sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 4

HARRY

Obudziłem się jeszcze przed wschodem słońca. Moje sny zniknęły, otworzyłem oczy i zobaczyłem delikatnie niebieskie niebo o świcie i usłyszałem świergot ptaków. W powietrzu czuć było, że jest jeszcze wcześnie, a ja nie czułem się obudzony. Spałem tak, że prawie w ogóle. Była to jedna z tych gównianych nocy, podczas których przewracasz się tylko z boku na bok, nie zmrużając wcale oka. I pomimo mojego fizycznego wykończenia, nie mogłem zasnąć.

W dodatku było zimno jak cholera. Co chwilę budziłem się, gdy całe moje ciało zaczynało się trząść, a płatki śniegu opadały na moją i tak już lodowatą skórę. Zima była sroga i przemarzłem do szpiku kości. Więc kiedy otworzyłem oczy czułem się obudzony, bo miałem wrażenie, jakbym wcale nie spał. A może ciągle spałem?

Nie mogłem być pewien. Spróbowałem usiąść, wytężając każdy mięsień w moim zesztywniałym ciele. Potarłem oczy, starając się nieco oprzytomnieć. Popatrzyłem na oszronioną trawę wokół koców i na moment zapomniałem o dziewczynie nimi opatulonej. Już kilka razy widziałem jak spała, z twarzą wolną od wszelkich zmartwień, czerwone usta i piękne ciemne włosy;  przypominała Królewnę Śnieżkę.

To nie był jeden z tych razów.

Moje serce zatrzymało się w piersi i oddech utknął w gardle. O mój Boże. Natychmiast uklęknąłem przy jej drżącym ciele, moje dłonie objęły jej twarz.
- Rose - powiedziałem, jej imię z troską opuściło moje usta. Nie otworzyła oczu. Liczne płatki śniegu pokrywały jej włosy, tworząc cienką zmrożoną warstewkę. Jej skóra była bledsza niż zwykle. Trzęsła się tak bardzo, że jej zęby głośno szczękały. A jej usta...jej usta były sine.

- Rose - powtórzyłem głośniej tym razem, odwracając jej głowę w moją stronę. Próbowała wypowiedzieć moje imię, ale jej drżący głos jej na to nie pozwolił. - Ciii, już dobrze - powiedziałem łagodnie.

Nie chciałem zabierać moich ciepłych rąk z jej policzków, ale musiałem czymś ją przykryć. Chwyciłem swój koc i ułożyłem na swoich kolanach, strzepując z niego uprzednio śnieg. W niektórych miejscach był wilgotny, ale wciąż lepszy niż nic

Następnie pochyliłem się i wsunąłem ręce pod Rose. Usadziłem ją sobie na kolanach, plecami opierając o moją pierś. Otuliłem ją kocem i trzymałem mocno, starając się trochę ją rozgrzać.

- Daj mi swoje dłonie, Rose - poprosiłem. Tak też zrobiła, powoli i całe trzęsące zbliżyła je do moich ust. Powtórzyłem to co zrobiłem wczoraj wieczorem. Trzymałem jej dłonie w swoich i dmuchałem w nie, aby je ogrzać. Były takie zimne. - Wszytko będzie dobrze, kochanie. Wszystko będzie dobrze. - starałem się ją uspokoić.

Wciąż pocierałem jej nogi, ramiona, starając się przywrócić jej prawidłowe krążenie. Pocałowałem jej skórę kilka razy, jej dłonie, jej policzki, szyję, usta. W szczególności usta, mając nadzieję, że zniknie z nich fioletowy odcień. Pomimo tego, że moje dłonie nie były dużo cieplejsze niż jej, ciągle jeździłem nimi po jej ciele. Jej oczy się zamknęły, jakby traciła przytomność, ale ja nie przestawałem.

Ciągnęło się to przez niekończące się minuty, ale wydawało się, że skutkowało. Słońce wspomogło mnie w końcu przebłyskując przez drzewa i nieco ją ogrzewając.

Mój oddech powrócił, kiedy na policzkach Rose pojawił się rumieniec. Poczułem jej palce powoli chwytające materiału mojej koszulki i twarz wtulającą się w moją pierś.

Dzięki Bogu.

Jej skóra wciąż była lodowata, ale już było lepiej.

- Rose? - spytałem łagodnie, muskając palcami jej policzek.
- Harry. - powiedziała. Jej głos był trochę zachrypnięty. Odetchnąłem z ulgą.
- Jak się czujesz? - zapytałem.

Poczułem jak powoli kiwa głową. Oparłem głowę o drzewo za mną, zamknąłem oczy i trochę się odprężyłem. Nadal trzymałem ją w ramionach i próbowałem ją ogrzać, ale się uspokoiłem.

- Cholera, Rose wystraszyłaś mnie.
- Przepraszam. - wyszeptała, ale tym razem wyraźniej.
- Nie możemy nie możemy tego powtórzyć. Spać tak jak tutaj.
- Co masz na myśli? - zapytała. Spojrzała na mnie, ale nadal była blisko. Cała drżała z zimna.
- Musimy zrobić ognisko albo jakieś schronienie. Może nawet przespać się w jakimś motelu.
Chciała się odsunąć, ale jej ciało zaprotestowało, więc nie widziałem jej twarzy gdy mówiła.
- Nie będzie to za bardzo ryzykowne? Ognisko i schronienie mogą zostawić ślady. I motel? Naprawdę?
- Nie obchodzi mnie to. Jest dopiero listopad i będzie jeszcze zimniej. Wolałbym nie budzić się i widzieć cię taką. Nie jestem specjalistą w leczeniu hipotermii. Wystraszyło mnie to.

Nie odpowiedziała przez jakiś czas. Wiedziałem, że była pełna obaw.
- Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie, dobrze?
Poczułem jak kiwa głową.
- Wszystko dobrze? - zapytałem i pochyliłem się nad nią, aby zobaczyć jej twarz.

W końcu na mnie spojrzała, mały uspakajający uśmiech pojawił się na jej ustach.
- Tak. - skinęła głową. - Jedyne co pamiętam to, że było mi tak zimno, że aż bolało. Nie mogłam myśleć, ani skupić się na niczym innym tylko na tym. Następną rzecz, którą wiedziałam to, że byłam na twoich kolanach, a ty mówiłeś moje imię.
- Taa. - zacząłem. - Obudziłem się, a ty... a ty nie wyglądałaś za dobrze. Twoje usta były sine i cała się trzęsłaś.
Po chwili odwróciła się i pocałowała mnie w pierś.
- Dzięki za uratowanie mnie... znowu.
Pochyliłem się i szybko złożyłem pocałunek na jej czole. Mój głos był ledwo słyszalnym szeptem.
-Zawsze.

PANI HELMAN

Mój instytut był w każdej gazecie. Na każdej okładce. Jeden czy dwa artykuły w każdym czasopiśmie. Jedni uważali, że to sławny Harry Styles i jego ukochana. Na szczęście jej imię nie wyszło po za mury instytutu. Niektórzy mówili o trzecim zbiegłym pacjencie. Jedni byli pewni siebie, a inni uspokajali, że to tylko plotki i nie ma się czym przejmować. Jedni wyśmiewali i wyszydzali Wickendale, że pozwoliło na ucieczkę. Ale udało mi się jakoś utrzymać tajemnicę. Zgadzałam się z tymi co mówili, że to wszystko są plotki.

