piątek, 23 października 2015

Rozdział 16

GRANT'S POV

Minęły trzy dni odkąd przydzielono mi tę sprawę. Przeszukaliśmy każdy, najmniejszy cal wokół instytucji Wickendale. Nie udało się jednak odnaleźć ani jednego śladu świadczącego o ich obecności.
Moja załoga, cały czas była zajęta przesłuchiwaniem pacjentów i pracowników w sprawie naszych zbiegów. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej, istotnej informacji, dotyczącej ich prawdopodobnego miejsca pobytu.

Dowodów należało szukać gdzieś indziej, z pewnością w innych miastach. Nie było ich nigdzie w pobliżu. Byłem prawie pewien, że pacjenci uciekli bardzo daleko, może nawet do innego kraju, ale pani Hellman wciąż nalegała. Nadszedł odpowiedni czas, by podjąć duży krok i ruszyć z tą sprawą do przodu. Musiałem wytropić przestępców i schwytać ich zanim słuch po nich doszczętnie zaginie.

Trudniejsze od schwytania ich było tylko powiedzenie o tym pani Hellman.

Była zbyt wymagająca i przejęta tą sprawą, chciała znać każdy, najmniejszy detal. Jedyne co teraz się dla niej liczyło, to polowanie na zbiegów. Nie było jej w swoim biurze, kiedy przyszedłem.

-Przepraszam, gdzie jest pani Hellman? - Zapytałem jednego z młodych strażników, pilnujących korytarza.
-Myślę, że wyszła do łazienki, proszę pana. - Powiedział. Podziękowałem mu i odszedłem. W tamtym momencie ujrzałem ją w rogu korytarza.

Odwróciłem się i podbiegłem do niej. Potknęła się lekko i spojrzała na mnie poirytowana.

-Grant. - Przywitała mnie, jak zwykle niezbyt przyjaznym tonem.
-Pani Hellman, właśnie pani szukałem.
-Teraz? - Zapytała swoim monotonnym głosem, widocznie znudzona konwersacją.
-Tak, mam pani coś do powiedzenia.

Spojrzała na mnie wyczekująco, ale nadal obojętnie.

-Prowadzimy tę sprawę od kilku dniu, szukając jakichkolwiek śladów, które mogliby zostawić, ale nadal nic nie mamy.

-Więc szukajcie dokładniej. - Domagała się. Nie zdążyłem nawet dokończyć swojej wypowiedzi, a ona już wtrącała mi się w zdanie. - Kierowca, odnaleźliście go? Oczywiście, że nie.

-Linda. - Zacząłem, używając po raz pierwszy jej imienia. Wiedziałem też, jak bardzo tego nie lubi. -Nie będę się z tobą kłócić. Rozumiem, że to twoja instytucja, ale to ja zajmuję się tą sprawą.

Nie odebrała tego, tak jak chciałem, albo po prostu tego nie pokazywała. Musiałem szybko ruszyć z tą sprawą naprzód. Ona nienawidziła mieć czegokolwiek poza kontrolą, nienawidziła pokazywać lęku, zmartwienia, a tym bardziej słabości.

-O jakiej decyzji mówisz? - Zapytała.

Spojrzałem jej w oczy.

-Ujawnijmy tę informację reporterom, gazetom, audycjom radiowym. Troje uciekinierów żyje i uciekło. Miejmy nadzieję, że jeśli przeszukamy miasto, nie będą na wolności zbyt długo.


ROSE'S POV

Harry zerwał się natychmiast, kiedy tylko otworzył oczy. Alarm ostrzegawczy przeszedł przez całe moje ciało. Jego wzrok wlepiał się nieruchomo w ścianę obok nas.

Kroki.

Miałam głęboką nadzieję, że to tylko część mojego snu. Często miewałam koszmary, ale tym razem był on prawdziwy. Harry też to słyszał.

Usiadłam szybko, a spojrzenie Harry'ego przywróciło mnie do rzeczywistości. Wbił we mnie wzrok i położył palec na swoich ustach, dając mi znak, abym była cicho. Jego oczy nie wyglądały na przerażone, były tylko trochę zaniepokojone.

Widok jego odwagi pomagał mi w opanowaniu emocji. Może w ogóle nie było powodu do niepokoju. To mógł być jakiś bezdomny, albo dzieci. Harry na pewno, bez problemu ich wygoni, a my nie będziemy czuć się zagrożeni.

Nagle Harry odwrócił się i przeszukiwał torbę, po chwili wyjmując z niej broń. Na początku się zmartwiłam, ale przypomniałam sobie, że ostatniej nocy zrobił tak samo. Używał jej tylko jako zabezpieczenia. Na pewno nie będzie potrzeby do otwierania ognia. Wsunął pistolet pod swoje ubranie, tak by był ukryty, ale łatwo dostępny w razie potrzeby.

Odgłosy docierały do nas coraz bardziej. Kroki były nieco ciężkie, pewne i powolne. Jakby ktoś zwyczajnie przechadzał się po budynku.

Harry i ja byliśmy ogromnie spięci i nerwowi. Nasze ciała znieruchomiały, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Oczekiwanie było w prawdzie nieznośne, ale to co miało nastąpić za chwilę, było jeszcze gorsze.

Buty mężczyzny kroczyły do nas zza rogu. Powoli na niego spojrzałam, mój puls przyspieszał z każdą koleją sekundą. Miał na sobie ciemne spodnie, służbowy mundur  z oznaczeniami wyrytymi na ramieniu. Takie same oznaczenia znajdowały się również na jego czapce. Jego ręce spoczywały na pasku, do którego przyczepione było łoki-toki, broń i Bóg jeden wie, co jeszcze.

Był policjantem.

Cholera. Moje serce opadało na dno i wznosiło się prosto do mojego gardła. Mój oddech znacznie przyspieszył, ale szybko zacisnęłam usta, by go stłumić. Jest dobrze, powiedziałam sobie w duchu. To nic takiego.

Może to głupie, ale dziękowałam Bogu, za to, że zdecydowaliśmy się włożyć na siebie ubrania ostatniej nocy.

Harry nie wydawał się speszony.
-Witam.. oficerze. - Powiedział. Jego głos był chwiejny, a wzrok wędrował zupełnie gdzieś indziej. Był zdenerwowany. Nie było to jednak coś w rodzaju "Jestem jednym z najbardziej poszukiwanych zbiegów w całej Anglii" brzmiało to bardziej jak " Jestem głupim nastolatkiem, który włamał się do opuszczonego budynku".

