostały wyzwolone. Sprawialiśmy wrażenie dwojga zakochanych, pragnących spędzić razem noc, z dala od domu i rodziny. Nie zrobiliśmy nic takiego, prócz wytłuczonej szyby. Jeśli byłabym na jego miejscu, to pewnie bym tak pomyślała.<br />
<br />
-Ale nie chcę po raz drugi czegoś takiego widzieć, bo poniesiecie za to konsekwencje. Zrozumiano?<br />
<br />
Harry i ja przytaknęliśmy.<br />
<br />
-Tak panie władzo. - Odpowiedzieliśmy równocześnie. Harry dodał jeszcze krótkie "Dziękuję".<br />
<br />
-Opuście to miejsce i wracajcie do domu.<br />
<br />
-Oczywiście, miłego dnia oficerze. - Powiedział Harry, kontynuując chowanie swoich spodni do torby. Policjant przytaknął i odszedł.<br />
<br />
Poczułam jak ciężar nieba unosi się z moich ramion. Harry spojrzał na mnie przyjemnie zaskoczony, a ja wpatrywałam się w nas, wypuszczając z siebie oddech ukojenia.<br />
<br />
Nagle odgłos kroków mężczyzny zatrzymał się. Nastąpiła chwilowa cisza, przystanął by pomyśleć. Odruchowo wstrzymałam oddech.<br />
<br />
Zaczął cofać się w naszą stronę.<br />
<br />
-Możecie powtórzyć jak się nazywacie? - Zapytał. Nie chciałam mu odpowiadać. Dobrze o tym wiedział.<br />
<br />
-Will i Marry. - Harry ponownie odpowiedział.<br />
<br />
Przyglądał nam się, jego twarz była wyraźnie wprawiona w osłupienie.<br />
<br />
-Naprawdę? Bo przemyślałem to i wyglądacie dosyć znajomo.<br />
<br />
Harry wzruszył ramionami. Zaczął udawać, że nie ma pojęcia o czym on mówi. Strach, że pojawił się tutaj ponownie, przejął nade mną kontrolę. To nie wyglądało dobrze. Nie wiedziałam co robić.<br />
<br />
-Mogę zobaczyć wasze dowody?<br />
<br />
Owinęłam się kocem, a Harry rozpiął małą kieszeń w torbie, udając, że czegoś szuka.<br />
<br />
-Nie mam przy sobie, przepraszam. -Powiedział, po chwili.<br />
-Ja też nie mam. - Dodałam.<br />
<br />
Mężczyzna oparł swoje ręce na biodra i zaczął spoglądać pomiędzy nas. Im dłużej na nas patrzył, tym bardziej moje serce zaczęło przyspieszać. Na pewno nas rozpoznał. Domyślił się, że jesteśmy zbiegami. Wiedział o Harry'm Styles'ie i Rose Winters, z pewnością skojarzył nasze twarze z nazwiskami. Zostaliśmy przyłapani.<br />
<br />
Moje ciało nie mogło dopuścić do siebie tej myśli, starałam się zachować spokój. Zżerały mnie nerwy, a do oczu napływał strach, trzęsące się ręce sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej. Miałam nadzieję, że Harry nas z tego wyciągnie. Wiem, że za dużo od niego wymagałam, ale jaki wybór mi pozostał? Był taki spokojny i opanowany, kiedy ja miałam problem utrzymaniem swojego ciała na nogach.<br />
<br />
-Pojedziecie ze mną na komendę? Nie macie kłopotów, po prostu chcę wam zadać kilka pytań.<br />
<br />
Nie, nie, nie, to nie dzieje się na prawdę. Przyprawiało mnie o mdłości.<br />
<br />
-Panie władzo, jeśli chodzi o okno, zapłacę.<br />
-Nie, nie chodzi o okno. - Odparł. - Ostatniej nocy, niedaleko stąd, zamordowano kobietę, więc muszę sprawdzić, czy rzeczywiście jesteście tymi, za których się podajecie.<br />
<br />
Potrzebowałam chwili na przeanalizowanie tej informacji, a moje zmartwione spojrzenie powędrowało do Harry'ego.<br />
<br />
-Zamordowano? - Harry powtórzył jego słowa. Uniósł ręce w niedowierzaniu. - Nikogo nie zabiliśmy. - Mówił spokojnie. Ten pomysł był wręcz absurdalny.<br />
<br />
-Wierzę. - Odrzekł, nie potrafiłam stwierdzić, czy jego odpowiedź była sarkastyczna, czy też rzeczywiście tak myślał. - W takim razie nie macie się czego obawiać. To tylko procedury.<br />
<br />
-Czy na prawdę konieczne? - Zapytałam, ledwo słyszalnym głosem. Obydwoje spojrzeli się na mnie, jakby zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. -Powinnam wrócić do domu, zanim moi rodzice zaczną się niepokoić.<br />
<br />
-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim się tu włamaliście. - Odpowiedział, ignorując mój argument. - To zajmie tylko chwilę.<br />
<br />
Mielimy poważne kłopoty, czułam to. Ten facet nie puści nas, tak łatwo, nie po tym, jak nas rozpoznał.<br />
<br />
-Nie może pan zabrać nas do rodziny? - Zapytałam. - Potwierdzą kim jesteśmy.<br />
<br />
Nagle Harry spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zdawałam sobie sprawę, że nie mamy żadnej rodziny, ale próbowałam grać na zwłokę.<br />
<br />
-To mogłoby być prostsze rozwiązanie, gdybyście tylko chcieli współpracować. - Odpowiedział, a jego irytacja rosła.<br />
<br />
Znowu spojrzałam na Harry'ego, jego zachowanie było spokojnie, ale szczękę miał mocno zaciśniętą. Na początku nie był do końca przekonany, ale mogłam wyczuć, że napływ myśli szumiał w jego głowie. Żadne z nas się nie poruszyło. Nie miałam pojęcia, jaki jest dalszy plan.<br />
<br />
I wtedy przypomniałam sobie o broni, którą Harry miał przy sobie.<br />
<br />
-Wasza dwójka musi pójść ze mną. - Usłyszałam głos mężczyzny. Co do cholery mieliśmy zrobić? Jaki mieliśmy sposób, by się go pozbyć? Jak mamy stąd uciec? Nie byliśmy przygotowani na coś takiego.<br />
<br />
Pozostawaliśmy w bezruchu, nasze zachowanie stawało się coraz bardziej irytujące.<br />
<br />
-Nie zmuszajcie mnie bym tego użył. - Powiedział ostro, wyjmując broń. Cholera.<br />
<br />
-Spokojnie. - Odezwał się Harry, rozkładając swoje ręce w celu obrony.<br />
<br />
-Nie. Ruszajcie się, obydwoje. - Jego ton był ostry i gorzki. Rozzłościliśmy go. Jeśli będziemy się opierać, możemy tego mocno pożałować.<br />
<br />
-Oficerze proszę, przestraszysz ją. - Powiedział Harry. To nie było kłamstwo.<br />
<br />
-Nie obchodzi mnie to! - Wrzasnął.<br />
<br />
Uświadomiłam sobie, że może on również był przestraszony. Rozpoznał nas, dlatego wyjął broń. Miał prawo do tego, by się wystraszyć. Stał twarzą w twarz ze sławnym, seryjnym mordercą.<br />
<br />
-Oboje do mojego wozu, teraz!<br />
<br />
Zaczęłam panikować. Mój oddech przyspieszył, a bicie serca zgubiło swój rytm. Byliśmy wolni zaledwie tydzień. Obiecaliśmy sobie z Harry'm, że uciekniemy z Wickendale. Będziemy razem szczęśliwi.Ewentualnie weźmiemy ślub. Kto wie, może kiedyś chcielibyśmy mieć dzieci. Ale teraz, kiedy ten mężczyzna stał naprzeciwko nas, to wszystko wydawało się mało prawdopodobne. Na tę chwilę, nasza przyszłość malowała się za kratami, mocno chroniona i surowo ukarana. Rozdzielą nas i już nigdy nie będę budziła się wraz z zachrypniętym głosem Harry'ego. Nigdy nie będę mogła spojrzeć w jego zielone oczy. Będę bez niego. Sama w Wickendale. Nie potrafiłam wyobrazić sobie niczego gorszego. Prędzej wolałabym umrzeć.<br />
<br />
Spojrzałam na Harry'ego, zdesperowana, zmartwiona i przestraszona. Jego oczy nie okazywały żadnych z tych emocji. Były raczej odważne, jak by coś właśnie postanowił. Tak jakby mówił "Uwolnię nas od tego", "Ochronię cię".<br />
<br />
Po chwili spostrzegłam, jak jego ręka wędruje pod ubranie.<br />
<br />
Nagle moja wizja stała się zaciemniona. To działo się zbyt szybko. Harry położył rękę na mojej głowie i przyciągnął mnie blisko siebie, zakrywając mi oczy. Rozpłakałam się z zaskoczenia, nie widziałam nic oprócz ciemności. Policjant krzyczał, gotowy do strzału. Kiedy głośny huk przeleciał przy moim lewym uchu, nie mogłam usłyszeć nic, prócz szorstkiego, dzwoniącego dźwięku i wtedy uświadomiłam sobie, że Harry wystrzelił pierwszy.<br />
<u> </u><br />
TAADAAMM :D<br />
Szkoda, że nie mogliście zobaczyć moich emocji, kiedy to tłumaczyłam haha :)<br />
Chcę poznać wasze wrażenia.<br />
Jak myślicie co się teraz stanie?Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-66699460359442632852015-10-15T17:51:00.001+02:002015-10-15T18:05:55.808+02:00Rozdział 15<br />
<span style="background-color: red;">UWAGA! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich. Czytając, robisz to na własną odpowiedzialność bla bla i tak wiem, że przeczytacie zboczuchy. </span><br />
<br />
HARRY'S POV<br />
<br />
-Chcę zrobić coś więcej.<br />
<br />
Słowa opuściły jej usta półszeptem, a moje wargi zacisnęły się w cienką linię.<br />
<br />
Taka właśnie była moja Rose.<br />
<br />
Kurewsko perfekcyjna, a jej słowa tylko to potwierdzały. Była najbardziej uroczą dziewczyną, jaką dane mi było poznać. Troskliwa, zabawna i nieziemsko piękna. Nigdy nie przestawała mnie zaskakiwać, i nic nie mogłem na to poradzić, że zakochiwałem się w niej do granic możliwości.<br />
<br />
-Jasne. - Powiedziałem, a moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Pozwól jednak, że to ja zacznę, skarbie.<br />
<br />
Uśmiechnęła się, choć wyglądała na trochę zawstydzoną. Jej policzki nieco się zaróżowiły. Położyła rękę na mojej szyi i przyciągnęła mnie do siebie, zmuszając bym ją pocałował.<br />
<br />
Moje dłonie same, odruchowo ściągnęły z niej koszulkę. Dłońmi gładziłem jej ciepłą, delikatną skórę wzdłuż pleców. Złapałem ją za nadgarstki, ściskając je lekko i unosząc nad jej głowę. Jej puls przyspieszył, czułem to, składając pocałunki na szyi. Skomlała i wiła się pode mną. Chciała mnie dotknąć, ale jej na to nie pozwalałem.<br />
<br />
Przenosiłem się w dół, rozprzestrzeniając niedbałe pocałunki wzdłuż jej brzucha. Jedną dłonią nadal unieruchomiłem jej ręce, a drugą ująłem jej pierś, ściskając ją lekko. Jej klatka piersiowa unosiła się opadała w szybkim tempie. Moje usta znajdowały się teraz w zagłębieniu pomiędzy jej piersiami. Wycofałem z nich swój język, dmuchając powietrze na pozostawione wcześniej, mokre ślady. Na jej ciele pojawiała się gęsia skórka.<br />
<br />
Nagle Rose wydała z siebie cichy jęk, a ja oswobodziłem jej nadgarstki. Jej dłonie natychmiast wplotły się w moje włosy.<br />
<br />
-Lubisz to? - Zapytałem, posyłając jej uśmiech. Kochałem jej reakcję na mnie i pragnąłem tego więcej.<br />
<br />
-Tak. - Wyszeptała.<br />
<br />
Czarny stanik wyglądał niesamowicie na jej jasnej skórze, więc postanowiłem go z niej nie zdejmować, na razie.<br />
<br />
Zamknąłem oczy. Dotykałem jej miękkiej skóry, ssając ją i przygryzając.<br />
<br />
-Wyglądasz tak pięknie. - Oznajmiłem, pomiędzy pocałunkami.<br />
-Dziękuję.<br />
<br />
Jej palce rozluźniły nieco uścisk na moich włosach. Zniżyłem się do jej podbrzusza, gdzie pozostawiałem wilgotne ślady. Szarpnąłem za guzik jej spodni, po czym zsunąłem je z bioder. Oddychała coraz ciężej, reagując na moje pocałunki. Cholernie mnie to podniecało.<br />
<br />
Zassałem mocno jej skórę, pozostawiając po sobie zaczerwieniony ślad.<br />
<br />
Trzymałem ja za biodra, a ona uniosła je lekko ku górze. Przeniosłem rękę na wewnętrzną stronę uda i kierowałem ją pomiędzy nogi. Odsunąłem tkaninę jej majtek i wsunąłem w nią dwa palce. Zassała głośno powietrze.<br />
<br />
-Kurwa, jesteś taka wilgotna, Rose. - Powiedziałem, powoli ściągając z niej bieliznę. Odrzuciłem ją na bok razem z jeansami, żeby nie marnować czasu.<br />
<br />
Przycisnąłem moje wargi do jej ust, zaskakując ja odrobinę, na co wzięła głęboki oddech. Poczułem jak moje spodnie robią się coraz ciaśniejsze.<br />
<br />
Chwyciłem jej biodra, odwracając ją tak, by znalazła się pode mną. Wisiałem nad nią, podtrzymując rękoma cały ciężar swojego ciała. Rozchyliłem je nogi i przeniosłem się pomiędzy nie. Przywarłem do niej językiem, na co zaskomlała.<br />
<br />
Kurwa.<br />
<br />
Desperacko chciałem usłyszeć więcej, pragnąłem by krzyczała moje imię, każdej pierdolonej nocy. Mój język poruszał się szybko. Gorący oddech opuścił moje usta, powodując gęsia skórkę na jej udach.<br />
<br />
-Harry. - Słyszałem jej jęki.<br />
<br />
Uwielbiałem tą reakcję. Prowokowałem ją, by usłyszeć więcej.<br />
<br />
-Jest ci dobrze?<br />
<br />
Nie była w stanie nic powiedzieć. Otrzymałem odpowiedź w formie delikatnego skomlenia.<br />
Wycofałem na chwilę z niej język i popatrzyłem na nią. Miała niezadowoloną minę. Jej wzrok odnalazł mój. To spojrzenie doprowadzało mnie do wariacji.<br />
<br />
-Harry, proszę. - Miała tak bardzo zdesperowany głos.<br />
-Nie, dopóki nie powiesz mi jak dobrze się czujesz.<br />
-Cholernie dobrze. - Wyszeptała. - Proszę, nie przestawaj.<br />
<br />
Dobór jej słów i sposób w jaki je wypowiadała, nie pozwalał mi racjonalnie myśleć.<br />
Wróciłem ustami do poprzedniego miejsca. Krążyłem językiem raz wolniej, raz szybciej, męcząc ją coraz bardziej. Ciągnęła mocniej za moje włosy. Wiła się gwałtownie zasysała powietrze.<br />
<br />
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, kontynuując moje tortury. Nie mogłem przestać poruszać językiem, kiedy tak kurewsko seksownie wyginała swoje ciało i zaciskała dłonie na prześcieradle.<br />
<br />
-Harry. - Prawie krzyczała, a ja czułem jak jej ciało stopniowo sztywnieje. Nie chciałem, by teraz dochodziła, dlatego natychmiast przerwałem.<br />
<br />
Wypuściła z siebie powietrze w geście frustracji.<br />
Potrzebowałem potwierdzenia, że pragnie mnie tak bardzo, jak ja ją. Podparłem swoje ciało na łokciach, siadając tuż za nią. Moje dłonie powędrowały na jej plecy, bezpośrednio do zatrzasków stanika. Jej uśmiech powoli blaknął, a oddech ustabilizował się.<br />
<br />
Zsunąłem biustonosz z jej ramion. Została zupełnie naga, a ja byłem zbyt zajęty podziwianiem jej. Kiedy patrzyłem, odsunęła się i stanęła naprzeciw mnie.<br />
<br />
Położyła dłoń na moim obojczyku i opuszkami palców wyznaczała linie, zjeżdżając do mięśni mojego brzucha. Złapała za guzik spodni, pozbywając się ich tak, jak ja zrobiłem to wcześniej z jej ubraniem.<br />
<br />
Wyjąłem prezerwatywę z torby, stojącej obok naszego prowizorycznego łóżka. Rozdarłem opakowanie i nałożyłem ją tak szybko, jak tylko było to możliwe. Uniosłem jej biodra, tak by na mnie usiadła. Na jej policzki wkradł się rumieniec. Robiła to pierwszy raz w taki sposób.<br />
Zaczęła niepewnie kołysać biodrami. Kurwa. Była taka niewinna, a jednocześnie seksowna. Położyłem ręce na jej biodra, nadzorując jej ruchy. Po chwili stwierdziłem, że wcale tego nie potrzebuje, poruszała się naturalnie i pewnie. Czułem się kurewsko dobrze, mogąc czuć każdą część jej.<br />
<br />
Krótkie, przerywane jęki, uchodzące z jej ust, docierały do moich uszu, siejąc we mnie spustoszenie.<br />
<br />
-Sprawiasz, że czuję się cholernie dobrze, Rose.<br />
-Tak? - Zapytała.<br />
<br />
Zwilżyłem usta i przytaknąłem. Uniosłem biodra nieco wyżej, by móc poczuć ją jeszcze bardziej. Jej klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.<br />
<br />
Zassałem głęboko powietrze.<br />
<br />
-Boże, jesteś cholernie seksowna. - Powiedziałem.<br />
<br />
To była prawda. Każda część jej i wszystko co robiła, było słodkie, zabawne i seksowne. Byłem jej pierwszym facetem, wszyscy inni, którzy znali ją przede mną musieli być pierdolonymi idiotami, jeśli żaden z nich jej nie przeleciał. Pozwolili jej od siebie odejść. Nie rozumieli tego, jak piękna była. Byłem wdzięczny Bogu, za to, że ją poznałem. Byłem pewny tylko tego, że nigdy nie pozwolę jej ode mnie odejść.<br />
<br />
Przycisnąłem ją do siebie mocniej, moje palce ściskały jej biodra, kiedy ciche jęki opuszczały jej usta. Oboje ciężko oddychaliśmy.<br />
<br />
Była już blisko, poznałem to po sposobie, w jaki jej nogi okalały moje ciało, a jej głos stawał się głośniejszy. Powstrzymywałem się trochę, starając się osiągnąć orgazm równocześnie z nią.<br />
<br />
-Harry. - Dała mi sygnał.<br />
-To jet to kochanie, dojdź dla mnie. - Wyszeptałem.<br />
Odchyliłem głowę do tyłu, przygryzając dolną wargę. Jęki i westchnienia mieszały się w jej ustach, gdy wypowiadała moje imię.<br />
Przycisnęła mocno usta do moich, wbijając jednocześnie paznokcie w moją klatkę piersiową. Doszliśmy razem w tym samym czasie, po czym rozpalone, nagie ciało Rose spoczęło na moim. Nasze klatki piersiowe szybko się unosiły, potrzebowaliśmy kilku minut by nasze oddechy powróciły do normalnego tempa.<br />
<br />
-Tak bardzo Cię kocham, Rose. - To było wszystko, co byłem w stanie z siebie wydusić.<br />
<br />
ROSE'S POV<br />
<br />
Harry i ja czuliśmy się cudownie po naszej niesamowitej nocy. Długo potem nie spaliśmy i rozmawialiśmy. Nie wiem ile czasu to trwało. Pamiętam tylko jak głos Harry'ego stał się ochrypły, a moje powieki same zaczęły się zamykać. Nie potrafię nawet określić dokładnej chwili, w której zasnęłam.<br />
<br />
To był jeden z najpiękniejszych dni, które spędziłam z Harry'm. Po ucieczce z lasu poszliśmy na tańce i ukradliśmy kurtkę temu dziwnemu facetowi. Potem spędziliśmy razem cudowną noc. To wszystko było takie niesamowite, nie mogłam pragnąć niczego więcej. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.<br />
<br />
Następny ranek szybko przywrócił nas do rzeczywistości. Usłyszałam czyjeś kroki..<br />
<u> </u><br />
ieldsvnj ewuk skjksd I JAK?<br />
Tak, wiem. To był mój najgorszy rozdział, jaki kiedykolwiek przetłumaczyłam. Przepraszam, ale nie potrafię pisać rozdziałów +18 :(<br />
PS rozdział miał być dodany w weekend, ale jako iż będę zajęta, dodaję go teraz. :)<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-79491006269602436222015-10-10T19:13:00.001+02:002015-10-10T19:13:30.892+02:00Rozdział 14HARRY'S POV<br />
<br />
Czułem pustkę. Kompletną, siejącą spustoszenie w moim ciele, pustkę. Całe moje ciało było wyssane z emocji i pozbawione kolorów. Na mojej skórze pojawiały się wilgotne krople, spływały po mnie, zmywając wirujące wokół myśli. Miałem wrażenie, że przeniosłem się na pustynię. Powierzchnia mojej skóry była popękana, a w gardle mogłem poczuć tylko suchość. Całe to kościste ciało ledwo trzymało się na nogach, byłem odwodniony, a pragnienie doprowadzało mnie do obłędu.<br />
<br />
Ale wtedy dostrzegłem, że chmury, nade mną, robią się ciemniejsze. Spojrzałem w górę, mrużąc swoje oczy. Poczułem kroplę.<br />
<br />
To był deszcz. Zbierało się na burzę. Chmury rozciągnęły się na całym niebie, rozprzestrzeniając wszędzie ciemność, pozwalając tylko niektórym, słabym promieniom słońca przebić się przez swoją ciemną powłokę. Krople chłodzącej wody spadały z góry, zatrzymując się na mojej twarzy. Uzdrawiały płonące ciało. Przechyliłem do tyłu szyję i otworzyłem usta. Deszcz dotykał mojego języka, spływając pomału po pieczącym gardle, jednocześnie tłumiąc uczucie suchości. Zaśmiałem się głośno, w pustą przestrzeń. W końcu poczułem się żywy.<br />
<br />
Tak właśnie wyglądały moje uczucia do Rose.<br />
<br />
Sposób w jaki ją kochałem i w jaki ona kochała mnie, był nie do opisania. Znaliśmy się zaledwie kilka miesięcy, które okazały się być najlepszym okresem w całym moim, pieprzonym życiu. To było piękniejsze, niż można sobie wyobrazić. Nie wiem, może to zasługa tej nocy, albo tego miejsca, wiem tylko, że przy niej czuję się kurewsko szczęśliwy. Wiem, że teraz brzmię jak totalna pizda, kiedy te wyznania o miłości uciekają prosto z mojej głowy, ale nie mogę ich zatrzymać. By uratować resztki swojej męskości, zaczynam myśleć o tym, jak zrywam z niej ubrania i kładę ją przed sobą.<br />
<br />
Nie miałem siły, by kontrolować swoje myśli, oglądając jak obraca się dookoła mnie, w tych swoich, ciasnych jeansach i krótkiej koszulce.<br />
<br />
Tańczyliśmy jeszcze przez kilka utworów, zanim uświadomiłem sobie, że możemy dobrze wykorzystać ten zafascynowany zabawą tłum.<br />
<br />
Delikatnie oparła się o moją klatkę piersiową, kiedy kolejna, wolna piosenka właśnie się skończyła. Uśmiechnąłem się i pozwoliłem jej tak zostać na chwilę, po czym przybliżyłem swoje usta do jej ucha.<br />
<br />
-Rose. - Wyszeptałem.<br />
<br />
Podniosła głowę, by na mnie spojrzeć, a ja kiwnąłem głową w kierunku wyjścia.<br />
<br />
-Chyba powinniśmy się zbierać.<br />
-Chyba. - Odpowiedziała. Wyraz jej twarzy mówił mi, że wiedziała, jakie były moje intencje.<br />
Odwróciłem się w kierunku dziesiątek stołów i zacząłem iść przed siebie, z Rose podążającą tuż za mną.<br />
<br />
-Do szatni. - Powiedziałem do siebie.<br />
-Co? - Rose, zapytała, truchtając bliżej mnie.<br />
-Ktoś na pewno zostawił portfel w swoim płaszczu. - Ściszyłem ton swojego głosu.<br />
-Myślisz, że są tam jakieś płaszcze? - Zdziwiła się. -Nie widziałam żadnych, kiedy przechodziliśmy obok.<br />
-Są. - Stwierdziłem, odwracając głowę w poszukiwaniu wejścia. Znalazłem. Małe drzwi po prawej stronie.<br />
<br />
-Czekaj. - Usłyszałem Rose, zanim poszedłem dalej. Odwróciłem się do niej, zatrzymując się przy niepilnowanym stoliku. Uniosłem brwi, oczekując na odpowiedź, ale nie zauważyła tego. Wzięła talerz z jedzeniem siadając obok.<br />
<br />
Zachłannymi ruchami wpychała kilka frytek do ust. Spojrzałem w prawo i w lewo, wszyscy skupiali uwagę na swoim partnerze. Wziąłem widelec i wbiłem go w kawałek kurczaka. Mogliśmy wziąć dosłownie każdy posiłek z tych stolików, nikt by się nawet nie zorientował.<br />
<br />
-Dobrze, przepraszam. - Powiedziała, przepraszając samą siebie i zapewniając, że tak nie można.<br />
<br />
-Chodź. - Uśmiechnąłem się z ustami pełnymi jedzenia.<br />
Ruszyliśmy w stronę szatni, przepychając się przez tłum ludzi. Popchnąłem drzwi i znaleźliśmy się w długim, wąskim pomieszczeniu, w którym znajdowało się mnóstwo wieszaków, z mnóstwem zimowych kurtek.<br />
<br />
Nie byliśmy sami, to było pewne. W innym przedziale znajdował się mężczyzna. Postanowiłem robić to samo, co on. Udawałem, że czegoś szukam. Rose podążała za mną i przeszukiwała wieszaki. Facet znalazł to, czego szukał, szarpnął płaszcz z wieszaka i wyszedł tam, skąd przyszliśmy.<br />
<br />
Poczekałem, aż drzwi się całkowicie zamkną.<br />
<br />
-Sprawdzaj szybko, zanim ktokolwiek tu przyjdzie. Portfele, gotówka, wszystko co tylko znajdziesz.<br />
Rose przytaknęła i zaczęła przeszukiwać rzeczy. Grzebałem w kieszeniach, ale znajdowałem tylko klucze, albo jakieś drobne. Dopiero przy czwartym płaszczu, w końcu natrafiłem na portfel.<br />
<br />
-Cztery funty! - Rose krzyknęła, zanim miałem szansę go otworzyć.<br />
-Naprawdę? - Spytałem, patrząc jak chowa pieniądze do swojej tylnej kieszeni spodni. - Idealnie, Skarbie, szukaj dalej.<br />
<br />
Spojrzałem do "mojego'' portfela.<br />
-Jeden funt i pięćdziesiąt pensów. - Powiedziałem na głos i szybko odłożyłem go na miejsce.<br />
<br />
-Nic. - Usłyszałem po chwili Rose, szperającą pośród kurtek. Nagle spostrzegłem całkiem dobrze wyglądającą marynarkę, była skórzana, więc na pewno musiała coś w sobie mieć. Wyjąłem portfel.<br />
-Dwa funty.<br />
-Tak! - Rose była podekscytowana. Powiedziałbym raczej, że oboje byliśmy podekscytowani. Nie chodziło tylko o to, ile pieniędzy w sumie posiadaliśmy, ale ta noc od początku budowała w nas napięcie.<br />
<br />
Musieliśmy stłumić emocje, kiedy drzwi nagle się uchyliły. Starszy mężczyzna - to znaczy, nie aż taki stary, ale starszy od nas, przypuszczam, że był jeszcze przed czterdziestką - wodził wzrokiem wokół płaszczy. Zastanawiałem się, czy poczekać, aż sam pójdzie, czy lepiej będzie od razu opuścić to pomieszczenie. Tymczasem facet przyglądał się kurtce, którą trzymałem w dłoniach.<br />
<br />
-Chodź Mary, czas wracać. - Zwróciłem się do Rose. Odłożenie kurtki na miejsce byłoby dość podejrzliwe. Byłem gotowy ukraść pieniądze, więc dlaczego nie mógłbym zabrać tej kurtki? Włożyłem portfel, pozbawiony gotówki, do czyjejś kieszeni. Nie mogłem zabrać ze sobą czyjegoś dowodu, by nie ściągać na siebie potencjalnych śladów.<br />
<br />
Rose przez chwilę na mnie patrzyła. Wiedziałem, że mężczyzna stojący za mną, również to robił. Obserwował nas podejrzliwie. Wydęła swoją dolną wargę, zastanawiając się przez moment, po czym zrobiła to samo z kurtką, którą trzymała w swoich rękach.<br />
<br />
-Hej.. - Usłyszałem głęboki głos za nami. Nie odwróciłem się. Wiedziałem co zamierzał powiedzieć.<br />
-Idź, idź. - Wyszeptałem do Rose, szybko prowadząc ją do wyjścia.<br />
-Stój! To moja kurtka! - jego dłoń prawie mnie uchwyciła, ale zdążyłem przejść przez próg drzwi.<br />
-Biegnij, Rose, biegnij! - Krzyknąłem, uciekając przed facetem. To było dziwne, ale zacząłem się śmiać.<br />
<br />
Słyszałem jak za mną wrzeszczy. Biegł za nami, był wściekły, a jego twarz stała się czerwona ze złości.<br />
<br />
-To moja kurtka skurwielu!<br />
<br />
-No dalej! - Krzyknąłem, śmiejąc się do Rose będącej przy mnie. Wymijałem ludzi, przepraszając i spychając ich sobie z drogi.<br />
<br />
Dotarliśmy do drzwi wyjściowych, a wszyscy wokół zaczęli odwracać głowy w naszą stronę. Większość z nich próbowała ocenić sytuację, a inni starali się nas zatrzymać, ale byliśmy szybsi, niż ich proces myślenia. Otworzyliśmy szybko drzwi i opuściliśmy budynek głośno się śmiejąc.<br />
<br />
Mój wzrok spotkał się z zielono-niebieskim kolorem oczu Rose.<br />
<br />
-Tędy. - Powiedziałem, skręcając w lewo. Nasze kroki uderzały o powierzchnię, poruszając się w tym samym tempie. Ten facet mógł nas gonić w każdym momencie, a ja nie zamierzałem na niego czekać.<br />
<br />
Musieliśmy zabrać jeszcze nasze torby.<br />
<br />
-Bierz swoje rzeczy. - Powiedziałem, podbiegając do żywopłotu. Podniosłem plecak i zarzuciłem go na ramiona, sprawdzając jak Rose robi to samo.<br />
-Gotowa?<br />
Przytaknęła. Pochyliłem się trochę, by rzucić okiem zza ściany, obserwowałem miejsce, z którego wybiegliśmy.<br />
<br />
-W którą stronę uciekli? - Jeden facet mówił do drugiego.<br />
Ten, którego kurtkę zabrałem, patrzył w naszym kierunku. Mrużył oczy, powoli lustrując obszar, kierując wzrok w inną stronę, a ja powoli schylałem się w dół, przygotowując się do ucieczki.<br />
Jego głowa przechyliła się w bok.<br />
<br />
-Biegnij! - Powiedziałem do Rose, zanim wyskoczyłem z ukrycia.<br />
-Hej! - Facet krzyknął, kiedy spostrzegł jak uciekamy, ale jego głos szybko ucichał, gdy Rose i ja kierowaliśmy się w przeciwną stronę. - Wracaj tu kutasie!<br />
<br />
-Biegnij, Skarbie! - Wykrzyczałem, unosząc głowę do gwiazd. Odwróciła się, miała piękną, roześmianą twarz, na którą spadały nieposkromione włosy.<br />
<br />
Mężczyzna znajdował się daleko od nas, był za wolny, a my byliśmy zbyt podekscytowani, by pozwolić, żeby ta perfekcyjna noc nie została zniszczona.<br />
-Zgubiliśmy go. - Na twarzy Rose malował się uśmiech.<br />
<br />
Obejrzałem się za nas, upewniając się, że ma rację. Poddał się, kiedy uświadomił sobie, że nie ma pierdolonych szans. Zrozumiałbym, jeśli chodziłoby samochód, albo czyjeś życie, ale to tylko kurtka.<br />
<br />
-To było zabawne. - Rose się roześmiała. Boże, ten pierdolony uśmiech. Był taki seksowny.<br />
<br />
Nagle moje impulsy przejęły nade mną kontrolę. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem jak najbliżej siebie.<br />
<br />
-Harry, co ty..<br />
<br />
Oparłem ją o ceglaną ścianę, zanim zdążyła coś powiedzieć. Jej oddech stał się ciężki, a oczy znacznie rozjaśniały. Uśmiechnęła się złośliwie, myśląc o tym samym co ja. Położyła ręce na mój kark, a moje wargi spotkały jej. Naparłem na nią swoim ciałem i wcisnąłem język do jej ust. Ale to mi nie wystarczyło. Ścisnąłem jej pośladki, na co jęknęła w moje usta.<br />
<br />
Kurwa.<br />
<br />
-Musimy stąd iść.- Potrzebowałem więcej. Nie mogłem już dłużej czekać.<br />
-Dokąd? - Wplotła palce w moje włosy. Przyciągnęła mnie bliżej, by mnie pocałować, dając mi znak, że pragnie mnie tak bardzo, jak ja jej. Nie mogłem tego kontynuować, jeszcze jeden pocałunek doprowadziłby mnie do obłędu.<br />
-Gdziekolwiek. - Wyszeptałem. Nie mogłem odciągnąć od niej ust. - Mogę cię nawet pieprzyć na ulicy.<br />
<br />
Roześmiała się na mój komentarz. Pocałowałem ją jeszcze kilka razy, zanim zdołałem się od niej oderwać.<br />
<br />
-Chodź.<br />
<br />
Pociągnąłem ją w stronę drogi. Szliśmy szybko. Miasto było teraz niemalże puste, cichsze i pozbawione neonowych świateł. Szukałem jakiegoś opuszczonego miejsca, gdzie moglibyśmy przenocować.<br />
<br />
Odwróciłem się w jej stronę i pocałowałem ją delikatnie w czoło.<br />
<br />
-Kocham Cię. - Wyszeptała.<br />
<br />