Nie chciałam się zgadzać z reporterami. Jeszcze nie. Nawet nie było wiadomo czy jeszcze żyją. Równie dobrze można powiedzieć prasie, że nie żyją, dopóki nie znajdzie się dowód na to, że jest inaczej. To uciszyłoby reporterów i ten zgiełk wokół mojego instytutu. I wszystko wróci do normy.

I tak zrobiłam. Oczywiście kiedy wchodziłam do budynku przy wejściu kłębili się mężczyźni i kobiety z notesami i kamerami, których zignorowałam. Jednak jedno pytanie przykuło moją uwagę. -- Wie pani gdzie oni teraz są?
- Nie. - odpowiedziałam. - Za instytutem jest klif. Mogą być tylko tutaj, na terenie instytutu, gdzie byśmy ich już dawno znaleźli lub są martwi.

To spowodowało falę nowych pytań, które znowu zignorowałam. Po prostu weszłam do budynku i zamknęłam drzwi za sobą.

Tak. Teraz Rose i Harry będą uważani za zmarłych. Ciekawe jakie jutro wymyślą nagłówki.


ROSE

Przebieg ostatnich kilku dni znowu się powtarzał. I znowu byliśmy w biegu. Przez las, mijaliśmy drzewa, każde takie samo jak poprzednie. Szukaliśmy niczego konkretnego. Coś wymyślimy, wiem, że tak. Nawet jeśli ja nie mogłam na nic wpaść, to Harry mógł. Jest inteligentny, zawsze wszystko przemyśli zaplanuje. Nie ważne jakie były okoliczności czułam się bezpieczna z nim. Zwłaszcza w czasie jak ten.

Dbał o to, żebym zjadła odpowiednią ilość, wypiła chociaż pół butelki i czy byłam w stanie dalej iść. Nawet dbał o to, żebym miała na sobie suche rzeczy. Słodko mnie podglądał i robił zabawne komentarze. Nalegał abym, ubrała jego kurtkę, chociaż było mi dobrze gdy słońce mnie ogrzewało.

Był trochę za bardzo troskliwy. Ale nie przeszkadzało mi to. Biorąc pod uwagę znacznie nieszczęśliwe wypadki w jego życiu, nie dziwiło mnie to.

Szliśmy przez cichy las, trawa szeleściła nam pod nogami. Podobał mi się dźwięk śpiewu ptaków i dotyk chłodnego powietrza, kiedy usłyszałam jak Harry krzyknął obok mnie.

- Kurwa!

Odwróciłam się do niego. Moje serce szybciej zabiło.

- Co? Co? No co?!- pytałam gorączkowo. Harry zsunął swoją torbę z ramienia i zaczął ją przeszukiwać.
- Jest tak strasznie kurwa głupi! Prawie skończyła nam się woda i zostało nam ledwo co jedzenia, cholera.

Odetchnęłam z ulgą, że nie było to nic, aż tak poważnego.
- W porządku, Harry.
- Nie, to nie jest w porządku. - odpowiedział szorstko. - Przez to przeklęte bieganie będziemy potrzebowali więcej. Powinienem był rozdzielać to lepiej, albo kupić więcej w mieście, gdzie byliśmy pieprzone kilkanaście godzin temu.
- Pójdziemy po więcej. Wszystko jest okej. Chodźmy teraz z tym co mamy, później pójdziemy po więcej. - Próbowałam go trochę uspokoić.
- Nie możemy się pojawiać publicznie każdego pieprzonego dnia, Rose. Wieść się pewnie rozniosła, za duże ryzyko.
- No to jakie inne wyjście mamy?- zapytałam - Będziemy żyć o śniegu.

Pokręcił głową.
- Jeśli tak mamy się poruszać będziemy potrzebowali więcej jedzenia niż to co mamy.
- Dokładnie. - powiedziałam. - Przejdziemy jakiś czas, a potem szybko kupimy wodę i jedzenie. Wątpię, żeby każdy oczekiwał, aby w ich sklepie pojawili się zbiegowie. Będzie dobrze. Nic się nam nie stanie. A teraz mógłbyś się uspokoić?
- Nie mów mi, żebym się uspokoił.- powiedział, bo pewnie stracił wszystkie argumenty i nie miał o co się sprzeczać. Podniosłam ręce w geście obrony.
- Przepraszam. - westchnął. - Jestem trochę zestresowany.

Nie była w ogóle zła, w tym momencie chciałam go tylko uspokoić i pocieszyć. Podeszłam do niego i splotłam nasze palce. Popatrzył na mnie i na mój gest z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Wszystko jest dobrze. - podniosłam jego dłoń do moich ust i pocałowałam ją. - Jak powiedziałeś, coś wymyślimy. Zmieniliśmy trochę nasz wygląd i mamy broń. Będziemy bezpieczni.
- Wiem. - zgodził się. - Tylko spanikowałem, na myśl o wracaniu tam. Normalnie jestem bardziej spokojny, ale wydaje mi się to wszystko za łatwe. I żevzaraz wpadniemy w jakąś pułapkę. - powiedział, jego ton był łagodniejszy, pomimo tematu.
- Wiem. - położyłam głowę na jego ramieniu, gdy szliśmy dalej. Mając nadzieję, że jakoś mu to pomoże i go uspokoi.  - Nie wyobrażam sobie, żeby to było dla kogokolwiek łatwe.
- Kogokolwiek? - Zapytał. - Masz na myśli, że wszystkim innym uciekającym z więzienia, szalonym parom w Anglii jest ciężko być zbiegami? - zaśmiał się ironicznie. - Dzięki Bogu, myślałem, że jesteśmy jedyni.
- Zamknij się, jesteś takim dupkiem. - powiedziałam pomimo tego, że śmiałam się, gdy to mówiłam. - Próbowałam ci pomóc ze stresem..

Nie dokończyłam, bo Harry pchnął mnie na drzewo, nadal się śmiejąc. Jego śmiejące się usta dotknęły moich. Nieważne ile razy je całowałam, nie mogłam się przyzwyczaić do tego jakie były miękkie i delikatne. Jakie nieziemskie to było uczcie, czuć je na swoich ustach. Przybliżył się, przyciskając się bardziej do mnie. Zamruczał. Teraz na jego ustach pozostawał lekki uśmieszek. Potarł nosem moją szyję.
- Może jestem sfrustrowany. - powiedział zadziornie. - Może potrzebuję seksu.

Sapnęłam, gdy całował moją szyję, delikatnie ssąc wrażliwą skórę. Prawie zakręciło mi się w głowie od tych zmian nastrojów od zdenerwowanego, przez zabawnego po seksownego. Delikatnie przejechałam palcami po jego brzuchu, tuż nad gumką od bokserek.
- Rose.- wyszeptał wywołując ciarki na całym moim ciele. Tak bardzo pragnęłam, żebyśmy nie przestawali, ale z powodu zimna i braku miejsca nie mogliśmy kontynuować.

- Musimy znaleźć motel, żebym mógł cię pieprzyć - powiedział uwodząco powoli.
Popatrzyłam się w jego oczy i obdarzyłam go tym spojrzeniem, które sprawia, że Harry szaleje.
- Cóż Harry. - powiedziałam. - Zaprowadź nas tam żywych, a zobaczymy.

