piątek, 20 marca 2015

Rozdział 8

Noc minęła tak szybko jak białe chmury suną w lecie po niebie. Ogarnęła nas spokojem, ukoiła nasze umysły i zmęczone mięśnie równym biciem naszych serc i miękką pościelą. Ręce Harry'ego obejmowały mnie jakby chciał mnie chronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami świata. Był to pierwszy raz kiedy spaliśmy razem w prawdziwym łóżku. Było to najlepsze miejsce, w którym spałam od bardzo dawna. Pomimo naszej sytuacji byłam zadowolona. Był to ten rodzaj zadowolenia, który wywoływał przypływ szczęścia i przyjemnych snów. I tu powstaje pytanie: dlaczego miałam takie straszne koszmary?

Mój zaspany umysł nie przeniósł mnie do Wickendale czy do lasu tak jak można było by się spodziewać. Nie było tam kobiety ze zniekształconymi nogami, pani Hellman, Normana lub Jamesa.

Byłam tylko ja. Stałam w kuchni pomalowanej na jasny żółty, przez okno świeciło słońce. Blat był biały i błyszczący, z wbudowanym metalowym zlewem. Drewniane szafki zawieszone były w całym pomieszczeniu sprawiając, że wyglądało przyjaźnie. Był to dom mój i Harry'ego. Nie potrzebowałam dowodów, po prostu to wiedziałam.

Będąc w tym "naszym domu" myłam talerz. Czułam się bardzo jak żona, z fartuchem zawiązanym w talii, gdy wykonywałam prace  domowe. Jakby to była część codziennej rutyny, mycie tych naczyń. Najpierw ten talerz, później łyżeczka, następnie  patelnia. Ale nagle coś przykuło moją uwagę. Za oknem, ponad zlewem zobaczyłam Harry'ego.

Prowadził czerwoną furgonetkę. W pewnym momencie naszło mnie jakaś  dziwna obawa, jakby mój sen wiedział, że zdarzy się coś niedobrego i trzymał to przede mną w tajemnicy. Słońce schowało się za chmurami. Zniknął mi z oczu, jednak byłam świadoma jego obecności. Nie miało go być teraz w domu.

To mnie zaciekawiło, ale nie dlatego, że pragnęłam wiedzy, ale odkrycia mrocznego sekretu, który ewidentnie czyhał gdzieś w pobliżu. Więc odłożyłam naczynie, które aktualnie czyściłam. Zakręciłam wodę i wyszłam na zewnątrz. Widziałam jak jego furgonetka zbliża się do brzegu naszej posiadłości, prawie  do lasu.  I znów z dziwne uczucie zaniepokojenia, które pojawiało się tylko w snach, ścisnęło mi żołądek. Zaparkował w pobliżu szopy. Nigdy wcześniej do niej nie wchodziłam. Harry mówił mi jakieś tysiąc razy, żebym tam nie wchodziła. Jedno co wiedziałam, to że szopa była jego miejscem. Ale miałam dość jego rozkazywania mi, mój umysł podpowiadał mi, że to była moja własność tak samo jak jego. Dziś miałam się dowiedzieć jakie sekrety tam chował.

Moje stopy niosły mnie przez wyblakły trawnik, nie czułam osiadłej na nim rosy przez podeszwy butów. Zbliżałam się do małego budynku, moje serce biło coraz szybciej z każdym krokiem. Nie powinnam się bać, nie Harry'ego czy jego sekretu. Ale bałam się i  nie mogłam nic na to poradzić. I mimo tego, że mój śpiący umysł mi  wiele  nie mówił, mówił, że miałam powód.

Byłam już pod drzwiami.

Drżącą ręką sięgnęłam klamki, już miałam jej dotknąć. Żaden z możliwych scenariuszy, który miałam w głowie - Harry krzyczący i wyrzucający mnie stamtąd za nieprzestrzeganie jego najświętszej reguły; zobaczenie go z inną kobietą - nie przygotował mnie na to co stało się, kiedy moja dłoń nacisnęła na klamkę. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, szybko i sprawnie, aby nie zdążył mnie powstrzymać. Ale po tym jak obrzuciłam wzorkiem pomieszczenie, żałowałam, że tego nie zrobił.