Kiedy wymówiła te słowa, swoim czułym, muzykalnym głosem, moje mięśnie napięły się w miejscach, o których nawet nie miałem pojęcia. Poczułem coś, jakby motylki? Czy mężczyźni mogą w ogóle coś takiego czuć?<br />
<br />
Nie znałem odpowiedzi, myślę, że nikt nie zna. Po prostu czułem się dobrze.<br />
<br />
-Też Cię kocham skarbie. - Powiedziałem. - Nawet jeśli nie potrafisz biegać.<br />
-Ej! - Chciała brzmieć poważnie, ale jej nie wychodziło. - Starałam się utrzymywać twoje tempo. Tak naprawdę to byłam od ciebie szybsza.<br />
-Tak? Jakoś sobie nie przypominam.<br />
-Dobrze, w takim razie, jeśli uważasz, że jesteś szybszy, to spróbuj mnie złapać.<br />
<br />
Zerwała się do biegu, zanim zdołałem zrozumieć. Przez cały ten czas,który spędziliśmy w lesie, była szybka, to prawda. Chciałem ją tylko sprowokować.<br />
<br />
Potrząsnąłem głową, przygryzając usta, by powstrzymać uśmiech. Moje stopy zaczęły się mimowolnie poruszać, i w końcu wszedłem w tą głupią grę w ganianego. Biegłem szybciej, niż wtedy, gdy uciekaliśmy przed tym palantem, bo teraz to był wyścig. I jeśli Rose jeszcze o tym nie wiedziała, musiałem ją uświadomić w tym, że ja zawsze wygrywam.<br />
<br />
Mogłem usłyszeć jak moje stopy uderzają o ziemię, krok po kroku, po chwili byłem już przy niej.<br />
<br />
-Ah! - Usłyszałem, kiedy moje dłonie prawie ją złapały. Odwróciła się na sekundę, by sprawdzić jak blisko jestem, po czym przyspieszyła. Byłem wyższy, a moje nogi były dłuższe, w ciągu dziesięciu sekund była już moja. - Nieeee!<br />
<br />
Wrzasnęła, kiedy otoczyłem jej ciało ramionami. Trzymałem ją tak blisko mnie, że nie miała szans uciec. Nie potrafiła przyznać się do porażki. Szarpała się i kopała.<br />
<br />
-Spokojnie.<br />
-Więc dlaczego oddychasz tak ciężko? - Zapytała.<br />
-Ponieważ biegłem. - Odpowiedziałem. - To taka fajna rzecz, kiedy się biega, a ty..<br />
-Zamknij się. - Warknęła, uderzając mnie w klatkę piersiową. Nie dla zabawy.<br />
-Żart, tylko żartuję. - Zapewniłem, nadal trzymając ją w ramionach.<br />
<br />
Przekomarzaliśmy i dokuczaliśmy sobie nawzajem jeszcze przez chwilę. Nadeszła odpowiednia pora, by znaleźć jakieś miejsce na noc.<br />
<br />
Znajdowaliśmy się w bardziej wiejskim obszarze tego miasta, albo może to już było inne miasto, nieważne, dla nas było perfekcyjne. Oboje uznaliśmy, że najlepszą decyzją będzie znaleźć jakiś opuszczony budynek. Byliśmy pewni, że to dobre rozwiązanie na dzisiejszą noc.<br />
<br />
Budynek, który znaleźliśmy, znajdował się niedaleko lasu - jeśli byłaby potrzeba szybkiego opuszczenia tego miejsca. Ściany się rozpadały, a większość okien była popękana.<br />
<br />
Odsunąłem Rose do tyłu, po czym stłukłem szybę, by dostać się do środka. Wszedłem pierwszy, a potem pomogłem Rose wejść przez okno. Chwyciłem ją za biodra i uniosłem, a potem delikatnie postawiłem jej stopy na ziemi.<br />
<br />
Wnętrze było trochę zakurzone i całkowicie puste. W pokojach nie było żadnych mebli. Totalne pustkowie.<br />
<br />
Zrzuciłem plecak z ramion, klęknąłem szukając pewnego drobiazgu.<br />
<br />
-Co robisz? - Zapytała Rose.<br />
Moje palce dotknęły zimnego metalu, broń.<br />
-Zostań tu skarbie, muszę sprawdzić czy jesteśmy tu bezpieczni.<br />
Wyglądała na trochę przestraszoną widząc, co trzymam w dłoniach.<br />
-Nie chcę by jakiś ćpun, albo bezdomny usłyszał, jak cię pieprzę. - Powiedziałem, składając pocałunek na jej policzku. - To by było niezręczne.<br />
<br />
Moje słowa wywołały pożądany efekt, zostałem nagrodzony jej uśmiechem.<br />
<br />
-Dobrze, tylko się pośpiesz.<br />
-Zaraz wracam. - Obiecałem.<br />
<br />
Szedłem przed siebie, skręcając za jedną ze ścian, znikając spod wzroku Rose. Sprawdziłem każdy kąt, ale nikt się tutaj nie ukrywał. Miałem ze sobą broń, chociaż wiedziałem, że jej nie użyję. Potrzebowałem jednak ochrony.<br />
<br />
Pomieszczenia były czyste. Nie znalazłem niczego podejrzanego. Postanowiłem wrócić schodami na dół do Rose.<br />
<br />
Szeroki uśmiech uformował się na moich ustach, kiedy tylko ją zobaczyłem.<br />
Wyjęła prześcieradło, złożyła je na pół, i ułożyła nam miejsce do spania. To samo zrobiła z kocem, który zabraliśmy z motelu.<br />
<br />
Nie zauważając mnie podeszła do okna. Jej twarz była zaciekawiona, kiedy wpatrywała się w gwiazdy. Wyglądała pięknie w blasku księżyca, wpadającym do środka przez szybę, a ja wprost nie mogłem uwierzyć, że ktokolwiek może wyglądać tak zjawiskowo.<br />
<br />
W innym miejscu, w innym czasie, mogłaby być dziewczyną, do której powracałbym myślami o czwartej nad ranem, kiedy cały świat jeszcze śpi. Żyłbym tylko dla chwil, w których mógłbym patrzeć na jej uśmiech, oczy i usta. Pytałbym ją o każdą grę, rozmawiał z nią każdej nocy i robił dosłownie wszystko, by ze mną została. Jednego mogłem być pewien, kochałem ją.<br />
<br />
Odwróciła się od okna, a lekki wyraz zakłopotania wkradł się na jej twarz.<br />
<br />
-Ej, jak długo tu stoisz? - Zapytała mnie, jakby oskarżając o jakąś zbrodnię.<br />
-Mniej niż minutę.<br />
<br />
Podszedłem do niej. Położyłem ręce na jej talii, przyciskając ją mocno do siebie. Nie mogłem powstrzymać się od pocałowania jej. Wplątała dłonie w moje włosy, ciągnąc je lekko, tak jak lubię. Przygryzłem zębami jej dolną wargę. Przeniosła swoją rękę na moją szyję i przycisnęła usta mocniej do moich.<br />
<br />
Podniosłem ją tak, by mogła owinąć nogi wokół mnie. Moje dłonie ściskały jej tyłek, kiedy przenosiłem ją na nasze prowizoryczne łóżko.<br />
<br />
Obejmowała mnie, a jej napuchnięte, czerwone usta, niedbale i erotycznie całowały skórę na mojej szyi. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.<br />
<br />
-Nie możemy zostać w tej pozycji zbyt długo. - Opuściłem ją, by mogła postawić stopy na ziemi.<br />
Zachichotała lekko, ale moje usta przywarły do jej, zanim zdążyła odpowiedzieć. Nasze języki współgrały razem, jej palce w moich włosach. Czułem na sobie kształt jej ciała. Ale chciałem więcej. Musiałem ją poczuć. Moje usta przeniosły się na jej szczękę, dotykając jej delikatnej skóry.<br />
<br />
-To było niesamowite. - Rose westchnęła.<br />
-Pocałunek? - Wyszeptałem powracając do jej skóry.<br />
-Dzisiejsza noc. - Wypuściła z siebie wstrzymywane powietrze. - Wszystko.<br />
-Tak. - Przyznałem jej rację. Jej palce ciągnęły za moje włosy, a ja pojękiwałem. - Dziękuję ci za to.<br />
-Nie ma sprawy. - Odpowiedziała, uśmiechając się i dysząc. - Byłam zaskoczona, że wytrzymałeś tam tyle czasu.<br />
-Wytrzymałem. - Odpowiadałem pomiędzy pocałunkami. - Ale głównie zrobiłem to po to, by później zaciągać cię do łóżka, jak dotąd nieźle mi idzie.<br />
<br />
Znajdowałem się przy jej obojczyku, liżąc go i całując. Wydawała z siebie ciche jęki.<br />
<br />
-Zamknij się. - Powiedziała, naturalność jej słów, była przeciwstawna do reakcji jej ciała.<br />
-Wiem, że to kochasz. Chciałeś tańczyć bardziej niż ja.<br />
Roześmiałem się.<br />
-Myślę, że jesteś lepszy w tańcu, niż w tym. - Próbowała zażartować. Potrząsnąłem głową. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Bez względu na to, gdzie się znajdowaliśmy, sprawiała, że czułem się najlepiej.<br />
<br />
-Wyjdź za mnie. - Wyszeptałem.<br />
<br />
Rose pociągnęła moje włosy, odchylając moją głowę, bym mógł spojrzeć w jej oczy.<br />
<br />
-Co? - Zapytała, a jej oczy rozszerzyły się.<br />
<br />
-Nie teraz, ale za kilka lat. Kiedy stąd uciekniemy i będziemy sami, trzymając się za ręce na plaży, chlapiąc się wodą, drażniąc się nawzajem i rozmawiając. Chcę być z tobą do końca mojego życia.<br />
<br />
Nie potrafiłem skupić się na doborze słów, była taka rozpraszająca.<br />
<br />
-Tylko ty i ja? - Zapytała.<br />
Przytaknąłem.<br />
-Bez gliniarzy, uciekania, ukrywania się. Tylko ty i ja, kochanie.<br />
-Nie tylko na tę jedną noc?<br />
-Nie tylko na tę noc. Jutro, następny miesiąc, kolejne dwadzieścia lat. Czuję to. Uświadomiłem sobie to, od dnia, kiedy cię poznałem.<br />
<br />
Jej usta mnie rozpraszały, ale nie tak bardzo, jak łza spływająca, powoli po jej policzku.<br />
<br />
-Poczynię ten zaszczyt. - Powiedziała teatralnie.<br />
<br />
Mój uśmiech znacznie się powiększył.<br />
<br />
Lustrowała mnie wzrokiem, kiedy stałem przed nią. Szarpnęła moją koszulkę, ściągając ją ze mnie. Rzuciłem ją na podłogę, a moje palce powędrowały do guzika spodni.<br />
<br />
-Harry. - Rose zaczęła, siadając. - Pozwól mi to zrobić.<br />
-Chcesz ściągnąć ze mnie ubrania? - Zapytałem.<br />
Spojrzała głęboko w moje oczy, zanim następne słowa opuściły jej usta.<br />
-Chcę zrobić coś więcej.<br />
<u> </u><br />
Hejka :)<br />
Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? I najważniejsze: jak oceniacie nowy szablon? Dodam, że wykonał go mój chłopak, za co bardzo bardzo mu dziękuję <3<br />
<br />
A co do rozdziału to alkjfnskdhbibd cljsn zakochałam się <3<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-6114873478346972152015-09-26T21:57:00.001+02:002015-09-26T21:57:03.240+02:00ROZDZIAŁ 13 CZ. 2Harry i ja byliśmy gotowi. Robiliśmy to w gorączkowym pośpiechu. Mieliśmy nadzieję, że skończymy, zanim ktokolwiek będzie chciał skorzystać z łazienki.<br />
<br />
Zamoczyłam ręce w wodzie, zmierzwiłam mokrymi dłoniami moje włosy, aby nadać im więcej objętości. Użyłam palców by wygładzić linię moich brwi, zwilżyłam usta, i włożyłam w spodnie moją koszulkę, co poprawiło nieco mój wygląd. Podeszłam do mojej torby, grzebiąc w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, kiedy Harry stał przed lustrem.<br />
<br />
Związywał właśnie swoje włosy opaską z kawałka materiału. Nigdy nie widziałam żeby tak robił. I chociaż kochałam jego opadające na twarz loki, w takiej fryzurze wyglądał niebiańsko. Znalazłam w torbie zbożowy batonik. Nie przypuszczałam nawet, że jestem aż taka głodna, dopóki mój baton nie zniknął z dłoni w przeciągu kilku sekund.<br />
<br />
-Skończyłem. -Harry powiedział sam do siebie.<br />
<br />
Byłam zbyt zajęta sobą i jedzeniem, ale kiedy się odwróciłam, moje oczy szeroko się otwarły. Szczęka mi opadła i przeszył mnie przyjemny dreszcz.<br />
<br />
Harry stał za mną, a ja dziękowałam w duchu za to, że mnie nie widział. Zamurowało mnie, Harry wyglądał jak jakiś celebryta. Miał na sobie biały podkoszulek, który mocno przylegał do jego klatki piersiowej. Podwinął nogawki swoich ciasnych spodni, nadając im więcej stylu. To wszystko sprawiało, że nie mogłam przestać się na niego gapić. Zapalił papierosa i hipnotyzująco się nim zaciągnął, wypuszczając po chwili ogromną smugę dymu.<br />
<br />
-Święty Boże.. Wyglądasz gorąco. -To wszystko co mogłam z siebie wydusić.<br />
<br />
Harry zaśmiał się ukazując swoje lśniące zęby i dołeczki w policzkach. Nagle uświadomiłam sobie, że ten człowiek należy tylko do mnie. Poczułam się przytłoczona, jakby spadły na mnie tony cegieł.<br />
-Ty też. -Powiedział, nie powstrzymując swojego uśmiechu.<br />
<br />
-Jesteś gotowa, skarbie?<br />
-Tak, tak. -Odparłam, pozbywając się myśli o Harry'm. -Jeszcze tylko jedna rzecz.<br />
<br />
Moje włosy wyglądały teraz na bardziej uniesione, podeszłam do lustra i postanowiłam związać je w kucyka. Wyglądały o niebo lepiej.<br />
<br />
Pomimo tego, że mieliśmy na sobie zwyczajne koszulki, dżinsy i kurtki, miałam nadzieję, że wyglądamy choć trochę przyzwoicie, nadal mając na ramionach nasze torby. Opuściliśmy budynek tak szybko i dyskretnie jak tylko było to możliwe.<br />
<br />
Noc była cholernie zimna, kiedy szliśmy z Harry'm trzymając się za ręce. Zaczęłam rozmyślać nad tym jakby to było, gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach. Jako normalni ludzie, bez ekstremalnych przeżyć. Moglibyśmy chodzić na takie randki przez cały czas. Wychodzić do restauracji, oglądać mecze i podróżować bez żadnych problemów. Ale kto wie, może kiedyś zaznamy takiego życia. Kiedyś.<br />
<br />
Przypomniało mi się kiedy ostatni raz byłam na randce. To nie było to samo, poszliśmy wtedy w nocy do wesołego miasteczka z..<br />
<br />
Wzdrygnęłam się, przypominając sobie jego zakrwawione ciało. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy raz na zawsze. Niestety to wspomnienie nigdy mnie nie opuszczało.<br />
<br />
-Jest ci zimno? -Pytanie Harry'ego przywróciło mnie do rzeczywistości.<br />
Rozłączył nasze dłonie, by objąć mnie swoimi ramionami.<br />
-Trochę. -Odparłam, pozwalając mu uwierzyć w to, że to był powód, przez który przeszedł mnie dreszcz.<br />
<br />
-Myślę, że możemy pójść tam, wygląda dosyć tłoczno. -Wskazałam na większy budynek znajdujący się niedaleko. Zbierało się przy nim mnóstwo młodych ludzi.<br />
<br />
-Ale pewnie jest tam drogo, nie chcemy przecież tak szybko wydać naszych pieniędzy.<br />
-No tak, racja. Zapomniałam o tym, że mamy ważniejsze wydatki. -Powiedziałam przepraszająco.<br />
-W porządku. Nie martw się tym, kochanie. -Cmoknął mnie w skroń.<br />
<br />
Chciałam go pocałować, ale coś zwróciło moją uwagę.<br />
<br />
-Słyszałeś to? -Zapytałam. To był słaby, stłumiony brzęk. Dochodził zza ściany budynku.<br />
Dźwięk przyjemnej melodii jazzu.<br />
-Tak. -Powiedział, uśmiechając się i wsłuchując. To definitywnie był klub taneczny. Wyłonił się z ciemności, oświetlając nam wejście.<br />
<br />
-Czekaj. -Harry powiedział, pociągając mnie wzdłuż licznych, ułożonych w perfekcyjną linę budynków. Ostatni z nich był naszym klubem. Krzewy ozdabiały ścieżkę do głównego wejścia. Harry zsunął z ramion plecak i rozejrzał się wokół, upewniając się, że nikt nas nie widzi i dyskretnie schował torbę pomiędzy krzewami. Uważnie go obserwowałam i po chwili zrobiłam to samo co on. W ciemności alejka wyglądała na wąską i z pewnością nikt przechodzący nie zauważy ukrytych bagaży.<br />
<br />
Zbliżaliśmy się do dudniącej muzyki. W pobliżu stało niewielu ludzi, ubranych w ciepłe płaszcze , czapki i rękawiczki. Wszyscy czekali na wejście do środka.<br />
<br />
Ustaliśmy w kolejce. Dłużyła się zygzakiem, aż do wejścia. Każdy wokół wydawał się mieć po dwadzieścia lat, przynajmniej na tyle wyglądali. Mimo tego, że znajdowaliśmy się na przedmieściach Londynu, gromadziły się tu dziesiątki ludzi. Przeczuwałam, że będziemy się tu świetnie bawić.<br />
<br />
Ale mimo wszystko byłam trochę przestraszona przebywając wśród tylu ludzi. Zamknęłam usta skupiając się na tym, że jesteśmy coraz bliżej wejścia. Czułam coraz większe napięcie, które zniknęło w momencie, gdy spotkaliśmy mężczyznę sprzedającego bilety.<br />
<br />
-Dla was obojga? -Zapytał.<br />
-Tak, poproszę. -Odpowiedział Harry.<br />
Facet zanotował coś w swoim zeszycie.<br />
-Dwa funty.<br />
<br />
Harry wyjął pieniądze z kieszeni i zapłacił. Mężczyzna przytaknął dając nam pozwolenie na wejście, otwierając jednocześnie drzwi.<br />
<br />
Jesteśmy w środku.<br />
<br />
Nasze spojrzenia były pełne podziwu. Pomieszczenie było duże i obszerne, największą przestrzeń wypełniał olbrzymi, drewniany parkiet. Znajdowały się tam stoliki na drinki i jedzenie, obok był bar, a za nim prawdopodobnie kuchnia, nie mogłam jej zobaczyć, gdyż znajdowała się za ścianą. Z drugiej strony była mała scena, na której zespół grał szybkie, radosne piosenki. Dźwięk trąbek, saksofonów i perkusji nadawały mocnego rytmu. Ludzie śmiali się, rozmawiali, jedli i tańczyli. Nie czułam się teraz niekomfortowo czy coś z tych rzeczy. Ludzie byli zajęci sobą i nikt nie zwracał na nas uwagi, dzięki temu moje obawy zniknęły. Nikt nawet nie przypuszczał, że w tym miejscu, właśnie teraz znajdują się uciekinierzy z Wickendale.<br />
<br />
Dopiero teraz poczułam, że tutaj jestem. To była zupełnie inna energia, niż ta z koszmarnej instytucji, czy lasu i to nadawało mojemu sercu szybszego tempa.<br />
<br />
Nagle Harry złapał mnie za ręce i położył je na swojej klatce piersiowej. Słyszałam tylko kroki tańczących wokół mnie osób i dźwięk huczącej jazzowej piosenki.<br />
<br />
-Zechce pani ze mną zatańczyć? -Zapytał, z trudem powstrzymując uśmiech.<br />
<br />
Przytaknęłam, szeroko się uśmiechając. Zatrzymał się na chwilę, spojrzał na mnie trzymając swoją dolną wargę pomiędzy zębami. Po czym porwał mnie do tańca.<br />
<br />
Byliśmy spokojni, swobodnie poruszając się razem wśród tylu ludzi. Stali się naszym kamuflażem. W prawdzie, wszyscy byli ubrani ładniej niż my, ale kogo to tak właściwie obchodziło? Nie martwiłam się tym, po prostu tańczyłam z Harry'm.<br />
<br />
Dałam się ponieść. Czułam się niesamowicie i miałam nadzieję, że Harry też się tak czuł. Ruszałam swoim ciałem w rytm muzyki, kołysałam się w tył i w przód. Nagle Harry się zatrzymał, jakby niepewny tego, co ma robić.<br />
<br />
Jego usta rozciągnęły się w szeroką linię, uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Złapał mnie w pasie i obniżył moje ciało w dół, a potem w górę. Podniósł moją rękę tak, bym mogła okręcić się pod jego ramieniem. Wydałam z siebie piszczący okrzyk, nie spodziewałam się, że potrafi tak świetnie tańczyć. Zaśmiał się, osuwając swoją dłoń na moją talię. Przybliżyłam się do jego klatki piersiowej, odchylając się w tył i w przód. Nie mogłam przestać się śmiać, moja dłoń złapała jego koszulkę by zachować równowagę w tak szybkich ruchach.<br />
<br />
-Zobacz na to. -Powiedziałam głośno, by przekrzyczeć muzykę.<br />
<br />
Chwyciłam jego rękę, i rozłożyłam nasze ramiona szeroko. Przytaknął rozpoznając, co mam na myśli. Opuściłam swoje ciało w dół i szybko prześlizgnęłam się na podłodze tuż pod jego nogami. Mocny uścisk Harry'ego upewniał mnie w przekonaniu, że nie pozwoli mi upaść. Prędko pociągnął mnie w górę, a ja prosto stanęłam na nogi.<br />
<br />
Nie mogłam stłumić szerokiego uśmiechu na moich ustach. Harry jedną ręką wciąż trzymał moją dłoń, a drugą moją talię. Moje ręce nadal obejmowały jego ramiona, nasze ciała w dalszym ciągu poruszały się w rytmie muzyki.<br />
<br />
-Chcę czegoś spróbować! -Harry próbował przekrzyczeć grający zespół.<br />
-Co? -Zapytałam, ale zanim słowa zdołały opuścić moje usta, zsunął swoje ramię na moje plecy a drugie na kolano, podnosząc mnie w górę. Pochylił mnie do tyłu, a ja poczułam się niezwykle, żadna część mnie nie dotykała ziemi, nie kontrolowałam swojego ciała. To było niesamowite uczucie. Uśmiechnęłam się w chwili, gdy Harry postawił mnie na podłodze.<br />
<br />
Chciałam powiedzieć mu, że zwariował, ale donośny głos rozbrzmiewający w głośnikach mi przerwał.<br />
<br />
-No dobra ludzie, pora trochę zwolnić tempo. -Piosenkarz powiedział do mikrofonu, roznosząc echo w pomieszczeniu. Zaczęli grać wolną, jazzową piosenkę o szczęśliwej miłości, brzmiała jak melodia stworzona specjalnie dla zakochanych. Dla mnie i dla Harry'ego.<br />
<br />
Ten rodzaj tańca był o wiele wolniejszy od poprzedniego. Przyciągnęłam Harry'ego bliżej siebie i teraz mogłam mu powiedzieć o jego odważnym ruchu kilka sekund temu.<br />
<br />
-Jesteś szalony, wiesz o tym? -Oznajmiłam, moje serce wciąż biło jak zwariowane.<br />
-Często mi to mówią. -Odpowiedział.<br />
Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego tors.<br />
<br />
Wspólna noc z Harry'm, to miejsce.. W tamtej chwili byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.<br />
Pewna część mnie chciała z nim tańczyć całą wieczność, ale inna część chciała uciec z nim na koniec świata. Wydawało się jakby Harry toczył w myślach tą samą bitwę co ja i chyba się zdecydował kiedy wyszeptał mi do ucha.<br />
<br />
-Zatańczmy jeszcze jedną piosenkę, a potem pójdźmy w miejsce, gdzie będę Cię miał tylko dla siebie.<br />
<br />
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-8568911751395376722015-09-22T21:05:00.001+02:002015-09-22T21:05:17.235+02:00ROZDZIAŁ 13 CZ. IROSE'S POV.<br />
<br />
Harry i ja byliśmy najlepsi na świecie. Nie mieliśmy żadnego miejsca do spania, a jedyne co posiadalismy to torby na plecach, ale mimo to czuliśmy się jak królowie. Brakowało nam tylko tronu.<br />
<br />
Nie byliśmy w stanie powstrzymać uśmiechów, które nie opuszczały naszych ust. Wyglądaliśmy jak dzieci, biegnąc i udając zabawę w ganianego, skradając sobie przy tym krótkie pocałunki. Byliśmy na dobrej drodze ku wolności, a ten poranek był idealnym początkiem tego wszystkiego.<br />
<br />
Pieniądze, które posiadaliśmy, były zasługą naszych niezwykłych umiejętności. Mimo tego, że sposób w jaki je zdobyliśmy nie był odpowiedni, ale ze względu na towarzyszące temu okoliczności, ludzie powinni to zrozumieć. Nie mogłam w to uwierzyć przez ostatni, niekończący się cykl pechowych zdarzeń. Byliśmy szczęściarzami, a ja chciałam tylko tego, aby zostało tak jak najdłużej.<br />
W mojej głowie ciągle pozostawała myśl o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Ten czas był doskonałą okazją do świętowania. Miałam nawet pewien pomysł.<br />
<br />
-Jaki dziś dzień? -Zapytałam Harry'ego.<br />
-Co?<br />
-Jaki mamy dziś dzień tygodnia? -Ponagliłam go. Starałam się sama to wyliczyć, ale nie miałam pojęcia ile czasu minęło odkąd zwialiśmy z Wickendale.<br />
-Kiedy uciekliśmy? W piątek? -Zapytał.<br />
Wzruszyłam ramionami.<br />
-Jesteśmy wolni od jakiegoś tygodnia. Więc możliwe, że jest piątek albo sobota.<br />
Uśmiechnęłam się, bo tak właśnie przypuszczałam.<br />
-Dlaczego pytasz? -Próbował wyczytać odpowiedź z mojej twarzy, spostrzegłam jak dziecinnie naśladuje moją minę.<br />
-Bo.. Pewnie pomyślisz sobie, że zwariowałam, ale za nim coś powiesz to wysłuchaj mnie do końca.<br />
-O Boże. -Powiedział. W jego słowa wkradł się cichy chichot.<br />
<br />
Szukałam sposobu, jak mu to powiedzieć. Nie chciałam, by Harry odrzucił mój pomysł, nim tylko zdąży opuścić moje usta. Zastanawiałam się jak odpowiednio dobrać słowa. Postanowiłam powiedzieć wprost.<br />
<br />
-Chcę pójść na tańce.<br />
<br />
-Co? -Zapytał kompletnie zbity z tropu, śmiejąc się jak dzieciak.<br />
-Pomyślałam o tym, bo.. -Zaczęłam. -Na tę chwilę wszyscy myślą, że nie żyjemy. Możemy spokojnie pójść do miasta. Przy okazji możemy kupić bilety. Harry proszę, to nasza ostatnia szansa, by zrobić coś szalonego.<br />
<br />
Miałam świadomość tego, że ten pomysł mógł wydawać się dziecinny i Harry na pewno odebrał to w taki sposób. my po prostu potrzebowaliśmy zrobić coś spontanicznego. Po tym jak byłam zamknięta pośród ponurej szarości z koszmarnymi krzykami i dziwnymi głosami wirującymi w mojej głowie, przez ostatni miesiąc, pragnęłam zasmakować życia, zabawy. A odpowiedni na to czas był właśnie teraz.<br />
<br />
-Poza tym, nigdy nie byliśmy nigdzie razem.<br />
<br />
Harry podniósł głowę, spoglądając na mnie w niedowierzaniu. Otworzył usta i lekko się uśmiechnął.<br />
<br />
-Masz rację.<br />
<br />
Łatwo poszło. Przytaknęłam, czując delikatne zwycięstwo.<br />
<br />
-Ale nadal nie jestem pewien, czy powinniśmy to zrobić. Co jeśli ktokolwiek nas rozpozna? Albo jeżeli będą tam ochroniarze? Poza tym nawet nie wiemy gdzie znajduje się najbliższe takie miejsce?<br />
-Ale to ostatnia rzecz, jakiej ktokolwiek mógłby się spodziewać. -Powiedziałam. -To bieganie w lesie sprawi a więcej podejrzeń. Na zewnątrz będziemy wyglądać jak zwyczajna para nastolatków na randce. Ciągle się ukrywając, możemy nigdy nie otrzymać więcej takiej okazji, nawet przez chwilę.<br />
<br />
Harry przygryzł swoje wargi, lawirując między myślami w poszukiwaniu powodu, dlaczego mielibyśmy nie wracać do miasta. To nie było nic nadzwyczajnego. Powinniśmy zostać w hotelu, a potem pójść do jakiegoś sklepu spożywczego, perfekcyjnie gospodarując naszym czasem. Jedyne co mogło stanąć nam na przeszkodzie to selekcja przed wejściem do klubu. Myślę jednak, że bez trudu wkręcimy się w tłum. Zresztą, co zbiedzy z Wickendale mieliby robić w miejscu publicznym?<br />
<br />
Wątpiłam w to, że dzisiaj wpakujemy się w jakieś kłopoty. Zwyczajnie to czułam.<br />
Jednak nie tylko to. Odnosiłam dziwne wrażenie jakby ktoś nas obserwował. Słońce powoli zachodziło, rozprzestrzeniając wokół szarość. Powróciłam myślami do tej dziwnej kobiety. Odtwarzanie wyglądu jej i jej nóg przyprawiało mnie o dreszcze. Zastanawiałam się co teraz mogło się z nią dziać i czy w ogóle żyje. To nieprzyjemne wspomnienie za każdym razem pozbawia mnie pewności siebie. Chciałabym stąd uciec i wymazać te okropne wspomnienia.<br />
<br />
Głębokie westchnienie Harry'ego przyciąga moją uwagę, po czym dziwne myśli gdzieś znikają. Ekscytuję się, obserwując jego zachowanie. Nigdy nie będę w stanie rozgryźć o czym myśli w danej chwili.<br />
<br />
-Przypuszczam, że to mogłaby być dobra okazja do zdobyci a więcej pieniędzy. Zgubione, niepilnowane portfele.<br />
-Więc zrobimy to? -Zapytałam, pomijając jego wzmiankę o kolejnej kradzieży.<br />
-Myślę, że tak.<br />
<br />
Potrząsnął głową w geście rezygnacji, samemu do końca nie wierząc w to co właśnie powiedział.<br />
Moja wewnętrzna Rose wręcz skakała z radości, nie mogąc się opanować. Natychmiast się uśmiechnęłam. Objęłam ramionami szyję Harry'ego, składając pocałunek na jego wargach. Po chwili moje usta wędrowały już po całej jego twarzy.<br />
<br />
-Dziękuję! Będziemy się świetnie bawić, obiecuję!<br />
<br />
Harry uśmiechnął się, kładąc ręce na mojej talii. Serce waliło mi jak szalone pod wpływem jego dotyku i naszych pocałunków. W tej chwili moje myśli mogły wędrować tylko pośród tańców, uśmiechów i niesamowitej muzyki. Zanim poznałam Harry'ego rzadko gdziekolwiek wychodziłam. Całe dnie przesiadywałam w domu, robiąc nieistotne rzeczy, które i tak do niczego nie prowadziły. Ale teraz,kiedy nasze dni były tak bardzo ulotne, a my nie wiedzieliśmy na kim możemy polegać, chciałam abyśmy spróbowali choć przez chwilę żyć jak normalni, młodzi ludzie, z zupełnie innych okolicznościach niż teraz. Jedyną przeszkodą w tym wszystkim był ten cholerny, niekończący się las. Chciałam w końcu usłyszeć bicie swojego serce i czuć się jak ktoś wolny i zakochany.<br />
<br />
Zapał na dzisiejszą noc tlił się we mnie jak nigdy dotąd. Ręka Harry'ego nadal spoczywała na moim biodrze a moja dłoń na jego szyi.<br />
<br />
-Dobrze, ale gdzie zostawimy nasze rzeczy kiedy tam pójdziemy? I c oz naszymi ubraniami?<br />
Harry zadał pytanie, a ja poczułam jak mój wewnętrzny ogień gaśnie.<br />
-Coś wymyślimy. Znajdziemy jakąś łazienkę. Założymy jeansy i koszulki. Będzie dobrze. -Powiedziałam dając z siebie wszystko, by brzmieć dosyć przekonująco. Moje marzenia nie mogły legnąć w gruzach. To miało być coś pięknego, a ja byłam bardzo zdesperowana.<br />
<br />
-Możemy zostawić rzeczy w jakiś krzakach, albo wziąć je ze sobą. Moja w tym głowa by się tym zająć.<br />
<br />
Harry uśmiechnął się widząc moje zaangażowanie, ale odpowiedział zupełnie poważnie.<br />
-Jeśli już mam tam iść, to chcę wyglądać przyzwoicie.<br />
-Więc.. Chcesz wyglądać jak ci wszyscy zamożni głupcy? Przyzwoici ludzie nie mają pojęcia o prawdziwej zabawie.<br />
<br />
Westchnął, potrząsając głową. Jego reakcja nie była zbyt rewelacyjna. Czułam, że jestem na straconej pozycji. Moje serce dosłownie tonęło. Kolor oczu Harry'ego nagle się zmienił, dostrzegłam z nich blask zachwytu.<br />
-Co?<br />
-Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Rose.<br />
<br />
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, którego nie potrafiłam stłumić. Złożyłam pocałunek na jego policzku i chwyciłam go za rękę.<br />
<br />
Nie miałam pojęcia jak znajdziemy to miejsce. Było już południe. Musieliśmy wyruszyć w tej chwili, aby znaleźć jakiś klub przed zachodem słońca. Na szczęście znajdowaliśmy się niedaleko drogi. Wystarczająco daleko by nas nie zauważona, ale jednocześnie na tyle blisko by usłyszeć odgłos przejeżdżającej obok nas lokomotywy. Tory kolejowe powinny doprowadzić nas prosto do miasta.<br />
<br />
Najpierw dotarliśmy do niezbyt zasiedlonego miasteczka. Było tam zaledwie kilka domów i starych magazynów. Szliśmy dalej. To trwało w nieskończoność. Panowała tutaj podejrzana cisza.<br />
<br />