----------------------------------
Ulalala co się będzie działo?? ~XYZ

środa, 28 stycznia 2015

NOWY ROZDZIAŁ

Nowy rozdział w sobotę. Mam strasznie dużo roboty, nie wyrobię się wcześniej, przepraszam.
Prosiliście, żeby was informować, więc to robię. Bez hejtów proszę ~Magda

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

HARRY

Robiło się co raz ciemniej.

Nasze nogi bolały, płuca paliły z bólu, gdy zostawialiśmy za sobą okrutne wspomnienia. Słońce zachodziło i ściemniało się coraz bardziej, ale my biegliśmy dalej. Czułem się wykończony. Miałem już tego dość, byłem wszystkim zmęczony. Wolałbym wydłubać sobie oczy niż zrobić jeszcze jeden krok.  A to dopiero były pierwsze 24 godziny. Na samą myśl o wyczerpujących kilometrach, czekających nas, skakałem kurwa z radości.

Na początku to adrenalina po ucieczce pchała mnie przed siebie. Teraz podekscytowanie trochę zmalało, adrenalina znikła czułem, że byłem zmęczony, było mi zimno i nie miałem zielonego pojęcia co robić dalej. Wszystko było zaplanowane. Każdy szczegół ucieczki. Oprócz tego.

Dziewczyna obok mnie dotrzymywała mi tempa, ani jedna skarga nie wydobyła się z jej ust. Oczywiście była zmęczona, musiała, ale nie pokazywała tego. Była taka mała, a jej duże oczy odmładzały ją. Była najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem. Chciałem zapewnić jej bezpieczeństwo, więc brnąłem dalej przed siebie przez zamarzniętą trawę.

Niestety łatwiej było mówić niż zrobić. Potrzebowaliśmy jakiegoś przebrania, miejsca gdzie moglibyśmy się udać zamiast biegać bezcelowo. Opuszczenie kraju byłoby idealne, ale rodziło się pytanie: jak? Nie mieliśmy paszportów, ani dużo pieniędzy. Jedyną rzeczą jaką mogliśmy zrobić w tym momencie było ucieknięcie jak najdalej od Wickendale. Musieliśmy biec przez gęsty las i trzymać się z dala od ludzi.

Wróciłem myślami do rzeczywistości, gdy poczułem dłoń Rose na moim ramieniu. Zacząłem biec truchtem, ale zwolniła do marszu, a ja się dostosowałem.

Oddychała ciężko i  głęboko, aby móc coś powiedzieć.
- Harry? - zapytała.
- Tak? - odetchnąłem i spojrzałem na nią.
- Myślę, że będziemy potrzebowali w końcu wody i jedzenia. Trzeba będzie się zaopatrzyć.
- Dobrze? - powiedziałem. Nie będąc za bardzo pewny do czego zmierzała.
- I musimy zmienić nasze wizerunki...choć trochę.
- Tak zrobimy. - pokiwałem głową. Mój oddech prawie wrócił do normy.

Potrząsnęła głową i popatrzyła mi się w oczy.
- Myślę, że musimy to zrobić teraz.
- Nie. - odpowiedziałem szybko. Wracanie do miasta, w jakimkolwiek byliśmy, oznaczało dużą szansę na złapanie. Przynajmniej większą szansę. A nie chciałem tam za nic wracać. Ledwo udało mi się dwa razy, wolałbym umrzeć niż wrócić po raz trzeci.
- Dlaczego nie? - zapytała. - Harry, musimy.
- Nie teraz. - opierałem się. Wrzaski na korytarzach wciąż dzwoniły mi w uszach. Oczy pani Hellman wpatrujące się we mnie podczas terapii elektrowstrząsowej wciąż żyły w mojej głowie.
- W takim razie kiedy? Jak nie teraz to już nigdy.
- Dlaczego to musi być teraz? Powinniśmy biec dalej. Możemy to zrobić jutro albo kiedy indziej.
- Ponieważ - zaczęła nie przerywając kontaktu wzrokowego - Może jeszcze nikt nie wie. Upłynął dopiero jeden dzień. Znając panią Hellman będzie utrzymywała to w tajemnicy jak najdłużej, żeby nie naruszyć reputacji instytutu. Lepiej teraz niż potem kiedy wieść się rozniesie.

Kurwa, miała rację. Wiedziałem, że miała rację. Przerażało mnie to. Mój żołądek boleśnie się zacisnął na myśl o przebywaniu gdziekolwiek gdzie są ludzie. Ale mimo to zacząłem się uśmiechać.

- Co jest w tym śmiesznego? - zapytała choć sama zaczęła się uśmiechać.
- Nic. - odpowiedziałem - Ale brzmiałaś jak ja, kiedy to powiedziałaś.
- Dlaczego, bo byłam uparta i arogancka?
- Nie, bo miałaś rację.

Szczęka jej opadła i lekko pchnęła mnie w ramię.
- Mam zawsze rację - zaprotestowała - Nie jesteś tutaj jedyną sprytną osobą, wiesz?
- Do prawdy? - zapytałem, a ona dumnie pokiwała głową - To dlaczego idziemy w tę stronę a nie w przeciwną?
 Popatrzyła na mnie skonsternowana.
- Drzewa stają się cieńsze w tamtym kierunku. - wskazałem na naszą prawą stronę - Gdziekolwiek jesteśmy miasto jest tam.
Uniosła brew i popatrzyła się w kierunku, który wskazałem.
- Wiedziałam. Tylko cię sprawdzałam. - wtedy odwróciła się i zaczęła zmierzać w tamtą stronę.
- Mmm jasne. - uśmiechnąłem się szeroko. Patrzyłem jak zrobiła kilka kroków. Nadal miała na sobie białą koszulkę i te cholerne spodnie. Może przez to, że przez ostatnie kilka miesięcy widziałem ją w tym okropnym ubraniu z instytutu, ale w tych spodniach wyglądała cholernie seksownie.
Nie mogłem się powstrzymać i chwyciłem ją za tyłek.
- Harry! - krzyknęła i podskoczyła. Głośno się zaśmiałem i podążyłem za nią.

Nasze śmiechy i przekomarzanie zmieniło się w grobową ciszę. Nasze uśmiechy zniknęły, gdy szliśmy przez las. Widzieliśmy miasto. Dużo budynków, samochodów, ludzi, którzy prowadzili swoje normalne życie. Mieli nadzieję, że ci uciekinierzy z więzienia dla obłąkanych nie dotrą do ich miasta.

Ale byliśmy tam. Ubrani w normalne ciuchy, nic z naszego wyglądu nie budziło podejrzeń. Szliśmy przez chwilę spokojnymi uliczkami. Poprawialiśmy swoje włosy i ubrania, żebyśmy nie wyglądali jakbyśmy właśnie biegli przez 15 godzin.

Nie musiała nic mówić gdy złączyła nasze dłonie i je ścisnęła. Zaczęliśmy iść. Wyłoniliśmy się zza drzew na tyłach Tesco. Szybko skierowaliśmy się ku wejściu. Potarłem jej dłoń kciukiem, aby ją uspokoić. Cała się trzęsła.

Jakaś kobieta spojrzała na nas. Zmierzaliśmy do środka, a ona nadal się patrzyła. Ale zaraz się odwróciła.