Były tam ciała. Martwe ciała. Dziesiątki ciał leżało na ziemi. Ale to nie były zwykłe ciała, były zbyt znajome. Zbyt znajome, na tyle bliskie memu sercu, aby się rozpłakać na ich widok. Kelsey. Lori. Moja babcia. Emily. Nikt nie musiał mi mówić, że to ona, po prostu wiedziałam, opis Harry'ego wystarczył. Po prostu wiedziałam, czułam jakbym kiedyś z nią osobiście rozmawiała. Teraz to nie miało znaczenia. Wszyscy byli upiornie, makabrycznie martwi. Ich twarze były zupełnie białe, sino-blade. Wyglądali jak zombie, wypompowani z krwi i okradzeni z bijących serc. To było wszystko co widziałam, cała reszta była ukryta pod czarnymi workami. W końcu mój wzrok powędrował na ścianę na przeciwko, zrozumiałam dlaczego.

Dokładnie przede mną też były inne ciała. Ale nie całe, tylko ich kawałki.... kawałki ich skóry. Skóry, z której zostali oberwani, a teraz wisiała na ścianie. Grube warstwy, niektóre opalone, inne blade, przybite gwoźdźmi do drewna. To było chore, jakby to była pewnego rodzaju świątynia, trofea za jego osiągnięcia.

Jego. Był ktoś odpowiedzialny za to wszystko. Tak się złożyło, że była to osoba, z którą uciekłam, zaczęłam nowe życie, założyłam dom. To nie mogło być jego 'dzieło', mój Harry nie zrobiłby nigdy czegoś takiego.

Ale zrobił. Aż zauważyłam go, stojącego do mnie tyłem, grzebiącego w innej przeraźliwej kupie skóry. Wrzasnęłam.

To był błąd, wiedziałam to. Ale co mogłam zrobić innego w tej sytuacji?
Młotek upadł na podłogę. Harry nawet nie był zaniepokojony, nawet się nie odwrócił. Stał tak tyłem do mnie, spokojnie wziął oddech, zapewne z wściekłości. Potem powoli, bardzo powoli, aż moje serce prawie wyskoczyło mi z piersi, odwrócił się.
- Mówiłem ci,- powiedział cicho- żebyś tu nie przychodziła.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Za dużo rzeczy działo się wokół mnie. Chciałam wymiotować, krzyczeć, płakać, uciekać. Wszystko naraz. Jednak moje ciało nie wybrało żadnej z tych opcji, stałam jak zamurowana, pomimo moich starań aby uciec.

Podszedł bliżej.
- Przykro mi.- byłam zaskoczona, słysząc to, lekko zbita z tropu. Czy on powiedział 'przykro mi'? To była jego odpowiedź? Wytłumaczenie na jego potworną zbrodnię? A najgorsze było to, że kłamał. Jeśli naprawdę było mu przykro powiedziałby te słowa z poczuciem winy w głosie. Jego oczy były puste. Nie chciałam w nie patrzeć, ale nie miałam gdzie indziej poza przerażającymi ścianami ze skórą lub na martwe ciała leżące na ziemi.

- Rose? - zapytał. Zaczął iść w moją stronę. Jego rysy powróciły do normalnych. Wyglądał normalnie, jakbyśmy nie znajdywali się w pomieszczeniu pełnym martwych ciał. - To nic nie znaczy. To jest coś co robię, to nic nie zmienia między nami.- powiedział wskazując na nas.

Kiedy mu nie odpowiedziałam, zaczął panikować. Nagle jego głos stał się cichy i słaby.

- Rose, ty mnie nadal kochasz, prawda? - podszedł jeszcze bliżej. W jego oczach zauważyłam desperację. Wydymał wargi, a jego twarz spochmurniała. Przez chwilę wyglądał jak mały chłopczyk, jego palce powędrowały do mojej dłoni licząc na pocieszenie w moim dotyku.