Kilka godzin później wreszcie doszliśmy do śródmieścia. Wszędzie był tłok. Mijaliśmy kolorowe bary, rozmaite restauracje i Bóg jeden wie co jeszcze. To miejsce tętniło życiem nawet w tą ponurą porę roku.Grupki przyjaciół, pary zakochanych, młode dziewczyny z kręconymi, blond włosami obserwowane przez facetów z ulizanymi fryzurami. Wszyscy gromadzili się przy jednym z klubów, pod którym się zatrzymaliśmy. Wszędzie znajdowali się ludzie, przez co trochę się o nas bałam. No może bardziej niż trochę.<br />
<br />
Neonowe szyldy przyciągały swoim blaskiem i oświetlały ulice.<br />
<br />
-Wow. -Harry wydał z siebie okrzyk podziwu, obserwując uważnie całe miasto. Ewidentnie był zachwycony. Prawdopodobnie widział coś takiego pierwszy raz. Harry był zamknięty w instytucji, potem pracował na malutkiej farmie, a następnie ponownie odcięto go od świata i zamknięto w Wickendale. Na pewno nigdy nie miał okazji zobaczyć czegoś takiego.<br />
<br />
Patrzyłam na jego migoczące od świateł oczy. Wyglądał tak dziecinnie i nieskazitelnie, kiedy obserwował wszystko wokół Przybliżyłam się do niego, kładąc ręce na jego ramiona i delikatnie się o nie opierając.<br />
<br />
-Czy to nie jest niesamowite? -Zapytał, jego oczy nadal lśniły. Przytaknęłam, wygładzając materiał jego kurtki. Ja widziałam to inaczej. To było zwyczajne tętniące życiem miasto. Nic nadzwyczajnego.<br />
-Chodźmy. -Powiedziałam. Nie mogliśmy marnować czasu na podziwianie. Ujęłam jego dłoń. Chciałam tylko abyśmy w tę noc poczuli się rzeczywiście wolni.<br />
<br />
Następnie podeszliśmy do pierwszego budynku jaki tylko zobaczyliśmy. Jak się okazało, był to malutki sklep z ciuchami. Nie było w nim zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o jeansy, sukienki i koszulki. Niewielka ilość ludzi w środku była zajęta zakupami. Mogliśmy zwyczajnie wtopić się w tłum nie wzbudzając najmniejszego zainteresowania.<br />
<br />
Toaleta, którą znaleźliśmy na tyłach sklepu była damsko-męska. Przy magazynie znajdowała się ukryta jednoosobowa przebieralnia, trudno dostępna dla klientów. Wyglądała obskurnie i staro. Sekcje oddzielał jedynie wieszak na ubrania. Ale nie mogliśmy narzekać. Harry rozejrzał się by sprawdzić czy nikogo nie ma w pobliżu i otworzył drzwi. Weszłam do środka a on podążył za mną zamykając je za sobą. Odwrócił się do mnie, zrzucił plecak ze swoich ramion położył na podłodze.<br />
<br />
-Nie wierzę, że mnie tu zaciągnęłaś.<br />
<br />
-Wiesz.. czasami jestem bardzo, bardzo przekonująca.<br />
-Tak, jesteś. -Zgodził się.. -Najpierw przekonałaś tą babkę z ulicy że jesteś ranna, a teraz wyciągnęłaś mnie do centrum miasta żeby sobie potańczyć.<br />
-Co ja mogę powiedzieć. -Zaśmiałam się.<br />
<br />
Harry uśmiechnął się podszedł bliżej mnie, położył swoją dłoń na przy moje szczęce.<br />
<br />
-Jestem bardziej przekonany niż możesz sobie wyobrazić. -Powiedział, ale jego zachowanie nie oddawało ciemności którą można było wyczuć w głębi jego głosu.<br />
-Do prawdy? -Zapytałam, czując, jak moje policzki stają się różowe.<br />
<br />
Kącik jego ust uniósł się ku górze kiedy pochylił się by mnie pocałować. Ten pocałunek był inny. Nie potrafiłam opisać tej zmiany, to wyglądało jakby wyrażał swoje szczęście, był bardziej energiczny. Nie chciałam przerywać pocałunku, który odwzorowywał nasze małe zwycięstwo jakie osiągnęliśmy, albo obawę, że w każdej chwili możemy nawzajem utracić naszą bliskość, ale myślę że to było bardziej oddanie tego, że oboje byliśmy szczęśliwi i zakochani.<br />
<br />
Przerwał w momencie, kiedy poczułam w dole brzucha płomień pożądania. Desperacko zapragnęłam więcej. <br />
<u> </u><br />
SOŁ SORRY<br />
Na początek chciałam was ogromnie przeprosić. Wiem, że zawaliłam, ale to już się nie powtórzy. Po prostu początek szkoły.. sami rozumiecie. :(<br />
Zgłaszając się na tłumaczkę nie spodziewałam się, że to będzie tak czasochłonne, no ale cóż. JA DAM RADĘ IZI ;)<br />
Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części, gdyż był bardzo bardzo długi (i przepraszam, że akurat w takim momencie, ale musiałam). Druga część pojawi się jeszcze w tym tygodniu, ponieważ jestem chora i dzięki temu będę miała co robić siedząc w domu :)<br />
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że ze mną zostaniecie.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-54330129221618078982015-09-05T10:35:00.002+02:002015-09-05T10:35:21.680+02:00Rozdział 12Miał to jak czarne na białym. Dwanaście lat w więzieniu. Na początku trudno mu było w to uwierzyć, ale nareszcie mógł iść po ulicy jako wolny człowiek.<br />
<br />
Usłyszał jak chłopak od gazet wykrzykiwał nagłówek gazet.<br />
<br />
"Uciekinierzy z Wickendale prawdopodobnie nie żyją''<br />
<br />
Najpierw w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Kiedy jest się uwięzionym przez ponad dekadę, po wyjściu na wolność, nie pragnie się już niczego więcej. Ale coś jednak zwróciło jego uwagę przez jedną, krótką chwilę. To imię.<br />
<br />
Podszedł do chłopca w swoich starych, roboczych butach z 1930 roku.<br />
<br />
-Powtórzysz to?<br />
-Powiedziałem, że prawdopodobnie przestępcy Harry Styles i Rose Winters nie żyją! Przeczytaj! -Powtórzył to jeszcze kilka razy tonem irytującego, wrzeszczącego sprzedawcy.<br />
Rose Winters.<br />
<br />
To ona. Był tego absolutnie pewien. Nagle zaschło mu w gardle. Jego myśli odeszły w pustą przestrzeń. Rose. Uciekła z Wickendale. I możliwe, że jest martwa. Kiedy siedział za kratami, każda jego myśl kierowała się właśnie ku niej. A teraz, gdy wyszedł by ją odnaleźć, ona odeszła, zabierając ze sobą całą jego nadzieję.<br />
<br />
Ale nie.. Pomyślał, że przecież to nie musi być prawda. Nagłówek mówił prawdopodobnie nie żyją, a to zasadnicza różnica. Nie spędził pieprzonych dwunastu lat w tamtym miejscu bez powodu. To mogło być oszustwo, zwyczajna plotka wymyślona przez kogoś.<br />
Krew zaczęła mu wrzeć w żyłach z przypływu złości. Domyślał się, kto mógł za tym wszystkim stać.<br />
<br />
-Proszę pana, wszystko w porządku? Potrzebuje pan pomocy? -Zapytał dziecinny głos. Powrócił do rzeczywistości, zobaczywszy przed sobą zmieszanego chłopca.<br />
-Tak, tak, wszystko dobrze. -Szybko odpowiedział, jednocześnie odchodząc, ale pewien pomysł przyszedł mu do głowy. -Hej, zaczekaj! Zapewne dużo chodzisz po tym mieście sprzedając te gazety, prawda?<br />
Chłopak skinął głową.<br />
-Świetnie, może przypadkiem wiesz, gdzie znajduje się Instytucja Wickendale?<br />
-Chodzi o tę z gazety? To w tamtą stronę. -Oznajmił wskazując mu drogę. Mężczyzna podążył wzrokiem za jego palcem wskazującym kierunek.<br />
-Doskonale, dziękuję. -Odpowiedział. I zamiast wrócić prosto do domu, co planował przez ostatnie dwanaście lat, postanowił od razu skierować się w miejsce, do którego przyrzekał sobie nigdy nie wrócić.<br />
<br />
Nie miał ani samochodu, ani pieniędzy. Nie posiadał niczego, prócz hańby jaką się opiewał. Wstydził się siebie, więc przyspieszył kroku, chcąc niezauważanie przejść przez ulice Londynu.<br />
Ludzie posyłali mu dziwne spojrzenia. Idąc, uświadamiał sobie jak wiele się zmieniło. Niczym nadzwyczajnym nie było teraz posiadanie samochodu. Wszystko wydawało się bardziej krzykliwe. Pełno bilbordów, nadawało miastu więcej komercjalizmu. Spojrzał na jeden z plakatów. Modelka, którą przedstawiał, reklamowała strój kąpielowy przerywany w talii. Nigdy nie widział takiego kostiumu.<br />
<br />
Jeden ze sklepów, obok którego przechodził, miał w oknie kolorowy telewizor. Słyszał o tym, ale nigdy nie miał okazji takiego zobaczyć. To było niezwykłe i jednocześnie prawdziwe. . Tak bardzo się wszystko zmieniło od czasu, gdy poszedł za kratki. Czas się nie zatrzymał. Bardzo chciał się zatrzymać by móc jeszcze popatrzeć. Popatrzeć na wszystko, nie tylko na telewizor. Ale teraz musiał zająć się czymś ważniejszym.<br />
<br />
Nie było czasu na podziwianie. Musiał iść naprzód. Nie mógł opędzić się od nowych widoków. Do jego głowy zaczęły napływać kłopotliwe pytania. Jego myśli płonęły od wściekłości. Co do jasnej cholery działo się z Rose od kiedy odszedłem? Zabiję ją jeśli coś jej zrobiła.<br />
<br />
Czas płynął nieubłagalnie szybko.<br />
Szedł przez wiele godzin, nie wiedząc już gdzie się znajduje. I pewnie poddał by się gdyby nie facet który zaoferował mu darmową podwózkę. To był jedyny z miłych gestów, które spotkały go przez ostatnie kilkanaście lat.<br />
<br />
Po sześciu godzinach później czuł już ból w stopach, ale nareszcie tam był. Znajdował się dokładnie przed olbrzymim, marmurowym podjazdem. Opuściły go wszelkie myśli, kiedy ruszył ku drzwiom frontowym. Linda Hellman powiedział pod nosem. Drzwi się otworzył, a przed nim stanął wysoki ochroniarz.<br />
-Szukam Lindy Hellman.<br />
-Masz umówione spotkanie? -Zapytał ochroniarz. Ton jego głosu wzbudzał respekt. Nie był tutejszy, jego akcent brzmiał jak amerykański, ale nie wiedział dokładnie z jakiego miejsca, może Nowy Jork.<br />
-Tak, oczywiście, że mam. -Skłamał, ale wiedział, że to nie problem. Był pewny żę nie będą marnowali czasu na sprawdzanie go.<br />
-Dobrze, w takim razie chodź za mną. -Ochroniarz odwrócił się i podążył korytarzem administracyjnym.<br />
<br />
W tym korytarzu nie było widać żadnych cel, zero pacjentów. Definitywnie nie chciała ich widzieć. Ale mimo wszystko oni tutaj byli. Od razu po przekroczeniu progu, było czuć grozę i zimno tego miejsca. W ciemnym holu rozchodziły się przerażające krzyki i dziwne jęki.<br />
<br />
Podeszli do drzwi. Jego serce waliło jak oszalałe, kiedy uświadomił sobie kto tak właściwie się za nimi znajduje. Nie bał się, wręcz przeciwnie, był teraz wyzbyty z wszelkich emocji. Mężczyzna w uniformie przekręcił gałkę i wszedł do środka.<br />
<br />
-Ktoś chciałby się z panią widzieć Pani Hellman. Twierdzi, że ma umówione spotkanie.<br />
<br />
To była ona. Jej niemożliwie jasne włosy wciąż były takie same, ale wyglądała inaczej, starzej. Na jej widok wezbrała się w nim złość. Poczuł gorzki smak w swoich ustach. Nie poznała go. Była zajęta papierkową robotą, jej oczy absorbowały dokumenty.<br />
<br />
-Nie mam dzisiaj żadnych spotkań. Cokolwiek miał mi do powiedzenia, jestem pewna, że to może poczekać. -Powiedziała znużona, nawet nie podnosząc wzroku.<br />
-Och, a ja myślę, że jednak chcesz mnie wysłuchać. -Mężczyzna przemówił lekceważącym tonem.<br />
<br />
W chwili gdy wypowiedział te słowa, nastąpiła reakcja, której nikt nigdy nie spodziewał by się po Lindzie Hellman. Zatrzymała pisanie. Jej ciało doszczętnie zamarło. Coś w jego głosie sprawiło, że zesztywniała. Zacisnęła usta. Jej oczy podniosły się powoli by spotkać się z jego spojrzeniem.<br />
<br />
-Jason, zostaw nas. -Rozkazała ochroniarzowi, na co on opuścił pokój zamykając za sobą drzwi.<br />
Zostali sam na sam.<br />
-Myslałam, że jesteś w więzieniu. -Spuściła wzrok, powracając do pracy.<br />
-Jak widzisz, dzisiaj wyszedłem. -Mężczyzna szybko wyrzucił z siebie słowa. Nie zapowiadało się na krótką i przyjemną konwersację.<br />
Zaśmiała się cynicznie.<br />
-Twój pierwszy dzień wolności przeznaczasz na wizytę u mnie? Dlaczego? Zapewne nie po to by mnie przeprosić, za to,że opuściłeś mnie, gdy byłam w ciąży z twoim synem.<br />
<br />
Spodziewał się tego, że wyceluje w niego tym faktem. Ale nie zdawał sobie sprawy, że słowo syn przeszyje go na wylot. Podszedł do jej biurka. Przebywał z nią w jednym pomieszczeniu dopiero kilka chwil, a wydawało się, jakby to trwało wieczność. Nagle w jego głowie pojawiły się przebłyski wspomnień z nią związanych, ich miłość, cały wspólnie spędzony czas. A potem całą tę bajkę szlag trafił. Odkrył, że go zdradzała i okłamywała. Miał dość jej i jej ciągłych krzyków. W końcu opuścił ją i jej dziecko. Wtedy poczuł się okropnie, jak śmieć. Chciał wrócić, nie do niej, ale do dziecka, które w sobie nosiła. Skończyło się tak, że nie poznał nawet jego imienia.<br />
<br />
Uderzył pięścią w blat biurka, gwałtownie zwracając jej uwagę. Pragnął wywołać w niej choć odrobinę zainteresowania.<br />
<br />
-Nie będę o tym rozmawiać! -Rozzłościła go. -Chcę tylko wiedzieć co zrobiłaś!<br />
-Co masz na myśli? -Zapytała, kierując na niego swoje chłodne, przeszywające spojrzenie.<br />
-Nie udawaj, że nie wiesz. -Odpowiedział, nieświadomy tego, że ona rzeczywiście nie wiedziała o co mu chodzi. -Nie mogłaś żyć z myślą, że starałem się byś szczęśliwy zakładając nową rodzinę. Chcę ci jednak przypomnieć, że to ty wszystko zniszczyłaś.<br />
<br />
Zastanawiała się nad sensem jego słów.<br />
<br />
-Nie mam bladego pojęcia o czym ty do mnie mówisz! Nie wiedziałam, że założyłeś nową rodzinę. Nie chciałam mieć z tobą nic wspólnego po tym jak nas zostawiłeś. Dotąd o niczym nie wiedziałam. Więc radzę ci się wynosić z mojego biura!<br />
-Dlaczego przyjęłaś tu Rose? I czemu dowiedziałem się o jej prawdopodobnej śmierci? -Zapytał zaciskając zęby.<br />
<br />
Z każdym, kolejnym pytaniem zastanawiała się coraz bardziej.<br />
<br />
-Nie obchodzą mnie te brednie. Dlaczego chcesz cokolwiek o niej wiedzieć?<br />
Zaśmiał się nie dowierzając jej słowom. Potrząsnął głową.<br />
-Naprawdę nie mam czasu na twoje gierki. Po prostu powiedz mi czy ona żyje?<br />
-Dlaczego chcesz wiedzieć?<br />
<br />
Powoli wpadał w furię, podniósł głos.<br />
<br />
-Ponieważ to kurwa moja córka!<br />
Te słowa sprawiły, że szczęka Lindy Hellman opadła, a oczy wytrzeszczyły się w niedowierzaniu.<br />
-Nie, nie jest. Kłamiesz.<br />
-Jaki miałbym cel w przychodzeniu tutaj i okłamywaniu Ciebie? Chcę tylko wiedzieć gdzie ona jest i czy wszystko z nią w porządku, do kurwy nędzy powiedz mi!<br />
<br />
Nie przestawał krzyczeć, wciąż domagając się odpowiedzi, ale ona pogrążyła się w myślach, nie słuchając ani jednego słowa.<br />
<br />
Jej myśli były uwięzione wokół tej niepokojącej informacji.<br />
<br />
Mężczyzna nazywał się David Winters. Wiele lat wstecz założył z nią rodzinę, a potem opuścił ją i ich syna James'a. Stworzył nową rodzinę z inną kobietą, doprowadził się do ładu. Ale ponownie wpędził się w kłopoty i trafił do więzienia.<br />
<br />
Nie potrafiła się opanować. Nigdy nie przyszło jej do głowy by w jakiś sposób powiązać jego i Rose. Dużo ludzi posiada to samo nazwisko, a Winters jest dość popularne. Nawet nie byli do siebie podobni. Ten mężczyzna w ogóle ją nie obchodził, więc nie zawracała sobie nim głowy. Niewiele o nim myślała.<br />
<br />
Ale teraz on tam był, stał przed nią ujawniając prawdę. Jej myśli wirowały od nagłego przypływu informacji. To było przerażające. Potrząsnęła głową i wzięła głęboki oddech. Uświadomienie sobie tego ścisnęło jej żołądek.<br />
<br />
James Hellman i Rose Winters byli rodzeństwem.<br />
<u><br /></u>
<u> </u><br />
<div>
ŁOOO.. NO TO SIĘ POROBIŁO</div>
<div>
ZASKOCZENI CO? Nie wiem jak was, ale powiem szczerze, że mnie to zupełnie zbiło z tropu. Robi się coraz ciekawiej, nie sądzicie? A muszę wam zdradzić, że BĘDZIE JESZCZE CIEKAWIEJ :)</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-25643569247898292992015-08-27T22:06:00.000+02:002015-08-27T22:18:25.549+02:00Rozdział 11<h2><br></h2>
<br>
Nigdy nie byłam przygotowana na tak traumatyczne doświadczenia. Pragnęłam tego, by być osobą z krótką pamięcią, albo kimś, kto potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Właśnie kimś takim był Harry. Był nadzwyczaj spokojny. We mnie natomiast narastał niepokój, ściskający żołądek i doprowadzający do łez. Zżerały mnie nerwy. Byłam lekko przestraszona. Wstrząsnął mną dźwięk zbliżających się, policyjnych syren.<br>
<br>
-Harry! - Szepnęłam szorstko, potrząsając ramię owinięte wokół mnie. Zazwyczaj poświęcałam tę chwilę na wpatrywanie się w jego piękną, zaspaną postać, ale tym razem, to nie był jeden z tych poranków. Obudził się zmieszany i zdenerwowany, zerwał się niemalże szybciej ode mnie.<br>
<br>
-Co?! - Zapytał zrzędliwie.<br>
<br>
Przyłożyłam dłoń do jego ust, pogłębiając tym samym jego poirytowaną minę. W chwili, gdy usłyszał źródło mojej paniki, jego oczy wytrzeszczyły się. Zlustrował drogę, zatrzymując wzrok na nas.<br>
Opuściłam swoją dłoń z ust Harry'ego. Przeszywające uczucie gorąca narastało w moim ciele z minuty na minutę. Czułam się niepewnie, trzęsąc się z nagłego przypływu adrenaliny.<br>
-Co robimy? - Wyszeptałam.<br>
<br>
Położył palec na swoich ustach, każąc mi nasłuchiwać. Znowu wydawał się taki spokojny. Zamurowało go na chwilę, ale szybko przystąpił do pakowania naszych rzeczy. Zerwał z nas koce i cisnął je do torby. Narastający hałas wydawał się być coraz bliżej. Policyjne syreny stawały się bardziej ciągłe i głośniejsze. Każdy, najmniejszy odgłos budował we mnie lęk.<br>
Wróciłam wzrokiem do Harry'ego. Moja ręka chwyciła jego biceps w oczekiwaniu na jakąś reakcję. Zatrzymał się. Bez patrzenia na niego wiedziałam, że oboje wpatrujemy się przed siebie. Ten dźwięk był teraz przerażająco blisko. Policja nie mogła znajdować się dalej niż kilka metrów od nas. Czułam wstręt wywołany zdenerwowaniem, który pustoszył moje ciało.<br>
<br>
Znajdowaliśmy się dokładnie obok mostu, po którym pędził policyjny wóz, ale o dziwo pojazd nie zatrzymał się i pojechał dalej.<br>
Dźwięk syren minął obok nas.<br>
<br>
Ogarnęła mnie fala ulgi. Ramię Harry'ego zostało wyzwolone spod mojego nerwowego uścisku. Mogłam swobodnie odetchnąć. Odwróciłam się do Harry'ego, objął mnie i delikatnie oparł o swój tors, zamknęłam oczy, a głośne westchnienie opuściło moje płuca.<br>
-Nie każdy radiowóz poszukuje właśnie nas. - Było słychać rozbawienie w jego głosie, kiedy to sobie uświadomił. -Wszędzie są przestępcy i wypadki. To auto mogło po prostu brać udział w pościgu.<br>
Uśmiechnęłam się niepewnie na jego słowa. Byłam przerażona i zmartwiona. Ledwo byłam w stanie dopuścić do siebie najbardziej prawdopodobną opcję. Przeciągnął mnie na bok, tak by mógł mnie zobaczyć.<br>
-Jesteśmy bezpieczni. - powiedział z rozbawieniem, położył dłonie na mojej twarzy, zanim zaczął składać na niej pocałunki. Na moich policzkach, czole, skroniach, nosie.<br>
Te skromne, czułe gesty sprawiały, że się uśmiechałam. Czułam się przy nim zupełnie inaczej, niż przy kimkolwiek innym.<br>
-To mnie cholernie przeraziło. -Powiedziałam, po tym jak złożył ostatni pocałunek na moim policzku.<br>
-Jeśli mam być szczery..-Zaczął, nieco mnie odsuwając. -Mnie też. Tak jak obraz pieprzonej, wiecznie niezadowolonej twarzy Hellman siedzącej w mojej głowie. -Powiedział, starając się z niej zakpić.<br>
-Taka już jest. -Zaśmiałam się, gdyż interpretacja Harry'ego była całkiem inna niż moja, ta prawdziwa.<br>
-Dziękujmy Bogu, że nas ominęli. Może to, że tędy jechali było znakiem, że powinniśmy wstać.<br>
-Tak. -Zgodziłam się. -Ale kto normalny potrzebuje syren policyjnych jako budzika?<br>
-Właśnie.-Wyczułam ironię w jego głosie.<br>
-Więc co dzisiaj robimy? Zjemy jakieś śniadanie zanim zaczniemy biec? Czy zjemy po bieganiu? -Zasugerowałam. To była nasza jedyna, realna opcja.<br>
<br>
Nagle atmosfera drastycznie się zmieniła. Najpierw byliśmy napełnieni paniką, kilka sekund później śmialiśmy się i żartowaliśmy, teraz uśmiech Harry'ego zmienił się w powagę.<br>
<br>
-Co? -Zapytałam.<br>
-Nic. Tylko myślałem... Chcemy opuścić ten kraj jak najszybciej, tak? Więc musimy zatrzymać całe to bieganie i zamartwianie się.<br>
Skinęłam głową potakując, ale nie byłam jeszcze całkiem pewna o czym mówi.<br>
-Myślę, że.. -Westchnął. -Może powinniśmy zacząć zdobywać jakieś pieniądze.<br>
<br>
Wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie co miał na myśli. Znowu się zmartwiłam, bo wiedziałam, że ma rację. Nie mogliśmy czekać. Im szybciej zdobędziemy gotówkę, tym szybciej będziemy mogli stąd uciec. Dzisiaj będziemy biec, tak, ale musimy zrobić coś jeszcze.<br>
Dzisiaj będzie dzień naszej pierwszej kradzieży.<br>
<br>
Nie potrafiłam ocenić sytuacji i zdecydować czy to był dobry pomysł, ponieważ z góry wiedziałam, że nie był. Ale jaki mieliśmy wybór? No jaki?<br>
<br>
Harry ułożył swoje usta w cienką linię, zawsze tak robił, kiedy się nad czymś zastanawiał.<br>
-Mam kilka pomysłów. Możemy na przykład wyjąć portfele z torebek w jakimś barze i spierdolić. Ale nie jestem pewny czy moglibyśmy wtedy wrócić do tego miasta.<br>
Skinęłam głową, zgadzając się z tym, że nie mogliśmy zbytnio się wychylać. Duża ilość ludzi sprawiała większe prawdopodobieństwo, że ktoś nas rozpozna. Ten pomysł wymagał dużej sprawności i zwinności, to nie było coś dla mnie.<br>
-Jak dobry w tym jesteś?<br>
Wzruszył ramionami z rozbawienia.<br>
-Nie wiem. Tak naprawdę to nigdy tego nie robiłem. -Powiedział. -Dlaczego pytasz?<br>
Trochę się zawahałam, może nawet zawstydziłam. Nie byłam pewna czy przedstawić mu swoją opcję.<br>
-Nie wiem, to wydaje się być strasznym pomysłem. A co jeśli, na przykład, zatrzymalibyśmy samochód albo coś? Któreś z nas mogłoby udawać, że potrzebuje pomocy albo jest ranne, a w tym czasie drugie poszukałoby pieniędzy.<br>
<br>
Harry spuścił wzrok na ziemię z takim, jak zawsze, zamyślonym wyrazem twarzy. Zwilżył swoje usta. W pewien sposób czułam się niespokojnie, zupełnie jak uczeń czekający na ocenienie swojej odpowiedzi przez nauczyciela.<br>
-To mogłoby się udać. -Powiedział. -Ale to Ty będziesz musiała to zrobić.<br>
-Dlaczego? -Spytałam zdziwiona. Ten fakt pobudzał we mnie nerwy. Mój umysł powrócił do poprzedniego stanu. Uważałam, że Harry był o wiele lepszym aktorem niż ja. Prawie w ogóle się nie stresował.<br>
-Bo jesteś dużo mniej sławna, ludzie Cię nie rozpoznają. Poza tym jesteś bardziej niezdarniejsza, bez urazy. -Oznajmił. -Ale za to zachowujesz się bardziej słodko niż ja i ktoś od razu zdecyduje się ci pomóc.<br>
<br>
Westchnęłam. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na moją twarz. On miał rację.<br>
-No dobrze. Ale co będę miała mówić? Jak to zrobimy?<br>
<br>
Znowu zanurzyliśmy się w myślach. Ale tym razem trwało to dłużej niż mogłam się spodziewać. Dobre pół godziny spędziliśmy na uzgadnianiu sposobu na naszą pierwszą kradzież. Powinniśmy pójść do miasta? Czy może jednak zaczekać na jakiś kolejny samochód? Jak go zatrzymamy? Po trudnej dyskusji i trzech papierosach później wreszcie doszliśmy do konsesusu. Plan był taki:<br>
Zdecydowaliśmy się czekać. Czekaliśmy, aż podjedzie jakiś inny samochód. Ustaliliśmy, że jeśli potrwa to więcej niż 45 minut, podejmiemy inną decyzję. Postanowiliśmy położyć na ulicy wielką gałąź z nadzieją, że kierowca przestraszy się wystarczająco by się zatrzymać. Kiedy tylko opuści swój pojazd, położę się na ziemi i będę udawać, że coś mi się stało. O ile znajdzie się ktoś na tyle przyzwoity i empatyczny by się zatrzymać. Jeśli nikt nie zdecyduje się mi pomóc, sama będę musiała o to poprosić. Kiedy ja będę odgrywała to przedstawienie, Harry w tym czasie zdobędzie pieniądze z samochodu.<br>
Kierowca pomyśli, że właśnie przejechał po mojej nodze. Potem będę udawać ofiarę tak bardzo, jak to tylko możliwe. Sprawię, że będzie mu się wydawać że to jego wina, że wpadłam pod jego samochód.<br>
Pozostało tylko modlić się, aby ten chory plan wypalił. Spędziliśmy 15 minut w lesie, na szukaniu jakiejś gałęzi. Harry poszedł ukryć nasze rzeczy, jak się domyślam, zostawił je pod mostem. Nalegał by zatrzymać przy sobie swoją broń. Włożył ją z tyłu jeansów zupełnie tak, jak na filmach. Zapewniał mnie, że to tylko ze względów bezpieczeństwa. Zastanawiałam się tylko co było takiego bezpiecznego w pistolecie. Ale ostatecznie się zgodziłam.<br>
<br>
Tak więc byłam już w miejscu, gdzie mieliśmy włączyć w życie nasz plan. Ulice były puste , owiewał je tylko wiatr. Nic nie można było zobaczyć, ani usłyszeć. Czekałam i nasłuchiwałam. Czekałam, słuchałam i tak w kółko. Ten proces wydawał się nie mieć końca. Strach sam się we mnie budował, nie miałam na to wpływu.<br>
<br>
Słyszałam tylko swój słaby oddech zmęczenia. Zobaczyłam Harry'ego patrzącego na mnie z balustrady mostu. Posłał mi dodające otuchy skinienie głową, zanim z powrotem schował się za barierkę. Starałam się zadusić w sobie obawy i zmartwienia, wiedziałam że muszę zrobić to dla nas. Potrzebowaliśmy tego. Musiałam tylko to sobie wmówić.<br>
<br>
Dostrzegłam nadjeżdżający samochód. Nie widziałam Harry'ego , ale wiedziałam że on tam jest, był kilka metrów ode mnie. Potrzebowałam jego obecności. Wzięłam głęboki oddech, kiedy pojazd był coraz bliżej. Zaczęłam iść na przód, bliżej środka jezdni. Powoli podchodząc do ogromnej gałęzi.<br>
Samochód był teraz zaledwie kilka metrów ode mnie. Moje serce waliło tak, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Uderzył we mnie podmuch wiatru nim usłyszałam głuchy odgłos łamiącej się gałęzi. Kilka chwil później pojazd się zatrzymał, a ja upadłam na ziemię.<br>
-Ałł! -Krzyknęłam, a drzwi samochodu się otworzyły. Tak!<br>
-Wszystko w porządku? Jesteś cała? -To była kobieta około czterdziestki. Jej blond włosy były związane w wysoki kok. Była przestraszona. Zgodnie z planem.<br>
-Nie, nie jestem pewna. -Odpowiedziałam, zassałam powietrze, "próbując" usiąść.<br>
-Możesz stać? -Spytała gorączkowo. Nie odpowiedziałam od razu, ponieważ kiedy się pochyliła zobaczyłam Harry'ego wyłaniającego się spod balustrady mostu.<br>
<br>
HARRY'S POV<br>
<br>
Nasz plan był popierdolony. Ale byliśmy już przyzwyczajeni do niezwykle trudnych, pieprzonych planów, więc nic nie szkodziło nam spróbować. Lepiej by było gdybym to ja zastępował miejsce Rose. Mógłbym wtedy obwiniać tylko siebie, gdybym coś spierdolił. Nie chciałem, aby się stresowała. Ale ona jako jedyna mogła to zrobić, wiedziała o tym. Ze mną udającego rannego nie mielibyśmy szans. Miałem nadzieję, że da sobie radę.<br>
I wiedziałem, że da. Była silna. Ale dla pewności spojrzałem na nią z miejsca, w którym się znajdowałem. Rose leżała na ziemi, a kobieta śpieszyła jej z pomocą. ''Dalej, Skarbie." wymamrotałem, po czym odetchnąłem.<br>
<br>
Zobaczyłem jej sprawiający ból wysiłek z drugiego końca ulicy. Była bardziej wiarygodna niż przypuszczałem. "Ałłł" powiedziała, chwytając ramię kobiety. Obserwując tak przez kilka sekund chciałem powiedzieć Rose, żeby przestała się wygłupiać. Była w tym dobra.<br>
Stałem ukryty, podczas gdy Rose wciskała pieprzony kit tej kobiecie. Mój wzrok powędrował w jej stronę, by spotkać się z pięknym błękitem oczu mojej dziewczyny.<br>
-Pomogłaby mi pani iść? -Zapytała kobietę i poprowadziła ją w przeciwnym kierunku. Teraz albo nigdy. -Pomyślałem.<br>
<br>
Schyliłem się nisko, zgarbiłem ciało i ugiąłem kolana idąc powoli do drzwi pasażera. Starałem się iść jak najciszej, położyłem swoje dłonie na drzwi by zagłuszyć hałas podczas ich otwierania. Rzuciłem krótkie spojrzenie na dwie kobiety, Rose odwracała jej uwagę.<br>
Będąc już w środku zmieniłem tempo. Teraz szybko starałem się przeszukać wóz. Otworzyłem szufladę szukając portfela lub torebki. Nic.<br>
<br>
Zamknąłem spokojnie komorę i spoglądnąłem na siedzenia. Coś skierowało mój wzrok na podłogę po stronie kierowcy. Niebieska torebka. Otworzyłem ją, dotykając różnorodnych przedmiotów w poszukiwaniu czegoś pożytecznego. Po przeszukaniu rozmaitych rzeczy znajdujących się w damskiej torebce, o których kurwa istnieniu nigdy nie wiedziałem, chwyciłem gotówkę. Potem szybko wyszedłem z auta i zamknąłem drzwi tak samo ostrożnie, jak je otworzyłem, byłem już na zewnątrz.<br>
-Ał! -Usłyszałem nagle Rose i instynktownie spojrzałem w ich stronę. Jej ból absolutnie nie był prawdziwy. Bałem się, że ta kobieta mnie zauważy.<br>
<br>
Pobiegłem szybko na most, nie chcąc stać w pobliżu naszej ofiary, kiedy nie było to konieczne. Moje buty robiły trochę hałasu, kiedy szedłem po śniegu, utrudniając mi szybkie przemknięcie. Miałem w dłoni forsę, ale nawet to nie pozwalało mi się odprężyć. Wyraźnie wsłuchiwałem się w fałszywe słowa Rose kiedy liczyłem gotówkę.<br>
<br>
-Tak mi przykro. -Kobieta próbowała jej pomóc. -Chcesz żebym zawiozła cię do szpitala? Chyba szły w kierunku jej samochodu.<br>
-Nie, w porządku, to nie twoja wina. -Rose odpowiedziała.<br>