Kurwa, musiałem się uspokoić. To była jakaś zwykła kobieta. Ludzie czasem się na siebie patrzą i nie oznacza to od razu, że coś podejrzewają. Próbowałem się uspokoić, ale nerwy robiły swoje.

Weszliśmy do środka, starając się oddychać spokojnie.

- Dzień dobry, mogę wam w czymś pomóc? - kobieta z obsługi zapytała dosłownie sekundę po tym jak weszliśmy.
Rose lekko podskoczyła i modliłem się, żeby dziewczyna tego nie zauważyła.

- Nie dziękujemy, wszystko w porządku. - powiedziałem najmilej jak potrafiłem. Pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko wymuszenie zanim odeszła. Pff.

- Wszystko w porządku. - szepnąłem do Rose nadal pocierając kciukiem jej dłoń. - Chodź.

Szliśmy przez sklep, próbując nie pokazywać naszych nerwów. Było to dosyć trudne biorąc pod uwagę, że na każde spojrzenie reagowałem szybszym biciem serca. Zastanawiając się czy wiedzą.

Po 15 minutach chodzenia i szukania po sklepie rzeczy, które byłyby odpowiednie do zmienienia naszego wizerunku, nikt nic nie powiedział. Wydaje mi się, że nikt nie spodziewa się dwóch uciekinierów trzymających się za ręce, ubranych w czyste ubrania, chodzących po Tesco.

W końcu doszliśmy do kasy i starałem zachowywać się jak najbardziej normalnie. Próbowałem nie patrzeć kasjerce w oczy. Pewnie pomyślała, że jesteśmy jedną z kilkudziesięciu normalnych par jakie widzi codziennie sądząc po jej tonie. To dobrze.

- Do widzenia i miłego dnia. - powiedziała, jakby była zaprogramowana. Podała nam torby i już na nas nie spojrzała.
- Dziękuję i nawzajem. - powiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Trzymając nasze zakupy w rękach, odwróciliśmy się i skierowaliśmy nasze kroki ku wyjściu. Przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Za bardzo się baliśmy i za bardzo zdenerwowani byliśmy. Szybkim krokiem ruszyliśmy na tyły sklepu. Stały tam tylko kosze na śmieci. Biegiem wróciliśmy do schronienia jakie nam dawały drzewa. Nawet po tym przez jakieś 10 minut żadne z nas się nie odezwało, tylko szliśmy przed siebie.

- Kurwa. - szepnąłem.
- Dzięki Bogu, że nikt się niczego nie domyślił. - powiedziała. Odetchnęła głośno z ulgą jakby przez ten cały czas wstrzymywała oddech.
- Wiem. Albo miałaś rację, że o niczym nikt nie wiedział, albo pomyśleli sobie 'nie ma szansy, aby ci zbiegowie byli w moim mieście,to nie mogą być oni.'
Rose pokiwała głową zgadzając się.
- W każdym razie pokaż mi.
 Wiedziałem doskonale o co jej chodzi. Wyciągnąłem z torby najpierw czapkę z daszkiem i założyłem ją, następnie okulary przeciwsłoneczne.
- Super.
Nie było to może najlepsze przebranie, ale jakieś zawsze.
- Twoja kolej. - powiedziałem. Rose ciężko westchnęła i odwróciła się tak, że stała do mnie tyłem. - Miejmy to już za sobą.
 Wziąłem do ręki tanie nożyczki. Złapałem wszystkie włosy w jedną dłoń i zacząłem ciąć jej długie brązowe loki. Starałem się to zrobić jak najlepiej umiałem. Nie ściąłem dużo, ale na tyle, żeby było to widoczne, włosy dosięgały mniej więcej do ramion. Wszystkie włosy trzymałem w ręce, aby nie zostawić ani jednego śladu.
- Skończyłem.- od razu kiedy to powiedziałem, odwróciła się i przeczesała włosy palcami.
- I jak? - zapytała. - Wygląda to bardzo źle?

Zaśmiałem się z tego, ponieważ martwiła się o taką rzecz, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znajdowaliśmy.
- Jest idealnie. - powiedziałem. - Nadal wyglądasz tak samo seksownie. - To była prawda. Jej włosy może nie były zupełnie inne, ale na pewno wyglądała odrobinę inaczej. Słodko i takie włosy jej pasowały, tak samo jak poprzednie.
- Dzięki. - uśmiechnęła się szeroko.

Pokiwałem głową i podziwiałem.
Przez nerwy związane z zakupami w sklepie i rozmowie z Rose, nie zauważyłem jak dużo spadło śniegu i jak bardzo się ściemniło. Duże płatki spadały z nieba i zaśnieżały włosy Rose.

Wrzuciłem jej włosy do plastikowej torby. Będę musiał znaleźć miejsce gdzie je wyrzucić. Ale na razie wszystko schowałem do swojego plecaka razem z nożyczkami, czapką i okularami.

- Wydaje mi się, że chyba nie mamy wyjścia i musimy tutaj spać. - powiedziałem, rozglądając się po lesie. Rose przygryzła wargę, jakby chciała zaprotestować, ale wiedziała, że nie mamy lepszego wyjścia. Nie było żadnej szopy w pobliżu tym razem.

Pozbierałem trochę liści, próbując ziemię zrobić choć trochę bardziej wygodną. Pomimo, że śnieg  leżał wszędzie, rozłożyłem koce na ziemi. Torby ustawiłem tam gdzie mieliśmy położyć głowy. Oboje położyliśmy się na naszym prowizorycznym posłaniu. Z torby Rose wyciągnąłem drugi koc i okryłem nim nas.

W przeciągu sekund oboje drżeliśmy z zimna.
- Cholera, zimno.-  powiedziałem. Temperatura spadła, śnieg na nas padał. Nie zapowiadało się dobrze.
- Już za-zamarzam.

Minutę później obje szczękaliśmy zębami. Próbowałem nas okryć jakimiś liści, ubraniami z toreb, aby było nam cieplej. Ale śnieg nadal padał i przesiąkał przez materiał.
Pomimo zimna, chcieliśmy zasnąć i wypocząć. Minuty mijały, temperatura spadała, a my już prawie zamarzliśmy. Słyszałem dzwonienie zębów Rose. Było niemożliwie zimno. Ale była mniejsza ode mnie, mniej ciała do ogrzania.

- Rose, daj mi swoje dłonie. - wyszeptałem. Wyglądała na zdziwioną, ale zrobiła to o co ją prosiłem. Objąłem jej dłonie. Przyłożyłem je do ust i zacząłem dmuchać ciepłym powietrzem, aby je ogrzać.
- Lepiej?
Nie wydała z siebie żadnego dźwięku oprócz szczęku zębami, ale zobaczyłem na jej twarzy wdzięczność. Dmuchnąłem jeszcze kilka razy. Potem położyłem je pod kocem, liśćmi i ubraniami na moim ciepłym brzuchu. Objąłem ją rękoma, przybliżając ja do siebie jeszcze bliżej. Byliśmy przyciśnięci do siebie bardzo blisko. Mój oddech owiewał jej czoło, a jej moją szyję. Ogrzani swoim ciepłem mogliśmy w końcu zasnąć.