Ale ja się nie dałam oszukać. Wyrwałam się od niego, od jego palców, które przed chwilą trzymały kawałki ludzkiej skóry.

Nagle fałszywa niewinność zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Jego twarz wykrzywiła się w złości, bo go odrzuciłam. Już nie czułam jego dłoni na mojej, ale poczułam jak ląduje z wielką siłą na mojej twarzy.

Poczułam to na policzku. Nie bardzo bolało fizycznie, ale sam fakt, że mnie uderzył, sprawił, że moje oczy rozszerzyły się ze strachu, łzy napłynęły mi do oczu. Był wściekły. Zanim się zorientowałam, rzucił się na mnie, a jego dłonie zacisnęły się na moim gardle. Krzyczał coś do mnie, zdania, których nie rozumiałam. Czułam jak ściskał mnie coraz mocniej i mocniej. Jego palce wbijały mi się w skórę, nie mogłam oddychać. Moje myśli były pomieszaniem paniki z niedowierzaniem. Jak mój Harry mógł coś takiego zrobić? Był moim szczęściem, bezpieczeństwem. A teraz był jak nóż przekuwający moje serce, które go kochało.

Próbowałam oddychać, złapać choć odrobinę powietrza. Rosło we mnie coraz większe przerażenie, gdy próbowałam się uwolnić, bijąc, kopiąc, wyrywając się. Brakowało mi coraz bardziej powietrza i w przeciągu kilku sekund, zemdlałam.

Obudziłam się, walcząc o oddech. Harry, kawałki skóry, ciała zostały na szczęście zamienione w ciemność, panującą w pokoju. Ale była to przyjemna ciemność, której potrzebowałam. Powoli dochodziły do mnie bodźce ze świata zewnętrznego.

Była miękka pościel, puchate poduszki, ciepło w okół mnie. Moje place powędrowały do mojej szyi. Wszystko było w porządku. To był tylko sen.

- Rose? - odezwał się ten sam głos z mojego koszmaru. Podskoczyłam ze strachu.

To był tylko sen, powtarzałam sobie. Koszmar był fikcją, a Harry, którego kochałam był prawdziwy i mnie wołał. Westchnęłam z ulgą.
- Wszystko dobrze? - zapytał mnie. W przeciągu kilku sekund siedział obok mnie i patrzył się na mnie z troską.

- Taa.- nadal oddychałam szybciej. - To był tylko zły sen.

Wpatrywał się we mnie przez chwilę, zastanawiając się czy pytać mnie czy nie. Wyglądał jakby postanowił, ze jednak nie. W końcu wszedł do łóżka.
- Teraz już jestem z tobą. - powiedział, przytulając mnie. Objęłam go i położyłam głowę na jego ramieniu. Było to dość dziwne uczucie. Tulenie się do osoby, która była w moim koszmarze. Ale tamten to był inny Harry. Była to diabelska wersja jego, ale teraz pode mną leżał ten prawdziwy o zupełnie innej naturze.

- Śpij. - wyszeptał mi do ucha i mocniej przytulił. - Jestem tu, Rose i będę rano gdy się obudzisz.
Pogłaskał mnie po głowie, moje oczy przymknęły się od jego uspokajającego dotyku. Ale nie mogłam zasnąć.
- Harry?- zapytałam cicho.
- Tak?
- Co robiłeś gdy się obudziłam? Czemu nie byłeś w łóżku?
Zawahał się przez chwilę za nim odpowiedział.
- Wracałem z toalety. - odpowiedział spokojnie.
- Ah. - jego wypowiedź trochę mnie zdziwiła. Nie słyszałam żadnego ruchu gdy się obudziłam i nie były włączone żadne światła. Wyglądało na to jakby stał na środku pokoju. I było coś dziwnego w sposobie w jakim to powiedział. Coś w tonie jego głosu. Ale dlaczego by miał kłamać o tak błahą rzecz? Byłam chyba po prostu zmęczona, ledwo co rozumiałam własne myśli.