-Dzień dobry. - Policjant odpowiedział, a w jego głosie nie było nawet cienia uprzejmości. -A wy to..?
-William. William Harris. - Powiedział Harry.

-Mary Baker. - Oznajmiłam, nieśmiało uśmiechając się do mężczyzny w mundurze.

-Więc, Marry i William, domyślam się, że nie jesteście właścicielami tego budynku.

-Nie. - Odpowiedział Harry, lekko i nerwowo się uśmiechając. Szybko przystąpił do pakowania naszych rzeczy. - Przepraszamy, już się stąd wynosimy.

-Nie tak szybko. - Przerwał, wywołując we mnie ogromny strach.
Harry się zatrzymał, a ja poczułam jak moje serce wyrywa się z piersi. Jeśli nas rozpozna, nie będziemy mogli nic zrobić. Trafimy z powrotem do Wickendale.

-Wkroczyliście na prywatną posiadłość. Nawet jeśli jest opuszczona, przypuszczam, że przedsiębiorstwo będzie chciało ją w najbliższym czasie odnowić i sprzedać, a wasza dwójka wytłukła okno. To akt wandalizmu.

Spuściłam wzrok na swoje dłonie, skubiąc paznokcie. Powstrzymywałam się przed spojrzeniem mu w oczy. Poczułam się jak dziecko, które musi wysłuchiwać kazań rodziców. Oficer mierzył wzrokiem pomiędzy mną, a Harry'm, a my tylko czekaliśmy, aż zacznie kontynuować.

-W prawdzie jest to tylko wykroczenie. Myślę, że będę mógł puścić was wolno, tylko pod warunkiem, żeby mi to było ostatni raz.

Głośno odetchnęłam, a naprężone ramiona Harry'ego zostały wyzwolone. Sprawialiśmy wrażenie dwojga zakochanych, pragnących spędzić razem noc, z dala od domu i rodziny. Nie zrobiliśmy nic takiego, prócz wytłuczonej szyby. Jeśli byłabym na jego miejscu, to pewnie bym tak pomyślała.

-Ale nie chcę po raz drugi czegoś takiego widzieć, bo poniesiecie za to konsekwencje. Zrozumiano?

Harry i ja przytaknęliśmy.

-Tak panie władzo. - Odpowiedzieliśmy równocześnie. Harry dodał jeszcze krótkie "Dziękuję".

-Opuście to miejsce i wracajcie do domu.

-Oczywiście, miłego dnia oficerze. - Powiedział Harry, kontynuując chowanie swoich spodni do torby. Policjant przytaknął i odszedł.

Poczułam jak ciężar nieba unosi się z moich ramion. Harry spojrzał na mnie przyjemnie zaskoczony, a  ja wpatrywałam się w nas, wypuszczając z siebie oddech ukojenia.

Nagle odgłos kroków mężczyzny zatrzymał się. Nastąpiła chwilowa cisza, przystanął by pomyśleć. Odruchowo wstrzymałam oddech.

Zaczął cofać się w naszą stronę.

-Możecie powtórzyć jak się nazywacie? - Zapytał. Nie chciałam mu odpowiadać. Dobrze o tym wiedział.

-Will i Marry. - Harry ponownie odpowiedział.

Przyglądał nam się, jego twarz była wyraźnie wprawiona w osłupienie.

-Naprawdę? Bo przemyślałem to i wyglądacie dosyć znajomo.

Harry wzruszył ramionami. Zaczął udawać, że nie ma pojęcia o czym on mówi. Strach, że pojawił się tutaj ponownie, przejął nade mną kontrolę. To nie wyglądało dobrze. Nie wiedziałam co robić.

-Mogę zobaczyć wasze dowody?

Owinęłam się kocem, a Harry rozpiął małą kieszeń w torbie, udając, że czegoś szuka.

-Nie mam przy sobie, przepraszam. -Powiedział, po chwili.
-Ja też nie mam. - Dodałam.

Mężczyzna oparł swoje ręce na biodra i zaczął spoglądać pomiędzy nas. Im dłużej na nas patrzył, tym bardziej moje serce zaczęło przyspieszać. Na pewno nas rozpoznał. Domyślił się, że jesteśmy zbiegami. Wiedział o Harry'm Styles'ie i Rose Winters, z pewnością skojarzył nasze twarze z nazwiskami. Zostaliśmy przyłapani.

Moje ciało nie mogło dopuścić do siebie tej myśli, starałam się zachować spokój. Zżerały mnie nerwy, a do oczu napływał strach, trzęsące się ręce sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej. Miałam nadzieję, że Harry nas z tego wyciągnie. Wiem, że za dużo od niego wymagałam, ale jaki wybór mi pozostał? Był taki spokojny i opanowany, kiedy ja miałam problem utrzymaniem swojego ciała na nogach.

-Pojedziecie ze mną na komendę? Nie macie kłopotów, po prostu chcę wam zadać kilka pytań.

Nie, nie, nie, to nie dzieje się na prawdę. Przyprawiało mnie o mdłości.

-Panie władzo, jeśli chodzi o okno, zapłacę.
-Nie, nie chodzi o okno. - Odparł. - Ostatniej nocy, niedaleko stąd, zamordowano kobietę, więc muszę sprawdzić, czy rzeczywiście jesteście tymi, za których się podajecie.

Potrzebowałam chwili na przeanalizowanie tej informacji, a moje zmartwione spojrzenie powędrowało do Harry'ego.

-Zamordowano? - Harry powtórzył jego słowa. Uniósł ręce w niedowierzaniu. - Nikogo nie zabiliśmy. - Mówił spokojnie. Ten pomysł był wręcz absurdalny.

-Wierzę. - Odrzekł, nie potrafiłam stwierdzić, czy jego odpowiedź była sarkastyczna, czy też rzeczywiście tak myślał. - W takim razie nie macie się czego obawiać. To tylko procedury.

-Czy na prawdę konieczne? - Zapytałam, ledwo słyszalnym głosem. Obydwoje spojrzeli się na mnie, jakby zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. -Powinnam wrócić do domu, zanim moi rodzice zaczną się niepokoić.

-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim się tu włamaliście. - Odpowiedział, ignorując mój argument. - To zajmie tylko chwilę.

Mielimy poważne kłopoty, czułam to. Ten facet nie puści nas, tak łatwo, nie po tym, jak nas rozpoznał.