-------------------------------------
Heeeej! Mam nadzieję, że się podobał rozdział. :D
Do następnego :)  xx ~XYZ

Zdążyłam! I mam aż 3 minuty zapasu ~

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 2

PANI HELLMAN

Niektórzy pytali czy się bałam. Czy się niepokoiłam. Większość pytała tylko o nich, prawie nikt o mnie. O mojego syna. Mimo tego jak bardzo starano się, aby bogata w wydarzenia noc została zatajona, wieść się rozeszła. Trzech pacjentów uciekło, z  czego dwoje było jednymi z najniebezpieczniejszych. Trafiło  to na pierwsze strony gazet, a ludzie zaczęli gadać. To dlatego dziesiątki dziennikarzy i fotoreporterów osaczyło Wickendale niecały dzień po "ucieczce". Aparaty błyskały mi w twarz, a pytania rozbrzmiewały w uszach.
- Jak ci pacjenci uciekli?
- Czy dziewczyna, która uciekła była w jakikolwiek sposób związana z Harrym Stylesem?
- Myślisz, że Harry Styles będzie ciągle mordował kobiety?
- Krążyły plotki, że uciekło aż trzech pacjentów, czy to prawda?
- Boisz się, że w przyszłości może uciec więcej pacjentów?

Wszystkie rodzaje pytań były kierowane w moją stronę i na każde z nich odmawiałam odpowiedzi. Z wyjątkiem tego czy się bałam; nie bałam się. Jeśli już, to tylko byłam lekko zaniepokojona o moją reputację. Ale się nie bałam. Przez klif, na którym kończył się las, nie sądzę, żeby udało im się zajść daleko. Nie było opcji, żeby udało im się przechytrzyć moich pracowników, moich strażników, mnie. Umarli z zimna na tym klifie, z odwodnienia albo Madeline. Nie martwiłam się, ponieważ wątpiłam w powodzenie ich "ucieczki", w porównaniu do wielu dziennikarzy.

Ale nawet z tą pewnością, coś mi się wydawało, że jeszcze nie skończyłam z Rose i Harrym. Więc kontynuowałam polowanie.

ROSE

Harry i ja wynaleźliśmy grę. W sumie to Harry wynalazł, ale ja w niej brałam udział.

Graliśmy w nią aby czymś się zająć, kiedy nasze stopy bolały, nasze gardła były wyschnięte i nasz oddech nie zapewniał już płucom wystarczająco powietrza, a nasze ciała fizycznie odmawiały biegu. Mijały godziny, ale w końcu ten czas nadchodził. Musieliśmy zwolnić do marszu. Łapaliśmy oddech, aż w końcu byliśmy w stanie normalnie oddychać. I wtedy przydawała się gra.

Wybieraliśmy kategorię, jak książki czy filmy lub owoce i zgadywaliśmy jakie są ulubione drugiej osoby. Ten który odgadł dobrze dostawał punkt. Co kilka pytań i tak rozpraszaliśmy się opowiadając historie i ciekawostki ze swojego życia.  Może brzmiało to żałośnie, ale pomagało nam nie myśleć o Wickendale albo policji albo naszym nieistniejącym planie. A poza tym, przez to zdaliśmy sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedzieliśmy dużo o sobie nawzajem. Znaczy, znałam Harry'ego lepiej niż ktokolwiek, ale nie wiedziałam takich małych rzeczy jak jego ulubione piosenki czy co lubi jeść na śniadanie.

Więc lubiłam tę grę. I sposób w jaki jego oczy rozświetlały się, a jego uśmiech rósł im więcej mówił o swoich ulubionych rzeczach, sprawiał, że zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej z każdym pytaniem.

- To jest odmóżdżające. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie mógłby wybrać tego gównianego "Zagubionego Horyzontu" zamiast Gatsby'iego - Harry tłumaczył po tym jak padło pytanie o ulubioną książkę. Dawno temu dyskutowaliśmy o tym w bibliotece w Wickendale, ale nigdy nie dokończyliśmy dyskusji.
- Skąd wiesz? - zapytałam go. - Przeczytałeś to kiedyś?

Pomyślał przez chwilę.

- Nie. Czytałaś kiedyś "Wielkiego Gatsby'iego"?
- Nie - powiedziałam niechętnie. - Ale nie mieliśmy przypadkiem tego robić? Wymieniać się książkami ze szpitalnej biblioteki?

Pomimo to, że miało to miejsce zaledwie kilka tygodni temu, już dawno o tym zapomniałam.
- O tak, - powiedział Harry - Wygląda na to, że będziemy się musieli po nie wrócić.

Nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.

- Wiesz co, rzeczywiście powinniśmy; już brakuje mi pani Hellman.
- Mi też. - Harry pokiwał głową z sarkazmem.

Cieszyłam się, że rozmowa była spokojna i odprężająca, nawet kiedy mówiliśmy o miejscu gdzie spokój i odprężenie nie istniały. Minął zaledwie dzień, ale biegnąc kilometrami przez ten sam las, wydawało się jakby minęły tygodnie. Żartowaliśmy sobie, a bańka strachu otaczająca Wickendale pękła. Oczywiście wspomnienia były wciąż okropne, ale teraz gdy byliśmy już wolni, mogliśmy się śmiać przynajmniej z ich części.

- Okej, okej - Harry kontynuował. - Ulubiony kolor.

Było to najbardziej banalne, podstawowe pytanie jakie tylko mógł wybrać. Ale i tak odpowiedziałam.
- Chyba fioletowy.
- Jasny czy ciemny? - zapytał mnie z uśmiechem, nigdy nie schodzącym  mu z twarzy.
- Ciemny. Ale taki bardziej jaskrawy, wyraźny - powiedziałam, a Harry wyglądał na zainteresowanego. - Jaki jest twój?

Zastanawiał się przez chwilę, jego usta zaciśnięte w wąską linię, jakby rozmyślał nad sensem życia, a nie nad swoim ulubionym kolorem.
- W sumie to podoba mi się kolor twoich oczu.

Zaśmiałam się na jego odpowiedź.

- Mówię poważnie! Wiem, że to brzmi żałośnie, ale to prawda. Nigdy nie jestem w stanie powiedzieć czy są niebieskie czy zielone i uwielbiam to.

Popatrzyłam na niego z uśmiechem.

- Okej teraz chcę zmienić moją odpowiedź - powiedziałam, czując, że moja w porównaniu do jego była słaba.

Harry się zaśmiał, a przy jego oczach pojawiły się drobne zmarszczki, które tak kochałam. Nastrój był tak pozytywny i błogi, że chciałam się nim nacieszyć, póki nic go nie zdążyło zniszczyć. 

Nie miałam jednak pojęcia, że zmieni się on tak szybko, bo zaledwie sekundę później, kiedy usłyszeliśmy trzask łamanej gałązki parę metrów od nas. Harry stanął bezruchu wyciągając rękę w moją stronę, abym zrobiła to samo.

Oboje znieruchomieliśmy ze strachu i ogłuszającej ciszy. Moje serce przyspieszyło, ale oddech zwolnił. Co jeśli to był glina? Pani Hellman? Kobieta z tunelu?

Na myśl przychodziło mi tyle różnych scenariuszy, ale kiedy wsłuchałam się w otaczające nas dźwięki, nie było słychać nic oprócz szmeru wiatru. Ale ciągle się nie ruszaliśmy. Oboje musieliśmy  być absolutnie pewni, zanim wykonaliśmy następny krok.