Harry musiał zauważyć mój skonsternowany wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku?- zapytał, lekko trącając mnie nosem. - Hmmm?
Nie mogłam na to poradzić, ale szeroko się uśmiechnęłam.
- Tak.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek, dla upewnienia go.

HARRY

Obudziłem się z dwoma wspaniałymi myślami. Pierwsza to wspomnienie małych ślicznych ust Rose wokół mnie, a druga to uczucie prawdziwego materaca, na którym leżałem. Czułem się znacznie lepiej niż jak przez ostatnie miesiące. Byliśmy bezpieczni, zdrowi, mieliśmy zapasy, a mieszkańcy miasta myśleli, że byliśmy martwi. Nie wspominając, że spaliśmy w prawdziwym łóżku, z wygodną pościelą w ogrzewanym budynku. Dla nas uciekinierów, życie było całkiem dobre.

Nadal byłem wdzięczny za wszystko, kiedy otwierałem oczy. Spojrzałem na dziewczynę, która praktycznie na mnie leżała, była najlepszą częścią tego wszystkiego. Nie mogłem przestać patrzeć na jej śpiącą twarz. Jej oczy były zamknięte, a usta lekko otwarte. Jej włosy leżały wszędzie i wyglądało na to, że nie mogłem przestać je głaskać. Wszystkie jej zmartwienia, cały stres naszej szarej codzienności zniknął. Zawsze wyglądała pięknie, ale szczególnie we śnie.

Gdy bawiłem się jej krótkimi włosami, otworzyła oczy. Spojrzała na mnie zmęczonymi oczami.
- Cześć kochanie.- powiedziałem zachrypniętym głosem.
- Mmm.- uśmiechnęła się i ponownie zamknęła oczy. Wtuliła się w mój tors.- Dzień dobry.

To była kolejna rzecz. Kochałem się przy niej budzić. Spędzanie z nią poranka sprawiało, że to wszytko było takie prawdziwe, na właściwym miejscu. Sprawiało, że to wszytko było tego warte. Wydawało się jakby te wszystkie niewinne poranki wzmacniały moją miłość do niej, były moimi ulubionymi chwilami spędzonymi z nią.

- Powinniśmy wstać?- zapytała, jej głos nadal był senny.
- Może. - powiedziałem.- Albo możemy zostać cały dzień w łóżku. - to byłby najlepszy wybór.
- Chciałabym, o której godzinie musimy opuścić pokój?
Wróciłem myślami do wczorajszego wieczora gdy braliśmy go od tego dupka.
- Nie jestem pewny czy nam powiedział, ale wydaje mi się, że około południa albo coś w tym stylu.- powiedziałem. W tym momencie oboje spojrzeliśmy na zegarek wiszący na ścianie.
- O mój Boże!- Rose krzyknęła. - Już jest jedenasta?!
- Wow- zaśmiałem się.- Na to wygląda.
- To chyba najdłużej jak spałam od kilku lat.- powiedziała. Tak samo było ze mną, nic nie przeszkodziło mi w spaniu jak tej nocy, co było nadzwyczajne. Po tym odwróciła się i wróciła do poprzedniej pozycji, czyli przytuliła się do mnie a głowę położyła na ramieniu. Leżeliśmy tak przez jakiś czas.
Jej usta dotknęły mojej skóry około minuty później.
- Powinniśmy naprawdę wstawać.- westchnęła.
Zajęczałem w proteście.
- Wstanę, ale tylko jeśli mi podasz moje papierosy.- powiedziałem.