-Nie może pan zabrać nas do rodziny? - Zapytałam. - Potwierdzą kim jesteśmy.

Nagle Harry spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zdawałam sobie sprawę, że nie mamy żadnej rodziny, ale próbowałam grać na zwłokę.

-To mogłoby być prostsze rozwiązanie, gdybyście tylko chcieli współpracować. - Odpowiedział, a jego irytacja rosła.

Znowu spojrzałam na Harry'ego, jego zachowanie było spokojnie, ale szczękę miał mocno zaciśniętą. Na początku nie był do końca przekonany, ale mogłam wyczuć, że napływ myśli szumiał w jego głowie. Żadne z nas się nie poruszyło. Nie miałam pojęcia, jaki jest dalszy plan.

I wtedy przypomniałam sobie o broni, którą Harry miał przy sobie.

-Wasza dwójka musi pójść ze mną. - Usłyszałam głos mężczyzny. Co do cholery mieliśmy zrobić? Jaki mieliśmy sposób, by się go pozbyć? Jak mamy stąd uciec? Nie byliśmy przygotowani na coś takiego.

Pozostawaliśmy w bezruchu, nasze zachowanie stawało się coraz bardziej irytujące.

-Nie zmuszajcie mnie bym tego użył. - Powiedział ostro, wyjmując broń. Cholera.

-Spokojnie. - Odezwał się Harry, rozkładając swoje ręce w celu obrony.

-Nie. Ruszajcie się, obydwoje. - Jego ton był ostry i gorzki. Rozzłościliśmy go. Jeśli będziemy się opierać, możemy tego mocno pożałować.

-Oficerze proszę, przestraszysz ją. - Powiedział Harry. To nie było kłamstwo.

-Nie obchodzi mnie to! - Wrzasnął.

Uświadomiłam sobie, że może on również był przestraszony. Rozpoznał nas, dlatego wyjął broń. Miał prawo do tego, by się wystraszyć. Stał twarzą w twarz ze sławnym, seryjnym mordercą.

-Oboje do mojego wozu, teraz!

Zaczęłam panikować. Mój oddech przyspieszył, a bicie serca zgubiło swój rytm. Byliśmy wolni zaledwie tydzień. Obiecaliśmy sobie z Harry'm, że uciekniemy z Wickendale. Będziemy razem szczęśliwi.Ewentualnie weźmiemy ślub. Kto wie, może kiedyś chcielibyśmy mieć dzieci. Ale teraz, kiedy ten mężczyzna stał naprzeciwko nas, to wszystko wydawało się mało prawdopodobne. Na tę chwilę, nasza przyszłość malowała się za kratami, mocno chroniona i surowo ukarana. Rozdzielą nas i już nigdy nie będę budziła się wraz z zachrypniętym głosem Harry'ego. Nigdy nie będę mogła spojrzeć w jego zielone oczy. Będę bez niego. Sama w Wickendale. Nie potrafiłam wyobrazić sobie niczego gorszego. Prędzej wolałabym umrzeć.

Spojrzałam na Harry'ego, zdesperowana, zmartwiona i przestraszona. Jego oczy nie okazywały żadnych z tych emocji. Były raczej odważne, jak by coś właśnie postanowił. Tak jakby mówił "Uwolnię nas od tego", "Ochronię cię".

Po chwili spostrzegłam, jak jego ręka wędruje pod ubranie.

Nagle moja wizja stała się zaciemniona. To działo się zbyt szybko. Harry położył rękę na mojej głowie i przyciągnął mnie blisko siebie, zakrywając mi oczy. Rozpłakałam się z zaskoczenia, nie widziałam nic oprócz ciemności. Policjant krzyczał, gotowy do strzału. Kiedy głośny huk przeleciał przy moim lewym uchu, nie mogłam usłyszeć nic, prócz szorstkiego, dzwoniącego dźwięku i wtedy uświadomiłam sobie, że Harry wystrzelił pierwszy.
                                                                        
TAADAAMM :D
Szkoda, że nie mogliście zobaczyć moich emocji, kiedy to tłumaczyłam haha :)
Chcę poznać wasze wrażenia.
Jak myślicie co się teraz stanie?

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 15


UWAGA! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich. Czytając, robisz to na własną odpowiedzialność bla bla i tak wiem, że przeczytacie zboczuchy. 

HARRY'S POV

-Chcę zrobić coś więcej.

Słowa opuściły jej usta półszeptem, a moje wargi zacisnęły się w cienką linię.

Taka właśnie była moja Rose.

Kurewsko perfekcyjna, a jej słowa tylko to potwierdzały. Była najbardziej uroczą dziewczyną, jaką dane mi było poznać. Troskliwa, zabawna i nieziemsko piękna. Nigdy nie przestawała mnie zaskakiwać, i nic nie mogłem na to poradzić, że zakochiwałem się w niej do granic możliwości.

-Jasne. - Powiedziałem, a moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Pozwól jednak, że to ja zacznę, skarbie.

Uśmiechnęła się, choć wyglądała na trochę zawstydzoną. Jej policzki nieco się zaróżowiły. Położyła rękę na mojej szyi i przyciągnęła mnie do siebie, zmuszając bym ją pocałował.

Moje dłonie same, odruchowo ściągnęły z niej koszulkę. Dłońmi gładziłem jej ciepłą, delikatną skórę wzdłuż pleców. Złapałem ją za nadgarstki, ściskając je lekko i unosząc nad jej głowę. Jej puls przyspieszył, czułem to, składając pocałunki na szyi. Skomlała i wiła się pode mną. Chciała mnie dotknąć, ale jej na to nie pozwalałem.

Przenosiłem się w dół, rozprzestrzeniając niedbałe pocałunki wzdłuż jej brzucha. Jedną dłonią nadal unieruchomiłem jej ręce, a drugą ująłem jej pierś, ściskając ją lekko. Jej klatka piersiowa unosiła się opadała w szybkim tempie. Moje usta znajdowały się teraz w zagłębieniu pomiędzy jej piersiami. Wycofałem z nich swój język, dmuchając powietrze na pozostawione wcześniej, mokre ślady. Na jej ciele pojawiała się gęsia skórka.

Nagle Rose wydała z siebie cichy jęk, a ja oswobodziłem jej nadgarstki. Jej dłonie natychmiast wplotły się w moje włosy.

-Lubisz to? - Zapytałem, posyłając jej uśmiech. Kochałem jej reakcję na mnie i pragnąłem tego więcej.