- To tylko jakieś zwierzę, tak myślę - Harry powiedział cicho.

Odprężyłam się i wypuściłam z płuc powietrze, chociaż nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam. Uff.

Odwróciliśmy się i znów zaczęliśmy iść, ale tym razem Harry splótł swoje palce z moimi.

- Rose? - zapytał tym razem poważnym tonem.
-  Tak?
- Masz ciągle tę broń?

Pytanie totalnie mnie zaskoczyło. Broń? Zajęło mi chwilkę zanim przypomniałam sobie o co chodzi. Tę którą użyłam, aby postrzelić Normana w kolano wczorajszego dnia. Tę broń.

- Tak - odpowiedziałam. Miałam nadzieję, że nie będę musiała jej więcej użyć.
- To dobrze - odpowiedział. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Może nie będziemy musieli jej używać - zapewnił. - Ale dobrze ją mieć na wszelki wypadek.
- Tak - zgodziłam się. A potem było już cicho.  Dwie minuty temu byłam całkiem szczęśliwa, ale chwila strachu, rzeczywistość i myśli, których unikałam zalały moją głowę. Myśli, które wiedziałam, że siedziały również w jego głowie, ale nikt nie miał odwagi ich wypowiedzieć.

Kiedy Harry był zbyt pogrążony w rozmyślaniach, aby zadać nieuniknione pytanie, ja to zrobiłam. Wypowiedziałam je po cichu, wiedziałam, że muszę to zrobić, ale bardzo niechętnie.
- Myślisz, że nas szukają?

Przez moment milczał i  już miałam nadzieję, że mnie nie usłyszał i że nie będę musiała stawić czoła jego odpowiedzi. Jego usta znów złączyły się w cienką linię, a jego oczy patrzyły na jakiś nieokreślony punkt w oddali.
- Tak.

Musiało to zostać w końcu  wypowiedziane i przez to moje serce zaczęło bić szybciej.

- Jak myślisz, jak wiele? Myślisz, że są blisko?

Tym razem na mnie spojrzał, jego wyraz twarzy był poważny, a mój zaniepokojony.

- Nie wiem, Rose - westchnął. - To nie będzie tylko kilka policjantów. To  będzie zespół wyszkolonych  ludzi, może nawet FBI.

Wchłonęłam powoli jego słowa. Poluje na nas uzbrojony zespół poszukiwawczy. I nie spocznie, póki nas nie złapie. I to była smutna prawda. Nigdy nie będziemy całkowicie bezpieczni.

- Okej - powiedziałam cicho. - Więc jakie jest nasze kolejne posunięcie?

Długa cisza, zakłócona jedynie szelestem liści pod naszymi stopami.

- Szczerze?

Skinęłam mając nadzieję, że ma jakiś pomysł, bo ja go nie miałam. Ale wyraz jego twarzy, gdy patrzył na pojedyncze płatki śniegu lecące z nieba, mówił mi co innego.

- Nie mam pojęcia.

                                                                                 
Aaaaaaaaa mój pierwszy rozdział Chaotic, mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy, Kilka pierwszych rozdziałów to trochę taki fillery, ale słodkie, ale nie bójcie się - później się rozkręca;) ~Magda

Iiii jak się podoba? :D
Jeszcze kilka krótkich informacji:
- dla osób co pytały, a nie sprawdziły w notce, jest zgoda autorki
- na wattpadzie pojawił się pierwszy rozdział. Ten zaraz się pojawi.
- wygląd na komórkach się zmienił, ale chyba na lepsze, bo ta data faktycznie była denerwująca.
To tyle na razie :) Piszcie, komentujcie xx. ~XYZ

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 1

Nie obudziło mnie napięcie mięśni spowodowane stresem. Nie obudził mnie ból w szyi od niewygodnego materaca. Nie miałam worów pod oczami, krzyków wypełniających moje uczy czy uczucia ciągłego strachu w tyle głowy. Zamiast leżenia na cienkiej, taniej poduszce moja głowa spoczywała na ciepłym ramieniu Harry'ego. Moja ręka była ułożona na jego torsie, a jego ręce obejmowały mnie w pasie, nasze nogi splątane ze sobą. Gdy się obudziłam, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Nie spałam tak dobrze od miesięcy.

Mój wzrok powędrował po umięśnionym brzuchu, który unosił się z każdym oddechem. Następnie omiotłam nim silne ramiona i szyję oraz jego twarz. Widok był co najmniej zapierający dech w piersiach. Nadal spał. Jego pełne usta były lekko otwarte, a jego długie rzęsy spoczywały na jego policzkach. Włosy Harry'ego były rozrzucone wokół jego głowy. Jego rysy wyglądały młodziej, złagodniały bez tej zmarszczki między brwiami. Sen pozwolił wszystkim zmartwieniom odpłynąć.

Delikatnie przeciągnęłam dłoń przez jego włosy, odgarniając loki z jego czoła. Mój wzrok spoczął na jego ustach. Nie mogłam się powstrzymać i lekko musnęłam je opuszkami wargi. Poruszył się odrobinę, powoli otwierał oczy. Moje palce powędrowały niżej na jego klatkę piersiową i zaczęłam rysować na niej różne wzory. Kilka pocałunków wystarczyło, aby go obudzić.

- Mmmm - zamruczał. Popatrzyłam na jego piękne oczy. Uśmiech formował mu się na ustach.
- Dzień dobry. - powiedziałam. Przeraźliwie jęknął, gdy wyciągnął jedną rękę ponad głowę, aby się przeciągnąć. Po czym znowu mnie objął, jego uśmiech stawał się coraz szerszy.
- Dzień dobry, kochanie. - powiedział. Jego głos był zachrypnięty od snu.- Dobrze spałaś?
- Tak, najlepiej od kilku miesięcy. - i to była prawda. Nawet w zimowym chłodzie nasze ciała przykryte tylko kocem, grzały na tyle, że było mi wystarczająco ciepło.
- Ja również. - odpowiedział, patrząc na mnie spod półprzymkniętych powiek.- Wybrałbym ten  kawałek ziemi zamiast jednego z materacy z instytutu.

Pokiwałam głową. Wszystko jest lepsze od tego przerażającego miejsca. Więzienia dla chorych psychicznie, z którego wczoraj uciekliśmy. Harry i ja patrzyliśmy się sobie w oczy, a wspomnienie instytutu zniknęło, zamiast niego pojawiły się chwile z poprzedniej nocy. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, a szeroki uśmiech Harry'ego podpowiadał mi, że myślał o tym samym.

Zaśmiał się i przytulił mnie mocniej, zbliżając nasze ciała do siebie jeszcze bardziej.
- Mmm - zamruczał, gdy moja naga pierś dotknęła jego. Chwilę później przewrócił nas tak, że znajdował się nade mną. Uśmiechnął się szeroko i musnął moje usta w słodkim pocałunku.
- Ostatnia noc była wspaniała. - powiedział.