Popatrzyła na mnie z drwiącym zdenerwowaniem, ześlizgnęła się ze mnie i wstała.
- Ugh, zawsze muszę ci podawać te twoje głupie papierosy.- złapała poduszkę i rzuciła nią we mnie. Trafiła prosto w twarz, aż się obudziłem do końca.
Zaśmiała się, stojąc tylko w moim podkoszulku.
- Przykro mi.- wzruszyła ramionami i zaczęła odchodzić. Ktoś tu był w dobrym humorze.
- Wcale nie jest ci przykro - powiedziałem, nagle wstając. Przesunąłem się na skraj łóżka, złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Rzuciłem ją na materac,uklęknąłem nad nią i przytrzymałem jej ręce, bo zaczęła mi się wyrywać. Ale moje nogi były na jej, więc była zupełnie unieruchomiona.
Zacząłem na niej mój bezlitosny atak, polegający na łaskotaniu jej brzucha. Piszczała i śmiała się, a ja nie mogłem na to nic poradzić i śmiałem się razem z nią.

- Harry przestań!- wykrztusiła. Ale to sprawiło, że kontynuowałem moje tortury podczas gdy ona próbowała się uwolnić. Moje palce wędrowały po jej całym ciele. Wyrywała się i wykręcała, a uśmiech rozjaśniał jej twarz. Ciągle ciągnęła mnie za ramiona, już prawie udało jej się uwolnić, ale złapałem jej nadgarstki i unieruchomiłem je jedną ręką.

Powoli ustępowałem. Rozkoszny śmiech Rose powoli przycichł, lecz wciąż leżała pode mną, a jej pierś unosiła się i opadała szybko. Była taka seksowna.

Nie mogłem się oprzeć i wpiłem się w jej rozchylone usta. Były miękkie i słodkie. Rozkoszowałem się tym. Pozwoliłem sobie mojej dłoni odpocząć na jej udzie, tuż poniżej brzegu jej T-shirtu. Druga ręka puściła jej nadgarstki, jednak została na materacu, abym mógł się na niej wesprzeć. Mój język wtargnął do jej ust.

Wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła mnie do siebie. Nawet całowanie jej czy dotykanie w taki niewinny sposób sprawiało mi ogromną satysfakcję. Pojedynczy dotyk był niemal wystarczający, ale z drugiej strony nigdy nie miałem jej dość. Zawsze  będę potrzebował więcej  tej satysfakcji. Nie potrafiłem sobie wyobrazić żebyśmy się mieli zestarzeć i przestać pragnąć siebie tak jak teraz. Zarówno teraz jak i kiedy będziemy po trzydziestce będę chciał dalej odkrywać zakamarki jej ciała.

Ale niestety już nie było teraz na to czasu. Rose odsunęła się pierwsza, mały uśmieszek widoczny był na jej lekko spuchniętych wargach.
- Powinniśmy się zbierać - wyszeptała, jej niebieskie oczy pełne były uczucia.

Skinąłem, całując ją jeden ostatni raz,
- Ciąg dalszy nastąpi. - obiecałem.

Zaśmiała się i w końcu wyszliśmy z łóżka i zaczęliśmy pakować nasze rzeczy. Rose zatrzymała moją koszulkę, więc włożyłem jedyną, którą jeszcze miałem w torbie, też z krótkim rękawkiem. Czarną tym razem. Ubraliśmy się i nawrzucaliśmy jak najwięcej się dało do naszych wypakowanych po brzegi toreb - szampon, odżywkę, narzutę. Zjedliśmy śniadanie składające się z wody i bananów, umyliśmy zęby i opuściliśmy pokój. Część mnie martwiła się, że możemy nie mieć tyle szczęścia i znów napotkać motel na swojej drodze, ale zatrzymywanie się na zbyt długo w jednym miejscu mogło być niebezpieczne.

Więc wyruszyliśmy. Ubrani w kurtki i z plecakami na ramionach, udaliśmy się do lobby. Miałem nadzieję, że gnojka z wczoraj dziś nie będzie.

I rzeczywiście,  nie zobaczyłem go. Zamiast niego przy biurku stała potężna, starsza kobieta. Jej wyraz twarzy wyrażał skupienie na rozmowie, którą prowadziła przez telefon.