-Tak. - Wyszeptała.

Czarny stanik wyglądał niesamowicie na jej jasnej skórze, więc postanowiłem go z niej nie zdejmować, na razie.

Zamknąłem oczy. Dotykałem jej miękkiej skóry, ssając ją i przygryzając.

-Wyglądasz tak pięknie. - Oznajmiłem, pomiędzy pocałunkami.
-Dziękuję.

Jej palce rozluźniły nieco uścisk na moich włosach. Zniżyłem się do jej podbrzusza, gdzie pozostawiałem wilgotne ślady. Szarpnąłem za guzik jej spodni, po czym zsunąłem je z bioder. Oddychała coraz ciężej, reagując na moje pocałunki. Cholernie mnie to podniecało.

Zassałem mocno jej skórę, pozostawiając po sobie zaczerwieniony ślad.

Trzymałem ja za biodra, a ona uniosła je lekko ku górze. Przeniosłem rękę na wewnętrzną stronę uda i kierowałem ją pomiędzy nogi. Odsunąłem tkaninę jej majtek i wsunąłem w nią dwa palce. Zassała głośno powietrze.

-Kurwa, jesteś taka wilgotna, Rose. - Powiedziałem, powoli ściągając z niej bieliznę. Odrzuciłem ją na bok razem z jeansami, żeby nie marnować czasu.

Przycisnąłem moje wargi do jej ust, zaskakując ja odrobinę, na co wzięła głęboki oddech. Poczułem jak moje spodnie robią się coraz ciaśniejsze.

Chwyciłem jej biodra, odwracając ją tak, by znalazła się pode mną. Wisiałem nad nią, podtrzymując rękoma cały ciężar swojego ciała. Rozchyliłem je nogi i przeniosłem się pomiędzy nie. Przywarłem do niej językiem, na co zaskomlała.

Kurwa.

Desperacko chciałem usłyszeć więcej, pragnąłem by krzyczała moje imię, każdej pierdolonej nocy. Mój język poruszał się szybko. Gorący oddech opuścił moje usta, powodując gęsia skórkę na jej udach.

-Harry. - Słyszałem jej jęki.

Uwielbiałem tą reakcję. Prowokowałem ją, by usłyszeć więcej.

-Jest ci dobrze?

Nie była w stanie nic powiedzieć. Otrzymałem odpowiedź w formie delikatnego skomlenia.
Wycofałem na chwilę z niej język i popatrzyłem na nią. Miała niezadowoloną minę. Jej wzrok odnalazł mój. To spojrzenie doprowadzało mnie do wariacji.

-Harry, proszę. - Miała tak bardzo zdesperowany głos.
-Nie, dopóki nie powiesz mi jak dobrze się czujesz.
-Cholernie dobrze. - Wyszeptała. - Proszę, nie przestawaj.

Dobór jej słów i sposób w jaki je wypowiadała, nie pozwalał mi racjonalnie myśleć.
Wróciłem ustami do poprzedniego miejsca. Krążyłem językiem raz wolniej, raz szybciej, męcząc ją coraz bardziej. Ciągnęła mocniej za moje włosy. Wiła się gwałtownie zasysała powietrze.

Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, kontynuując moje tortury. Nie mogłem przestać poruszać językiem, kiedy tak kurewsko seksownie wyginała swoje ciało i zaciskała dłonie na prześcieradle.

-Harry. - Prawie krzyczała, a ja czułem jak jej ciało stopniowo sztywnieje. Nie chciałem, by teraz dochodziła, dlatego natychmiast przerwałem.

Wypuściła z siebie powietrze w geście frustracji.
Potrzebowałem potwierdzenia, że pragnie mnie tak bardzo, jak ja ją. Podparłem swoje ciało na łokciach, siadając tuż za nią. Moje dłonie powędrowały na jej plecy, bezpośrednio do zatrzasków stanika. Jej uśmiech powoli blaknął, a oddech ustabilizował się.

Zsunąłem biustonosz z jej ramion. Została zupełnie naga, a ja byłem zbyt zajęty podziwianiem jej. Kiedy patrzyłem, odsunęła się i stanęła naprzeciw mnie.

Położyła dłoń na moim obojczyku i opuszkami palców wyznaczała linie, zjeżdżając do mięśni mojego brzucha. Złapała za guzik spodni, pozbywając się ich tak, jak ja zrobiłem to wcześniej z jej ubraniem.

Wyjąłem prezerwatywę z torby, stojącej obok naszego prowizorycznego łóżka. Rozdarłem opakowanie i nałożyłem ją tak szybko, jak tylko było to możliwe. Uniosłem jej biodra, tak by na mnie usiadła. Na jej policzki wkradł się rumieniec. Robiła to pierwszy raz w taki sposób.
Zaczęła niepewnie kołysać biodrami. Kurwa. Była taka niewinna, a jednocześnie seksowna. Położyłem ręce na jej biodra, nadzorując jej ruchy. Po chwili stwierdziłem, że wcale tego nie potrzebuje, poruszała się naturalnie i pewnie. Czułem się kurewsko dobrze, mogąc czuć każdą część jej.

Krótkie, przerywane jęki, uchodzące z jej ust, docierały do moich uszu, siejąc we mnie spustoszenie.

-Sprawiasz, że czuję się cholernie dobrze, Rose.
-Tak? - Zapytała.

Zwilżyłem usta i przytaknąłem. Uniosłem biodra nieco wyżej, by móc poczuć ją jeszcze bardziej. Jej klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.

Zassałem głęboko powietrze.

-Boże, jesteś cholernie seksowna. - Powiedziałem.

To była prawda. Każda część jej i wszystko co robiła, było słodkie, zabawne i seksowne. Byłem jej pierwszym facetem, wszyscy inni, którzy znali ją przede mną musieli być pierdolonymi idiotami, jeśli żaden z nich jej nie przeleciał. Pozwolili jej od siebie odejść. Nie rozumieli tego, jak piękna była. Byłem wdzięczny Bogu, za to, że ją poznałem. Byłem pewny tylko tego, że nigdy nie pozwolę jej ode mnie odejść.

Przycisnąłem ją do siebie mocniej, moje palce ściskały jej biodra, kiedy ciche jęki opuszczały jej usta. Oboje ciężko oddychaliśmy.

Była już blisko, poznałem to po sposobie, w jaki jej nogi okalały moje ciało, a jej głos stawał się głośniejszy. Powstrzymywałem się trochę, starając się osiągnąć orgazm równocześnie z nią.