Uśmiechnęłam się i pewnie zrobiłam się czerwona, gdy odtwarzałam sobie w głowie to co się stało. Nagle Harry przywrócił mnie do teraźniejszości gdy jego usta całowały moją szczękę potem szyję, obojczyk. Natychmiast złapałam jego włosy kiedy dosięgnął tego punktu. Jego działania były powolne i leniwe. Nie spieszył się gdy obsypywał mnie pocałunkami. Kontynuował swoje czynności, całując moją lewą pierś. Uśmiechnął się gdy złapałam mocniej jego włosy, ponieważ musnął ustami sutka. Moje serce biło jak oszalałe gdy dalej delikatnie mnie całował. Złożył wiele pocałunków na moim brzuchu. Przymknęłam moje oczy z przyjemności. Zatrzymał się nad moim pępkiem. Każdy pocałunek, każde delikatne dotknięcie było cudowne, ekscytujące. Ostatni raz pocałował mnie nad brzegiem mojej bielizny, którą wczoraj założyłam. Po czym podniósł się i wtulił we mnie. Zachichotałam, gdy jego włosy mnie połaskotały.

- Podoba mi się to. - wymamrotał tym jego porannym głosem.
- Co? - nie myślałam jasno przez jego zachowanie.
- Budzenie się z tobą.
- Mnie też. - nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wykwitł na mojej twarzy.

Delikatnie przeczesałam jego włosy palcami, a on szczęśliwie westchnął. Leżeliśmy tak jeszcze jakąś chwilę, a uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Byliśmy wolni. Ale nie tylko to, bo najważniejsze było to, że byliśmy wolni razem. Oddałam się całkowicie Harry'emu i ta nowa, głębsza więź była niesamowita. Martwiłam się, że okropieństwa z Wickendale będą mnie prześladowały, ale czułam, że obecność Harry'ego łagodzi mój strach.

Leżeliśmy jeszcze przez kilka minut gdy usłyszałam jak zaburczał brzuch Harry'ego. Wtedy się zorientowałam, że nie jedliśmy nic od wczoraj.

- Głodny? - zapytałam. Na samą myśl o jedzeniu robiłam się co raz bardziej głodna.
- Taa. - zaśmiał się. - Mogłabyś zobaczyć czy mamy jakieś jedzenie w torbach?
Pokiwałam głową.
- Tylko... Nie patrz.
- Co...?
- Odwróć się. - przerwałam mu zanim zdążył dokończyć. Głośno westchnął, ale widziałam jak uśmieszek formuje się na jego ustach. Odwrócił się tak, że wpatrywał się w sufit.
- Wiesz, przed chwilą leżałem na twoim praktycznie nagim ciele. Nie ma się czego wstydzić.
- Wiem, wiem.- powiedziałam. Szybko wstałam i sięgnęłam do dwóch toreb, które leżały obok ściany. Dwie pracownice instytutu i moje przyjaciółki zapakowały nam po jednym małym kocu, kilka ubrań, jedzenie, wodę, pieniądze, szczoteczki do zębów i jeszcze kilka niezbędnych rzeczy. To było wszystko co posiadaliśmy.

Po przeszukaniu torby znalazłam batonik w jednej z kieszeni.

- I papierosa, kochanie  - powiedział. Popatrzyłam się na niego. Leżał z zamkniętymi oczami z rękami pod głową.

Westchnęłam z dezaprobatą na jego lenistwo. Wróciłam do przeszukiwania torby. Wyciągnęłam białą koszulkę, żeby się zakryć. Potem sięgnęłam do opakowania i wyciągnęłam jednego papierosa i zapalniczkę. Wzięłam wszystko i jeszcze butelkę z wodą i położyłam obok jego nagiego torsu.

- Dzięki. - uśmiechnął się do mnie i w końcu usiadł. Jego dłonie od razu sięgnęły po papierosa i zapalniczkę.
- Hej, zjedz coś najpierw, a potem możesz zapalić.- upomniałam go.
- Przepraszam, mamo. - uniósł ręce w geście obronnym.
- Podziękujesz mi później. - kontynuowałam przeglądanie mojej torby. Oczywiście znalazłam identyczny batonik. Już go wyciągałam, gdy poczułam jak moja dłoń dotyka czegoś jak papier. Było to małe i twardsze od normalnego papieru. Ciekawość wzięła górę i wyciągnęłam to i batonik.

Odwrócona tyłem do Harry'ego zaczęłam oglądać tę rzecz. Jak się okazało nie był to zwykły papier, ale koperta z wydrukowanym moim imieniem na przodzie. Co to do cholery jest?

Słyszałam dźwięk otwieranego opakowania i wiedziałam, że Harry nie zauważył, ze trzymam coś w ręce. Lekko zaniepokojona i zaciekawiona delikatnie otworzyłam kopertę. W środku znajdował się list. Wyciągnęłam go i otworzyłam po czym szybko przeczytałam. Była to kopia jakiegoś dokumentu wydrukowana czarnym tuszem. Na samej górze kartki widniała krótka notka napisana piórem.

"Pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć. Uważaj na niego i na siebie. Modlę się za ciebie i mam nadzieję, że jesteś bezpieczna."
Kelsey

Nie traciłam czasu na dłuższe zastanawianie się nad notką od Kelsey. Mój wzrok powędrował na dokument, który był według niej na tyle ważny, że powinnam go zobaczyć. Była to ocena pacjenta, jaką już wiele razy widziałam na biurku Lori. Pogrubionymi literami na górze było jego imię i nazwisko. Harry Styles. Poniżej jego wiek: 12. Była to psychiatryczna ocena Harry'ego kiedy był chłopcem, jak trafił do Wickendale po raz pierwszy.

Czytałam dalej, nie mogłam się powstrzymać. Znajdował się tam krótki opis podstawowych informacji takich jak data urodzenia, adres, ale na końcu znajdowała się lista objawów i zaburzeń. Lista była dłuższa niż oczekiwałam i wszystkie dotyczyły Harry'ego. Czytałam dalej, a lista rosła z każdym podpunktem.

Poważne problemy z gniewem 

Zaburzenia obsesyjno - kompulsywne 

Łagodna schizofrenia 

Bezsenność

Skłonności psychopatyczne 

Komentarze: Pacjent wykazuje brak lęku i/lub stresu, wykazuje powierzchowny urok osobisty, manipulacyjną naturę i pokazuje symptomy socjopaty. Nie wykazuje żadnych znaków poprawy. Pacjent jest niebezpieczny i powinien być utrzymany pod kontrolą i leczony. 

- Co to jest? - Harry zapytał. Usłyszałam go, ale tak naprawdę to nie słuchałam. Za bardzo się skupiłam nad tym co czytałam.
- Rose?
- Umm - zmusiłam się do oderwania wzroku od dokumentu. Próbowałam sobie przypomnieć o co mnie zapytał. Spojrzałam na niego. - To tylko notka pożegnalna od Kelsey.

Szybko schowałam kartkę do koperty i wcisnęłam gdzieś na dno torby z dala od jego wzorku. Wydawało się, że mi uwierzył, bo nadal zjadał swoje śniadanie bez zadawania pytań.

Jadałam powoli z myślami gdzieś daleko stąd. Nawet kiedy pakowaliśmy nasze rzeczy nie byłam obecna w szopie. Ciągle odtwarzałam w myślach ten list. Nie za bardzo wiedziałam jak zareagować.