- Kto to jest? - wyszeptała Rose. - Nie wygląda ci znajomo?

Próbowałem sobie przypomnieć, ale jej twarz nic mi nie mówiła.
- Nie - potrząsnąłem głową i podszedłem do biurka.

- Co oni zrobili? - pracownica zapytała do telefonu. Zauważyła mnie i włożyła go między ucho a ramię, grzebiąc w szufladzie. Kabel wydawał się jej to utrudniać, ale dała radę. Poświęciła mi tylko na tyle uwagi, żeby położyć przede mną jakieś papiery  do wypełnienia i długopis. Ja także nie miałem zamiaru zwracać na nią uwagi, jednak coś w jej konwersacji ją przyciągnęło.

- Wszystko z nim dobrze? - powiedziała znów do telefonu. Osoba po drugiej stronie linii mówiła przez dłuższą chwilę, zanim wypuściła długi oddech. Po czym zaczęła płakać. Ta rozmowa to z pewnością nie były przyjacielskie ploteczki. Udawałem, że nie widzę, starając się wymyślić zmyślony adres zamieszkania do wpisania na formularzu.  Ale ciągle nasłuchiwałem i wiem, że Rose robiła to samo.

- Jak to się stało? Nie było w pobliżu żadnych strażników?

Na początku byłem tylko zainteresowany, a teraz z ciekawością wsłuchiwałem się w każdy  szczegół.

- Dlaczego by mieli coś takiego zrobić? James był dobrym dzieckiem, nie zasłużył na to - powiedziała przez łzy.

Przestałem pisać. Co do cholery?

- Jest tylko moim siostrzeńcem, nie mogę sobie wyobrazić jak ty musisz się czuć; twój syn... Wiedziałam, że prowadzenie tego instytutu było złym pomysłem, wiedziałam.

Instytut?

Skończyłem wypełniać formularz. Położyłem klucz na biurku i obserwowałem kobietę. Zauważyła i skinęła głową, zabierając papier.

Moje myśli szalały. Szybko chwyciłem Rose za rękę, wyciągając ją stamtąd najszybciej jak mogłem. Ale nie odważyłem się powiedzieć słowa.

Ponieważ z tego co udało mi się usłyszeć, poznaliśmy właśnie ciotkę Jamesa Hellmana. Ja go zabiłem, ja byłem powodem jej płaczu. Miałem wrażenie jakby w każdej chwili mogła to sobie uświadomić.

Ale co gorsza, rozmawiała przez telefon z kobietą, która  najbardziej na świecie chciała nas złapać.

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 7 part 2

Moje oczy spojrzały na jego już nabrzmiałego członka. Nie za bardzo wiedziałam co robić dalej, ale nie byłam, aż tak zdenerwowana jak myślałam. Pozwoliłam sobie posłuchać intuicji. Jedną dłoń położyłam na jego biodrze, a drugą przesuwałam w górę i w dół; było słychać ciche pojękiwania Harry'ego. Miałam bardzo ograniczoną wiedzę w tym temacie, ale odgłosy wydawane przez Harry'ego podpowiadały mi, że robię to dobrze.

Dotknęłam kciukiem główki, a Harry wciągnął głośno powietrze. Przejechałam po niej palcem, a on wydał gardłowy jęk. Jego reakcje podpowiadały mi co robić i dodawały odwagi.

- Rose. - odezwał się, ale przez zaciśniętą szczękę i pięści zabrzmiało to jak żądanie. Abym posunęła się dalej. Ale nie posłuchałam od razu. Chciałam być w końcu tym kto rządzi, tym przez którego poczuje się sfrustrowany. Choć przez chwilę. Moja dłoń zaczęła, poruszać się w tę i z powrotem po całej jego długości, aż usłyszałam zduszony jęk wydostający się z pomiędzy jego zaciśniętych warg.  Jego biodra wysunęły się do przodu, pragnąc więcej.
- Kurwa, kochanie, proszę. - błagał.