-Harry. - Dała mi sygnał.
-To jet to kochanie, dojdź dla mnie. - Wyszeptałem.
Odchyliłem głowę do tyłu, przygryzając dolną wargę. Jęki i westchnienia mieszały się w jej ustach, gdy wypowiadała moje imię.
Przycisnęła mocno usta do moich, wbijając jednocześnie paznokcie w moją klatkę piersiową. Doszliśmy razem w tym samym czasie, po czym rozpalone, nagie ciało Rose spoczęło na moim. Nasze klatki piersiowe szybko się unosiły, potrzebowaliśmy kilku minut by nasze oddechy powróciły do normalnego tempa.

-Tak bardzo Cię kocham, Rose. - To było wszystko, co byłem w stanie z siebie wydusić.

ROSE'S POV

Harry i ja czuliśmy się cudownie po naszej niesamowitej nocy. Długo potem nie spaliśmy i rozmawialiśmy. Nie wiem ile czasu to trwało. Pamiętam tylko jak głos Harry'ego stał się ochrypły, a moje powieki same zaczęły się zamykać. Nie potrafię nawet określić dokładnej chwili, w której zasnęłam.

To był jeden z najpiękniejszych dni, które spędziłam z Harry'm. Po ucieczce z lasu poszliśmy na tańce i ukradliśmy kurtkę temu dziwnemu facetowi. Potem spędziliśmy razem cudowną noc. To wszystko było takie niesamowite, nie mogłam pragnąć niczego więcej. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Następny ranek szybko przywrócił nas do rzeczywistości. Usłyszałam czyjeś kroki..
                                                                            
ieldsvnj ewuk skjksd I JAK?
Tak, wiem. To był mój najgorszy rozdział, jaki kiedykolwiek przetłumaczyłam. Przepraszam, ale nie potrafię pisać rozdziałów +18 :(
PS rozdział miał być dodany w weekend, ale jako iż będę zajęta, dodaję go teraz. :)






sobota, 10 października 2015

Rozdział 14

HARRY'S POV

Czułem pustkę. Kompletną, siejącą spustoszenie w moim ciele, pustkę. Całe moje ciało było wyssane z emocji i pozbawione kolorów. Na mojej skórze pojawiały się wilgotne krople, spływały po mnie, zmywając wirujące wokół myśli. Miałem wrażenie, że przeniosłem się na pustynię. Powierzchnia mojej skóry była popękana, a w gardle mogłem poczuć tylko suchość. Całe to kościste ciało ledwo trzymało się na nogach, byłem odwodniony, a pragnienie doprowadzało mnie do obłędu.

Ale wtedy dostrzegłem, że chmury, nade mną, robią się ciemniejsze. Spojrzałem w górę, mrużąc swoje oczy. Poczułem kroplę.

To był deszcz. Zbierało się na burzę. Chmury rozciągnęły się na całym niebie, rozprzestrzeniając wszędzie ciemność, pozwalając tylko niektórym, słabym promieniom słońca przebić się przez swoją ciemną powłokę. Krople chłodzącej wody spadały z góry, zatrzymując się na mojej twarzy. Uzdrawiały płonące ciało. Przechyliłem do tyłu szyję i otworzyłem usta. Deszcz dotykał mojego języka, spływając pomału po pieczącym gardle, jednocześnie tłumiąc uczucie suchości. Zaśmiałem się głośno, w pustą przestrzeń. W końcu poczułem się żywy.

Tak właśnie wyglądały moje uczucia do Rose.

Sposób w jaki ją kochałem i w jaki ona kochała mnie, był nie do opisania. Znaliśmy się zaledwie kilka miesięcy, które okazały się być najlepszym okresem w całym moim, pieprzonym życiu. To było piękniejsze, niż można sobie wyobrazić. Nie wiem, może to zasługa tej nocy, albo tego miejsca, wiem tylko, że przy niej czuję się kurewsko szczęśliwy. Wiem, że teraz brzmię jak totalna pizda, kiedy te wyznania o miłości uciekają prosto z mojej głowy, ale nie mogę ich zatrzymać. By uratować resztki swojej męskości, zaczynam myśleć o tym, jak zrywam z niej ubrania i kładę ją przed sobą.

Nie miałem siły, by kontrolować swoje myśli, oglądając jak obraca się dookoła mnie, w tych swoich, ciasnych jeansach i krótkiej koszulce.

Tańczyliśmy jeszcze przez kilka utworów, zanim uświadomiłem sobie, że możemy dobrze wykorzystać ten zafascynowany zabawą tłum.

Delikatnie oparła się o moją klatkę piersiową, kiedy kolejna, wolna piosenka właśnie się skończyła. Uśmiechnąłem się i pozwoliłem jej tak zostać na chwilę, po czym przybliżyłem swoje usta do jej ucha.

-Rose. - Wyszeptałem.

Podniosła głowę, by na mnie spojrzeć, a ja kiwnąłem głową w kierunku wyjścia.

-Chyba powinniśmy się zbierać.
-Chyba. - Odpowiedziała. Wyraz jej twarzy mówił mi, że wiedziała, jakie były moje intencje.
Odwróciłem się w kierunku dziesiątek stołów i zacząłem iść przed siebie, z Rose podążającą tuż za mną.

-Do szatni. - Powiedziałem do siebie.
-Co? - Rose, zapytała, truchtając bliżej mnie.
-Ktoś na pewno zostawił portfel w swoim płaszczu. - Ściszyłem ton swojego głosu.
-Myślisz, że są tam jakieś płaszcze? - Zdziwiła się. -Nie widziałam żadnych, kiedy przechodziliśmy obok.
-Są. - Stwierdziłem, odwracając głowę w poszukiwaniu wejścia. Znalazłem. Małe drzwi po prawej stronie.

-Czekaj. - Usłyszałem Rose, zanim poszedłem dalej. Odwróciłem się do niej, zatrzymując się przy niepilnowanym stoliku. Uniosłem brwi, oczekując na odpowiedź, ale nie zauważyła tego. Wzięła talerz z jedzeniem siadając obok.

Zachłannymi ruchami wpychała kilka frytek do ust. Spojrzałem w prawo i w lewo, wszyscy skupiali uwagę na swoim partnerze. Wziąłem widelec i wbiłem go w kawałek kurczaka. Mogliśmy wziąć dosłownie każdy posiłek z tych stolików, nikt by się nawet nie zorientował.