5 funtów.<br>
-Owszem, moja i bardzo źle się z tym czuję. Powinnam jeździć ostrożniej.<br>
Masz rację, powinnaś.<br>
-Twoja jazda była bezbłędna to pomyłka. Dziękuję bardzo, że mi pani pomogła.<br>
Nastąpiła przerwa w ich rozmowie. Kącik moich ust uniósł się ku górze. Wiedziałem, że ...<br>
-Pomyłka? Uważasz, że Cię nie potrąciłam? -Kobieta zapytała. Wyczuwam kłopoty.<br>
-O nie nie nie! Źle mnie zrozumiałaś, twój samochód przestraszył mnie, a kiedy odwróciłam się skręciłam sobie kostkę.<br>
Dziesięć funtów.<br>
Usłyszałem westchnienie ulgi.<br>
-Dzięki Bogu. To znaczy, nie dzięki Bogu za to, że coś ci się stało, ale za to, że to nie ja uszkodziłam ci nogę.<br>
-Nie. -Rose się roześmiała. -Nie zrobiłaś nic złego. Dziękuję za to, że zatrzymałaś się i mi pomogłaś. To bardzo dobrze o tobie świadczy.<br>
-Jasne. Nie ma sprawy. Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy lekarza?<br>
-Nie. Dziękuję za troskę. Myślę, że jestem w stanie chodzić.-Rose słodko nalegała.<br>
Piętnaście.<br>
-No dobrze, jeśli uważasz, że nic ci nie jest..<br>
-Nic mi nie jest, dziękuję.<br>
-Nie ma za co. W takim razie żegnaj. -Powiedziała kobieta i ruszyła w kierunku swojego auta. -I mam nadzieję, że z twoją kostką wszystko będzie dobrze.<br>
-Żegnaj, dziękuję! -Odparła Rose. Po czym usłyszałem oddalające się kroki, a kilka chwil później otwierające się drzwi samochodu. W przeciągu kilku sekund silnik odpalił, opony zapiszczały na jezdni, zniknęła.<br>
Kiedy odjechała, dotarło do mnie, że właśnie dokonaliśmy przestępstwa. Ja pierdole.<br>
<br>
ROSE'S POV<br>
<br>
Byłam oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie stało. Westchnęłam i pobiegłam na most. Moje stopy uderzały o ziemię tak długo, aż zobaczyłam Harry'ego. Wyglądał na zadowolonego z siebie, dumnie się uśmiechał. Śmiał się i potrząsał głową w niedowierzaniu.<br>
Dokonaliśmy tego.<br>
<br>
Pomknęłam do niego jak najszybciej. Wydałam z siebie okrzyk radości i naskoczyłam na jego ramiona. Objął mnie i kręcił dookoła.<br>
-To było cholernie niesamowite! -Krzyknął ściskając mnie. Po czym postawił mnie na nogi.<br>
Moje policzki płonęły, a kąciki ust mimowolnie się unosiły.<br>
-Naprawdę?<br>
Przytaknął.<br>
-Wiesz ile gotówki dla nas zdobyłaś?<br>
-Ile?<br>
-Dwadzieścia pięć funtów. -Powiedział, pogłębiając swój uśmiech. -Wyglądało na to, że ta babka wybierała się na świąteczne zakupy.<br>
-Żartujesz. -Stwierdziłam. Najwyraźniej mieliśmy ogromne szczęście.<br>
Harry zmierzwił swoje włosy.<br>
-Jestem kurwa śmiertelnie poważny! -Roześmiał się.<br>
Śmiałam się razem z nim. To było niewiarygodne.<br>
<br>
Ale pomysł ze świątecznymi zakupami nie dawał mi spokoju. Kobieta, którą okradliśmy prawdopodobnie miała rodzinę, przyjaciół, kogoś kogo kochała. Będzie przerażona, kiedy zorientuje się, że z jej portfela zniknęła cała gotówka. Może nawet domyśli się, że dziewczyna ze skręconą kostką miała związek z przestępstwem.<br>
<br>
-Co się dzieje? -Harry zapytał, przechylił głowę na bok, uśmiechając się, wyglądał tak dziecinnie i słodko.<br>
-Nic. -Odparłam, potrząsając głową. -Ja tylko.. bo wygląda na to, że.. teraz jesteśmy prawdziwymi przestępcami. A ta kobieta była miła, źle się z tym czuję.<br>
-Naprawdę? -Spytał. Nie był zbyt zaciekawiony, tak myślę. Jego uśmieszek i ponury ton sprawiały, że wyglądał łobuzersko. Przybliżył się do mnie patrząc wygłodniałym wzrokiem. -Bo ja myślę, że to było kurewsko seksowne.<br>
<br>
Teraz był tylko kilka cali ode mnie. Przybliżył swoje usta do moich. Przygryzł zębami moją dolną wargę, pomrukując delikatnie. To był czuły pocałunek, kochałam ten uśmiech, przez który nie mogłam oderwać się od jego ust.<br>
To było okropne, ale zarazem ekscytujące, mogłabym rzec, że uznawałam to za nasz sukces kryminalny.<br>
<br>
DLA TYCH KTÓRZY NIE WIEDZĄ, 25 BRYTYJSKICH FUNTÓW W 1925 ROKU MIAŁO RÓWNOWARTOŚĆ 300 DOLLARÓW AMERYKAŃSKICH OBECNIE. CZYLI OKOŁO 1500 ZŁOTYCH.<br>
<br>
<u> </u><br>
Hej hej :) Z góry przepraszam za wszystkie błędy, jest to moje pierwsze tłumaczenie więc mam nadzieję, że mi wybaczycie i że moje tłumaczenie nie będzie się, aż tak różniło od poprzednich tłumaczeń. Myślę, że trochę czasu zajmie mi przyzwyczajenie się do prowadzenia tego bloga. Sołł.. w sumie to nie wiem co mam wam napisać.<br>
Pozostaje jeszcze kwestia tego kiedy będę dodawać kolejne rozdziały. No więc od następnego tygodnia rozdziały będą pojawiać się w każdą sobotę wieczorem, gdyż ten termin mi najbardziej odpowiada :)<br>
Tak więc, do następnego :)<br>
<br>
<br>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/11951139399985109110noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-61389283856873620062015-08-18T22:52:00.001+02:002015-08-18T22:52:33.945+02:00Rozdział 10 + nowa tłumaczkaGRANT<br />
<br />
Harry Styles, lat 22, urodzony 1 lutego 1930, pierwszy raz trafił do Wickendale mając 12 lat za spalenie żywcem swojego ojca, później oskarżony o obdarcie ze skóry trzech kobiet. Rose Winters, lat 21, urodzona 20 listopada 193, była pracownica instytutu, jej bliska relacja z pacjentem Harrym Stylesem spowodowała zaburzenia psychiczne. Stała się zdezorientowana, a jej zachowanie agresywne, dlatego została pacjentem instytutu.<br />
<br />
Znałem tę sprawę na wylot. Przeczytałem wszystkie możliwe dokumenty na ich temat, które udało mi się zdobyć, od pierwszego dnia kiedy dostałem tę sprawę. Ale nie wiedziałem nic o Rose i Harrym, jako osobach. Nic o tym jak się zachowywali, o ich motywach, co spowodowało, że wyróżniali się na tle innych, wszystko to co było potrzebne w tej sprawie. Dlatego zacząłem od dyrektora.<br />
<br />
Zapukałem do drzwi jej biura. Odczekałem chwilę, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Zapukałem jeszcze raz.<br />
<br />
- Wejść.- usłyszałem nieprzyjazny głos, stłumiony przez drewnianą powierzchnię.<br />
<br />
Ostrożnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła. Po lewej stronie stała półka z książkami. Obok niej szafka z szufladami, a na przeciwko coś w rodzaju szafy. Dwa kasztanowe krzesła stały przy eleganckim biurku. Moje oczy powędrowały ku stercie papierów, a w końcu ku kobiecie, do której należały. Wywoływała piorunujące wrażenie, ale w złym tego słowa znaczeniu. Jej włosy były siwe, prawie białe, a oczy lodowato niebieskie, niemalże wrogie.<br />
<br />
- Dzień dobry, Lindo Hellman, jestem detektyw Grant.- powiedziałem i wyciągnąłem ku niej dłoń. Ona nie.<br />
- Po prostu pani Hellman.- odpowiedziała, ledwo na mnie patrząc. Przeglądała jakieś dokumenty.<br />
- Przepraszam, pani Hallman.- w moim głosie była wyczuwalna irytacja. Mogłem powiedzieć, że już nie lubiłem tej kobiety. - Dostałem sprawę pani trzech uciekinierów.<br />
<br />
Westchnęła i zaczęła układać wszystkie papiery. Zajęło jej to chwilę zanim je uporządkowała i skierowała na mnie całą swoją uwagę.<br />
- Cóż, nie ma sprawy, jeśli są martwi.<br />
- Co?<br />
- Pacjenci. - powiedziała.- Nikt nigdy nie uciekł z mojego instytutu. Z tyłu budynku są klify, a z przodu ulica. - patrzyła na mnie, prosto w moje oczy. - Nie ma takiej możliwości, aby zaszli daleko. Mogę prawie zapewnić, że nie żyją.<br />
-<i> Prawie </i>zapewnić. Ale nie jest pani pewna. - zauważyłem.<br />
- Cóż, nie sądzę, aby...<br />
- Proszę pani, rozumiem, że to miejsce znaczy dla pani bardzo dużo. Wiem, że ma pani nienaganną reputację i nie chce pani, aby ta ucieczka została nagłośniona, ale muszę przeprowadzić dokładne dochodzenie. Nie ma żadnego dowodu, aby cokolwiek sądzić, dlatego byłbym wdzięczny, gdyby pani ze mną współpracowała.<br />
Wyglądała na poirytowaną, pewnie dlatego, że wiedziała, że mam rację.<br />
- Wątpię, że znajdzie pan cokolwiek innego niż zwłoki.<br />
- To byłoby coś.- powiedziałem, choć wcale w to nie wierzyłem. Po prostu nie chciałem jej bardziej wkurzać. - Ale musimy znaleźć coś, cokolwiek. I będę potrzebował pani współpracy do tego również chciałbym dowiedzieć się więcej o dwóch pacjentach, um.. o Harrym i Rose. Potrzebowałbym więcej informacji na temat tego trzeciego, nie mam o niej praktycznie nic.<br />
<br />
Pani Hellman westchnęła ciężko i powoli wstała, wytrzepując spodnie z niewidzialnego pyłku.<br />
- Chcę wiedzieć wszystko co się dzieje w tej sprawie. Cokolwiek znajdziecie ma trafić do mnie. I muszę mieć pełen dostęp do informacji o pacjentach, które znajdziecie.<br />
- Oczywiście. To nie będzie problem.- powiedziałem.<br />
Patrzyła na mnie przez chwilę, oceniając, może zastanawiając się czy jej posłucham. Ale w końcu się zgodziła.<br />
- To jakich informacji będzie pan potrzebował?<br />
- Narazie żadnych.- powiedziałem.- Gdyby mogła pani ze mną pójść.<br />
<br />
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi, zakładając, że ona zrobi to samo. Oczywiście nie mogłem być pewien, gdyby nie odgłos kroków. Wydawała się uparta. Już i tak ledwo tolerowałem ludzi, a ona szczególnie działała mi na nerwy. Wydawało się, że będzie tu wojna o władzę.<br />
<br />
Mogłem powiedzieć, że miała ona jakieś emocjonalne przywiązanie do sprawy. Po pierwsze byli to jej pacjenci. Ale nie wyglądało na to, aby się bardzo nimi przejmowała, skoro tak chętnie założyła, że nie żyją. Dlatego jest druga opcja. Za bardzo dba o swój wizerunek. Nie chce w to uwierzyć, że oni uciekli.<br />
<br />
Przez to wygląda na to, że nie myśli racjonalnie. Ktokolwiek, nie ważne kto raczej założyłby, że oni żyją niż wprost przeciwnie. Od kilku dni ludzie przeszukują tereny i nikt nie znalazł żadnych szczątków. Gdyby zginęli ich ciała, już zostałby by znalezione.<br />
<br />
Ta kobieta sobie nie zdaje sprawy, że ci pacjenci żyją. Są gdzieś tam i oddalają się od nas coraz dalej i dalej z każda mijająca minutą,. I nie ważne czy ona to zauważy czy nie, ja miałem zamiar ich upolować. Nie spocznę dopóki ich nie znajdę i nie trafią tam gdzie należą.<br />
<br />
ROSE<br />
<br />
Zmroziło mnie. Nie chciałam wierzyć swoim oczom, ale to tam było. Moje serce zaczęło mocno bić. Odruchowo zaczęłam się cofać i przeraźliwie krzyknęłam. Ponieważ dokładnie przed mną znajdował się jeden z moich największych koszmarów, od kiedy opuściłam instytut.<br />
<br />
Ogromny, wielki pająk.<br />
<br />
- Co, co, co?!- Harry zaczął gorączkowo krzyczeć po tym jak dźwięki opuściły moje usta. Szybko znalazł się przy mnie. - Co jest? Co się stało?<br />
<br />
Nie byłam w stanie nic powiedzieć tylko wskazałam na długonogie, włochate, okropne stworzenie.<br />
- Fuuuu.- wydałam z siebie dźwięk obrzydzenia. Był wielki, wielkości mojej dłoni. Nie mogłam na niego patrzeć.<br />
Wzrok powędrował w kierunku, który wskazywał mój palec.<br />
- Czy ty sobie kurwa żartujesz? - powiedział niedowierzając.- Myślałem, że coś było naprawdę nie tak.<br />
- Coś jest nie tak! Zabij to, proszę.- nalegałam.<br />
<br />
Pokręcił głową, westchnął i sięgnął po swojego buta, ściągając go.<br />
- Zapłacisz mi za to.- powiedział.- Naprawdę mnie wystraszyłaś.<br />
- Przepraszam.- wyszeptałam. Trzymał swojego buta w dłoni i zbliżał się do pająka. W końcu uderzył go i zmiażdżył. Ble.<br />
Ale to nie był koniec. Odwrócił się i pokazał mi co zostało z pająka na podeszwie, czyli jakieś zgniecione pajęcze nogi i trochę czarnej mazi. A najgorsze było to, że zbliżał to do mojej twarzy.<br />
- Przestań!- pisnęłam i odsunęłam się od niego.<br />
<br />
Jednakże, nie chciał mnie słuchać. Przygryzł dolną wargę i zaczął mnie gonić, na jednej nodze miał tylko skarpetkę. Wzdrygnęłam się i zaczęłam mu uciekać. Ale rozgnieciony pająk mnie doganiał.<br />
- Harry, przysięgam, że - chciałam go ostrzec, ale nie dokończyłam, bo musiałam zaczerpnąć powietrza, zanim znowu przyspieszyłam. Śmiał się za mną, nadal goniąc mnie z tym czymś w dłoni. Czasami był taki poukładany i inteligentny, ale czasami był tak bardzo dziecinny.<br />
- Harry, nie żartuję, zaraz zwymiotuję.<br />
Nie żartowałam. Ogromny, ohydny, spłaszczony pająk sprawiał, że wszystko w żołądku mi się przewracało. Myślicie sobie, że po tym co przeszłam, jakiś tam robak może mieć na mnie taki wpływ, ale pająki były jedyną rzeczą na świecie, której nie znosiłam najbardziej.<br />
<br />
Harry nadal się śmiał, ale w końcu zatrzymał. Przyglądałam mu się ostrożnie gdy wycierał buta o trawę. Kiedy w końcu go wyczyścił i ubrał, popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko.<br />
- Jesteś dupkiem.- powiedziałam na żarty i go lekko popchnęłam.<br />
- Ja?<br />
Przestałam chichotać, ale nadal się uśmiechałam.<br />
Podniósł brew, chyba chciał coś powiedzieć albo coś zrobić, nie mogłam zgadnąć. Wyszczerzył się, przygryzając wargę. Wtem nagle ruszył na mnie z otwartymi ramionami. Za nim się spostrzegłam znajdowałam się na jego barkach. Zaczęłam się głośno śmiać.<br />
-Harry!<br />
Nic nie mówił, ale czułam jak sam się śmieje. Podbiegł do naszych prześcieradeł, a ja byłam bezradnie przewieszona przez jego ramię. W końcu ostrożnie postawił mnie na ziemi. Stałam jedynie kilka centymetrów od niego. Łapaliśmy oddech, nasze ciała stykały się za każdym wdechem, oboje się uśmiechaliśmy.<br />
<br />
Gładkie ręce Harry'ego musnęły moją szczękę, a następnie wślizgnęły się we włosy.<br />
<br />
- Jesteś taka urocza - wymamrotał. Miałam wrażenie, że powiedział to z ironią. W jego tonie nie było nic uroczego; był ochrypły, seksowny i głęboki.<br />
<br />
Pochylił się aby mnie pocałować, a ja mu pozwoliłam. Pocałunek był pełen pasji, nasze usta mocno do siebie przylegały, jego język natychmiast znalazł się w moich. Wciąż nie przywykłam do całowania go i wątpiłam w to, że w najbliższym czasie przywyknę. Każda z jego cech jakoś inaczej na mnie wpływała: włosy, usta, język, każda pozbawiała mnie siły. Jego ciało wygięło się w moją stronę, a ręce przesuwały po skórze w sposób, który jeszcze bardziej podgrzewał pocałunek.<br />
<br />
Mogłam tak stać z moimi ustami na jego przez godziny, ale jednak nasze pocałunki zawsze musiały być przerywane.<br />
<br />
Tym razem przez dźwięk przejeżdżającego samochodu. Zbliżał się do naszej kryjówki, koła hałasowały na moście ponad naszymi głowami. Harry nieco się ode mnie odsunął i przycisnął palec do moich ust. To był tylko środek ostrożności, musieliśmy zachować czujność. Nasza dwójka nie wydawała z siebie żadnego dźwięku na odgłosy działalności ludzi.<br />
<br />
Kryjówka znajdowała się pod malowniczym mostkiem, otoczonym zimowym krajobrazem. Było w niej nieco cieplej, gdyż byliśmy osłonięci przed wiatrem i padającym śniegiem. Bardzo ładne miejsce w głębokim lesie.<br />
<br />
Więc rozbiliśmy pewnego rodzaju obóz, postanowiliśmy spać jak najwyżej i jak najbliżej mostka, aby zostać w ukryciu. Ale był tylko jeden problem: to na jednej z belek podtrzymujących konstrukcję zobaczyłam pająka. I kto wiedział na ile jeszcze możemy się natknąć.<br />
<br />
Wzdrygnęłam się na samą myśl.<br />
<br />
- Co? - zapytał Harry, widząc moją reakcję.<br />
- Przepraszam, nic ważnego - potrząsnęłam głową.<br />
- Nie, powiedz mi - zażądał. Pewnie myślał, że było to coś bardziej poważnego.<br />
- Myślałam tylko o pająku, to wszystko - powiedziałam.<br />
<br />
Słysząc to wybuchnął śmiechem, kąciki jego oczu się zmarszczyły, na policzkach ukazały tak bardzo przeze mnie lubiane dołeczki.<br />
<br />
- Przestań się ze mnie śmiać! - zażądałam pół-żartem.<br />
<br />
Do końca nie przestał, ale troszkę sie uspokoił gdy powoli potrząsł głową. Byłam pewna, że zaraz usłyszę kolejną docinkę, jednak Harry tylko ziewnął. Znów mogłam dojrzeć w nim coś z dziecka. Jego nos się zmarszczył, gdy pocierał dłonią oczy. Nie sądziłam, że jest zmęczony biorąc pod uwagę, że przed chwilą gonił za mną w kółko. Lecz chyba jednak oboje potrzebowaliśmy snu.<br />
<br />
- Myślę, że powinniśmy iść spać - zaproponowałam. Biegliśmy cały dzień, żeby tu dotrzeć, przemierzając jak największą odległość, wykorzystując świeżo zregenerowane po nocy w motelu siły. Ale teraz byłam całkowicie wycięta.<br />
- Myślę, że masz rację - powiedział, sennie kiwając głową. Kiedy tu dotarliśmy, rozłożyliśmy koce i całą resztę, więc teraz po prostu ułożyłam się wygodnie na gotowym posłaniu. Nie było to do końca łóżko, ale gruba, sucha trawa posłużyła za materac i to jak na nasze warunki było dobrze i byłam za to wdzięczna.<br />
<br />
Harry ułożył się obok mnie, tak że nasze ramiona się stykały. W pozycji pół-leżącej wziął swoją torbę na kolana i zaczął w niej grzebać. Wyciągnął zapalniczkę i papierosy. Obserwowałam jak jego czoło się marszczy, kiedy otacza dłońmi zapalniczkę dopóki papieros nie zaczyna się tlić.<br />
<br />
To była kolejna rzecz, która mnie w nim fascynowała. Pomimo tego, że chciałam, żeby rzucił, patrzenie jak odchyla głowę w tył i wypuszcza smugę dymu przez pełne usta było czymś co uwielbiałam.<br />
<br />
Nagle kilka obrazów przeszło mi przez myśli.<br />
<br />
Patrzenie jak Harry pali papierosa przypomniało mi o motelu, kiedy wbijał w tego pracownika wzrok pełen nienawiści. Po czym przypomniałam sobie kobietę, która też tam pracowała i jej załamanie po stracie siostrzeńca. I to przywiodło mi na myśl pytanie, które już dawno chciałam zadać.<br />
<br />
- Harry? - spytałam niepewnie.<br />
- Tak?<br />
<br />
Zajęło mi chwilę, żeby odpowiedzieć, starałam się odpowiednio dobrać słowa.<br />
<br />
- Jak...jak to było zabić Jamesa?<br />
<br />
Jego czoło się zmarszczyło w wyrazie zaskoczenia. Zaciągnął się jeszcze raz, zanim się odezwał.<br />
- Co masz na myśli?<br />
- Mam na myśli czy to było okropne kogoś zabić czy skoro to był James to ci się to podobało? - spytałam. Było to dziwne, głębokie, przypadkowe pytanie, ale moja ciekawość wzięła górę.<br />
- Nie było okropne - powiedział krótko - Rose, jesteś pewna czy chcesz słyszeć to wszy...<br />
-Tak - przerwałam mu - Chcę. Chcę wiedzieć przez co przeszedłeś, co się stało, bo wciąż dokładnie nie wiem. Powiedz mi.<br />
<br />
Westchnął zaciągając się papierosem po raz ostatni, po czym zgasił go na ziemi.<br />
- Czy.. czy czułeś się z tym dobrze? - zapytałam delikatnie.<br />
- Tak.- spojrzał na mnie. Gdy moja mina nie wyrażała ani lęku ani zrozumienia, zaczął mówić dalej.- Z odbieraniem życia - nie, ale z odebraniem jego życia nie miałem problemu. Każde uderzenie w niego przypominało mi o bólu, który zadał Emily albo innym dziewczynom czy tobie i nie mogłem przestać. - Patrzył się w dal jakby przypominał sobie te zdarzenia.- Mam nadzieję, że była to dla niego tortura. Mam nadzieję, że go bolało. Powinien spalić się w piekle.<br />
<br />
Moje oczy się powiększyły i westchnęłam w lekkim szoku. Odwróciłam się troszkę od niego, aby przez chwilę pomyśleć.<br />
- Rose.- powiedział takim tonem, który mnie od razu uspokoił.- Wiem co sobie myślisz, ale on odebrał mi wszystko. Wiesz jakie okropne rzeczy zrobił Emily i prawie tobie. Również innym dziewczynom i jak to musiało boleć ich rodziny i znajomych. Nie mogłem się powstrzymać i nie cieszyć się, że w końcu dostanie za swoje.<br />
<br />
Spojrzał na mnie ponownie, lekko niepewny mojej reakcji.<br />
- W porządku, rozumiem. Również chciałam, żeby był martwy.- Jednak zaniepokoiły mnie detale, o których mówił Harry i to jaką dawały mu przyjemność. <br />
<br />
Milczał przez minutę i zastanawiał się nad tym co powiedziałam.<br />
- Dlaczego w ogóle zawracasz sobie swoją piękną główkę takimi sprawami?<br />
- Wydaje mi się, że po prostu musiałam spytać.<br />
<br />
Patrzył na mnie jeszcze chwilę po czym odwrócił się i przytulił się do mnie. Jego głowa spoczywała na mojej piersi, ręka obejmowała mnie w pasie.<br />
- Ogrzeję cię - powiedział i wtulił się bardziej we mnie. Było mi ciepło i wygodnie, gdy pokiwałam głową. - No dobrze, a teraz idziemy spać, kochanie.- pocałował mnie w czoło i wrócił do poprzedniej pozycji. Pomimo poważnej rozmowy, którą odbyliśmy zaczynałam spokojnie odpływać w błogi sen.<br />
<br />
Harry i ja zasnęliśmy spleceni ze sobą i nie budziliśmy się przez godziny. Jednakże tym razem w naszym śnie przeszkodził nam przenikliwy odgłos policyjnych syren.<br />
<br />
<strike> </strike><br />
No to koniec.<br />
<br />
Dziękujemy wam za wszystko, za cierpliwość, za wsparcie. Było to dla nas bardzo cenne doświadczenie i sama przyjemność, dopóki miałyśmy na to czas. Czas oddać pałeczkę komu innemu, a tą osobą jest Aleksandra (@16ciastek)! Gratulujemy! Następnego rozdziału oczekujcie już od niej i z nią się kontaktujcie. Nie umiem się żegnać, więc no... ~Magda<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-51988099196683629872015-07-29T19:55:00.001+02:002015-07-29T20:03:05.563+02:00Przeprosiny<p dir="ltr">Cześć kochani!<br>
Nie,<b> </b>to niestety jeszcze nie rozdział;/ <br>
Po pierwsze chciałyśmy was bardzo przeprosić. Wiemy że to okropne tak czekać na rozdział. Po prostu obie z Anią miałyśmy naprawdę dużo na głowach, głównie jeśli chodzi o życie prywatne i nie byłyśmy w stanie poświęcać czasu tłumaczeniu. <br>
I niestety zdecydowałyśmy że już czasu mieć nie będziemy, a nie chcemy żeby ten blog i tyle naszej ciężkiej pracy po prostu przepadło. Dlategoprzeprowadzimy casting na nową/nowe tłumaczki. Chcemy jednak przetłumaczyć jeszcze jeden rozdział na pożegnanie, jest już w połowie gotowy.<br>
Wszystkich zainteresowanych dalszym tłumaczeniem Chaotica prosimy o przetłumaczenie 10 pierwszych akapitów rozdziału 11 (do słowa 'speeding') i przesłanie nam ich na maile: jaw.magda@gmail.com i ania9977@onet.eu do 08.08.15. Prosimy o zostawienie w mailu swojego twittera, bo tak najłatwiej nam skontaktować się z autorką najlepszego tłumaczenia, jednak posiadanie konta na twitterze nie jest wymagane. <br>
No to tyle, wyczekujcie w najbliższym czasie nowego rozdziału a do 10.08 posta od nowej tłumaczki. I jeszcze raz przepraszamy<b>.</b></p>
<p dir="ltr"><b>Jeśli macie jakieś pytania, kierujcie je na aska i nasze twittery. ~Magda </b><br></p>
Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-12099889068532252272015-04-09T22:03:00.002+02:002015-04-09T22:03:18.291+02:00ZmianyMoi drodzy,<br />
ze względu na to, że z Anią po prostu nie wyrabiamy się z terminami choćbyśmy nie wiem jak się starały i bez sensu, żebyście zawsze w czwartki czekali na rozdział albo posta o tym, że go nie będzie postanowiłyśmy, że rozdziały pojawiać się będą kiedy będą. W okolicach końca tygodnia/weekendu, ogólnie raz w tygodniu, chyba, że coś wypadnie. Przepraszamy was ale inaczej się po prostu nie da.<br />
<br />
A tak poza tym to zapraszam na bloga z opowiadaniem naszej najwierniejszej czytelniczki Kasi;*<br />
<a href="http://lifesaverfanfiction.blogspot.com/" target="_blank">lifesaverfanfiction.blogspot.com</a>Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com205tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-32955993588125061712015-04-03T16:30:00.001+02:002015-04-03T16:30:24.355+02:00Rozdział 9Motelowe drzwi trzasnęły za nami, jak strzał, który uwalnia zniecierpliwionych biegaczy. Byliśmy zdenerwowani, ale biegliśmy jak do osiągnięcia jakiegoś celu lub zdobycia kawałka metalu. Biegliśmy, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Powietrze było zimne i szczypało. Czułem jak coraz bardziej panikuję. Kiedy byliśmy dosyć daleko, Rose odezwała się. Jakby czytała mi w myślach.<br />
- Co to do cholery było?- mówiła cicho, ale jej ton głosu brzmiał jakby krzyczała.<br />
<br />
Potrząsnąłem głową i zacisnąłem szczękę. Byłem wściekły.<br />
- Jego ciotka. Jego jebana ciotka. To musi być jakiś chory żart. - Chciałem krzyczeć, ale mój głos był cichy i szorstki. - Ja pierdole.<br />
- Myślisz, że ona rozmawiała z panią Hellman?<br />
- Jestem tego prawie pewien.- Próbowałem się otrząsnąć i przypomnieć sobie o czym rozmawiała. Mówiła o Jamesie. Tego byłem pewien na sto procent. Instytut, 'okropni kryminaliści', którzy go zamordowali, o czym innym mogła mówić jak nie o nas?<br />
<br />
Ale to nie był największy problem. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że rozmawiała z panią Hellman. Przebiegliśmy kilometry za kilometrami od tamtego miejsca, byliśmy ostrożni. Myślałem, że chociaż na chwilę się jej pozbyliśmy. Ale oczywiście Wickendale nas prześladowało. Ona tam była, w tamtym pomieszczeniu, może nie fizycznie, ale była tam. Gdybym ja albo Rose się odezwali, gdyby ta kobieta nam się przyjrzała, byłoby po nas.<br />
<br />
Za niedługo znajdziemy się na pierwszych stronach w większości gazet. Zaraz zauważą, że nie jesteśmy martwi, nasze zdjęcia będą wszędzie. Ta kobieta nas rozpozna. Będą o krok bliżej od złapania nas. Kurwa zajebiście.<br />
<br />
<br />
ROSE<br />
<br />
Rysy Harry'ego były spięte, myśli kłębiły się w jego głowie. Oczywiście wiedziałam o czym myślał, ponieważ ja myślałam o tym samym. Właśnie poznaliśmy ciotkę, mężczyzny, którego zabiliśmy, a ona nawet o tym nie wiedziała. To było przerażające, ale gorsze było to, że za niedługo ona nas rozpozna i powie to od razu pani Hellman.<br />
<br />
Oboje milczeliśmy, gdy szliśmy przez bardziej zatłoczone miasto. Może to tylko była moja chora wyobraźnia, albo zbliżaliśmy się do centrum, ale wydawało mi sie, ze jest coraz wiecej ludzi na ulicach. Szliśmy dalej, pojawiały się kolejne budynki i jeszcze więcej ludzi, którzy chodzili tam i z powrotem. Mężczyzna idący do pracy, matka z dwójką dzieci. Wczoraj zobaczyliśmy tylko kilka osób, a teraz wydawało się jakby całe miasto zdecydowało się wyjść z domów.<br />
<br />
Nie było nigdzie lasu, ani drogi ucieczki. Tylko budynki. Zabudowany teren wydawał się pełen normalnych ludzi z normalnymi życiami. Miałam nadzieję, że nikt nas nie rozpozna.<br />
Ale każdy zaparkowany wzdłuż chodnika samochód, każda osoba otwierająca sklep, chłopiec sprzedający gazety mieli, które wydawało się, że za długo na nas patrzą. Jakby mieli jakiś cień podejrzeń, nie ważne jak niejasny i mglisty.<br />
<br />
Ale odrzuciłam te myśli. Robię to samo, gdy widzę kogoś ubranego w coś nietypowego, albo o ciekawych rysach, patrzę za długo. Nie znaczyło to, że myślałam, że są uciekinierami. Chłopiec sprzedający gazetę, bez wątpienia był niewinny, ale przykuł moją uwagę. Było coś w tym co mówił. Nie słyszałam do końca przez hałas ulicy, ale jakoś udało mi się dosłyszeć. 'Wstrząsająca wiadomość! Wczoraj została zamordowana kobieta, tutaj w Ashbury! Wszystko do przeczytania w gazecie!'<br />
<br />
Wpatrywałam się w niego dłużej niż powinnam. Coś było w tej wiadomości, telefonie z panią Hellman, moim śnie, że skumulowało się w wielki strach.<br />
<br />
Oczywiście ten morderca nie miał z nami nic wspólnego, nawet nie byłam tym zszokowana. Tylko dodało to do mojego ponurego humoru kolejnego zmartwienia i chciałam jak najszybciej opuścić to miasto.<br />
<br />
Spojrzałam na Harry'ego. Dziwnie milczał. Nie zauważał tego wszystkiego, nie obserwował co się dzieje wokół niego, był skupiony na swoich myślach. Zmarszczył brwi, przygryzł wargę i wpatrywał się w chodnik. Nie odzywał się, ani nie trzymał mojej dłoni. Jakby go tu nie było. Już chciałam spytać o to samo o co zawsze pytam: jaki mamy plan, co zrobimy, gdzie idziemy.<br />
<br />
Ale tym razem wydawało mi się, że sam nie wiedział. Dlatego dałam mu spokój, żeby coś wymyślił. Szliśmy w ciszy przed siebie.<br />
<br />
Zagłębialiśmy się bardziej w miasto, aż w końcu przerwy między budynkami zaczęły się zwiększać. Mniej aut jechało ulicą, mniej ludzi nas mijało. Przez pięć, dziesięć, dwadzieścia minut szliśmy zabudowanymi ulicami, by w końcu zamieniły się przedmieścia. Zauważyliśmy las do którego mogliśmy wrócić. Nawet jak wszyscy myślą, ze jesteśmy martwi, im mniej osób nas zauważy tym lepiej.<br />
<strike><br /></strike>
Po chwili, kiedy minęliśmy już tętniące życiem centrum, naszym oczom ukazało się więcej lasu. Na początku było to tylko kilka drzew tu i tam, ale im bardziej się oddalaliśmy tym bardziej pusto się robiło.<br />
<br />