Spojrzałam mu w oczy, które były pełne pożądania, gdy przygryzał dolną wargę. Pogłaskał moją dłoń i ścisnął ją uspokajająco. Po tym, wzięłam go do ust. Było to dosyć dziwne uczucie, ale nie czekałam aż się przyzwyczaję, ignorując odruch wymiotny. Zaczęłam ssać. Harry wydawał zduszone jęki. Później oddychał coraz szybciej, ledwo łapał oddech.
- Kurwa.
Nie za bardzo wiedziałam co robię ani co mam dalej robić, polegałam na intuicji. Gorąca woda, jęki Harry'ego powodowały, że nastrój był zbyt erotyczny, żebym była zawstydzona czy obawiała się czegoś. Powoli wysunęłam go z ust i językiem przejechałam po całej jego długości. Lekko zassałam główkę i ponownie włożyłam go do ust. Harry zamruczał z podziwu. Jego palce instynktownie odnalazły moje włosy. Dyszał bez ustanku. Był to 'ten' seksowny dźwięk, który powodował, że chciałam wziąć go więcej i więcej. Wypychał swoje biodra do przodu i lekko nimi poruszał.
- Cholera, Rose, nie przestawaj.- wysapał.
Oparł swoją głowę o ścianę, oczy miał przymknięte. Kochałam to. Kochałam jego reakcję na mnie, na moje czyny. Dźwięki, które z siebie wydawał udowadniały to, że reagował na mnie tak samo jak ja na niego. Był tak samo bezsilny. Kochałam to, że miałam nad nim kontrolę.

- Kochanie ja, ja zaraz dojdę..- powiedział zachrypniętym głosem. Delikatnie odsunął mnie, a jego członek wysunął się z moich ust, ale po chwili położył na nim moją dłoń. Wiedziałam czego chciał. Przyspieszałam ruchy dłonią za każdym jego jęknięciem. Harry przytrzymał się ściany, żeby się nie przewrócić. Poczułam jak drgnął gdy doszedł. Zacisnął mocniej oczy i krzyknął moje imię.

Nagle nie mogłam oddychać. Był taki zniewalający. Jego czerwone usta, wyraźna szczęka, wyćwiczone mięśnie, jego włosy, jego zachrypnięty głos. To wszystko odebrało mi dech w piersiach.

Przygryzłam wargę, gdy patrzyłam na chłopaka nade mną, dając mu moment na dojście do siebie. Jego oddech powoli się uspokoił, cały się zrelaksował. W końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Chodź tu.- wyciągnął dłoń i pomógł mi wstać. Oparł swoje czoło o moje i objął mnie. - Jesteś pewna, że nigdy tego nie robiłaś?- Harry zapytał, lekki uśmiech pojawił się na jego ustach.

- Tak.- zachichotałam. - Jestem pewna. Jak było?
Zaśmiał się z mojego pytania.
- Nieziemsko.- wymamrotał z wielkim uśmiechem i pocałował mnie. Jego palce zaczęły się zniżać w stronę moich bioder. Robił kółka na mojej skórze. Byłam w stanie zgadnąć co chciał zrobić, po intensywności jego oczu wpatrzonych we mnie.

Ale złapałam jego nadgarstki, aby go powstrzymać.
- W porządku. - powiedziałam. Widzenie jego spełnienia było wystarczające. Nie potrzebowałam zaspokojenia. Jedyne czego potrzebowałam to położyć się z nim, przytulić się do niego w prawdziwym łóżku.
- Jesteś pewna?- zapytał.
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się lekko.

Pocałował mnie delikatnie w czoło i odsunął się.
- W takim razie, chodźmy do łóżka, kochanie.