-Dobrze, przepraszam. - Powiedziała, przepraszając samą siebie i zapewniając, że tak nie można.

-Chodź. - Uśmiechnąłem się z ustami pełnymi jedzenia.
Ruszyliśmy w stronę szatni, przepychając się przez tłum ludzi. Popchnąłem drzwi i znaleźliśmy się w długim, wąskim pomieszczeniu, w którym znajdowało się mnóstwo wieszaków, z mnóstwem zimowych kurtek.

Nie byliśmy sami, to było pewne. W innym przedziale znajdował się mężczyzna. Postanowiłem robić to samo, co on. Udawałem, że czegoś szukam. Rose podążała za mną i przeszukiwała wieszaki. Facet znalazł to, czego szukał, szarpnął płaszcz z wieszaka i wyszedł tam, skąd przyszliśmy.

Poczekałem, aż drzwi się całkowicie zamkną.

-Sprawdzaj szybko, zanim ktokolwiek tu przyjdzie. Portfele, gotówka, wszystko co tylko znajdziesz.
Rose przytaknęła i zaczęła przeszukiwać rzeczy. Grzebałem w kieszeniach, ale znajdowałem tylko klucze, albo jakieś drobne. Dopiero przy czwartym płaszczu, w końcu natrafiłem na portfel.

-Cztery funty! - Rose krzyknęła, zanim miałem szansę go otworzyć.
-Naprawdę? - Spytałem, patrząc jak chowa pieniądze do swojej tylnej kieszeni spodni. - Idealnie, Skarbie, szukaj dalej.

Spojrzałem do "mojego'' portfela.
-Jeden funt i pięćdziesiąt pensów. -  Powiedziałem na głos i szybko odłożyłem go na miejsce.

-Nic. - Usłyszałem po chwili Rose, szperającą pośród kurtek. Nagle spostrzegłem całkiem dobrze wyglądającą marynarkę, była skórzana, więc na pewno musiała coś w sobie mieć. Wyjąłem portfel.
-Dwa funty.
-Tak! - Rose była podekscytowana. Powiedziałbym raczej, że oboje byliśmy podekscytowani. Nie chodziło tylko o to, ile pieniędzy w sumie posiadaliśmy, ale ta noc od początku budowała w nas napięcie.

Musieliśmy stłumić emocje, kiedy drzwi nagle się uchyliły. Starszy mężczyzna - to znaczy, nie aż taki stary, ale starszy od nas, przypuszczam, że był jeszcze przed czterdziestką - wodził wzrokiem wokół płaszczy. Zastanawiałem się, czy poczekać, aż sam pójdzie, czy lepiej będzie od razu opuścić to pomieszczenie. Tymczasem facet przyglądał się kurtce, którą trzymałem w dłoniach.

-Chodź Mary, czas wracać. - Zwróciłem się do Rose. Odłożenie kurtki na miejsce byłoby dość podejrzliwe. Byłem gotowy ukraść pieniądze, więc dlaczego nie mógłbym zabrać tej kurtki? Włożyłem portfel, pozbawiony gotówki, do czyjejś kieszeni. Nie mogłem zabrać ze sobą czyjegoś dowodu, by nie ściągać na siebie potencjalnych śladów.

Rose przez chwilę na mnie patrzyła. Wiedziałem, że mężczyzna stojący za mną, również to robił. Obserwował nas podejrzliwie. Wydęła swoją dolną wargę, zastanawiając się przez moment, po czym zrobiła to samo z kurtką, którą trzymała w swoich rękach.

-Hej.. - Usłyszałem głęboki głos za nami. Nie odwróciłem się. Wiedziałem co zamierzał powiedzieć.
-Idź, idź. - Wyszeptałem do Rose, szybko prowadząc ją do wyjścia.
-Stój! To moja kurtka! - jego dłoń prawie mnie uchwyciła, ale zdążyłem przejść przez próg drzwi.
-Biegnij, Rose, biegnij! - Krzyknąłem, uciekając przed facetem. To było dziwne, ale zacząłem się śmiać.

Słyszałem jak za mną wrzeszczy. Biegł za nami, był wściekły, a jego twarz stała się czerwona ze złości.

-To moja kurtka skurwielu!

-No dalej! - Krzyknąłem, śmiejąc się do Rose będącej przy mnie. Wymijałem ludzi, przepraszając i spychając ich sobie z drogi.

Dotarliśmy do drzwi wyjściowych, a wszyscy wokół zaczęli odwracać głowy w naszą stronę. Większość z nich próbowała ocenić sytuację, a inni starali się nas zatrzymać, ale byliśmy szybsi, niż ich proces myślenia. Otworzyliśmy szybko drzwi i opuściliśmy budynek głośno się śmiejąc.

Mój wzrok spotkał się z zielono-niebieskim kolorem oczu Rose.

-Tędy. - Powiedziałem, skręcając w lewo. Nasze kroki uderzały o powierzchnię, poruszając się w tym samym tempie. Ten facet mógł nas gonić w każdym momencie, a ja nie zamierzałem na niego czekać.

Musieliśmy zabrać jeszcze nasze torby.

-Bierz swoje rzeczy. - Powiedziałem, podbiegając do żywopłotu. Podniosłem plecak i zarzuciłem go na ramiona, sprawdzając jak Rose robi to samo.
-Gotowa?
Przytaknęła. Pochyliłem się trochę, by rzucić okiem zza ściany, obserwowałem miejsce, z którego wybiegliśmy.

-W którą stronę uciekli? - Jeden facet mówił do drugiego.
Ten, którego kurtkę zabrałem, patrzył w naszym kierunku. Mrużył oczy, powoli lustrując obszar, kierując wzrok w inną stronę, a ja powoli schylałem się w dół, przygotowując się do ucieczki.
Jego głowa przechyliła się w bok.

-Biegnij! - Powiedziałem do Rose, zanim wyskoczyłem z ukrycia.
-Hej! - Facet krzyknął, kiedy spostrzegł jak uciekamy, ale jego głos szybko ucichał, gdy Rose i ja kierowaliśmy się w przeciwną stronę. - Wracaj tu kutasie!

-Biegnij, Skarbie! - Wykrzyczałem, unosząc głowę do gwiazd. Odwróciła się, miała piękną, roześmianą twarz, na którą spadały nieposkromione włosy.