Więc tam właśnie udaliśmy się z Harrym. Szłam za nim, gdy kierował się w stronę czegoś w stylu drewnianego budynku, podchodząc do wejścia, jednak podążając dalej wzdłuż ściany na tyły. Sprawdził czy było czysto, a następnie pobiegliśmy szybko w stronę ochronnej warstwy drzew po małym wzgórzu. Trzęsłam się cały czas, zaciskając oczy, aby uniknąć kłującego śniegu i mroźnego wiatru.<br />
<br />
W końcu udało nam się schronić w lesie. Wokół nas wciąż panowała cisza. Cienka warstwa śniegu zaczęła się tworzyć na zmrożonej ziemi. Ale tu nie było czuć zimna aż tak bardzo, gdyż drzewa osłaniały nas przed mroźnym wiatrem. Nasze byle jakie płaszcze i buty wystarczały, aby zapewnić nam komfort i cieszyć się pozytywnymi aspektami zimy. Świeże powietrze w naszych płucach, piękno lśniącego bielą otaczającego nas świata, zapach drewna sosnowego. To wszystko pomogło nieco uspokoić mój zestresowany umysł.<br />
<br />
Ale nie wyglądało, żeby to pomogło Harry'emu. Spojrzałam na jego twarz, oświetloną przez promienie słońca przeświecające przez gałęzie drzew. Efekt był zapierający dech w piersiach. Wyglądał jakby cały promieniał, a spotęgował to dodatkowo jeden z jego wspaniałych uśmiechów rozjaśniających zawsze całą jego twarz. Ale jego wyraz twarzy nie był łagodny i zrelaksowany, tylko zestresowany, a mięśnie jego ramion spięte, zęby zaciśnięte, czoło zmarszczone.<br />
<br />
Wyciągnęłam rękę i chwyciłam jego dłoń w swoją. Wyglądał na zaskoczonego dotykiem, jakby zapomniał, że też tam byłam.<br />
- O czym myślisz? - zapytałam.<br />
<br />
Spojrzał w dół na nasze złączone dłonie nieobecnym wzrokiem. Oblizał usta i popatrzył przed siebie.<br />
<br />
- Gdzie chciałabyś mieszkać? - zapytał. Jego pytanie zbiło mnie z tropu.<br />
- Co? - spytałam, aby upewnić się, że dobrze usłyszałam.<br />
- Gdzie chciałabyś mieszkać, kiedy już skończymy uciekać? Gdziekolwiek, w jakimkolwiek państwie. - Jego wyraz twarzy wciąż zamyślony, był całkowicie poważny.<br />
- Oh nie mam pojęcia - powiedziałam. Bardzo chciałam udzielić mu odpowiedzi, moje myśli biegały od miejsca do miejsca. Ale nie mogłam wymyślić niczego konkretnego. - Gdzieś gdzie jest słonecznie - zdecydowałam i zaczęłam kołysać naszymi dłońmi w przód i tył. - Gdzie będziemy mogli dużo przebywać na zewnątrz.<br />
- Tak, zgadzam się - powiedział Harry, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.<br />
- Dlaczego się mnie o to pytasz? - zastanawiałam się.<br />
- Tak tylko myślałem...o tym co powinniśmy zrobić.<br />
- O czym jeszcze myślałeś<br />
<br />
Westchnął.<br />
<br />
- Musimy opuścić kraj. W końcu, kiedy już zorientują się, że nie jesteśmy martwi, będziemy musieli uciekać. I nawet jeśli przestaną nas szukać, a my przestaniemy uciekać, ciągle będziemy się bali, że ktoś nas rozpozna i wyda, albo wpadniemy na kogoś kogo znamy, jeśli tu zostaniemy. Mówię poważnie, już się to stało z jebaną siostrą pani Hellman. - I jego wyraz twarzy znów stał się kamienny.<br />
- Jak opuścimy kraj? Na nogach? Samolotem?<br />
- Tak - pokiwał głową - Samolotem. Wszędzie gdzie pójdziemy będą mogli nas namierzyć. Nie spodziewaliby się, że wsiądziemy w samolot, a może on nas zabrać w miejsce, w którym o nas nie słyszeli. Szanse, że nas znajdą są nikłe, jeśli uciekniemy do innego kraju.<br />
- Okej, więc jak to zrobimy? Zdobędziemy pieniądze i fałszywe dokumenty i wszystko?<br />
- Cóż - zaczął - Kiedy wyszedłem z Wickendale po raz pierwszy nie obracałem się w najlepszym towarzystwie. Miałem kumpla, z którym pracowałem, który zajmował się różnymi nielegalnymi rzeczami jak te, fałszywe dowody i tym podobne. Założę się, że zdobyłby dla nas paszporty.<br />
- Naprawdę? - spytałam podekscytowana, ale Harry nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego - To świetnie, prawda?<br />
<br />
Przejechał wolną ręką po swoich włosach zmartwiony.<br />
<br />
- No...tak. Ale ehh... Ojciec Emily był naszym szefem. Zabiłby mnie od razu, gdyby mnie tam zobaczył. Każdy na tej małej gównianej farmie prawdopodobnie mną gardzi, myślą, że ją zabiłem. - Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech, ale wiedziałam, że słowa sprawiają mu ból.<br />
<br />
Oplotłam rękę, która nie trzymała dłoni Harry'ego wokół jego ręki, przytulając ją do siebie. Stałam krok za nim, tak że moje usta dotykały jego ramienia. Jego uśmiech zaczynał robić się szczery.<br />
<br />
- Zawsze możemy spróbować - powiedziałam. - Albo może ja mogłabym z nim porozmawiać, twoim przyjacielem. Pewnie by mnie nie poznał.<br />
<br />
Harry już otwierał usta, aby mi się sprzeciwić, więc kontynuowałam, zanim zdążył to zrobić.<br />
<br />
- Ale potrzebowalibyśmy dużo pieniędzy, prawda? Musielibyśmy mu zapłacić. I za bilety lotnicze.<br />
<br />
Harry zacisnął usta w wąską linię i skinął głową.<br />
<br />
- To następny problem. Nie mamy nawet prawie tyle ile potrzebujemy.<br />
<br />
Myślałam nad tym przez chwilę. To nie tak, że mogliśmy znaleźć pracę czy wyciągnąć z banku oszczędności czy coś. Nie mogliśmy nic sprzedać ani wyjść na ulicę i żebrać. I nie mogliśmy wmaszerować z powrotem do Wickendale i prosić Kelsey i Lori o pożyczkę. Nie mieliśmy żadnej opcji poza jedną.<br />
<br />
- Będziemy musieli je ukraść.<br />
- Tak - powiedział ze skruchą - Moglibyśmy zaplanować wielką kradzież, ale nie sądzę, żebyśmy mieli do tego odpowiedni ekwipunek. Więc moglibyśmy robić małe rzeczy, być dyskretnymi kieszonkowcami, kraść torebki, portfele. Zajmie więcej czasu, ale będzie mniej oczywiste.<br />
<br />
Westchnęłam głęboko zaniepokojona. Nie podobał mi się ten pomysł, ale co innego moglibyśmy zrobić? Może byłam samolubna, ale wolałam, aby kilku ludzi straciło pieniądze, niż żebym miała wrócić do Wickendale i spędzić resztę mojego życia w strachu. Nawet jeśli ukradniemy pieniądze, nasze "ofiary" będą dalej żyć swoim życiem. A jeśli nie ukradniemy, nasze życia się skończą. Nie będziemy mogli zrobić nic innego, tylko uciekać i chować się, aż do dnia naszej śmierci.<br />
<br />
Musieliśmy opuścić Anglię.<br />
<br />
- Okej - oznajmiłam, starając się przyswoić informację o wielkim zadaniu, które nas czekało. - Więc co musimy zrobić teraz to znaleźć schronienie na każdą noc i uzupełniać zapasy, załatwić fałszywe paszporty i ukraść ponad 100 funtów, zanim będziemy mogli opuścić kraj bez wpadania w kłopoty.<br />
<br />
Cholera.<br />
<br />
Harry znów przejechał ręką po włosach, wypuszczając oddech, który, wydawało się, wstrzymywał przez dość długi czas.<br />
<br />
- Tak myślę.<br />
<br />
I po tych słowach, po tych dwóch zwykłych słowach, poczułam mieszankę różnych uczuć. Przerażenie i nadzieję, niechęć i podekscytowanie, zmartwienie i ulgę. Ponieważ mieliśmy plan. Tak, jest on bardzo trudny, ale nie niemożliwy do zrealizowania. To było coś, coś na co musieliśmy zapracować, cel do osiągnięcia. Wynik mógł być okropny, nawet śmiertelny. Ale mogło się to też skończyć, tak że ja i Harry leżymy na egzotycznej plaży popijając drinki. Żadnej policji, żadnych wiadomości o nas w gazetach, nikt kto mógłby nas poznać. I to było warte ryzyka.<br />
<br />
Ale żadne z nas nie było wtedy jeszcze świadome w co się pakujemy. Miało to być dużo trudniejsze, niż sobie wyobrażaliśmy. Czekały nas kłamstwa, ujawnione sekrety i będziemy musieli poświecić więcej niż przypuszczaliśmy.<br />
<br />Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-60765892306644287682015-03-20T23:53:00.001+01:002015-04-03T20:26:14.501+02:00Rozdział 8Noc minęła tak szybko jak białe chmury suną w lecie po niebie. Ogarnęła nas spokojem, ukoiła nasze umysły i zmęczone mięśnie równym biciem naszych serc i miękką pościelą. Ręce Harry'ego obejmowały mnie jakby chciał mnie chronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami świata. Był to pierwszy raz kiedy spaliśmy razem w prawdziwym łóżku. Było to najlepsze miejsce, w którym spałam od bardzo dawna. Pomimo naszej sytuacji byłam zadowolona. Był to ten rodzaj zadowolenia, który wywoływał przypływ szczęścia i przyjemnych snów. I tu powstaje pytanie: dlaczego miałam takie straszne koszmary?<br />
<br />
Mój zaspany umysł nie przeniósł mnie do Wickendale czy do lasu tak jak można było by się spodziewać. Nie było tam kobiety ze zniekształconymi nogami, pani Hellman, Normana lub Jamesa.<br />
<br />
Byłam tylko ja. Stałam w kuchni pomalowanej na jasny żółty, przez okno świeciło słońce. Blat był biały i błyszczący, z wbudowanym metalowym zlewem. Drewniane szafki zawieszone były w całym pomieszczeniu sprawiając, że wyglądało przyjaźnie. Był to dom mój i Harry'ego. Nie potrzebowałam dowodów, po prostu to wiedziałam.<br />
<strike><br /></strike>
Będąc w tym "naszym domu" myłam talerz. Czułam się bardzo jak żona, z fartuchem zawiązanym w talii, gdy wykonywałam prace domowe. Jakby to była część codziennej rutyny, mycie tych naczyń. Najpierw ten talerz, później łyżeczka, następnie patelnia. Ale nagle coś przykuło moją uwagę. Za oknem, ponad zlewem zobaczyłam Harry'ego.<br />
<br />
Prowadził czerwoną furgonetkę. W pewnym momencie naszło mnie jakaś dziwna obawa, jakby mój sen wiedział, że zdarzy się coś niedobrego i trzymał to przede mną w tajemnicy. Słońce schowało się za chmurami. Zniknął mi z oczu, jednak byłam świadoma jego obecności. Nie miało go być teraz w domu.<br />
<br />
To mnie zaciekawiło, ale nie dlatego, że pragnęłam wiedzy, ale odkrycia mrocznego sekretu, który ewidentnie czyhał gdzieś w pobliżu. Więc odłożyłam naczynie, które aktualnie czyściłam. Zakręciłam wodę i wyszłam na zewnątrz. Widziałam jak jego furgonetka zbliża się do brzegu naszej posiadłości, prawie do lasu. I znów z dziwne uczucie zaniepokojenia, które pojawiało się tylko w snach, ścisnęło mi żołądek. Zaparkował w pobliżu szopy. Nigdy wcześniej do niej nie wchodziłam. Harry mówił mi jakieś tysiąc razy, żebym tam nie wchodziła. Jedno co wiedziałam, to że szopa była jego miejscem. Ale miałam dość jego rozkazywania mi, mój umysł podpowiadał mi, że to była moja własność tak samo jak jego. Dziś miałam się dowiedzieć jakie sekrety tam chował.<br />
<br />
Moje stopy niosły mnie przez wyblakły trawnik, nie czułam osiadłej na nim rosy przez podeszwy butów. Zbliżałam się do małego budynku, moje serce biło coraz szybciej z każdym krokiem. Nie powinnam się bać, nie Harry'ego czy jego sekretu. Ale bałam się i nie mogłam nic na to poradzić. I mimo tego, że mój śpiący umysł mi wiele nie mówił, mówił, że miałam powód.<br />
<br />
Byłam już pod drzwiami.<br />
<br />
Drżącą ręką sięgnęłam klamki, już miałam jej dotknąć. Żaden z możliwych scenariuszy, który miałam w głowie - Harry krzyczący i wyrzucający mnie stamtąd za nieprzestrzeganie jego najświętszej reguły; zobaczenie go z inną kobietą - nie przygotował mnie na to co stało się, kiedy moja dłoń nacisnęła na klamkę. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, szybko i sprawnie, aby nie zdążył mnie powstrzymać. Ale po tym jak obrzuciłam wzorkiem pomieszczenie, żałowałam, że tego nie zrobił.<br />
<br />
Były tam ciała. Martwe ciała. Dziesiątki ciał leżało na ziemi. Ale to nie były zwykłe ciała, były zbyt znajome. Zbyt znajome, na tyle bliskie memu sercu, aby się rozpłakać na ich widok. Kelsey. Lori. Moja babcia. Emily. Nikt nie musiał mi mówić, że to ona, po prostu wiedziałam, opis Harry'ego wystarczył. Po prostu wiedziałam, czułam jakbym kiedyś z nią osobiście rozmawiała. Teraz to nie miało znaczenia. Wszyscy byli upiornie, makabrycznie martwi. Ich twarze były zupełnie białe, sino-blade. Wyglądali jak zombie, wypompowani z krwi i okradzeni z bijących serc. To było wszystko co widziałam, cała reszta była ukryta pod czarnymi workami. W końcu mój wzrok powędrował na ścianę na przeciwko, zrozumiałam dlaczego.<br />
<br />
Dokładnie przede mną też były inne ciała. Ale nie całe, tylko ich kawałki.... kawałki ich skóry. Skóry, z której zostali oberwani, a teraz wisiała na ścianie. Grube warstwy, niektóre opalone, inne blade, przybite gwoźdźmi do drewna. To było chore, jakby to była pewnego rodzaju świątynia, trofea za jego osiągnięcia.<br />
<br />
Jego. Był ktoś odpowiedzialny za to wszystko. Tak się złożyło, że była to osoba, z którą uciekłam, zaczęłam nowe życie, założyłam dom. To nie mogło być jego 'dzieło', mój Harry nie zrobiłby nigdy czegoś takiego.<br />
<br />
Ale zrobił. Aż zauważyłam go, stojącego do mnie tyłem, grzebiącego w innej przeraźliwej kupie skóry. Wrzasnęłam.<br />
<br />
To był błąd, wiedziałam to. Ale co mogłam zrobić innego w tej sytuacji?<br />
Młotek upadł na podłogę. Harry nawet nie był zaniepokojony, nawet się nie odwrócił. Stał tak tyłem do mnie, spokojnie wziął oddech, zapewne z wściekłości. Potem powoli, bardzo powoli, aż moje serce prawie wyskoczyło mi z piersi, odwrócił się.<br />
- Mówiłem ci,- powiedział cicho- żebyś tu nie przychodziła.<br />
<br />
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Za dużo rzeczy działo się wokół mnie. Chciałam wymiotować, krzyczeć, płakać, uciekać. Wszystko naraz. Jednak moje ciało nie wybrało żadnej z tych opcji, stałam jak zamurowana, pomimo moich starań aby uciec.<br />
<br />
Podszedł bliżej.<br />
- Przykro mi.- byłam zaskoczona, słysząc to, lekko zbita z tropu. Czy on powiedział 'przykro mi'? To była jego odpowiedź? Wytłumaczenie na jego potworną zbrodnię? A najgorsze było to, że kłamał. Jeśli naprawdę było mu przykro powiedziałby te słowa z poczuciem winy w głosie. Jego oczy były puste. Nie chciałam w nie patrzeć, ale nie miałam gdzie indziej poza przerażającymi ścianami ze skórą lub na martwe ciała leżące na ziemi.<br />
<br />
- Rose? - zapytał. Zaczął iść w moją stronę. Jego rysy powróciły do normalnych. Wyglądał normalnie, jakbyśmy nie znajdywali się w pomieszczeniu pełnym martwych ciał. - To nic nie znaczy. To jest coś co robię, to nic nie zmienia między nami.- powiedział wskazując na nas.<br />
<br />
Kiedy mu nie odpowiedziałam, zaczął panikować. Nagle jego głos stał się cichy i słaby.<br />
<br />
- Rose, ty mnie nadal kochasz, prawda? - podszedł jeszcze bliżej. W jego oczach zauważyłam desperację. Wydymał wargi, a jego twarz spochmurniała. Przez chwilę wyglądał jak mały chłopczyk, jego palce powędrowały do mojej dłoni licząc na pocieszenie w moim dotyku.<br />
<br />
Ale ja się nie dałam oszukać. Wyrwałam się od niego, od jego palców, które przed chwilą trzymały kawałki ludzkiej skóry.<br />
<br />
Nagle fałszywa niewinność zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Jego twarz wykrzywiła się w złości, bo go odrzuciłam. Już nie czułam jego dłoni na mojej, ale poczułam jak ląduje z wielką siłą na mojej twarzy.<br />
<br />
Poczułam to na policzku. Nie bardzo bolało fizycznie, ale sam fakt, że mnie uderzył, sprawił, że moje oczy rozszerzyły się ze strachu, łzy napłynęły mi do oczu. Był wściekły. Zanim się zorientowałam, rzucił się na mnie, a jego dłonie zacisnęły się na moim gardle. Krzyczał coś do mnie, zdania, których nie rozumiałam. Czułam jak ściskał mnie coraz mocniej i mocniej. Jego palce wbijały mi się w skórę, nie mogłam oddychać. Moje myśli były pomieszaniem paniki z niedowierzaniem. Jak mój Harry mógł coś takiego zrobić? Był moim szczęściem, bezpieczeństwem. A teraz był jak nóż przekuwający moje serce, które go kochało.<br />
<br />
Próbowałam oddychać, złapać choć odrobinę powietrza. Rosło we mnie coraz większe przerażenie, gdy próbowałam się uwolnić, bijąc, kopiąc, wyrywając się. Brakowało mi coraz bardziej powietrza i w przeciągu kilku sekund, zemdlałam.<br />
<br />
Obudziłam się, walcząc o oddech. Harry, kawałki skóry, ciała zostały na szczęście zamienione w ciemność, panującą w pokoju. Ale była to przyjemna ciemność, której potrzebowałam. Powoli dochodziły do mnie bodźce ze świata zewnętrznego.<br />
<br />
Była miękka pościel, puchate poduszki, ciepło w okół mnie. Moje place powędrowały do mojej szyi. Wszystko było w porządku. To był tylko sen.<br />
<br />
- Rose? - odezwał się ten sam głos z mojego koszmaru. Podskoczyłam ze strachu.<br />
<br />
To był tylko sen, powtarzałam sobie. Koszmar był fikcją, a Harry, którego kochałam był prawdziwy i mnie wołał. Westchnęłam z ulgą.<br />
- Wszystko dobrze? - zapytał mnie. W przeciągu kilku sekund siedział obok mnie i patrzył się na mnie z troską.<br />
<br />
- Taa.- nadal oddychałam szybciej. - To był tylko zły sen.<br />
<br />
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, zastanawiając się czy pytać mnie czy nie. Wyglądał jakby postanowił, ze jednak nie. W końcu wszedł do łóżka.<br />
- Teraz już jestem z tobą. - powiedział, przytulając mnie. Objęłam go i położyłam głowę na jego ramieniu. Było to dość dziwne uczucie. Tulenie się do osoby, która była w moim koszmarze. Ale tamten to był inny Harry. Była to diabelska wersja jego, ale teraz pode mną leżał ten prawdziwy o zupełnie innej naturze.<br />
<br />
- Śpij. - wyszeptał mi do ucha i mocniej przytulił. - Jestem tu, Rose i będę rano gdy się obudzisz.<br />
Pogłaskał mnie po głowie, moje oczy przymknęły się od jego uspokajającego dotyku. Ale nie mogłam zasnąć.<br />
- Harry?- zapytałam cicho.<br />
- Tak?<br />
- Co robiłeś gdy się obudziłam? Czemu nie byłeś w łóżku?<br />
Zawahał się przez chwilę za nim odpowiedział.<br />
- Wracałem z toalety. - odpowiedział spokojnie.<br />
- Ah. - jego wypowiedź trochę mnie zdziwiła. Nie słyszałam żadnego ruchu gdy się obudziłam i nie były włączone żadne światła. Wyglądało na to jakby stał na środku pokoju. I było coś dziwnego w sposobie w jakim to powiedział. Coś w tonie jego głosu. Ale dlaczego by miał kłamać o tak błahą rzecz? Byłam chyba po prostu zmęczona, ledwo co rozumiałam własne myśli.<br />
<br />
Harry musiał zauważyć mój skonsternowany wyraz twarzy.<br />
- Wszystko w porządku?- zapytał, lekko trącając mnie nosem. - Hmmm?<br />
Nie mogłam na to poradzić, ale szeroko się uśmiechnęłam.<br />
- Tak.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek, dla upewnienia go.<br />
<br />
HARRY<br />
<br />
Obudziłem się z dwoma wspaniałymi myślami. Pierwsza to wspomnienie małych ślicznych ust Rose wokół mnie, a druga to uczucie prawdziwego materaca, na którym leżałem. Czułem się znacznie lepiej niż jak przez ostatnie miesiące. Byliśmy bezpieczni, zdrowi, mieliśmy zapasy, a mieszkańcy miasta myśleli, że byliśmy martwi. Nie wspominając, że spaliśmy w prawdziwym łóżku, z wygodną pościelą w ogrzewanym budynku. Dla nas uciekinierów, życie było całkiem dobre.<br />
<br />
Nadal byłem wdzięczny za wszystko, kiedy otwierałem oczy. Spojrzałem na dziewczynę, która praktycznie na mnie leżała, była najlepszą częścią tego wszystkiego. Nie mogłem przestać patrzeć na jej śpiącą twarz. Jej oczy były zamknięte, a usta lekko otwarte. Jej włosy leżały wszędzie i wyglądało na to, że nie mogłem przestać je głaskać. Wszystkie jej zmartwienia, cały stres naszej szarej codzienności zniknął. Zawsze wyglądała pięknie, ale szczególnie we śnie.<br />
<br />
Gdy bawiłem się jej krótkimi włosami, otworzyła oczy. Spojrzała na mnie zmęczonymi oczami.<br />
- Cześć kochanie.- powiedziałem zachrypniętym głosem.<br />
- Mmm.- uśmiechnęła się i ponownie zamknęła oczy. Wtuliła się w mój tors.- Dzień dobry.<br />
<br />
To była kolejna rzecz. Kochałem się przy niej budzić. Spędzanie z nią poranka sprawiało, że to wszytko było takie prawdziwe, na właściwym miejscu. Sprawiało, że to wszytko było tego warte. Wydawało się jakby te wszystkie niewinne poranki wzmacniały moją miłość do niej, były moimi ulubionymi chwilami spędzonymi z nią.<br />
<br />
- Powinniśmy wstać?- zapytała, jej głos nadal był senny.<br />
- Może. - powiedziałem.- Albo możemy zostać cały dzień w łóżku. - to byłby najlepszy wybór.<br />
- Chciałabym, o której godzinie musimy opuścić pokój?<br />
Wróciłem myślami do wczorajszego wieczora gdy braliśmy go od tego dupka.<br />
- Nie jestem pewny czy nam powiedział, ale wydaje mi się, że około południa albo coś w tym stylu.- powiedziałem. W tym momencie oboje spojrzeliśmy na zegarek wiszący na ścianie.<br />
- O mój Boże!- Rose krzyknęła. - Już jest jedenasta?!<br />
- Wow- zaśmiałem się.- Na to wygląda.<br />
- To chyba najdłużej jak spałam od kilku lat.- powiedziała. Tak samo było ze mną, nic nie przeszkodziło mi w spaniu jak tej nocy, co było nadzwyczajne. Po tym odwróciła się i wróciła do poprzedniej pozycji, czyli przytuliła się do mnie a głowę położyła na ramieniu. Leżeliśmy tak przez jakiś czas.<br />
Jej usta dotknęły mojej skóry około minuty później.<br />
- Powinniśmy naprawdę wstawać.- westchnęła.<br />
Zajęczałem w proteście.<br />
- Wstanę, ale tylko jeśli mi podasz moje papierosy.- powiedziałem.<br />
<br />
Popatrzyła na mnie z drwiącym zdenerwowaniem, ześlizgnęła się ze mnie i wstała.<br />
- Ugh, zawsze muszę ci podawać te twoje głupie papierosy.- złapała poduszkę i rzuciła nią we mnie. Trafiła prosto w twarz, aż się obudziłem do końca.<br />
Zaśmiała się, stojąc tylko w moim podkoszulku.<br />
- Przykro mi.- wzruszyła ramionami i zaczęła odchodzić. Ktoś tu był w dobrym humorze.<br />
- Wcale nie jest ci przykro - powiedziałem, nagle wstając. Przesunąłem się na skraj łóżka, złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Rzuciłem ją na materac,uklęknąłem nad nią i przytrzymałem jej ręce, bo zaczęła mi się wyrywać. Ale moje nogi były na jej, więc była zupełnie unieruchomiona.<br />
Zacząłem na niej mój bezlitosny atak, polegający na łaskotaniu jej brzucha. Piszczała i śmiała się, a ja nie mogłem na to nic poradzić i śmiałem się razem z nią.<br />
<br />
- Harry przestań!- wykrztusiła. Ale to sprawiło, że kontynuowałem moje tortury podczas gdy ona próbowała się uwolnić. Moje palce wędrowały po jej całym ciele. Wyrywała się i wykręcała, a uśmiech rozjaśniał jej twarz. Ciągle ciągnęła mnie za ramiona, już prawie udało jej się uwolnić, ale złapałem jej nadgarstki i unieruchomiłem je jedną ręką.<br />
<br />
Powoli ustępowałem. Rozkoszny śmiech Rose powoli przycichł, lecz wciąż leżała pode mną, a jej pierś unosiła się i opadała szybko. Była taka seksowna.<br />
<br />
Nie mogłem się oprzeć i wpiłem się w jej rozchylone usta. Były miękkie i słodkie. Rozkoszowałem się tym. Pozwoliłem sobie mojej dłoni odpocząć na jej udzie, tuż poniżej brzegu jej T-shirtu. Druga ręka puściła jej nadgarstki, jednak została na materacu, abym mógł się na niej wesprzeć. Mój język wtargnął do jej ust.<br />
<br />
Wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła mnie do siebie. Nawet całowanie jej czy dotykanie w taki niewinny sposób sprawiało mi ogromną satysfakcję. Pojedynczy dotyk był niemal wystarczający, ale z drugiej strony nigdy nie miałem jej dość. Zawsze będę potrzebował więcej tej satysfakcji. Nie potrafiłem sobie wyobrazić żebyśmy się mieli zestarzeć i przestać pragnąć siebie tak jak teraz. Zarówno teraz jak i kiedy będziemy po trzydziestce będę chciał dalej odkrywać zakamarki jej ciała.<br />
<br />
Ale niestety już nie było teraz na to czasu. Rose odsunęła się pierwsza, mały uśmieszek widoczny był na jej lekko spuchniętych wargach.<br />
- Powinniśmy się zbierać - wyszeptała, jej niebieskie oczy pełne były uczucia.<br />
<br />
Skinąłem, całując ją jeden ostatni raz,<br />
- Ciąg dalszy nastąpi. - obiecałem.<br />
<br />
Zaśmiała się i w końcu wyszliśmy z łóżka i zaczęliśmy pakować nasze rzeczy. Rose zatrzymała moją koszulkę, więc włożyłem jedyną, którą jeszcze miałem w torbie, też z krótkim rękawkiem. Czarną tym razem. Ubraliśmy się i nawrzucaliśmy jak najwięcej się dało do naszych wypakowanych po brzegi toreb - szampon, odżywkę, narzutę. Zjedliśmy śniadanie składające się z wody i bananów, umyliśmy zęby i opuściliśmy pokój. Część mnie martwiła się, że możemy nie mieć tyle szczęścia i znów napotkać motel na swojej drodze, ale zatrzymywanie się na zbyt długo w jednym miejscu mogło być niebezpieczne.<br />
<br />
Więc wyruszyliśmy. Ubrani w kurtki i z plecakami na ramionach, udaliśmy się do lobby. Miałem nadzieję, że gnojka z wczoraj dziś nie będzie.<br />
<br />
I rzeczywiście, nie zobaczyłem go. Zamiast niego przy biurku stała potężna, starsza kobieta. Jej wyraz twarzy wyrażał skupienie na rozmowie, którą prowadziła przez telefon.<br />
<br />
- Kto to jest? - wyszeptała Rose. - Nie wygląda ci znajomo?<br />
<br />
Próbowałem sobie przypomnieć, ale jej twarz nic mi nie mówiła.<br />
- Nie - potrząsnąłem głową i podszedłem do biurka.<br />
<br />
- Co oni zrobili? - pracownica zapytała do telefonu. Zauważyła mnie i włożyła go między ucho a ramię, grzebiąc w szufladzie. Kabel wydawał się jej to utrudniać, ale dała radę. Poświęciła mi tylko na tyle uwagi, żeby położyć przede mną jakieś papiery do wypełnienia i długopis. Ja także nie miałem zamiaru zwracać na nią uwagi, jednak coś w jej konwersacji ją przyciągnęło.<br />
<br />
- Wszystko z nim dobrze? - powiedziała znów do telefonu. Osoba po drugiej stronie linii mówiła przez dłuższą chwilę, zanim wypuściła długi oddech. Po czym zaczęła płakać. Ta rozmowa to z pewnością nie były przyjacielskie ploteczki. Udawałem, że nie widzę, starając się wymyślić zmyślony adres zamieszkania do wpisania na formularzu. Ale ciągle nasłuchiwałem i wiem, że Rose robiła to samo.<br />
<br />
- Jak to się stało? Nie było w pobliżu żadnych strażników?<br />
<br />
Na początku byłem tylko zainteresowany, a teraz z ciekawością wsłuchiwałem się w każdy szczegół.<br />
<br />
- Dlaczego by mieli coś takiego zrobić? James był dobrym dzieckiem, nie zasłużył na to - powiedziała przez łzy.<br />
<br />
Przestałem pisać. Co do cholery?<br />
<br />
- Jest tylko moim siostrzeńcem, nie mogę sobie wyobrazić jak ty musisz się czuć; twój syn... Wiedziałam, że prowadzenie tego instytutu było złym pomysłem, wiedziałam.<br />
<br />
Instytut?<br />
<br />
Skończyłem wypełniać formularz. Położyłem klucz na biurku i obserwowałem kobietę. Zauważyła i skinęła głową, zabierając papier.<br />
<br />
Moje myśli szalały. Szybko chwyciłem Rose za rękę, wyciągając ją stamtąd najszybciej jak mogłem. Ale nie odważyłem się powiedzieć słowa.<br />
<br />
Ponieważ z tego co udało mi się usłyszeć, poznaliśmy właśnie ciotkę Jamesa Hellmana. Ja go zabiłem, ja byłem powodem jej płaczu. Miałem wrażenie jakby w każdej chwili mogła to sobie uświadomić.<br />
<br />
Ale co gorsza, rozmawiała przez telefon z kobietą, która najbardziej na świecie chciała nas złapać.Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com42tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-38893050030336817002015-03-15T17:37:00.001+01:002015-03-15T17:37:23.109+01:00Rozdział 7 part 2Moje oczy spojrzały na jego już nabrzmiałego członka. Nie za bardzo wiedziałam co robić dalej, ale nie byłam, aż tak zdenerwowana jak myślałam. Pozwoliłam sobie posłuchać intuicji. Jedną dłoń położyłam na jego biodrze, a drugą przesuwałam w górę i w dół; było słychać ciche pojękiwania Harry'ego. Miałam bardzo ograniczoną wiedzę w tym temacie, ale odgłosy wydawane przez Harry'ego podpowiadały mi, że robię to dobrze.<br />
<br />
Dotknęłam kciukiem główki, a Harry wciągnął głośno powietrze. Przejechałam po niej palcem, a on wydał gardłowy jęk. Jego reakcje podpowiadały mi co robić i dodawały odwagi.<br />
<br />
- Rose. - odezwał się, ale przez zaciśniętą szczękę i pięści zabrzmiało to jak żądanie. Abym posunęła się dalej. Ale nie posłuchałam od razu. Chciałam być w końcu tym kto rządzi, tym przez którego poczuje się sfrustrowany. Choć przez chwilę. Moja dłoń zaczęła, poruszać się w tę i z powrotem po całej jego długości, aż usłyszałam zduszony jęk wydostający się z pomiędzy jego zaciśniętych warg. Jego biodra wysunęły się do przodu, pragnąc więcej.<br />
- Kurwa, kochanie, proszę. - błagał.<br />
<br />
Spojrzałam mu w oczy, które były pełne pożądania, gdy przygryzał dolną wargę. Pogłaskał moją dłoń i ścisnął ją uspokajająco. Po tym, wzięłam go do ust. Było to dosyć dziwne uczucie, ale nie czekałam aż się przyzwyczaję, ignorując odruch wymiotny. Zaczęłam ssać. Harry wydawał zduszone jęki. Później oddychał coraz szybciej, ledwo łapał oddech.<br />