Harry nigdy mi nie powiedział o tych zaburzeniach. Wiele z nich było bardzo poważnych. Ale wątpiłam czy jeszcze mógł na nie cierpieć, nie był najwyraźniej już zagrożeniem skoro go wypuścili z Wickendale.

Koniec końców postanowiłam się tym nie przejmować. Kelsey się martwiła, a to był tylko kolejny środek ostrożności.

Pomimo tego zastanawiałam się czy coś z tych zaburzeń zostało w głowie Harry'ego. Oczywiście nie był już niebezpieczny, na pewno nie dla mnie. Ale czy wyleczył się z tego? Moje myśli były wszędzie, nie mogłam przestać być ciekawa o stan psychiczny chłopaka, z którym uciekłam. Znałam Harry'ego i kochałam go. Niestety było kilka rzeczy, o których nie wiedziałam i martwiło mnie to trochę.

Popatrzyłam na tego pięknego chłopca, którego tajemnice miałam zamiar odkryć. Stał nad naszymi kocami i zbierał wszystkie rzeczy. Miał na sobie tylko bokserki. Musiał je założyć gdy nie patrzyłam. Stał do mnie tyłem, co pozwoliło mi na podziwianie jego umięśnionych pleców, długich nóg. Jednak coś na jego plecach przykuło moją uwagę. Jak zauważyłam wczoraj w nocy, były widoczne na nich czerwone ślady. Ciężko było ich nie zauważyć i nie wyglądały na takie co mają się zaraz zagoić. Jego skóra została naznaczona wiele razy i były dowodem jego dzielnego zachowania.

Wtedy poczułam się okropnie, że w ogóle brałam pod uwagę list Kelsey. Co ja sobie myślałam? Harry był niesamowity i nigdy nie będzie inaczej. Nie ważne co zrobił w przeszłości lub co kiedyś mi powie, musiałam mu zaufać. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam kogoś tak odważnego. Jak ja mogłam się zastanawiać nad jego stanem psychicznym? Był o wiele bardziej mądry i inteligentny niż ja kiedykolwiek będę.

Nagle Harry się odwrócił z uśmiechem na twarzy. Tym uroczym, przy którym tak słodko widać jego dołeczki.
- Żałuję, że muszę spytać, bo wyglądasz nieziemsko seksownie, ale czy mógłbym odzyskać moją koszulkę? - zapytał zupełnie nieświadomy moi myśli.

Spojrzałam w dół, bo zupełnie zapomniałam, że ją założyłam.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. - puścił mi oczko.

Sięgnęłam po dół koszulki, ale za nim ją ściągnęłam, popatrzyłam się na niego.
- Odwrócić się? - zapytał się. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.

Z głośnym jękiem niezadowolenia odwrócił się do mnie tyłem. Ja szybko rozebrałam się, założyłam stanik i ubrałam białą koszulkę. Podobną do tej, którą miał Harry. Zaczęłam przeszukiwać torbę. Znalazłam czarne spodnie, zaskakująco dobrze pasujące. Była to jedna z dwóch par, które spakowała Kelsey.

- Robi się zimno! - Harry narzekał. Wiedziałam jednak, że tylko żartuje.

Kiedy skończyłam, wstałam i podeszłam do niego. Przytuliłam się do niego od tyłu. Pocałowałam jego plecy i oparłam tam głowę. Był dużo wyższy ode mnie. Przytrzymałam jego koszulkę przed nim.

- Dzięki kochanie. - powiedział kusząco powoli. Mogłam dosłownie usłyszeć jak się uśmiecha.
- Mmm. - wymamrotałam.

Odwrócił się do mnie, jego dłonie spoczęły na mojej talii. Moje ręce luźno zwisały z jego szyi. Wpatrywałam się w jego oczy zielone jak szmaragdy. Wpatrywałam się w nie już wiele razy, ale za każdym razem odbierało mi dech w piersiach. Widziałam te dołeczki tyle razy co jego uśmiech, mimo to nadal moje serce zaczynało bić szybciej na ich widok.

Zapatrzyłam się w niego i nie zauważyłam, jak powoli zbliżał się do mnie. Jego delikatne usta dotknęły moich. Pocałunek był słodki. Nadal się lekko uśmiechaliśmy. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy od momentu, w którym uciekliśmy.

Przy okazji ucieczki przypomniałam sobie, że powinniśmy się zbierać. Policja pewnie nas szukała.

Jakby Harry czytał w moich myślach powiedział.
- Musimy się zbierać jeśli nie chcemy, żeby nas złapali.


-----------------------------------
Już jest!! No i co sądzicie? Podekscytowani? :D
Jak mija nowy rok? Ja już mam dość (uroki szkoły).
Piszcie do mnie na tt lub z tagiem, który pewnie już znacie, wasze przeżycia, może macie jakieś pytania? :)
Nie przedłużając, do następnego! ~XYZ

niedziela, 4 stycznia 2015

Wprowadzenie


Tytuł oryginału: "Chaotic (A Psychotic Sequel)"

Autorka: Natalie

Link do oryginału: Chaotic

Link do pierwszej części tłumaczenia: Psychotic (jeśli nie przeczytałeś jeszcze Psychotic, zrób to zanim zaczniesz Chaotic!)

Gatunek: Romans, thriller, fanfiction

Czas akcji: początek lat 50. XX wieku (Od autora: Wszystko wspomniane w opowiadaniu jest sprawdzone i historycznie poprawne)

Miejsce akcji: Londyn i okolice

 Zgoda od autorki: Jest :)

Tłumaczki: Magda i Ania

Wygląd bloga: @Wampirka00 (piszcie jak wam się podoba i co byście ewentualnie zmienili w komentarzach pod tym postem!)

Od autora: Opowiadanie zawiera treści o charakterze seksualnym, wulgaryzmy oraz przemoc. Postacie nie są w żaden sposób związane z prawdziwymi osobami, poza wyglądem. Wszystkie inne podobieństwa są przypadkowe. Historia jest wyłącznie moim wymysłem (w przeciwieństwie do Psychotic, które było oparte na AHS: Asylum), więc wszystkie prawa autorskie są zastrzeżone i należą do mnie; kopiowanie i publikowanie opowiadania bez mojej zgody, jest nie tylko irytujące, ale też nielegalne.

Od tłumacza:
No więc doczekaliście się drugiej części! Mam nadzieję, że spodoba wam się ona tak bardzo, albo nawet bardziej niż poprzednia, bo będzie się działo, oj będzie;)
Przy tej części pojawi się pewna zmiana, a mianowicie: ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ W CZWARTKI. Jest to spowodowane moim tegorocznym rozkładem zajęć - od poniedziałku do środy nie mam ani minuty, żeby zrobić korektę czy dokończyć tłumaczenie ostatniej strony. Także prosiłabym o wyrozumiałość, kiedy wystąpi jakieś obsunięcie - jesteśmy tylko ludźmi, a w dodatku uczęszczającymi do szkoły.
Pierwszy rozdział być może pojawi się już w najbliższy czwartek, pod warunkiem, że blog będzie miał konkretną liczbę obserwujących (poprzedni miał ponad 900, więc oczekuję chociaż połowy...).
Piszcie na asku i innych social mediach, które macie w zakładce "Kontakt"  oraz w tagu #ChaoticPl na twitterze! ~Magda

Zwiastun: jak narazie brak, jakby ktoś stworzył - pisać do nas!