Mężczyzna znajdował się daleko od nas, był za wolny, a my byliśmy zbyt podekscytowani, by pozwolić, żeby ta perfekcyjna noc nie została zniszczona.
-Zgubiliśmy go. - Na twarzy Rose malował się uśmiech.

Obejrzałem się za nas, upewniając się, że ma rację. Poddał się, kiedy uświadomił sobie, że nie ma pierdolonych szans. Zrozumiałbym, jeśli chodziłoby samochód, albo czyjeś życie, ale to tylko kurtka.

-To było zabawne. - Rose się roześmiała. Boże, ten pierdolony uśmiech. Był taki seksowny.

Nagle moje impulsy przejęły nade mną kontrolę. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem jak najbliżej siebie.

-Harry, co ty..

Oparłem ją o ceglaną ścianę, zanim zdążyła coś powiedzieć. Jej oddech stał się ciężki, a oczy znacznie rozjaśniały. Uśmiechnęła się złośliwie, myśląc o tym samym co ja. Położyła ręce na mój kark, a moje wargi spotkały jej. Naparłem na nią swoim ciałem i wcisnąłem język do jej ust. Ale to mi nie wystarczyło. Ścisnąłem jej pośladki, na co jęknęła w moje usta.

Kurwa.

-Musimy stąd iść.- Potrzebowałem więcej. Nie mogłem już dłużej czekać.
-Dokąd? - Wplotła palce w moje włosy. Przyciągnęła mnie bliżej, by mnie pocałować, dając mi znak, że pragnie mnie tak bardzo, jak ja jej. Nie mogłem tego kontynuować, jeszcze jeden pocałunek doprowadziłby mnie do obłędu.
-Gdziekolwiek. - Wyszeptałem. Nie mogłem odciągnąć od niej ust.  - Mogę cię nawet pieprzyć na ulicy.

Roześmiała się na mój komentarz. Pocałowałem ją jeszcze kilka razy, zanim zdołałem się od niej oderwać.

-Chodź.

Pociągnąłem ją w stronę drogi. Szliśmy szybko. Miasto było teraz niemalże puste, cichsze i pozbawione neonowych świateł. Szukałem jakiegoś opuszczonego miejsca, gdzie moglibyśmy przenocować.

Odwróciłem się w jej stronę i pocałowałem ją delikatnie w czoło.

-Kocham Cię. - Wyszeptała.

Kiedy wymówiła te słowa, swoim czułym, muzykalnym głosem, moje mięśnie napięły się w miejscach, o których nawet nie miałem pojęcia. Poczułem coś, jakby motylki? Czy mężczyźni mogą w ogóle coś takiego czuć?

Nie znałem odpowiedzi, myślę, że nikt nie zna. Po prostu czułem się dobrze.

-Też Cię kocham skarbie. - Powiedziałem. - Nawet jeśli nie potrafisz biegać.
-Ej! - Chciała brzmieć poważnie, ale jej nie wychodziło. - Starałam się utrzymywać twoje tempo. Tak naprawdę to byłam od ciebie szybsza.
-Tak? Jakoś sobie nie przypominam.
-Dobrze, w takim razie, jeśli uważasz, że jesteś szybszy, to spróbuj mnie złapać.

Zerwała się do biegu, zanim zdołałem zrozumieć. Przez cały ten czas,który spędziliśmy w lesie, była szybka, to prawda. Chciałem ją tylko sprowokować.

Potrząsnąłem głową, przygryzając usta, by powstrzymać uśmiech. Moje stopy zaczęły się mimowolnie poruszać, i w końcu wszedłem w tą głupią grę w ganianego. Biegłem szybciej, niż wtedy, gdy uciekaliśmy przed tym palantem, bo teraz to był wyścig. I jeśli Rose jeszcze o tym nie wiedziała, musiałem ją uświadomić w tym, że ja zawsze wygrywam.

Mogłem usłyszeć jak moje stopy uderzają o ziemię, krok po kroku, po chwili byłem już przy niej.

-Ah! - Usłyszałem, kiedy moje dłonie prawie ją złapały. Odwróciła się na sekundę, by sprawdzić jak blisko jestem, po czym przyspieszyła. Byłem wyższy, a moje nogi były dłuższe, w ciągu dziesięciu sekund była już moja. - Nieeee!

Wrzasnęła, kiedy otoczyłem jej ciało ramionami. Trzymałem ją tak blisko mnie, że nie miała szans uciec. Nie potrafiła przyznać się do porażki. Szarpała się i kopała.

-Spokojnie.
-Więc dlaczego oddychasz tak ciężko? - Zapytała.
-Ponieważ biegłem. - Odpowiedziałem. - To taka fajna rzecz, kiedy się biega, a ty..
-Zamknij się. - Warknęła, uderzając mnie w klatkę piersiową. Nie dla zabawy.
-Żart, tylko żartuję. - Zapewniłem, nadal trzymając ją w ramionach.

Przekomarzaliśmy i dokuczaliśmy sobie nawzajem jeszcze przez chwilę. Nadeszła odpowiednia pora, by znaleźć jakieś miejsce na noc.

Znajdowaliśmy się w bardziej wiejskim obszarze tego miasta, albo może to już było inne miasto, nieważne, dla nas było perfekcyjne. Oboje uznaliśmy, że najlepszą decyzją będzie znaleźć jakiś opuszczony budynek. Byliśmy pewni, że to dobre rozwiązanie na dzisiejszą noc.

Budynek, który znaleźliśmy, znajdował się niedaleko lasu - jeśli byłaby potrzeba szybkiego opuszczenia tego miejsca. Ściany się rozpadały, a większość okien była popękana.

Odsunąłem Rose do tyłu, po czym stłukłem szybę, by dostać się do środka. Wszedłem pierwszy, a potem pomogłem Rose wejść przez okno. Chwyciłem ją za biodra i uniosłem, a potem delikatnie postawiłem jej stopy na ziemi.

Wnętrze było trochę zakurzone i całkowicie puste. W pokojach nie było żadnych mebli. Totalne pustkowie.

Zrzuciłem plecak z ramion, klęknąłem szukając pewnego drobiazgu.

-Co robisz? - Zapytała Rose.
Moje palce dotknęły zimnego metalu, broń.
-Zostań tu skarbie, muszę sprawdzić czy jesteśmy tu bezpieczni.
Wyglądała na trochę przestraszoną widząc, co trzymam w dłoniach.
-Nie chcę by jakiś ćpun, albo bezdomny usłyszał, jak cię pieprzę. - Powiedziałem, składając pocałunek na jej policzku. - To by było niezręczne.