- Kurwa.<br />
Nie za bardzo wiedziałam co robię ani co mam dalej robić, polegałam na intuicji. Gorąca woda, jęki Harry'ego powodowały, że nastrój był zbyt erotyczny, żebym była zawstydzona czy obawiała się czegoś. Powoli wysunęłam go z ust i językiem przejechałam po całej jego długości. Lekko zassałam główkę i ponownie włożyłam go do ust. Harry zamruczał z podziwu. Jego palce instynktownie odnalazły moje włosy. Dyszał bez ustanku. Był to 'ten' seksowny dźwięk, który powodował, że chciałam wziąć go więcej i więcej. Wypychał swoje biodra do przodu i lekko nimi poruszał.<br />
- Cholera, Rose, nie przestawaj.- wysapał.<br />
Oparł swoją głowę o ścianę, oczy miał przymknięte. Kochałam to. Kochałam jego reakcję na mnie, na moje czyny. Dźwięki, które z siebie wydawał udowadniały to, że reagował na mnie tak samo jak ja na niego. Był tak samo bezsilny. Kochałam to, że miałam nad nim kontrolę.<br />
<br />
- Kochanie ja, ja zaraz dojdę..- powiedział zachrypniętym głosem. Delikatnie odsunął mnie, a jego członek wysunął się z moich ust, ale po chwili położył na nim moją dłoń. Wiedziałam czego chciał. Przyspieszałam ruchy dłonią za każdym jego jęknięciem. Harry przytrzymał się ściany, żeby się nie przewrócić. Poczułam jak drgnął gdy doszedł. Zacisnął mocniej oczy i krzyknął moje imię.<br />
<br />
Nagle nie mogłam oddychać. Był taki zniewalający. Jego czerwone usta, wyraźna szczęka, wyćwiczone mięśnie, jego włosy, jego zachrypnięty głos. To wszystko odebrało mi dech w piersiach.<br />
<br />
Przygryzłam wargę, gdy patrzyłam na chłopaka nade mną, dając mu moment na dojście do siebie. Jego oddech powoli się uspokoił, cały się zrelaksował. W końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie.<br />
- Chodź tu.- wyciągnął dłoń i pomógł mi wstać. Oparł swoje czoło o moje i objął mnie. - Jesteś pewna, że nigdy tego nie robiłaś?- Harry zapytał, lekki uśmiech pojawił się na jego ustach.<br />
<br />
- Tak.- zachichotałam. - Jestem pewna. Jak było?<br />
Zaśmiał się z mojego pytania.<br />
- Nieziemsko.- wymamrotał z wielkim uśmiechem i pocałował mnie. Jego palce zaczęły się zniżać w stronę moich bioder. Robił kółka na mojej skórze. Byłam w stanie zgadnąć co chciał zrobić, po intensywności jego oczu wpatrzonych we mnie.<br />
<br />
Ale złapałam jego nadgarstki, aby go powstrzymać.<br />
- W porządku. - powiedziałam. Widzenie jego spełnienia było wystarczające. Nie potrzebowałam zaspokojenia. Jedyne czego potrzebowałam to położyć się z nim, przytulić się do niego w prawdziwym łóżku.<br />
- Jesteś pewna?- zapytał.<br />
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się lekko.<br />
<br />
Pocałował mnie delikatnie w czoło i odsunął się.<br />
- W takim razie, chodźmy do łóżka, kochanie.<br />
<br />
Wyszedł spod prysznica. Poczekałam chwilę i jeszcze przez moment stałam pod strumieniem wody, która stała się chłodniejsza od naszego długiego lania jej. Odłożyłam mydło i buteleczkę po szamponie i zakręciłam wodę. Odsłoniłam zasłonkę i ujrzałam Harry'ego z ręcznikiem na biodrach. Wyszczerzył się i przytrzymał dla mnie ręcznik. Podeszłam do niego, a on owinął go wokół mojego ciało. Zaśmiałam się gdy zaczął pocierać moje ramiona, aby mnie wysuszyć. Wyszyliśmy z łazienki i zamknęliśmy za sobą drzwi. Harry podszedł do swojej torby, aby wyciągnąć świeżą bieliznę. Zrzucił z siebie ręcznik i założył bokserki, kiedy ja robiłam to samo.<br />
<br />
- Możesz mi dać jeden twój podkoszulek, kochanie?- zapytałam.<br />
- Kochanie? - powtórzył. Jego uśmiech się powiększył, gdy podawał mi jeden ze swoich białych podkoszulków.<br />
- Co?- zapytałam. Lekki rumieniec zalał moje policzki. Odwróciłam się twarzą do niego, cała naga od pasa w górę. Szybko wzięłam od niego koszulkę i założyłam ją na siebie.<br />
- Nic. Podoba mi się to.<br />
Popatrzyłam na niego uśmiechając się. Założyłam pasmo włosów za ucho. Była jakaś iskierka w jego oczach, gdy na mnie patrzył, sam też się uśmiechał.<br />
- Boże, ale jesteś piękna. - powiedział nagle z podziwem w głosie. Nie mówił tego z pożądania, a raczej ze szczęścia, że byłam tu z nim.<br />
<br />
Oczywiście zarumieniłam się i pocałowałam go w policzek.<br />
<br />
- Chodź, słońce. - uśmiechnął się. Objął moje ramiona jedną ręką, a drugą nogi i podniósł mnie. Pisnęłam, gdyż nie spodziewałam się tego. Podszedł do łózka i zrzucił mnie na poduszki i pościel. Sięgnął po wyłącznik lampki i ciemność zalała pomieszczenie.<br />
- Przesuń się.- powiedział, śmiejąc się. Przesunęłam się na koniec łóżka i wślizgnęłam się pod kołdrę. Harry zrobił to samo i położył się obok mnie. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie mocno do swojego torsu. Ścisnęłam mocniej kołdrę i otuliłam nas, a nogi splotłam z jego.<br />
<br />
- To jest niesamowite. - Harry powiedział z uśmiechem na twarzy, który sprawiał że wyglądał młodziej. Oczy miał zamknięte ze szczęścia. Pewnie przez czystą pościel.<br />
<br />
- Wiem. - zgodziłam się. - To jest o niebo lepsze od spania na ziemi albo na tych okropnych materacach w szpitalu.- powiedziałam zrelaksowana. To uczucie było dla mnie obce od dawna.<br />
<br />
Harry nie odpowiedział przez jakiś czas. Jego uśmiech powoli znikał z jego twarzy, a zastępował go poważny wyraz.<br />
- Nie martw się, coś wymyślę. - powiedział cicho.<br />
<br />
- Oh, nie miałam tego na myśli.- zaczęłam, bo nie chciałam, aby Harry myślał choć przez chwilę, że cała ta sytuacja jest przez niego. Żadna z tych potwornych nocy nie była jego winą.<br />
- Nie, wiem.- powiedział.- Ale coś wykombinuję. Naprawię to.<br />
Jego palce powoli głaskały moje plecy, uspokajając mnie. Pocałowałam jego klatkę. Jego uścisk był moim schronieniem.<br />
- Wezmę nas gdzieś gdzie nie będziemy musieli uciekać, gdzie nie będziesz się bała. Opuścimy jakoś kraj i uciekniemy gdzieś daleko.<br />
<br />
Pokiwałam głową, na myśl o takim miejscu, poczułam, ze zbierają mi się łzy. Nawet przez jeden dzień od kiedy spotkałam Harry'ego nie mieliśmy chwili spokoju, chwili bez groźby śmierci wiszącej nad nami. Czy nie przeszliśmy wystarczająco dużo? Czy Harry nie przeszedł wystarczająco dużo?<br />
<br />
Nie zauważyłam kiedy Harry się odsunął, aby widzieć całą moją twarz.<br />
- Nie płacz, skarbie, proszę cię, nie płacz. - jego usta scałowywały łzy spływające po moich policzkach. Jakby chciał zdjąć ze mnie trochę bólu. - Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnąłem.- wyszeptał prawie z winą w głosie.<br />
<br />
Pokręciłam głową, przełknęłam gule w gardle.<br />
- Nie mów tak, Harry.- powiedziałam mu stanowczo. Ostatnią rzeczą, którą powinien robić to obwiniać siebie. - Nie ważne co się stanie, cieszę się, że jest tak jak jest.<br />
<br />
Uśmiechnął się słodko, a jego oczy zaświeciły się od mojego wyznania. Jego usta spotkały moje w delikatnym, ale pełnym uczucia pocałunku.<br />
- Kocham cię. - wyszeptał, jego twarz była milimetry od mojej.<br />
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam, a motyle w brzuchu zaczęły wariować, jakby to był pierwszy raz kiedy to mówię. Pocałował mnie po raz ostatni w czoło.<br />
- Do spania. - powiedział, przytulając mnie mocniej. - Jesteś ze mną bezpieczna. Obronię cię.<br />
Pozwoliłam tym słowom ukoić mnie do snu. Moje myśli powędrowały ku nam leżącym na plaży gdzieś daleko stąd.<br />
<br />
-------------------------------------<br />
<br />Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-79606221425638850812015-03-12T20:13:00.001+01:002015-03-12T20:13:18.350+01:00OGŁOSZENIEBaaardzo was przepraszamy, ale niestety dzisiaj nie dodamy rozdziału. :(<div>
Powód oczywisty: straszna masa nauki, zadań i wszystkiego złego co nam szkoła oferuje. School sucks. :/ </div>
<div>
Obiecujemy, że dodamy rozdział jak najszybciej! Warto czekać ^^</div>
<div>
Także do zobaczenia, a teraz znikam się uczyć i robić zadanka z matmy <3</div>
<div>
Ciao! ~Ania x</div>
<div>
<br /></div>
Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-51226066738118197862015-03-05T23:58:00.002+01:002015-03-05T23:58:45.226+01:00Rozdział 7 part 1Z łatwością w pół godziny dotarliśmy do motelu. Ciężko było go przeoczyć. Wielki, czerwony, neonowy napis oświetlał wszystko dookoła. Słońce powoli znikało za horyzont. Nawet w lekkim półmroku było widać, że był to tani, obskurny motel. Budynek był szary i kilka samochodów stało na parkingu. <br />
<br />
- Ashbury Motel. - Harry przeczytał. - Musi to być miejscowość, w której jesteśmy.<br />
- Nigdy nie słyszałam o takiej. - wzruszyłam ramionami.<br />
<br />
Spojrzał na pustą drogę za nami.<br />
- Wygląda na to, że wiele ludzi też nie. - powiedział z roztargnieniem. Rozejrzał się dookoła. Przesunął wzrokiem po pustej ulicy, czekając aby ktoś nas minął, albo przejechał obok nas samochodem. Ale nikt się nie pojawił.<br />
<br />
Podeszliśmy do drzwi i weszliśmy do środka. Zadzwonił dzwonek, gdy przekroczyliśmy próg słabo oświetlonego lobby. No, jeśli można tak nazwać niewielkie pomieszczenie z biurkiem i windą.<br />
<strike></strike><br />
Stał tam mężczyzna, odwrócił głowę naszą stronę kiedy weszliśmy. Idealnie wpasowywał się w atmosferę miejsca. Wyglądał na około trzydzieści lat, z nieogoloną twarzą, jakby próbował zapuścić brodę. Jego ciemne włosy wyglądały na niemyte od kilku dni.<br />
<br />
- Szukacie pokoju? - zapytał nas.<br />
- Tak - Harry odpowiedział. Ale mężczyzna nie pytał jego. Patrzył na mnie, trochę zbyt badawczo. <br />
<br />
Oczy Harry'ego podążyły za jego wzrokiem.<br />
- Tylko na dzisiejszą noc - dodał z lekkim podenerwowaniem w głosie. Mężczyzną zerknął na niego przez sekundę, po czym skupił się na stercie papierów leżącej przed nim na biurku.<br />
- Dobrze... Jedna noc kosztować was będzie pięć funtów - powiedział. Kiedy popatrzył w górę, jego oczy znów spoczęły na mnie. Na moje usta, następnie na moją pierś i z powrotem na moją twarz. Harry spiął się. Zauważył.<br />
- Moje oczy są tutaj, chuju - Harry warknął, wysuwając się nieco przed mnie, jakby chciał mnie osłonić przed mężczyzną, który tak naprawdę nie stanowił zagrożenia.<br />
- Will - ostrzegłam, chwytając go za ramię. Musiał się uspokoić. Weszliśmy tu sekundę temu, a on już chciał wzniecić bójkę.<br />
- Whoa - mężczyzna powiedział, podnosząc ręce do góry w obronnym geście. Tym razem cała jego uwaga skupiona była na Harrym. - Wyluzuj, staram się tylko znaleźć dla was pokój.<br />
<br />
Harry już chciał odpowiedzieć, ale ścisnęłam jego ramię mocniej. Zacisnął zęby, aby się nie odezwać do nieszkodliwego pracownika motelu. Trochę przerażającego, owszem, ale nieszkodliwego, patrząc na jego chude rączki i brak jakichkolwiek mięśni. Podszedł do ściany, na której wisiały różnorodne klucze.<br />
<br />
Podczas gdy on wybierał jeden i ściągał go z haczyka, ja wypuściłam ramię Harry'ego z uścisku, aby sięgnąć do plecaka. Wygrzebałam odpowiednią ilość pieniędzy, podczas gdy Harry stał zupełnie się nie ruszając.<br />
<br />
- Pokój 107 - Mężczyzna oznajmił, trzymając klucz w dłoni. - Pierwsze piętro, tamte drzwi. - Kiedy położyłam pieniądze na biurku, a on je policzył, wręczył klucz Harryemu. Wciąż uważał, aby przypadkiem nie napotkać wzrokiem mojego.<br />
<br />
Harry wyrwał mu go z dłoni i odwrócił się, kładąc dłoń na moich plecach, aby mnie poprowadzić. Przeszliśmy przez drzwi, które wskazał i odezwałam się dopiero jak się za nami zatrzasnęły.<br />
<br />
- Nie musiałeś tego robić.<br />
- Robić czego? - Harry zapytał. Bardzo dobrze wiedział czego.<br />
- Sceny. Myślałam, że mamy nie zwracać na siebie uwagi. Jedyne co zrobił, to popatrzył na mnie, mogłeś odpuścić.<br />
- Nie zrobiłem sceny, po prostu broniłem swojej dziewczyny - powiedział w proteście. - Nie podobało mi się jak na ciebie patrzył. Musiałem się odezwać.<br />
- Cóż, nie powinieneś był. - mruknęłam. Zanim zdążyłam powiedzieć więcej, dotarliśmy do pokoju z liczbą 107 wytłoczoną dużymi, czarnymi znakami na drzwiach. Harry otworzył je kluczem, który trzymał w dłoni.<br />
<br />
Pokój nie był ładny i nie spodziewałam się, że będzie. Brzydka tapeta odchodziła ze ścian, a jedynymi meblami, było łóżko małżeńskie i telewizor postawiony na małej komodzie. Maleńka łazienka pokryta była rdzą i brudem. Może nikt nie dałby temu miejscu pięć gwiazdek, ale dla mnie i Harry'ego to był raj.<br />
<br />
Bo miało łóżko. Prawdziwe łóżko z grubym materacem, które mogliśmy dzielić razem. Była prywatna łazienka, nie pełna ludzi śpiewających, krzyczących albo mówiących do siebie. Była komoda, prawdziwa komoda, do której mogliśmy włożyć nasze rzeczy. Dla nas to miejsce, porównując z innymi, w których byliśmy miało zdecydowanie pięć gwiazdek. <br />
<br />
- O mój Boże - Harry powiedział, pozwalając, aby jego plecak upadł na podłogę. Praktycznie wskoczył na łóżko, ściskając jedną z poduszek. Zaśmiałam się, jednak moją uwagę przykuło coś innego.<br />
<br />
- W końcu mogę wziąć ciepły prysznic - powiedziałam. Weszłam do łazienki, aby zobaczyć w niej ręczniki i malutkie buteleczki.<br />
<br />
Głowa Harry'ego uniosła się z poduszki, kiedy to powiedziałam. Odwrócił się w moją stronę, jego długie ciało rozciągnęło się na całej długości łóżka. Uniósł się na łokciach z jedną nogą ugiętą.<br />
<br />
- Dołączę do ciebie - powiedział sugestywnie poruszając brwiami. Jego zabawna poza, sprawiła, że tylko się zaśmiałam. - Zaraz wracam - powiedziałam, wchodząc do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i puściłam wodę; tak ciepłą jak tylko się dało. Rozebrałam się, rozrzucając ubrania po podłodze. Czułam się tak dobrze, mogąc zdjąć z siebie brudne tkaniny.<br />
<br />
Weszłam pod relaksujący strumień gorącej wody. Pozwoliłam, aby zmyła ze mnie brud i pot z ostatnich kliku dni spędzonych w lesie. W kabinie prysznicowej znalazłam mini butelki szamponu i odżywki, małą kostkę mydła i nawet maszynkę do golenia. Była tania, plastikowa, ale i tak jej użyłam. Kiedy już moja skóra była gładka, odprężyłam się pod ciepłym strumieniem i zamknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam, kiedy otworzyły się drzwi, myślałam, że byłam sama. Wzdrygnęłam się, kiedy duża łapa odsunęła zasłonkę od prysznica.<br />
<br />
- Harry! - wyrwałam materiał z jego ręki i zasłoniłam się nim. - Co ty tutaj robisz?<br />
<br />
Zaśmiał się na moje próby zakrycia się. <br />
<br />
- Mówiłem serio, że do ciebie dołączę. - oznajmił. Patrzyłam jak rozpina spodnie, spuszcza je w dół swoich nóg, a następnie z nich wychodzi. Chwycił koszulkę i ściągnął ją z siebie przez głowę. Rzucił ją niedbale na podłogę z uśmieszkiem na ustach. - Nie chcesz?<br />
<br />
Nie sądziłam, żeby było wiele dziewczyn, które były w stanie powiedzieć "nie" Harryemu, stojącemu w samych bokserkach. I jeśli istniały takie z wystarczająco silną wolą, aby mu się oprzeć, ja z pewnością nie byłam jedną z nich. <br />
<br />
Wziął mój brak odpowiedzi za zaprzeczenie i ściągnął z siebie ostatni element garderoby. Cholera jasna.<br />
<br />
- Um - zaczęłam, nie wiedząc do końca co chciałam powiedzieć. Widziałam Harry'ego nago wcześniej, ale tym razem było inaczej. Stał w swojej całej okazałości, jak jakiś grecki bóg w blasku padającego na jego ciało światła lampy. Sięgnął po zasłonkę, delikatnie wyszarpując ją z moich rąk. Tym razem nie byłam zawstydzona. Moje myśli nie skupiały się na mnie, skupiały się na Harrym. <em>Nie mógł być prawdziwy. </em><br />
<br />
Patrzył na mnie w taki sposób, że wiedziałam, że jest w podobnym stanie. Spojrzał na moje ciało, przygryzł dolną wargę. Byliśmy zagubieni, zupełnie urzeczeni sobą.<br />
<br />
Woda spływała na niego, a kropelki dodawały jego twarzy niewyobrażalnego piękna. Spływały po jego szerokich ramionach. Lądowały na jego ustach. Zatrzymały się w jego włosach. Chciałam je śledzić, chciałam dotykać jego gładkiej, mokrej skóry.<br />
<br />
Jego dłoń spoczęła na moim biodrze i delikatnie popchnął mnie na ścianę. Powoli tak bardzo powoli. Moje serce biło jak oszalałe, zaparło mi dech w piersi z pożądania. Delikatny dotyk jego palców, które wędrowały po mojej skórze zostawiał gęsią skórkę. Jego usta zbliżyły się do mojego ucha, szepcząc coś, powodując, że cała drżałam.<br />
<br />
Głosem słodkim jak czekolada wyszeptał:<br />
- Ulubione... miejsce do całowania.<br />
<br />
Zaparło mi dech, tak że nie mogłam mówić. Natomiast Harry tak.<br />
- Wiem gdzie jest twoje. - jego usta dotknęły mojej skóry pod uchem, składając tam delikatny pocałunek. - Nie tutaj. - wyszeptał. Pocałunki schodziły co raz niżej po mojej szyi. Mokre usta całowały mokrą skórę. Dotarł do końca. Sapnęłam gdy delikatnie zassał to miejsce, ale tyko przez moment.<br />
- Kochasz, gdy całuję cię gdziekolwiek. - powiedział. Para z prysznica i jego gorący oddech powodowała, ze czułam się jakbym zaraz miała zemdleć. - Doprowadza cię to do szaleństwa, prawda?<br />
Jego miękkie usta musnęły mój obojczyk. Głośno westchnęłam, a moje dłonie wplotły się w jego włosy. Czułam jak jego usta się poruszają gdy się ze mnie śmiał. Dźwięk mojego grymaszenia, zachęcił go do dalszego całowania i ssania mojej skóry.<br />
<br />
Jego poczynania były jak słodka tortura. Ale zanim moje kolana odmówiły mi posłuszeństwa, jego usta spotkały moje. Mój umysł był zamroczony. Dopiero co zaczął mnie całować, a ja czułam jakbym zaraz miała zemdleć. Ale mogłam, musiałam oddać ten pocałunek. Zebrałam w sobie jak najwięcej silnej woli, aby to zrobić. Dlatego przygryzłam jego dolną wargę. Wydał z siebie gardłowy jęk i ścisnął mocniej moje biodro.<br />
<br />
- Chcę cię dotknąć. - szepnął. Nie miałam zamiaru go powstrzymywać. Sięgnął po mydło, namydlił swoje dłonie i odrzucił kostkę na bok. Pocałował moje ramię, a jego palce zaczęły masować moje ciało. Moja głowa opadła do tyłu, kiedy on starał się pozbyć stresu z ostatnich dni. Jego dłonie błądziły po moich rękach, klatce piersiowej. Przez cały czas obsypywał mnie pocałunkami. Powoli zniżał swoje dłonie, aż w końcu przykucnął. Ukląkł przede mną. Jego duże dłonie dotarły do końca moich pleców, prześlizgnęły się dalej na moje pośladki, które lekko ścisnął. W końcu jego dłonie spoczęły na moich udach. Następnie jego usta musnęły moje biodro. Motyle w moim brzuchu zaczęły szaleć od jego dotyku. Ale nie zatrzymał się tam, pocałował mnie pod pępkiem, następnie niżej zostawił pocałunek na wewnętrznej stronie uda. Zatrzymałam go zanim mógł pójść dalej.<br />
<br />
- Zaczekaj. - powiedziałam, mimo to, że moje ciało błagało o to, aby kontynuował. Spojrzał na mnie. Jego piękne oczy spotkały moje. Był lekko zdziwiony. - Chcę coś dla ciebie zrobić. - wyjaśniłam.<br />
<br />
Uśmiechnął się, powoli podnosząc się.<br />
- Jesteś pewna?- zapytał. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej. Przytaknęłam.<br />
<br />
Pocałował moje usta delikatnie i uspokajająco. Ale już czułam się zupełnie bezpieczne i nieskrępowanie przy nim. Nawet jeśli miałam się skompromitować. On tylko by się zaśmiał, gdybym zrobiła coś źle, albo poinstruował mnie co i jak, biorąc pod uwagę, że nigdy tego nie robiłam. Dodatkowo chciałam być chociaż raz w posiadaniu kontroli. On znał każdy kolejny krok, on zawsze jest tym, który powoduję, że moje serce bije szybciej. Teraz była moja kolej.<br />
<br />
Ale najpierw chciałam zrobić coś innego.<br />
<br />
Wzięłam do ręki butelkę z szamponem, która stała obok mnie. Zmarszczył brwi w zadziwieniu i lekko wydął usta w niezadowoleniu. Wylałam zawartość buteleczki na dłoń i nałożyłam ją na włosy Harry'ego. Jego włosy urosły przez ostanie miesiące; aż było co myć.<br />
<br />
- Rooooose, myślałem, że masz coś innego na myśli. - narzekał.<br />
- Bo mam, ale nie mogłam się powstrzymać. - zaśmiałam się.<br />
<br />
Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Zachichotałam tylko i kontynuowałam mycie jego włosów. Moje palce przeczesywały jego loki.<br />
- Odwróć się. - poprosiłam, nadal się śmiejąc. Harry westchnął wymownie. W końcu odwrócił się do mnie tyłem, a ja mogłam umyć całą jego głowę. Pochylił ją, tak aby łatwiej mi było dosięgnąć. Masowałam skórę jego głowy. Usłyszałam jak mruczy z uznaniem. Nawet jeśli udawał niezadowolonego i nadąsanego wiedziałam, że kocha gdy bawię się jego włosami. Widziałam, że jego oczy były przymknięte, na twarzy pojawił się niewielki uśmiech.<br />
<br />
- Chodź tu. - powiedziałam, delikatnie popychając go pod strumień wody, aby zmyć pianę. Patrzyłam jak z jego włosów kapała woda, a mój oddech stał się cięższy. Zauważyłam, że Harry stał bez ruchu. Spoglądał w lewo, próbując spojrzeć na moją twarz. Widziałam na jego ustach ten kuszący uśmiech. Ale nie odwrócił się. Czekał na mój ruch.<br />
<br />
I tak zrobiłam. Moje usta dotknęły jego szyi, zamknęłam oczy. Powoli całowałam go dalej, wyznaczając ścieżkę po jego ramieniu, robiłam to w taki sam powolny sposób jak on wcześniej. Czułam jak jego mięśnie się odprężają pod moim dotykiem. Ciało poruszało się bardziej, biorąc większe oddechy.<br />
- Rose- wyszeptał.<br />
<br />
Pociągnęłam go tak, aby się do mnie odwrócił. Jego zielone oczy patrzyły prosto w moje. I znowu pod strumieniem wody nasze usta się spotkały. Jego dłonie ujęły moje policzki, a ja objęłam go rękami. Było coś w tym pocałunku, jednym z wielu, coś głębszego. Był jak pierwszy pocałunek, za kratkami celi Harry'ego. Wszystko odpłynęło.<br />
<br />
Gówniany motel, dziwny mężczyzna w recepcji, kobieta w lesie, artykuł w gazecie, ciągły strach, że ktoś może nas rozpoznać. Wszystko to zniknęło. Obecność Harry'ego, jego usta, skóra, ciało. Wszytko to było zbyt absorbujące dla jakiś innych myśli. Był tylko on, byliśmy tylko my, całujący się pod prysznicem. Harry był wszystkim. Sprawiał, że czułam się chciana, pożądana, bezpieczna. Chciałam dać mu coś w zamian.<br />
<br />
Odsunęłam się, kończąc nasz namiętny pocałunek. Oddychał tak samo szybko jak ja. Przejechał językiem po ustach i pokiwał głową, aby mnie uspokoić. Wydawało się jakby jego oczy mówiły 'wszystko w porządku'. Z ostatnim pocałunkiem, padłam na kolana.<br />
<br />
<br />
------------------------------<br />
Cliffhanger! Muhahahah<br />
Co dalej? Co dalej?<br />
Mam nadzieję, że każdy miał super ferie i ma siłę i ochotę do pracy! (ha. ha. nie.)<br />
Piszcie na tt, komentujcie (!) xx ~Ania (zmieniam się z XYZ xd ale to czy Ania są tak samo straszne :P )<br />
<br />
Hehe no to se czekajcie xd żeby nie było że rozdział się spóźnia ~MagdaAnnehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-22889696989795777022015-02-12T22:48:00.002+01:002015-02-12T22:48:45.121+01:00Rozdział 6Harry ciągle trzymał mnie w ramionach delikatnie lecz pewnie, jakby wierzył, że to co powiedziałam to prawda i bał się tak samo jak ja. Jego ciało napięło się, jakby chciał mnie przed nią ochronić.<br />
<br />
Jego kciuki otarły łzy z mojej twarzy, która znajdowała się centymetry od jego.<br />
- Jesteś pewna? - zapytał mnie głosem tak kojącym jak ruchy jego rąk. Pokiwałam głową.<br />
- Nie wierzysz mi? - zapytałam.<br />
- Oczywiście, że wierzę - wyszeptał. Wciąż starał się mnie uspokoić. - Wierzę, że ją widziałaś... Po prostu nie jestem pewien czy faktycznie tam była.<br />
<br />
Popatrzyłam na niego zdezorientowana, czekając na wytłumaczenie. Była tam, a mój strach wpędzał mnie już w paranoję. O co mu chodziło?<br />
<br />
- Rose, uciekliśmy stamtąd zaledwie 3 dni temu. Ta dziewczyna naprawdę tobą wstrząsnęła i nie jest ona kimś kogo łatwo zapomnieć. Poza tym biegliśmy całymi dniami, jesteś zmęczona i odwodniona, nie wspominając o tym, że o mało dziś nie zamarzłaś na śmierć. Może ci się tylko wydawało.<br />
- Chcesz powiedzieć, że jestem wariatką? - spytałam. Ciągle byłam roztrzęsiona i ewidentnie było to słychać w moim głosie.<br />
- Nie, kochanie, oczywiście, że nie. Mówię tylko, że może strach wywołany artykułem w gazecie, sprawił, że powróciły wspomnienia. Twój umysł się pomylił, więc myślałaś, że ją zobaczyłaś i jest to całkowicie normalne po tym, co przeszliśmy w ciągu ostatnich dni.<br />
<br />
Odetchnęłam głęboko. Może miał rację. Chciałam mu uwierzyć, zrzucić to na przemęczenie. Ale ona wydawała się taka prawdziwa.<br />
<br />
- Poza tym ma schrzanione nogi. Jakim cudem zdążyłaby nas dogonić? Porusza się napewno o wiele wolniej niż my.<br />
<br />
Wypuściłam z siebie kolejny wstrzymywany oddech. Miał dobre argumenty. Bez wątpienia bałam się i zobaczenie jej tak wyraźnie, kiedy wcale jej tam nie było wywołało u mnie inny strach - zaczynałam widzieć rzeczy, które nie koniecznie tam były.<br />
<br />
- Mam nadzieję, że masz rację - powiedziałam głosem pełnym ulgi.<br />
- Nie martw się, Rose. Kupimy wodę i jedzenie i zostaniemy w jakimś motelu czy coś, wypoczniemy. I jutro będziemy jak nowo narodzeni, tak? - zapytał. Spodobało mi się jak użył "my" zamiast "ty", zdejmując ze mnie trochę presji, jakby on też ją widział. To przypomniało mi o tym, że on też był zmęczony i zestresowany i że byliśmy w tym razem.<br />
- Taak - powiedziałam - Brzmi dobrze.<br />
- Okej - uśmiechnął się, przyciskając swoje usta do mojego policzka. I mimo wszystkiego co się działo, poczułam motylki w brzuchu. Całował mnie wiele razy, ale rzadko w policzek. I każdy dotyk jego ust wywoływał to samo przyspieszenie bicia serca.<br />
- Kocham cię - powiedziałam nagle, czując, że muszę to powiedzieć właśnie w tym momencie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, aż zmarszczki pojawiły się wokół jego oczu.<br />
- Ja też cię kocham - wymamrotał, całując mnie tym razem w usta. Ale po paru sekundach przypomniałam sobie, że przecież ciągle byliśmy w pomieszczeniu dla pracowników. Więc zdecydowaliśmy się w końcu powrócić do kasy, w której czekały nasze zakupy.<br />
<br />
Wyszliśmy po cichu z małego pomieszczenia na tyłach sklepu. Wszyscy ci ludzie widzieli moje małe załamanie nerwowe kilka minut temu i miałam wrażenie jakby ciągle mierzyli mnie wzrokiem. Pewnie myśleli, że jestem szalona. Miałam nadzieję, że chodziło tylko o to.<br />
<br />
Minęliśmy regały pełne słoików i butelek. Kasjerka czekała, wyglądając na niemal tak zakłopotaną jak ja.<br />
- Przepraszam za to - Harry powiedział do dziewczyny.<br />
- W porządku - odpowiedziała z lekką obawą w głosie. Było widać, że była nowa i nie miała wcześniej do czynienia z taką sytuacją. Nawet na mnie nie spojrzała, jakby bała się, że znowu spanikuję. Ja za to cały czas spoglądałam w stronę lasu, gdzie <em>ją </em>widziałam. W zielono-szarych cieniach lasu. Czekałam na jakiś ruch. Szukałam bladej skóry, niebieskiego uniformu, strąków włosów bez koloru. Ale widziałam tylko liście na drzewach poruszane wiatrem.<br />
<br />
- Dziękujemy - powiedział Harry, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy skończył pakować nasze zakupy. Dziewczyna odpowiedziała tylko grzecznym skinieniem głowy, nic więcej.<br />
<br />
Chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać, ale jednocześnie się bałam. Powtarzałam sobie, że to niemożliwe, żeby ta przerażająca kobieta dotrzymała nam tempa, że to, że ją zobaczyłam to tylko wybryki mojej wyobraźni. Ale wspomnienie wydawało się zbyt prawdziwe, aby wyrzucić je z umysłu.<br />
<br />
- Chodźmy - głos Harry'ego wybudził mnie z mojego transu. Wyszłam za nim ze sklepu. Kiedy otwierałam drzwi uderzyło we mnie chłodne zimowe powietrze, rozwiewając włosy i kradnąc ciepło z moich policzków. Zmrużyłam oczy, aby ochronić je przed mroźnym wiatrem, kiedy rozglądałam się po opustoszałej ulicy. I gdzie teraz?<br />
<br />
Ale oczywiście Harry już szedł. A ja za nim, tradycyjnie on wiedział już co i jak, a ja nic.<br />
<br />
Nie zwrócił uwagi na to, że ciągnęłam się nieco za nim. Odwrócił się nagle i na chwilę zatrzymał z zaniepokojonym wyrazem twarzy.<br />
- Wiesz, że zaoferowałbym ci mój płaszcz - powiedział - Ale to jest jeden z najbardziej chujowych płaszczy jakie kiedykolwiek miałem na sobie, a pod spodem mam tylko t-shirt. A jest kurewsko zimno.<br />
- Nie ma sprawy - zaśmiałam się. Więc kiedy do niego podeszłam, objął mnie ramieniem. Znów zaczęliśmy iść, ale tym razem nie zdejmował ze mnie swoich oczu. Wiedziałam to nawet na niego nie patrząc.<br />
<br />
Nie odzywał się przez dłuższy czas. Jedyną rzeczą, którą słyszałam był odgłos naszych kroków na chodniku.<br />
- O czym myślisz? - zapytał poważnie, przerywając ciszę.<br />
- O niczym specjalnym.<br />
Pokiwał głową, przygryzł wargę i spojrzał w inną stronę. Nie wyglądał na przekonanego.<br />
- Dlaczego pytasz?<br />
- Nie wiem. - odpowiedział.- Wglądasz jakby cię coś trapiło.<br />
<br />
Westchnęłam, chyba po raz setny dzisiejszego dnia.<br />
- Cóż... Próbowałam ogarnąć gdzie idziemy. Nie chciałam pytać i zabrzmieć głupio, ale szczerze, nie mam zielonego pojęcia.<br />
- Do motelu, kochanie. - zaśmiał się i przytulił mnie mocniej.<br />
- Tak myślałam. Skąd wiesz, że dobrze idziemy?<br />
- Zapytałem kasjerki. - odpowiedział. - Nie sądzę, że zwróciłaś uwagę.<br />
<br />
Tylko przytaknęłam. Wiedziałam dokładnie o co mu chodzi. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc nie odzywałam się. Staliśmy się sobie tak bardzo bliscy, przez to wszystko co przeszliśmy. Był to ten rodzaj bliskości, gdzie cisza nie była niezręczna tylko tak samo dobra jak słowa. Czułam się komfortowo i bezpiecznie. Jakbyśmy się znali nie 5 miesięcy, tylko co najmniej 5 lat.<br />
<br />
Szliśmy tak przez jakiś czas, aż sklep, w którym byliśmy zniknął i weszliśmy w bardziej zaludnioną część miasta.<br />
- Martwisz się, że ktoś nas rozpozna?- zapytałam.<br />
<br />
Uśmieszek pojawił się na jego twarzy. <br />
- Nie jeśli myślą, ze jesteśmy martwi.<br />
<br />
Przypomniałam sobie artykuł. Ludzie są skłonni uwierzyć we wszystko, aby uspokoić swój strach przed tym, że jakiś dwóch 'psychopatów' przebywa gdzieś w ich okolicy.<br />
Zaczęłam się śmiać, był to rodzaj takiego śmiechu, jakby ktoś opowiedział obraźliwy żart albo wyjawił złośliwą informację.<br />
<br />
- Oni naprawdę myślą, że jesteśmy martwi? Nawet jeśli ktoś nas rozpozna, nie uwierzy, że to jesteśmy naprawdę my. Dla nich nie żyjemy.<br />
- Mimo to, nadal musimy uważać. - powiedział, nadal lekko się uśmiechając. - Policja nie przestanie nas szukać, dopóki nie znajdzie jakiegoś dowodu.<br />
<br />
Miał rację i oboje to dobrze wiedzieliśmy, jednak w tym samym czasie czuliśmy jakby jakiś ciężar został zabrany z naszych ramion. Nie czuło się już takiej ciężkiej, nerwowej atmosfery. Nadal było wiele rzeczy, których się bałam. Ale chociaż na chwilkę przestałam się obawiać wszystkiego tak bardzo.<br />
<br />
- A więc, William. - powiedziałam mimo, że nie było nikogo w pobliżu, chciałam się trochę z tego pośmiać. - Jak daleko jest ten motel?<br />
- Jakieś dwie mile tą drogą, Mary. - Uśmiechnął się łobuziarsko. Jego oddech na mojej szyi nagle sprawił, że zaczęło mi się spieszyć do tego motelu.<br />
<br />
Wyglądało na to że znowu Harry nie zawiódł i zmienił mój humor w kilka sekund.<br />
<br />
- Także... - powiedział. - Ulubiony... zapach?<br />
Zajęło mi chwilkę zanim sobie przypomniałam o co mu chodziło. Wrócił do naszej 'zabawy'. Lekko się skrzywiłam na jego dziwne pytanie.<br />
- Ulubiony zapach? - powtórzyłam. Tylko przytaknął.<br />
- No dobrze. - starałam się zastanowić. Jaki zapach mógł Harry lubić? Nie było za wiele ładnych zapachów w Wickendale. Tylko smród pleśni, kurzu, potu i okropnego jedzenia.<br />
<br />
Nagle jedno z miłych wspomnień z tamtego miejsca, przypomniało mi się.<br />
- Czekolady<br />
Jego uśmiech się powiększył, a na jego policzkach pojawiły się te urocze dołeczki.<br />
- Mmmm.- wymruczał szczęśliwie w odpowiedzi.<br />
- A mój? - zapytałam. Najpierw musiałam wybrać jeden, bo nawet nie wiedziałam. Przygryzł wargę i rozglądał się jakby mocno się nad tym zastanawiał.<br />
<br />
- Może coś takiego jak zapach lata albo jakiś cholernych kwiatków. - powiedział poddając się.<br />
- Frytek.<br />
- Co? - zaśmiał się.<br />
- Kocham zapach domowo robionych frytek. - powiedziałam sama zaczęłam się śmiać. - Moja babcia takie robiła przez cały czas.<br />
<br />
Pokiwał głową, zadowolony z mojej odpowiedzi.<br />
- Dobra, twoja kolej.<br />
Zastanowiłam się nad pytaniem, które było warte zadania. Jego ulubiony kolor albo numer nie interesowały mnie. Chciałam wiedzieć więcej. Dlatego zapytałam się o coś innego.<br />
- Ulubiony przedmiot w szkole?<br />
- Ah - zainteresował się.<br />
- Twój to był...angielski.<br />
<br />
Uśmiechnął się i pokiwał głową.<br />
- A twój plastyka.<br />
- Tak - Na moich ustach wykwitł uśmiech, kiedy przypominałam sobie liczne obrazy i szkice. Te które zostały z moim rodzinnym mieście. - Mam zamiar kiedyś przeczytać coś co napisałeś. - oznajmiłam.<br />
- Mówisz? - Harry odpowiedział.<br />
- Tak. Napiszesz coś kiedyś dla mnie.<br />
<br />
Zaśmiał się jeszcze bardziej.<br />
<br />
- Dlaczego myślisz, że chciałbym dla ciebie coś napisać?<br />
<br />
Pchnęłam go w ramię, a to mały dupek.<br />
<br />
- Żartuję - powiedział, przyciągając mnie bliżej do siebie. - Jesteś jedyną rzeczą w moim życiu o której bym chciał pisać.<br />
<br />
Zarumieniłam się. To było głupie, wiem, ale nic nie mogłam na to poradzić.<br />
<br />
Kontynuowaliśmy grę jeszcze przez chwilę. W moich myślach pojawiał się Harry przelewający swoją piękną duszę i umysł na papier. Zamieniający puste strony w zawiłe dzieło sztuki.<br />
<br />
<strike> </strike><br />
Kochani od przyszłego tygodnia zaczynają nam się ferie, a jako, że obie z Anią wyjeżdżamy nie będzie rozdziałów ;c przepraszamy! <br />
A jeśli chodzi o meet-up na Edzie to jak coś to na spontanie, więc śledźcie tag na twitterze ~ Magda<br />
<br />
<br />
<br />Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-80583398864927403252015-02-05T23:30:00.003+01:002015-02-06T19:02:25.885+01:00Rozdział 5JEDZIE KTOŚ W PRZYSZŁYM TYGODNIU NA EDA??? CZYTAĆ NOTKĘ!<br />
<br />
Po raz drugi w przeciągu 24 godzin czułam jak moje całe ciało się trzęsie i jest mi niedobrze. Nerwy zjadały mnie od środka. Powodowały, że mój żołądek był jak supeł, a oddech szybki i urywany. Już dwa razy to zrobiliśmy. Udaliśmy się do miasta. Ale teraz bałam się bardziej niż kiedykolwiek. Może dlatego, że im więcej mijało czasu, tym wiadomość o nas rozprzestrzeniała się co raz bardziej. A może dlatego się bałam, bo wiedziałam, że tym razem nam się tak nie poszczęści i to może być nasz ostatni raz.<br />
<br />
A może po prostu przesadzałam. Oddychaj, powiedziałam sobie. Jeszcze kilka godzin temu, pomysł mi się podobał. Jak weszliśmy na ulicę, byłam spokojna. Dopiero kiedy zobaczyłam pierwszych przechodniów na ulicy, którzy mogli być zwyczajnymi mieszkańcami lub agentami FBI. Po tym jak przeszliśmy schowani w cieniu drzew obok grupki stojących ludzi, zrozumiałam, że oni wcale na nas nie czekają, ani nie wpatrują się w nas. Szli do pracy, domu, żyli własnym życiem, problemami. Mogłam być spokojna. Ale jeszcze nie byłam. Dlatego staliśmy tam razem, trzęsący się, przestraszeni i schowani za drzewami, które odgradzały nas od świata.<br />
<br />
Instynktownie złapałam dłoń Harry'ego, żeby mnie uspokoił. Mój gest pokazał mój strach i obawy. Musiał to poczuć, bo ścisnął moją dłoń i powoli pocierał kciukiem moją zimną skórę. Jak poprzedniej nocy ten gest uspokoił mnie i sprawił, że moje serce zwolniło.<br />
<br />
Spojrzałam na niego. Stał i nie ruszał się. Nie drżał tak jak ja i na jego twarzy nie było, ani śladu strachu. Zaczęłam się zastanawiać, jak on to robił.<br />
<br />
- Gotowa? - nie spojrzał na mnie, tylko na to co było przed nami.<br />
- Tak.- nie byłam gotowa.<br />
<br />
Wziął głęboki oddech, zacisnął szczękę, zanim wypowiedział to słowo. Miałam nadzieję, że nie padnie tak szybko. Myślałam, że będzie chciał to jeszcze przemyśleć, albo zastanowić się nad tym co chce zrobić.<br />
<br />
- Chodźmy.<br />
<br />
Zrobiłam krok. Wyszliśmy zza drzew, które nas chroniły. Byliśmy bezbronni. Każda twarz była twarzą policjanta albo osoby, która miała nas złapać. Jeśli ktokolwiek by nas rozpoznał, było by po nas. Oczywiście, miałam krótsze włosy, Harry założył czapkę, nawet postanowiliśmy, że będziemy używać innych imion. Jakiś popularnych, dzięki temu, nikt nie powinien nas rozpoznać. Ja miałam nazywać go William, a on mnie Mary, kiedy byliśmy w miejscu publicznym. Ale nawet to nie pomogło mi czuć się choć odrobinę lepiej.<br />
<br />
Utrzymywaliśmy szybkie tempo, gdy szliśmy w stronę chodnika, na końcu wzgórza, na którym byliśmy. Nie było ani jednej osoby na ulicy. Nikt nas nie zauważył jak wychodziliśmy zza drzew, ale brak ludzi wokoło wprowadzał atmosferę pełną grozy.<br />
<br />
Rozglądnęłam się dookoła, zauważyłam kilka budynków w oddali. Większość z nich wyglądało, jak stare sklepy, nie jakieś luksusowe. Szyld najbliższego był cały zardzewiały.<br />
<br />
Kiedy doszliśmy do chodnika, w końcu jakiś samochód nas minął. Kilka kroków dalej, jakieś dziewczyny cieszyły się ze spaceru w chłodny, zimowy dzień. Harry objął mnie w talii, przybliżając do siebie jeszcze bardziej. Byłam prawie zawinięta w jego ciepłą kurtkę. Teraz wyglądaliśmy jeszcze lepiej. Jak normalna para na spacerze. Nikt by nie powiedział, że jest inaczej.<br />
<br />
W jego ramionach czułam się bezpieczna, a po szybkich spojrzeniach dziewczyn oraz także tych, które może troszkę dłużej 'zawiesiły oko' na Harrym, wiedziałam, że będziemy bezpieczni. Nic nie podejrzewali i miałam nadzieję, że każda osoba, którą spotkamy też nie będzie.<br />
<br />
I tak co jakiś czas mijały nas samochody, ludzie idący do pracy, sklepu. Życie trwało w tym mieście, ale to nie tego się obawiałam.<br />
<br />
Po jakimś czasie doszliśmy do niedużego spożywczaka. Był pomalowany na biało, a gdzieniegdzie wystawała rdza. Jednak pomyślałam sobie, że jeśli sprzedają tam wodę w butelkach, to będę szczęśliwa.<br />
<br />
Szliśmy wzdłuż drogi i czekaliśmy, aż nie będzie na niej samochodów, abyśmy mogli spokojnie przejść. Udało nam się zajść tak daleko, bez cienia podejrzeń, więc zaczęłam się trochę uspokajać. Każda napotkana osoba sprawiała, że moje serce biło szybciej, ale nie czułam już nudności, ani wielkiego zdenerwowania. Ręka Harry'ego obejmująca mnie wokół talii pomagała mi się uspokoić.<br />
<br />
Doszliśmy do przejścia dla pieszych i przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Zauważyłam około dziesięć samochodów. Mniej więcej dwadzieścia osób w sklepie.<br />
<br />
Cholera, powinnam przestać to robić, oglądać się i liczyć ile gdzie jest osób. Wszystko jest w porządku. Myślę jednak, że im mniej osób nas zobaczy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś nas rozpozna.<br />
<br />
Harry musiał zauważyć moje zmartwienie, bo zaczął mnie lekko głaskać. Nachylił się do mnie i wyszeptał mi do ucha.<br />
<br />
- Wyluzuj, wszystko jest dobrze.<br />
<br />
Pokiwałam głową i wysiliłam się na uśmiech. Poniekąd przez to, że się bałam, a trochę przez to, że sama to wszystko zaproponowałam, pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się szeroko, chwytając przynętę. W między czasie zdążyliśmy dojść do drzwi. Harry nie zawahał się i otworzył je szeroko przede mną. Naszym oczom ukazał się cały sklep.<br />
<br />
To nie był sklep dla nas. To była pierwsza rzecz jaką sobie pomyślałam, po tym jak zobaczyłam półki z artykułami dla rodzin, które mieszkały w domach, albo jadły razem obiady w niedzielę. To nie było miejsce dla nas, ale musieliśmy się zachowywać jakby było. Jakby to była rzecz, którą robimy z Harrym codziennie. Było to trochę dziwne, nasza dwójka, trzymająca się za ręce i chodząca między regałami z produktami. I zastanawiałam się, czy my kiedyś też tak będziemy robić. Chodzić do sklepu i wracać do domu bez obawy przed policją czy agentami FBI.<br />
<br />
Pomyślałam również jeśli tak czas kiedyś nastąpi to czy Harry nadal będzie nadal mnie tak przyciągał. Wydawało mi się, że czułam to przez Wickendale i pacjentów, którzy byli zupełnie inni niż on. Ale teraz uświadomiłam sobie, ze tak było wszędzie. Nawet teraz, w tym mały sklepie był jak król w zamku, posiadał wszystko. Nie zachowywał się zarozumiale, ani nie robił tego specjalnie, ale było w nim coś szczególnego. Ściągał na siebie spojrzenia i każdy odsuwał się na krok, kiedy obok niego przechodził. Gdziekolwiek się pojawił wyraźnie można było odczuć jego obecność. Jego twarz zawsze rzucała się w oczy, ściągała na siebie uwagę czy chciał tego czy nie. Był jedyną osobą jaką spotkałam, która tak by działała na innych.<br />
<br />
- Znalazłem je. - głos Harry'ego wyrwał mnie z zamyślenia. Przez to wszystko nie zauważyłam, że przemieściliśmy się w kierunku półek na końcu sklepu, które zapełnione były butelkami z wodą. Harry rozejrzał się dookoła, jakby kogoś szukał. Ale byliśmy tylko we dwoje w alejce. Po upewnieniu się, że nie ma nikogo w pobliżu, spojrzał na mnie i uniósł brew. Byłam lekko zdziwiona zanim ściągnął z ramienia torbę. Położył ją na ziemi i otworzył. Potem szybko zaczął wkładać jedną butelkę po drugiej do środka tyle ile mógł włożyć do już wypchanej torby.<br />
<br />
Nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco.<br />
- Oh.- zorientowałam się o co mu chodzi i szybko kucnęłam obok niego. Również zaczęłam pakować butelki do torby. Ludzie rozmawiali, oglądali towary w innych miejscach sklepu, nie za bardzo skupiając uwagę na tym właśnie miejscu. W tym czasie, wkładaliśmy coraz więcej butelek.<br />
<br />
W końcu oboje zamknęliśmy nasze torby, były o wiele cięższe. Wstałam i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Co nie było dobrym pomysłem, ponieważ straciłam równowagę i prawie się przewróciłam, Zachwiałam się i przechyliłam na jedną stronę. Musiałam trzymać się półki, aby utrzymać równowagę.<br />
<br />
- Żyjesz?- zaśmiał się ze mnie.<br />
- Jasne. - odpowiedziałam. Poprawiłam włosy i ruszyłam w kierunku jedzenia, szybciej tym razem. Nadal lekko się ze mnie śmiał, ale ruszył za mną. Splótł nasze dłonie. Za rogiem znaleźliśmy półki pełne puszek i pudełek z jedzeniem<br />
<br />
- No dobrze, teraz bądźmy mądrzejsi, co? Zero czipsów i Coli, hmm?- Harry powiedział i spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem.<br />
- Ej!- zaprotestowałam. - Przecież ty kupiłeś ostatnio czekoladę i Colę, więc się nie odzywaj.<br />
- Wiem, wiem, ale no..- podniósł ręce w geście obronnym. Sięgnął po pudełko z batonikami museli. - będziemy musieli za to zapłacić, bo nie jestem pewny czy to się zmieści nam do toreb. - powiedział cicho. Kiedy on wybierał jeszcze krakersy, ja rozglądałam się za innym jedzeniem.<br />
- Banany mogą być? - zapytałam.<br />
- Tak, weź jedne, ale będziemy musieli uważać, aby się nie zgniotły.<br />
<br />
Na końcu mieliśmy z tuzin butelek wody, krakersy, orzeszki, banany, batony. Wystarczająco dużo dla nas na kilka dni. Wszystko wzięliśmy i ruszyliśmy do kasy. Nerwy już prawie znikły, myśli o instytucie odpłynęły. Zanim zobaczyłam to.<br />
<br />
Harry ścisnął moją dłoń, abym spojrzała, ale już widziałam. Na stojaku koło kas leżało mnóstwo gazet, a na każdej okładce pisali o nas.<br />
<br />
<i>UCIEKINIERZY Z WICKENADLE. PODOBNO MARTWI.</i><br />
<i><br /></i>
<i>Niepotwierdzone źródła podają, że we czwartek, 4 grudnia trzech pacjentów zbiegło z Wickendale zakładu dla psychicznie chorych więźniów. Wśród nich sławny Harry Styles, znany z obdarcia ze skóry trzech kobiet. Ale pracownicy instytutu mówią, aby się nie martwić. Z powodu usytuowania budynku, ucieczka jak i oddalenie się jest niemożliwe. Uciekinierzy musieliby skorzystać z głównego wejścia, ale strażnik twierdzi, że jest to niewykonalne. Dyrektor instytutu twierdzi: "jeśli nie znaleźliśmy [pacjentów] do teraz, z całą pewnością nie żyją."</i><br />
<br />
<br />
Nigdzie nie było naszych zdjęć. Dzięki Bogu. Tylko zdjęcie instytutu widniało na pierwszej stronie. To było wszystko co zdążyłam przeczytać, ponieważ usłyszałam dziewczęcy głos.<br />
- Chcielibyście to kupić? - kasjerka zapytała.<br />
<br />
Nasze głowy odwróciły się w jej kierunku. Była młodsza, może siedemnastoletnia. Jej wzrok spoczął na Harrym. Nie przejmowałam się tym, ani nie zawracałam sobie tym głowy. Moja uwaga była skierowana na okno za nią. Zmroziło całe moje ciało. Rozmawiali ze sobą, ale nie słuchałam.<br />
<br />
Moje oczy spoczęły na postaci na zewnątrz. Serce podeszło mi do gardła. To była ona. Schowana za drzewami. Stała daleko od nas, ale na pewno to była ona. Nieważne ile razy mrugałam i powtarzałam sobie, że jednak to nie może być ona. Niestety stała tam. Jej głowa była zwrócona w kierunku sklepu. Patrzyła prosto na mnie.<br />
<br />
Próbowałam się poruszyć, powiedzieć Harry'emu, krzyczeć. Ale nie mogłam z siebie wydać żadnego dźwięku. Był to ten sam, paraliżujący strach co wcześniej. Czułam jakbym była zamrożona, nie mogłam się poruszyć. Wokół mnie krzątali się ludzie, mówili coś, ale nic do mnie nie docierało.<br />
<br />
Dopóki dłoń Harry'ego nie dotknęła mojego ramienia.<br />
- Mary!- powiedział głośno, tak jakby już powtórzył moje imię kilkanaście razy. No, może nie prawdziwe imię. Jednak nadal nie mogłam się poruszyć, normalnie oddychać. Walczyłam o oddech, ale panika, którą odczuwałam nie pozwalała mi na to.<br />
<br />
- Co się dzieje? - zapytał, jego twarz była na wysokości mojej.<br />
<br />
Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, ona zniknęła. Jakbym została uwolniona z jej czaru. Nagle zdolność poruszania się wróciła i zaczęłam jeszcze bardziej panikować. Nie byłam w stanie oddychać przez kilka niekończących się sekund. Kiedy próbowałam złapać oddech, moje płuca na to nie pozwalały. Łzy zebrały mi się w oczach, a ciało zaczęło się trząść. Przez cały czas słyszałam jak szepcze moje imię, widziałam jak ciągnie za sobą swoje 'nogi', czułam jak jej dłoń sięga zaledwie kilka centymetrów ode mnie.<br />
<br />
- H-Harry. - wyjąkałam. W tym momencie ukrywanie naszych imion, nie było moim problemem numer jeden. - Ja t-tylko..<br />
- Czy mogłabyś zatrzymać te rzeczy na moment? Bardzo przepraszam, zaraz wrócimy.- Harry szybko powiedział do oszołomionej kasjerki.<br />
- Ciii, chodź do mnie. - powiedział, tym razem delikatniej. Objął mnie i poprowadził na tyły sklepu. Nie widziałam jak mijaliśmy alejki ani ludzi, którzy się na nas gapili.<br />
<br />
Widziałam tylko szwy na jej nogach. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek co by brzmiało jak normalne zdanie, ale nie pozwolił mi na to.<br />
- Cii, poczekaj minutkę, Rose.<br />
<br />
Kolejną rzeczą, którą widziałam było to, że otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia dla pracowników. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach. Byłam pewna, że Harry słyszy moje bijące serce. Nadal szlochałam.<br />
- To była ona.- udało mi się powiedzieć. - Widziałam ją, była tam, ona..- mówiłam szybko, rozglądając się dookoła czy jej tu nie ma.<br />
- Rose!- Harry mi przerwał. Jego głos był stanowczy. Ujął moją twarz dłońmi.- Popatrz na mnie.<br />
<br />
Po chwili popatrzyłam na niego. Wziął moją prawą dłoń i położył ją na swoim torsie.<br />
- Oddychaj, oddychaj razem ze mną.- Odetchnął mocno. Czułam jak jego klatka unosi się i opada. - W porządku Rose, jesteś bezpieczna. - wyszeptał do mnie. Pozwoliłam się otulić jego ciepłym głosem.<br />
<br />
Nadal drżałam, ale mój oddech powoli wracał do normy. Potworne wspomnienia powoli mnie opuszczały. Odsunęłam jego dłonie od siebie tylko po to, aby się do niego przytulić. Objęłam go w pasie, i położyłam głowę na piersi, tak że słyszałam bicie jego serca. Ten dźwięk mnie uspokoił i pozwolił, na chwilę o niej zapomnieć.<br />
<br />
Jedna jego ręka objęła mnie, a drugą pogłaskał mnie po włosach. Jego ruchy były delikatne i kojące. Staliśmy tak chwilę.<br />
<br />
- Nic ci nie jest? - zapytał.<br />
- Taa. - wzięłam szybki oddech. Łzy nadal spływały po moich policzkach.<br />
Pocałował mnie lekko w czoło.<br />
- Teraz. - zaczął, ale wiedziałam, że się wahał. - Powiesz mi co widziałaś?<br />
Skrzywiłam się na to pytanie. Starałam się zablokować jej obraz, a skupić się na tym co mówię.<br />
- Widziałam ją. Widziałam ją w lesie.<br />
- Kogo?- Harry zatrzymał dłoń na mojej głowie. Ale nie widziałam jego twarzy.<br />
Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.<br />
- Dziewczynę z tunelu. Śledzi nas.<br />
<br />
-------------------------------------------<br />
<br />
:o co się dzieje? zaskoczeni? xx ~XYZ<br />
<br />
Jako, że wszystkie trzy tłumaczki - ja, Ania i Natalia - jadą na koncert Eda Sheerana do Wawy 13.02 zastanawiałyśmy się czy nie spróbować zorganizować jakiegoś spotkania dla tych czytelników, którzy też tam się wybierają. Co o tym myślicie? Piszcie w komentarzach albo do mnie na twitterze i piszcie jeśli macie jakieś pomysły jak to zorganizować, bo my nie mamy pojęcia;/ jeśli będą chętni i pomysły to napiszemy osobnego posta ze szczegółami ~Magda<br />
<br />Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-37527617023414270782015-01-31T23:47:00.004+01:002015-01-31T23:47:44.180+01:00Rozdział 4HARRY<br />
<br />
Obudziłem się jeszcze przed wschodem słońca. Moje sny zniknęły, otworzyłem oczy i zobaczyłem delikatnie niebieskie niebo o świcie i usłyszałem świergot ptaków. W powietrzu czuć było, że jest jeszcze wcześnie, a ja nie czułem się obudzony. Spałem tak, że prawie w ogóle. Była to jedna z tych gównianych nocy, podczas których przewracasz się tylko z boku na bok, nie zmrużając wcale oka. I pomimo mojego fizycznego wykończenia, nie mogłem zasnąć.<br />
<br />
W dodatku było zimno jak cholera. Co chwilę budziłem się, gdy całe moje ciało zaczynało się trząść, a płatki śniegu opadały na moją i tak już lodowatą skórę. Zima była sroga i przemarzłem do szpiku kości. Więc kiedy otworzyłem oczy czułem się obudzony, bo miałem wrażenie, jakbym wcale nie spał. A może ciągle spałem?<br />
<br />
Nie mogłem być pewien. Spróbowałem usiąść, wytężając każdy mięsień w moim zesztywniałym ciele. Potarłem oczy, starając się nieco oprzytomnieć. Popatrzyłem na oszronioną trawę wokół koców i na moment zapomniałem o dziewczynie nimi opatulonej. Już kilka razy widziałem jak spała, z twarzą wolną od wszelkich zmartwień, czerwone usta i piękne ciemne włosy; przypominała Królewnę Śnieżkę.<br />
<br />
To nie był jeden z tych razów.<br />
<br />
Moje serce zatrzymało się w piersi i oddech utknął w gardle. O mój Boże. Natychmiast uklęknąłem przy jej drżącym ciele, moje dłonie objęły jej twarz.<br />
- Rose - powiedziałem, jej imię z troską opuściło moje usta. Nie otworzyła oczu. Liczne płatki śniegu pokrywały jej włosy, tworząc cienką zmrożoną warstewkę. Jej skóra była bledsza niż zwykle. Trzęsła się tak bardzo, że jej zęby głośno szczękały. A jej usta...jej usta były sine.<br />
<br />
- Rose - powtórzyłem głośniej tym razem, odwracając jej głowę w moją stronę. Próbowała wypowiedzieć moje imię, ale jej drżący głos jej na to nie pozwolił. - Ciii, już dobrze - powiedziałem łagodnie.<br />
<br />
Nie chciałem zabierać moich ciepłych rąk z jej policzków, ale musiałem czymś ją przykryć. Chwyciłem swój koc i ułożyłem na swoich kolanach, strzepując z niego uprzednio śnieg. W niektórych miejscach był wilgotny, ale wciąż lepszy niż nic<br />
<br />
Następnie pochyliłem się i wsunąłem ręce pod Rose. Usadziłem ją sobie na kolanach, plecami opierając o moją pierś. Otuliłem ją kocem i trzymałem mocno, starając się trochę ją rozgrzać.<br />
<br />
- Daj mi swoje dłonie, Rose - poprosiłem. Tak też zrobiła, powoli i całe trzęsące zbliżyła je do moich ust. Powtórzyłem to co zrobiłem wczoraj wieczorem. Trzymałem jej dłonie w swoich i dmuchałem w nie, aby je ogrzać. Były takie zimne. - Wszytko będzie dobrze, kochanie. Wszystko będzie dobrze. - starałem się ją uspokoić.<br />
<br />
Wciąż pocierałem jej nogi, ramiona, starając się przywrócić jej prawidłowe krążenie. Pocałowałem jej skórę kilka razy, jej dłonie, jej policzki, szyję, usta. W szczególności usta, mając nadzieję, że zniknie z nich fioletowy odcień. Pomimo tego, że moje dłonie nie były dużo cieplejsze niż jej, ciągle jeździłem nimi po jej ciele. Jej oczy się zamknęły, jakby traciła przytomność, ale ja nie przestawałem.<br />
<br />
Ciągnęło się to przez niekończące się minuty, ale wydawało się, że skutkowało. Słońce wspomogło mnie w końcu przebłyskując przez drzewa i nieco ją ogrzewając.<br />
<br />
Mój oddech powrócił, kiedy na policzkach Rose pojawił się rumieniec. Poczułem jej palce powoli chwytające materiału mojej koszulki i twarz wtulającą się w moją pierś.<br />
<br />
Dzięki Bogu.<br />
<br />
Jej skóra wciąż była lodowata, ale już było lepiej.<br />
<br />
- Rose? - spytałem łagodnie, muskając palcami jej policzek.<br />
- Harry. - powiedziała. Jej głos był trochę zachrypnięty. Odetchnąłem z ulgą.<br />
- Jak się czujesz? - zapytałem.<br />
<br />
Poczułem jak powoli kiwa głową. Oparłem głowę o drzewo za mną, zamknąłem oczy i trochę się odprężyłem. Nadal trzymałem ją w ramionach i próbowałem ją ogrzać, ale się uspokoiłem.<br />
<br />
- Cholera, Rose wystraszyłaś mnie.<br />
- Przepraszam. - wyszeptała, ale tym razem wyraźniej.<br />
- Nie możemy nie możemy tego powtórzyć. Spać tak jak tutaj.<br />
- Co masz na myśli? - zapytała. Spojrzała na mnie, ale nadal była blisko. Cała drżała z zimna.<br />
- Musimy zrobić ognisko albo jakieś schronienie. Może nawet przespać się w jakimś motelu.<br />
Chciała się odsunąć, ale jej ciało zaprotestowało, więc nie widziałem jej twarzy gdy mówiła.<br />
- Nie będzie to za bardzo ryzykowne? Ognisko i schronienie mogą zostawić ślady. I motel? Naprawdę?<br />
- Nie obchodzi mnie to. Jest dopiero listopad i będzie jeszcze zimniej. Wolałbym nie budzić się i widzieć cię taką. Nie jestem specjalistą w leczeniu hipotermii. Wystraszyło mnie to.<br />
<br />
Nie odpowiedziała przez jakiś czas. Wiedziałem, że była pełna obaw.<br />
- Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie, dobrze?<br />
Poczułem jak kiwa głową.<br />
- Wszystko dobrze? - zapytałem i pochyliłem się nad nią, aby zobaczyć jej twarz.<br />
<br />
W końcu na mnie spojrzała, mały uspakajający uśmiech pojawił się na jej ustach.<br />
- Tak. - skinęła głową. - Jedyne co pamiętam to, że było mi tak zimno, że aż bolało. Nie mogłam myśleć, ani skupić się na niczym innym tylko na tym. Następną rzecz, którą wiedziałam to, że byłam na twoich kolanach, a ty mówiłeś moje imię.<br />
- Taa. - zacząłem. - Obudziłem się, a ty... a ty nie wyglądałaś za dobrze. Twoje usta były sine i cała się trzęsłaś.<br />
Po chwili odwróciła się i pocałowała mnie w pierś.<br />
- Dzięki za uratowanie mnie... znowu.<br />
Pochyliłem się i szybko złożyłem pocałunek na jej czole. Mój głos był ledwo słyszalnym szeptem.<br />
-Zawsze.<br />
<br />
PANI HELMAN<br />
<br />
Mój instytut był w każdej gazecie. Na każdej okładce. Jeden czy dwa artykuły w każdym czasopiśmie. Jedni uważali, że to sławny Harry Styles i jego ukochana. Na szczęście jej imię nie wyszło po za mury instytutu. Niektórzy mówili o trzecim zbiegłym pacjencie. Jedni byli pewni siebie, a inni uspokajali, że to tylko plotki i nie ma się czym przejmować. Jedni wyśmiewali i wyszydzali Wickendale, że pozwoliło na ucieczkę. Ale udało mi się jakoś utrzymać tajemnicę. Zgadzałam się z tymi co mówili, że to wszystko są plotki.<br />
<br />
Nie chciałam się zgadzać z reporterami. Jeszcze nie. Nawet nie było wiadomo czy jeszcze żyją. Równie dobrze można powiedzieć prasie, że nie żyją, dopóki nie znajdzie się dowód na to, że jest inaczej. To uciszyłoby reporterów i ten zgiełk wokół mojego instytutu. I wszystko wróci do normy.<br />
<br />