Moje słowa wywołały pożądany efekt, zostałem nagrodzony jej uśmiechem.

-Dobrze, tylko się pośpiesz.
-Zaraz wracam. - Obiecałem.

Szedłem przed siebie, skręcając za jedną ze ścian, znikając spod wzroku Rose. Sprawdziłem każdy kąt, ale nikt się tutaj nie ukrywał. Miałem ze sobą broń, chociaż wiedziałem, że jej nie użyję. Potrzebowałem jednak ochrony.

Pomieszczenia były czyste. Nie znalazłem niczego podejrzanego. Postanowiłem wrócić schodami na dół do Rose.

Szeroki uśmiech uformował się na moich ustach, kiedy tylko ją zobaczyłem.
Wyjęła prześcieradło, złożyła je na pół, i ułożyła nam miejsce do spania. To samo zrobiła z kocem, który zabraliśmy z motelu.

Nie zauważając mnie podeszła do okna. Jej twarz była zaciekawiona, kiedy wpatrywała się w gwiazdy. Wyglądała pięknie w blasku księżyca, wpadającym do środka przez szybę, a ja wprost nie mogłem uwierzyć, że ktokolwiek może wyglądać tak zjawiskowo.

W innym miejscu, w innym czasie, mogłaby być dziewczyną, do której powracałbym myślami o czwartej nad ranem, kiedy cały świat jeszcze śpi. Żyłbym tylko dla chwil, w których mógłbym patrzeć na jej uśmiech, oczy i usta. Pytałbym ją o każdą grę, rozmawiał z nią każdej nocy i robił dosłownie wszystko, by ze mną została. Jednego mogłem być pewien, kochałem ją.

Odwróciła się od okna, a lekki wyraz zakłopotania wkradł się na jej twarz.

-Ej, jak długo tu stoisz? - Zapytała mnie, jakby oskarżając o jakąś zbrodnię.
-Mniej niż minutę.

Podszedłem do niej. Położyłem ręce na jej talii, przyciskając ją mocno do siebie. Nie mogłem powstrzymać się od pocałowania jej. Wplątała dłonie w moje włosy, ciągnąc je lekko, tak jak lubię. Przygryzłem zębami jej dolną wargę. Przeniosła swoją rękę na moją szyję i przycisnęła usta mocniej do moich.

Podniosłem ją tak, by mogła owinąć nogi wokół mnie. Moje dłonie ściskały jej tyłek, kiedy przenosiłem ją na nasze prowizoryczne łóżko.

Obejmowała mnie, a jej napuchnięte, czerwone usta, niedbale i erotycznie całowały skórę na mojej szyi. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.

-Nie możemy zostać w tej pozycji zbyt długo. - Opuściłem ją, by mogła postawić stopy na ziemi.
Zachichotała lekko, ale moje usta przywarły do jej, zanim zdążyła odpowiedzieć.  Nasze języki współgrały razem, jej palce w moich włosach. Czułem na sobie kształt jej ciała. Ale chciałem więcej. Musiałem ją poczuć. Moje usta przeniosły się na jej szczękę, dotykając jej delikatnej skóry.

-To było niesamowite. - Rose westchnęła.
-Pocałunek? - Wyszeptałem powracając do jej skóry.
-Dzisiejsza noc. - Wypuściła z siebie wstrzymywane powietrze. - Wszystko.
-Tak. - Przyznałem jej rację. Jej palce ciągnęły za moje włosy, a ja pojękiwałem. - Dziękuję ci za to.
-Nie ma sprawy. - Odpowiedziała, uśmiechając się i dysząc. - Byłam zaskoczona, że wytrzymałeś tam tyle czasu.
-Wytrzymałem. - Odpowiadałem pomiędzy pocałunkami. - Ale głównie zrobiłem to po to, by później zaciągać cię do łóżka, jak dotąd nieźle mi idzie.

Znajdowałem się przy jej obojczyku, liżąc go i całując. Wydawała z siebie ciche jęki.

-Zamknij się. - Powiedziała, naturalność jej słów, była przeciwstawna do reakcji jej ciała.
-Wiem, że to kochasz. Chciałeś tańczyć bardziej niż ja.
Roześmiałem się.
-Myślę, że jesteś lepszy w tańcu, niż w tym. - Próbowała zażartować. Potrząsnąłem głową. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Bez względu na to, gdzie się znajdowaliśmy, sprawiała, że czułem się najlepiej.

-Wyjdź za mnie. - Wyszeptałem.

Rose pociągnęła moje włosy, odchylając moją głowę, bym mógł spojrzeć w jej oczy.

-Co? - Zapytała, a jej oczy rozszerzyły się.

-Nie teraz, ale za kilka lat. Kiedy stąd uciekniemy i będziemy sami, trzymając się za ręce na plaży, chlapiąc się wodą, drażniąc się nawzajem i rozmawiając. Chcę być z tobą do końca mojego życia.

Nie potrafiłem skupić się na doborze słów, była taka rozpraszająca.

-Tylko ty i ja? - Zapytała.
Przytaknąłem.
-Bez gliniarzy, uciekania, ukrywania się. Tylko ty i ja, kochanie.
-Nie tylko na tę jedną noc?
-Nie tylko na tę noc. Jutro, następny miesiąc, kolejne dwadzieścia lat. Czuję to. Uświadomiłem sobie to, od dnia, kiedy cię poznałem.

Jej usta mnie rozpraszały, ale nie tak bardzo, jak łza spływająca, powoli po jej policzku.

-Poczynię ten zaszczyt. - Powiedziała teatralnie.

Mój uśmiech znacznie się powiększył.

Lustrowała mnie wzrokiem, kiedy stałem przed nią. Szarpnęła moją koszulkę, ściągając ją ze mnie. Rzuciłem ją na podłogę, a moje palce powędrowały do guzika spodni.

-Harry. - Rose zaczęła, siadając. - Pozwól mi to zrobić.
-Chcesz ściągnąć ze mnie ubrania? - Zapytałem.
Spojrzała głęboko w moje oczy, zanim następne słowa opuściły jej usta.
-Chcę zrobić coś więcej.
                                                                                  
Hejka :)
Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? I najważniejsze: jak oceniacie nowy szablon? Dodam, że wykonał go mój chłopak, za co bardzo bardzo mu dziękuję <3

A co do rozdziału to alkjfnskdhbibd cljsn zakochałam się <3