I tak zrobiłam. Oczywiście kiedy wchodziłam do budynku przy wejściu kłębili się mężczyźni i kobiety z notesami i kamerami, których zignorowałam. Jednak jedno pytanie przykuło moją uwagę. -- Wie pani gdzie oni teraz są?<br />
- Nie. - odpowiedziałam. - Za instytutem jest klif. Mogą być tylko tutaj, na terenie instytutu, gdzie byśmy ich już dawno znaleźli lub są martwi.<br />
<br />
To spowodowało falę nowych pytań, które znowu zignorowałam. Po prostu weszłam do budynku i zamknęłam drzwi za sobą.<br />
<br />
Tak. Teraz Rose i Harry będą uważani za zmarłych. Ciekawe jakie jutro wymyślą nagłówki.<br />
<br />
<br />
ROSE<br />
<br />
Przebieg ostatnich kilku dni znowu się powtarzał. I znowu byliśmy w biegu. Przez las, mijaliśmy drzewa, każde takie samo jak poprzednie. Szukaliśmy niczego konkretnego. Coś wymyślimy, wiem, że tak. Nawet jeśli ja nie mogłam na nic wpaść, to Harry mógł. Jest inteligentny, zawsze wszystko przemyśli zaplanuje. Nie ważne jakie były okoliczności czułam się bezpieczna z nim. Zwłaszcza w czasie jak ten.<br />
<br />
Dbał o to, żebym zjadła odpowiednią ilość, wypiła chociaż pół butelki i czy byłam w stanie dalej iść. Nawet dbał o to, żebym miała na sobie suche rzeczy. Słodko mnie podglądał i robił zabawne komentarze. Nalegał abym, ubrała jego kurtkę, chociaż było mi dobrze gdy słońce mnie ogrzewało.<br />
<br />
Był trochę za bardzo troskliwy. Ale nie przeszkadzało mi to. Biorąc pod uwagę znacznie nieszczęśliwe wypadki w jego życiu, nie dziwiło mnie to.<br />
<br />
Szliśmy przez cichy las, trawa szeleściła nam pod nogami. Podobał mi się dźwięk śpiewu ptaków i dotyk chłodnego powietrza, kiedy usłyszałam jak Harry krzyknął obok mnie.<br />
<br />
- Kurwa!<br />
<br />
Odwróciłam się do niego. Moje serce szybciej zabiło.<br />
<br />
- Co? Co? No co?!- pytałam gorączkowo. Harry zsunął swoją torbę z ramienia i zaczął ją przeszukiwać.<br />
- Jest tak strasznie kurwa głupi! Prawie skończyła nam się woda i zostało nam ledwo co jedzenia, cholera.<br />
<br />
Odetchnęłam z ulgą, że nie było to nic, aż tak poważnego.<br />
- W porządku, Harry.<br />
- Nie, to nie jest w porządku. - odpowiedział szorstko. - Przez to przeklęte bieganie będziemy potrzebowali więcej. Powinienem był rozdzielać to lepiej, albo kupić więcej w mieście, gdzie byliśmy pieprzone kilkanaście godzin temu.<br />
- Pójdziemy po więcej. Wszystko jest okej. Chodźmy teraz z tym co mamy, później pójdziemy po więcej. - Próbowałam go trochę uspokoić.<br />
- Nie możemy się pojawiać publicznie każdego pieprzonego dnia, Rose. Wieść się pewnie rozniosła, za duże ryzyko.<br />
- No to jakie inne wyjście mamy?- zapytałam - Będziemy żyć o śniegu.<br />
<br />
Pokręcił głową.<br />
- Jeśli tak mamy się poruszać będziemy potrzebowali więcej jedzenia niż to co mamy.<br />
- Dokładnie. - powiedziałam. - Przejdziemy jakiś czas, a potem szybko kupimy wodę i jedzenie. Wątpię, żeby każdy oczekiwał, aby w ich sklepie pojawili się zbiegowie. Będzie dobrze. Nic się nam nie stanie. A teraz mógłbyś się uspokoić?<br />
- Nie mów mi, żebym się uspokoił.- powiedział, bo pewnie stracił wszystkie argumenty i nie miał o co się sprzeczać. Podniosłam ręce w geście obrony.<br />
- Przepraszam. - westchnął. - Jestem trochę zestresowany.<br />
<br />
Nie była w ogóle zła, w tym momencie chciałam go tylko uspokoić i pocieszyć. Podeszłam do niego i splotłam nasze palce. Popatrzył na mnie i na mój gest z nieodgadnionym wyrazem twarzy.<br />
- Wszystko jest dobrze. - podniosłam jego dłoń do moich ust i pocałowałam ją. - Jak powiedziałeś, coś wymyślimy. Zmieniliśmy trochę nasz wygląd i mamy broń. Będziemy bezpieczni.<br />
- Wiem. - zgodził się. - Tylko spanikowałem, na myśl o wracaniu tam. Normalnie jestem bardziej spokojny, ale wydaje mi się to wszystko za łatwe. I żevzaraz wpadniemy w jakąś pułapkę. - powiedział, jego ton był łagodniejszy, pomimo tematu.<br />
- Wiem. - położyłam głowę na jego ramieniu, gdy szliśmy dalej. Mając nadzieję, że jakoś mu to pomoże i go uspokoi. - Nie wyobrażam sobie, żeby to było dla kogokolwiek łatwe.<br />
- Kogokolwiek? - Zapytał. - Masz na myśli, że wszystkim innym uciekającym z więzienia, szalonym parom w Anglii jest ciężko być zbiegami? - zaśmiał się ironicznie. - Dzięki Bogu, myślałem, że jesteśmy jedyni.<br />
- Zamknij się, jesteś takim dupkiem. - powiedziałam pomimo tego, że śmiałam się, gdy to mówiłam. - Próbowałam ci pomóc ze stresem..<br />
<br />
Nie dokończyłam, bo Harry pchnął mnie na drzewo, nadal się śmiejąc. Jego śmiejące się usta dotknęły moich. Nieważne ile razy je całowałam, nie mogłam się przyzwyczaić do tego jakie były miękkie i delikatne. Jakie nieziemskie to było uczcie, czuć je na swoich ustach. Przybliżył się, przyciskając się bardziej do mnie. Zamruczał. Teraz na jego ustach pozostawał lekki uśmieszek. Potarł nosem moją szyję.<br />
- Może jestem sfrustrowany. - powiedział zadziornie. - Może potrzebuję seksu.<br />
<br />
Sapnęłam, gdy całował moją szyję, delikatnie ssąc wrażliwą skórę. Prawie zakręciło mi się w głowie od tych zmian nastrojów od zdenerwowanego, przez zabawnego po seksownego. Delikatnie przejechałam palcami po jego brzuchu, tuż nad gumką od bokserek.<br />
- Rose.- wyszeptał wywołując ciarki na całym moim ciele. Tak bardzo pragnęłam, żebyśmy nie przestawali, ale z powodu zimna i braku miejsca nie mogliśmy kontynuować.<br />
<br />
- Musimy znaleźć motel, żebym mógł cię pieprzyć - powiedział uwodząco powoli.<br />
Popatrzyłam się w jego oczy i obdarzyłam go tym spojrzeniem, które sprawia, że Harry szaleje.<br />
- Cóż Harry. - powiedziałam. - Zaprowadź nas tam żywych, a zobaczymy.<br />
<br />
----------------------------------<br />
Ulalala co się będzie działo?? ~XYZ<br />
<br />Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com46tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-70876058872243951822015-01-28T20:30:00.001+01:002015-01-28T20:30:13.458+01:00NOWY ROZDZIAŁNowy rozdział w sobotę. Mam strasznie dużo roboty, nie wyrobię się wcześniej, przepraszam.<br />
Prosiliście, żeby was informować, więc to robię. Bez hejtów proszę ~MagdaSmiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-71358970341247873752015-01-22T23:58:00.000+01:002015-01-22T23:59:40.869+01:00Rozdział 3HARRY<br />
<br />
Robiło się co raz ciemniej.<br />
<br />
Nasze nogi bolały, płuca paliły z bólu, gdy zostawialiśmy za sobą okrutne wspomnienia. Słońce zachodziło i ściemniało się coraz bardziej, ale my biegliśmy dalej. Czułem się wykończony. Miałem już tego dość, byłem wszystkim zmęczony. Wolałbym wydłubać sobie oczy niż zrobić jeszcze jeden krok. A to dopiero były pierwsze 24 godziny. Na samą myśl o wyczerpujących kilometrach, czekających nas, skakałem kurwa z radości.<br />
<br />
Na początku to adrenalina po ucieczce pchała mnie przed siebie. Teraz podekscytowanie trochę zmalało, adrenalina znikła czułem, że byłem zmęczony, było mi zimno i nie miałem zielonego pojęcia co robić dalej. Wszystko było zaplanowane. Każdy szczegół ucieczki. Oprócz tego.<br />
<br />
Dziewczyna obok mnie dotrzymywała mi tempa, ani jedna skarga nie wydobyła się z jej ust. Oczywiście była zmęczona, musiała, ale nie pokazywała tego. Była taka mała, a jej duże oczy odmładzały ją. Była najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem. Chciałem zapewnić jej bezpieczeństwo, więc brnąłem dalej przed siebie przez zamarzniętą trawę.<br />
<br />
Niestety łatwiej było mówić niż zrobić. Potrzebowaliśmy jakiegoś przebrania, miejsca gdzie moglibyśmy się udać zamiast biegać bezcelowo. Opuszczenie kraju byłoby idealne, ale rodziło się pytanie: jak? Nie mieliśmy paszportów, ani dużo pieniędzy. Jedyną rzeczą jaką mogliśmy zrobić w tym momencie było ucieknięcie jak najdalej od Wickendale. Musieliśmy biec przez gęsty las i trzymać się z dala od ludzi.<br />
<br />
Wróciłem myślami do rzeczywistości, gdy poczułem dłoń Rose na moim ramieniu. Zacząłem biec truchtem, ale zwolniła do marszu, a ja się dostosowałem.<br />
<br />
Oddychała ciężko i głęboko, aby móc coś powiedzieć.<br />
- Harry? - zapytała.<br />
- Tak? - odetchnąłem i spojrzałem na nią.<br />
- Myślę, że będziemy potrzebowali w końcu wody i jedzenia. Trzeba będzie się zaopatrzyć.<br />
- Dobrze? - powiedziałem. Nie będąc za bardzo pewny do czego zmierzała.<br />
- I musimy zmienić nasze wizerunki...choć trochę.<br />
- Tak zrobimy. - pokiwałem głową. Mój oddech prawie wrócił do normy.<br />
<br />
Potrząsnęła głową i popatrzyła mi się w oczy.<br />
- Myślę, że musimy to zrobić teraz.<br />
- Nie. - odpowiedziałem szybko. Wracanie do miasta, w jakimkolwiek byliśmy, oznaczało dużą szansę na złapanie. Przynajmniej większą szansę. A nie chciałem tam za nic wracać. Ledwo udało mi się dwa razy, wolałbym umrzeć niż wrócić po raz trzeci.<br />
- Dlaczego nie? - zapytała. - Harry, musimy.<br />
- Nie teraz. - opierałem się. Wrzaski na korytarzach wciąż dzwoniły mi w uszach. Oczy pani Hellman wpatrujące się we mnie podczas terapii elektrowstrząsowej wciąż żyły w mojej głowie.<br />
- W takim razie kiedy? Jak nie teraz to już nigdy.<br />
- Dlaczego to musi być teraz? Powinniśmy biec dalej. Możemy to zrobić jutro albo kiedy indziej.<br />
- Ponieważ - zaczęła nie przerywając kontaktu wzrokowego - Może jeszcze nikt nie wie. Upłynął dopiero jeden dzień. Znając panią Hellman będzie utrzymywała to w tajemnicy jak najdłużej, żeby nie naruszyć reputacji instytutu. Lepiej teraz niż potem kiedy wieść się rozniesie.<br />
<br />
Kurwa, miała rację. Wiedziałem, że miała rację. Przerażało mnie to. Mój żołądek boleśnie się zacisnął na myśl o przebywaniu gdziekolwiek gdzie są ludzie. Ale mimo to zacząłem się uśmiechać.<br />
<br />
- Co jest w tym śmiesznego? - zapytała choć sama zaczęła się uśmiechać.<br />
- Nic. - odpowiedziałem - Ale brzmiałaś jak ja, kiedy to powiedziałaś.<br />
- Dlaczego, bo byłam uparta i arogancka?<br />
- Nie, bo miałaś rację.<br />
<br />
Szczęka jej opadła i lekko pchnęła mnie w ramię.<br />
- Mam zawsze rację - zaprotestowała - Nie jesteś tutaj jedyną sprytną osobą, wiesz?<br />
- Do prawdy? - zapytałem, a ona dumnie pokiwała głową - To dlaczego idziemy w tę stronę a nie w przeciwną?<br />
Popatrzyła na mnie skonsternowana.<br />
- Drzewa stają się cieńsze w tamtym kierunku. - wskazałem na naszą prawą stronę - Gdziekolwiek jesteśmy miasto jest tam.<br />
Uniosła brew i popatrzyła się w kierunku, który wskazałem.<br />
- Wiedziałam. Tylko cię sprawdzałam. - wtedy odwróciła się i zaczęła zmierzać w tamtą stronę.<br />
- Mmm jasne. - uśmiechnąłem się szeroko. Patrzyłem jak zrobiła kilka kroków. Nadal miała na sobie białą koszulkę i te cholerne spodnie. Może przez to, że przez ostatnie kilka miesięcy widziałem ją w tym okropnym ubraniu z instytutu, ale w tych spodniach wyglądała cholernie seksownie.<br />
Nie mogłem się powstrzymać i chwyciłem ją za tyłek.<br />
- Harry! - krzyknęła i podskoczyła. Głośno się zaśmiałem i podążyłem za nią.<br />
<br />
Nasze śmiechy i przekomarzanie zmieniło się w grobową ciszę. Nasze uśmiechy zniknęły, gdy szliśmy przez las. Widzieliśmy miasto. Dużo budynków, samochodów, ludzi, którzy prowadzili swoje normalne życie. Mieli nadzieję, że ci uciekinierzy z więzienia dla obłąkanych nie dotrą do ich miasta.<br />
<br />
Ale byliśmy tam. Ubrani w normalne ciuchy, nic z naszego wyglądu nie budziło podejrzeń. Szliśmy przez chwilę spokojnymi uliczkami. Poprawialiśmy swoje włosy i ubrania, żebyśmy nie wyglądali jakbyśmy właśnie biegli przez 15 godzin.<br />
<br />
Nie musiała nic mówić gdy złączyła nasze dłonie i je ścisnęła. Zaczęliśmy iść. Wyłoniliśmy się zza drzew na tyłach Tesco. Szybko skierowaliśmy się ku wejściu. Potarłem jej dłoń kciukiem, aby ją uspokoić. Cała się trzęsła.<br />
<br />
Jakaś kobieta spojrzała na nas. Zmierzaliśmy do środka, a ona nadal się patrzyła. Ale zaraz się odwróciła.<br />
<br />
Kurwa, musiałem się uspokoić. To była jakaś zwykła kobieta. Ludzie czasem się na siebie patrzą i nie oznacza to od razu, że coś podejrzewają. Próbowałem się uspokoić, ale nerwy robiły swoje.<br />
<br />
Weszliśmy do środka, starając się oddychać spokojnie.<br />
<br />
- Dzień dobry, mogę wam w czymś pomóc? - kobieta z obsługi zapytała dosłownie sekundę po tym jak weszliśmy.<br />
Rose lekko podskoczyła i modliłem się, żeby dziewczyna tego nie zauważyła.<br />
<br />
- Nie dziękujemy, wszystko w porządku. - powiedziałem najmilej jak potrafiłem. Pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko wymuszenie zanim odeszła. Pff.<br />
<br />
- Wszystko w porządku. - szepnąłem do Rose nadal pocierając kciukiem jej dłoń. - Chodź.<br />
<br />
Szliśmy przez sklep, próbując nie pokazywać naszych nerwów. Było to dosyć trudne biorąc pod uwagę, że na każde spojrzenie reagowałem szybszym biciem serca. Zastanawiając się czy wiedzą.<br />
<br />
Po 15 minutach chodzenia i szukania po sklepie rzeczy, które byłyby odpowiednie do zmienienia naszego wizerunku, nikt nic nie powiedział. Wydaje mi się, że nikt nie spodziewa się dwóch uciekinierów trzymających się za ręce, ubranych w czyste ubrania, chodzących po Tesco.<br />
<br />
W końcu doszliśmy do kasy i starałem zachowywać się jak najbardziej normalnie. Próbowałem nie patrzeć kasjerce w oczy. Pewnie pomyślała, że jesteśmy jedną z kilkudziesięciu normalnych par jakie widzi codziennie sądząc po jej tonie. To dobrze.<br />
<br />
- Do widzenia i miłego dnia. - powiedziała, jakby była zaprogramowana. Podała nam torby i już na nas nie spojrzała.<br />
- Dziękuję i nawzajem. - powiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Trzymając nasze zakupy w rękach, odwróciliśmy się i skierowaliśmy nasze kroki ku wyjściu. Przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Za bardzo się baliśmy i za bardzo zdenerwowani byliśmy. Szybkim krokiem ruszyliśmy na tyły sklepu. Stały tam tylko kosze na śmieci. Biegiem wróciliśmy do schronienia jakie nam dawały drzewa. Nawet po tym przez jakieś 10 minut żadne z nas się nie odezwało, tylko szliśmy przed siebie.<br />
<br />
- Kurwa. - szepnąłem.<br />
- Dzięki Bogu, że nikt się niczego nie domyślił. - powiedziała. Odetchnęła głośno z ulgą jakby przez ten cały czas wstrzymywała oddech.<br />
- Wiem. Albo miałaś rację, że o niczym nikt nie wiedział, albo pomyśleli sobie 'nie ma szansy, aby ci zbiegowie byli w moim mieście,to nie mogą być oni.'<br />
Rose pokiwała głową zgadzając się.<br />
- W każdym razie pokaż mi.<br />
Wiedziałem doskonale o co jej chodzi. Wyciągnąłem z torby najpierw czapkę z daszkiem i założyłem ją, następnie okulary przeciwsłoneczne.<br />
- Super.<br />
Nie było to może najlepsze przebranie, ale jakieś zawsze.<br />
- Twoja kolej. - powiedziałem. Rose ciężko westchnęła i odwróciła się tak, że stała do mnie tyłem. - Miejmy to już za sobą.<br />
Wziąłem do ręki tanie nożyczki. Złapałem wszystkie włosy w jedną dłoń i zacząłem ciąć jej długie brązowe loki. Starałem się to zrobić jak najlepiej umiałem. Nie ściąłem dużo, ale na tyle, żeby było to widoczne, włosy dosięgały mniej więcej do ramion. Wszystkie włosy trzymałem w ręce, aby nie zostawić ani jednego śladu.<br />
- Skończyłem.- od razu kiedy to powiedziałem, odwróciła się i przeczesała włosy palcami.<br />
- I jak? - zapytała. - Wygląda to bardzo źle?<br />
<br />
Zaśmiałem się z tego, ponieważ martwiła się o taką rzecz, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znajdowaliśmy.<br />
- Jest idealnie. - powiedziałem. - Nadal wyglądasz tak samo seksownie. - To była prawda. Jej włosy może nie były zupełnie inne, ale na pewno wyglądała odrobinę inaczej. Słodko i takie włosy jej pasowały, tak samo jak poprzednie.<br />
- Dzięki. - uśmiechnęła się szeroko.<br />
<br />
Pokiwałem głową i podziwiałem.<br />
Przez nerwy związane z zakupami w sklepie i rozmowie z Rose, nie zauważyłem jak dużo spadło śniegu i jak bardzo się ściemniło. Duże płatki spadały z nieba i zaśnieżały włosy Rose.<br />
<br />
Wrzuciłem jej włosy do plastikowej torby. Będę musiał znaleźć miejsce gdzie je wyrzucić. Ale na razie wszystko schowałem do swojego plecaka razem z nożyczkami, czapką i okularami.<br />
<br />
- Wydaje mi się, że chyba nie mamy wyjścia i musimy tutaj spać. - powiedziałem, rozglądając się po lesie. Rose przygryzła wargę, jakby chciała zaprotestować, ale wiedziała, że nie mamy lepszego wyjścia. Nie było żadnej szopy w pobliżu tym razem.<br />
<br />
Pozbierałem trochę liści, próbując ziemię zrobić choć trochę bardziej wygodną. Pomimo, że śnieg leżał wszędzie, rozłożyłem koce na ziemi. Torby ustawiłem tam gdzie mieliśmy położyć głowy. Oboje położyliśmy się na naszym prowizorycznym posłaniu. Z torby Rose wyciągnąłem drugi koc i okryłem nim nas.<br />
<br />
W przeciągu sekund oboje drżeliśmy z zimna.<br />
- Cholera, zimno.- powiedziałem. Temperatura spadła, śnieg na nas padał. Nie zapowiadało się dobrze.<br />
- Już za-zamarzam.<br />
<br />
Minutę później obje szczękaliśmy zębami. Próbowałem nas okryć jakimiś liści, ubraniami z toreb, aby było nam cieplej. Ale śnieg nadal padał i przesiąkał przez materiał.<br />
Pomimo zimna, chcieliśmy zasnąć i wypocząć. Minuty mijały, temperatura spadała, a my już prawie zamarzliśmy. Słyszałem dzwonienie zębów Rose. Było niemożliwie zimno. Ale była mniejsza ode mnie, mniej ciała do ogrzania.<br />
<br />
- Rose, daj mi swoje dłonie. - wyszeptałem. Wyglądała na zdziwioną, ale zrobiła to o co ją prosiłem. Objąłem jej dłonie. Przyłożyłem je do ust i zacząłem dmuchać ciepłym powietrzem, aby je ogrzać.<br />
- Lepiej?<br />
Nie wydała z siebie żadnego dźwięku oprócz szczęku zębami, ale zobaczyłem na jej twarzy wdzięczność. Dmuchnąłem jeszcze kilka razy. Potem położyłem je pod kocem, liśćmi i ubraniami na moim ciepłym brzuchu. Objąłem ją rękoma, przybliżając ja do siebie jeszcze bliżej. Byliśmy przyciśnięci do siebie bardzo blisko. Mój oddech owiewał jej czoło, a jej moją szyję. Ogrzani swoim ciepłem mogliśmy w końcu zasnąć.<br />
<br />
<br />
<br />
-------------------------------------<br />
Heeeej! Mam nadzieję, że się podobał rozdział. :D<br />
Do następnego :) xx ~XYZ<br />
<br />
Zdążyłam! I mam aż 3 minuty zapasu ~<br />
<br />Annehttp://www.blogger.com/profile/12261444141872341144noreply@blogger.com58tag:blogger.com,1999:blog-4233947346639845680.post-42265390954803543952015-01-15T21:14:00.000+01:002015-01-15T21:14:07.575+01:00Rozdział 2PANI HELLMAN<br />
<br />
Niektórzy pytali czy się bałam. Czy się niepokoiłam. Większość pytała tylko o nich, prawie nikt o mnie. O mojego syna. Mimo tego jak bardzo starano się, aby bogata w wydarzenia noc została zatajona, wieść się rozeszła. Trzech pacjentów uciekło, z czego dwoje było jednymi z najniebezpieczniejszych. Trafiło to na pierwsze strony gazet, a ludzie zaczęli gadać. To dlatego dziesiątki dziennikarzy i fotoreporterów osaczyło Wickendale niecały dzień po "ucieczce". Aparaty błyskały mi w twarz, a pytania rozbrzmiewały w uszach.<br />
- Jak ci pacjenci uciekli? <br />
- Czy dziewczyna, która uciekła była w jakikolwiek sposób związana z Harrym Stylesem?<br />
- Myślisz, że Harry Styles będzie ciągle mordował kobiety?<br />
- Krążyły plotki, że uciekło aż trzech pacjentów, czy to prawda?<br />
- Boisz się, że w przyszłości może uciec więcej pacjentów?<br />
<br />
Wszystkie rodzaje pytań były kierowane w moją stronę i na każde z nich odmawiałam odpowiedzi. Z wyjątkiem tego czy się bałam; nie bałam się. Jeśli już, to tylko byłam lekko zaniepokojona o moją reputację. Ale się nie bałam. Przez klif, na którym kończył się las, nie sądzę, żeby udało im się zajść daleko. Nie było opcji, żeby udało im się przechytrzyć moich pracowników, moich strażników, mnie. Umarli z zimna na tym klifie, z odwodnienia albo Madeline. Nie martwiłam się, ponieważ wątpiłam w powodzenie ich "ucieczki", w porównaniu do wielu dziennikarzy.<br />
<br />
Ale nawet z tą pewnością, coś mi się wydawało, że jeszcze nie skończyłam z Rose i Harrym. Więc kontynuowałam polowanie.<br />
<br />
ROSE<br />
<br />
Harry i ja wynaleźliśmy grę. W sumie to Harry wynalazł, ale ja w niej brałam udział.<br />
<br />
Graliśmy w nią aby czymś się zająć, kiedy nasze stopy bolały, nasze gardła były wyschnięte i nasz oddech nie zapewniał już płucom wystarczająco powietrza, a nasze ciała fizycznie odmawiały biegu. Mijały godziny, ale w końcu ten czas nadchodził. Musieliśmy zwolnić do marszu. Łapaliśmy oddech, aż w końcu byliśmy w stanie normalnie oddychać. I wtedy przydawała się gra.<br />
<br />
Wybieraliśmy kategorię, jak książki czy filmy lub owoce i zgadywaliśmy jakie są ulubione drugiej osoby. Ten który odgadł dobrze dostawał punkt. Co kilka pytań i tak rozpraszaliśmy się opowiadając historie i ciekawostki ze swojego życia. Może brzmiało to żałośnie, ale pomagało nam nie myśleć o Wickendale albo policji albo naszym nieistniejącym planie. A poza tym, przez to zdaliśmy sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedzieliśmy dużo o sobie nawzajem. Znaczy, znałam Harry'ego lepiej niż ktokolwiek, ale nie wiedziałam takich małych rzeczy jak jego ulubione piosenki czy co lubi jeść na śniadanie.<br />
<br />
Więc lubiłam tę grę. I sposób w jaki jego oczy rozświetlały się, a jego uśmiech rósł im więcej mówił o swoich ulubionych rzeczach, sprawiał, że zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej z każdym pytaniem.<br />
<br />
- To jest odmóżdżające. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie mógłby wybrać tego gównianego "Zagubionego Horyzontu" zamiast Gatsby'iego - Harry tłumaczył po tym jak padło pytanie o ulubioną książkę. Dawno temu dyskutowaliśmy o tym w bibliotece w Wickendale, ale nigdy nie dokończyliśmy dyskusji.<br />
- Skąd wiesz? - zapytałam go. - Przeczytałeś to kiedyś?<br />
<br />
Pomyślał przez chwilę.<br />
<br />
- Nie. Czytałaś kiedyś "Wielkiego Gatsby'iego"?<br />
- Nie - powiedziałam niechętnie. - Ale nie mieliśmy przypadkiem tego robić? Wymieniać się książkami ze szpitalnej biblioteki?<br />
<br />
Pomimo to, że miało to miejsce zaledwie kilka tygodni temu, już dawno o tym zapomniałam.<br />
- O tak, - powiedział Harry - Wygląda na to, że będziemy się musieli po nie wrócić.<br />
<br />
Nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.<br />
<br />
- Wiesz co, rzeczywiście powinniśmy; już brakuje mi pani Hellman.<br />
- Mi też. - Harry pokiwał głową z sarkazmem.<br />
<br />
Cieszyłam się, że rozmowa była spokojna i odprężająca, nawet kiedy mówiliśmy o miejscu gdzie spokój i odprężenie nie istniały. Minął zaledwie dzień, ale biegnąc kilometrami przez ten sam las, wydawało się jakby minęły tygodnie. Żartowaliśmy sobie, a bańka strachu otaczająca Wickendale pękła. Oczywiście wspomnienia były wciąż okropne, ale teraz gdy byliśmy już wolni, mogliśmy się śmiać przynajmniej z ich części.<br />
<br />
- Okej, okej - Harry kontynuował. - Ulubiony kolor.<br />
<br />
Było to najbardziej banalne, podstawowe pytanie jakie tylko mógł wybrać. Ale i tak odpowiedziałam.<br />
- Chyba fioletowy.<br />
- Jasny czy ciemny? - zapytał mnie z uśmiechem, nigdy nie schodzącym mu z twarzy.<br />
- Ciemny. Ale taki bardziej jaskrawy, wyraźny - powiedziałam, a Harry wyglądał na zainteresowanego. - Jaki jest twój?<br />
<br />
Zastanawiał się przez chwilę, jego usta zaciśnięte w wąską linię, jakby rozmyślał nad sensem życia, a nie nad swoim ulubionym kolorem.<br />
- W sumie to podoba mi się kolor twoich oczu.<br />
<br />
Zaśmiałam się na jego odpowiedź.<br />
<br />
- Mówię poważnie! Wiem, że to brzmi żałośnie, ale to prawda. Nigdy nie jestem w stanie powiedzieć czy są niebieskie czy zielone i uwielbiam to.<br />
<br />
Popatrzyłam na niego z uśmiechem.<br />
<br />
- Okej teraz chcę zmienić moją odpowiedź - powiedziałam, czując, że moja w porównaniu do jego była słaba.<br />
<br />
Harry się zaśmiał, a przy jego oczach pojawiły się drobne zmarszczki, które tak kochałam. Nastrój był tak pozytywny i błogi, że chciałam się nim nacieszyć, póki nic go nie zdążyło zniszczyć. <br />
<br />
Nie miałam jednak pojęcia, że zmieni się on tak szybko, bo zaledwie sekundę później, kiedy usłyszeliśmy trzask łamanej gałązki parę metrów od nas. Harry stanął bezruchu wyciągając rękę w moją stronę, abym zrobiła to samo.<br />
<br />
Oboje znieruchomieliśmy ze strachu i ogłuszającej ciszy. Moje serce przyspieszyło, ale oddech zwolnił. Co jeśli to był glina? Pani Hellman? Kobieta z tunelu?<br />
<br />
Na myśl przychodziło mi tyle różnych scenariuszy, ale kiedy wsłuchałam się w otaczające nas dźwięki, nie było słychać nic oprócz szmeru wiatru. Ale ciągle się nie ruszaliśmy. Oboje musieliśmy być absolutnie pewni, zanim wykonaliśmy następny krok.<br />
<br />
- To tylko jakieś zwierzę, tak myślę - Harry powiedział cicho.<br />
<br />
Odprężyłam się i wypuściłam z płuc powietrze, chociaż nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam. Uff.<br />
<br />
Odwróciliśmy się i znów zaczęliśmy iść, ale tym razem Harry splótł swoje palce z moimi.<br />
<br />
- Rose? - zapytał tym razem poważnym tonem.<br />
- Tak?<br />
- Masz ciągle tę broń?<br />
<br />
Pytanie totalnie mnie zaskoczyło. Broń? Zajęło mi chwilkę zanim przypomniałam sobie o co chodzi. Tę którą użyłam, aby postrzelić Normana w kolano wczorajszego dnia. Tę broń.<br />
<br />
- Tak - odpowiedziałam. Miałam nadzieję, że nie będę musiała jej więcej użyć.<br />
- To dobrze - odpowiedział. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Może nie będziemy musieli jej używać - zapewnił. - Ale dobrze ją mieć na wszelki wypadek.<br />
- Tak - zgodziłam się. A potem było już cicho. Dwie minuty temu byłam całkiem szczęśliwa, ale chwila strachu, rzeczywistość i myśli, których unikałam zalały moją głowę. Myśli, które wiedziałam, że siedziały również w jego głowie, ale nikt nie miał odwagi ich wypowiedzieć.<br />
<br />
Kiedy Harry był zbyt pogrążony w rozmyślaniach, aby zadać nieuniknione pytanie, ja to zrobiłam. Wypowiedziałam je po cichu, wiedziałam, że muszę to zrobić, ale bardzo niechętnie.<br />
- Myślisz, że nas szukają?<br />
<br />
Przez moment milczał i już miałam nadzieję, że mnie nie usłyszał i że nie będę musiała stawić czoła jego odpowiedzi. Jego usta znów złączyły się w cienką linię, a jego oczy patrzyły na jakiś nieokreślony punkt w oddali.<br />
- Tak.<br />
<br />
Musiało to zostać w końcu wypowiedziane i przez to moje serce zaczęło bić szybciej. <br />
<br />
- Jak myślisz, jak wiele? Myślisz, że są blisko?<br />
<br />
Tym razem na mnie spojrzał, jego wyraz twarzy był poważny, a mój zaniepokojony.<br />
<br />
- Nie wiem, Rose - westchnął. - To nie będzie tylko kilka policjantów. To będzie zespół wyszkolonych ludzi, może nawet FBI.<br />
<br />
Wchłonęłam powoli jego słowa. Poluje na nas uzbrojony zespół poszukiwawczy. I nie spocznie, póki nas nie złapie. I to była smutna prawda. Nigdy nie będziemy całkowicie bezpieczni.<br />
<br />
- Okej - powiedziałam cicho. - Więc jakie jest nasze kolejne posunięcie?<br />
<br />
Długa cisza, zakłócona jedynie szelestem liści pod naszymi stopami.<br />
<br />
- Szczerze?<br />
<br />
Skinęłam mając nadzieję, że ma jakiś pomysł, bo ja go nie miałam. Ale wyraz jego twarzy, gdy patrzył na pojedyncze płatki śniegu lecące z nieba, mówił mi co innego.<br />
<br />
- Nie mam pojęcia.<br />
<br />
<strike> </strike><br />
Aaaaaaaaa mój pierwszy rozdział Chaotic, mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy, Kilka pierwszych rozdziałów to trochę taki fillery, ale słodkie, ale nie bójcie się - później się rozkręca;) ~Magda<br />
<br />
Iiii jak się podoba? :D<br />
Jeszcze kilka krótkich informacji:<br />
- dla osób co pytały, a nie sprawdziły w notce, jest zgoda autorki<br />
- na wattpadzie pojawił się pierwszy rozdział. Ten zaraz się pojawi.<br />
- wygląd na komórkach się zmienił, ale chyba na lepsze, bo ta data faktycznie była denerwująca.<br />
To tyle na razie :) Piszcie, komentujcie xx. ~XYZ<br />
<br />Smiley-Maggiehttp://www.blogger.com/profile/06986579284240779156noreply@blogger.com61