Wyszedł spod prysznica. Poczekałam chwilę i jeszcze przez moment stałam pod strumieniem wody, która stała się chłodniejsza od naszego długiego lania jej. Odłożyłam mydło i buteleczkę po szamponie i zakręciłam wodę. Odsłoniłam zasłonkę i ujrzałam Harry'ego z ręcznikiem na biodrach. Wyszczerzył się i przytrzymał dla mnie ręcznik. Podeszłam do niego, a on owinął go wokół mojego ciało. Zaśmiałam się gdy zaczął pocierać moje ramiona, aby mnie wysuszyć. Wyszyliśmy z łazienki i zamknęliśmy za sobą drzwi. Harry podszedł do swojej torby, aby wyciągnąć świeżą bieliznę. Zrzucił z siebie ręcznik i założył bokserki, kiedy ja robiłam to samo.

- Możesz mi dać jeden twój podkoszulek, kochanie?- zapytałam.
- Kochanie? - powtórzył. Jego uśmiech się powiększył, gdy podawał mi jeden ze swoich białych podkoszulków.
- Co?- zapytałam. Lekki rumieniec zalał moje policzki. Odwróciłam się twarzą do niego, cała naga od pasa w górę. Szybko wzięłam od niego koszulkę i założyłam ją na siebie.
- Nic. Podoba mi się to.
Popatrzyłam na niego uśmiechając się. Założyłam pasmo włosów za ucho. Była jakaś iskierka w jego oczach, gdy na mnie patrzył, sam też się uśmiechał.
- Boże, ale jesteś piękna. - powiedział nagle z podziwem w głosie. Nie mówił tego z pożądania, a raczej ze szczęścia, że byłam tu z nim.

Oczywiście zarumieniłam się i pocałowałam go w policzek.

- Chodź, słońce. - uśmiechnął się. Objął moje ramiona jedną ręką, a drugą nogi i podniósł mnie. Pisnęłam, gdyż nie spodziewałam się tego. Podszedł do łózka i zrzucił mnie na poduszki i pościel. Sięgnął po wyłącznik lampki i ciemność zalała pomieszczenie.
- Przesuń się.- powiedział, śmiejąc się. Przesunęłam się na koniec łóżka i wślizgnęłam się pod kołdrę. Harry zrobił to samo i położył się obok mnie. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie mocno do swojego torsu. Ścisnęłam mocniej kołdrę i otuliłam nas, a nogi splotłam z jego.

- To jest niesamowite. - Harry powiedział z uśmiechem na twarzy, który sprawiał że wyglądał młodziej. Oczy miał zamknięte ze szczęścia. Pewnie przez czystą pościel.

- Wiem. - zgodziłam się. - To jest o niebo lepsze od spania na ziemi albo na tych okropnych materacach w szpitalu.- powiedziałam zrelaksowana. To uczucie było dla mnie obce od dawna.

Harry nie odpowiedział przez jakiś czas. Jego uśmiech powoli znikał z jego twarzy, a zastępował go poważny wyraz.
- Nie martw się, coś wymyślę. - powiedział cicho.

- Oh, nie miałam tego na myśli.- zaczęłam, bo nie chciałam, aby Harry myślał choć przez chwilę, że cała ta sytuacja jest przez niego. Żadna z tych potwornych nocy nie była jego winą.
- Nie, wiem.- powiedział.- Ale coś wykombinuję. Naprawię to.
Jego palce powoli głaskały moje plecy, uspokajając mnie. Pocałowałam jego klatkę. Jego uścisk był moim schronieniem.
- Wezmę nas gdzieś gdzie nie będziemy musieli uciekać, gdzie nie będziesz się bała. Opuścimy jakoś kraj i uciekniemy gdzieś daleko.

Pokiwałam głową, na myśl o takim miejscu, poczułam, ze zbierają mi się łzy. Nawet przez jeden dzień od kiedy spotkałam Harry'ego nie mieliśmy chwili spokoju, chwili bez groźby śmierci wiszącej nad nami. Czy nie przeszliśmy wystarczająco dużo? Czy Harry nie przeszedł wystarczająco dużo?

Nie zauważyłam kiedy Harry się odsunął, aby widzieć całą moją twarz.
- Nie płacz, skarbie, proszę cię, nie płacz. - jego usta scałowywały łzy spływające po moich policzkach. Jakby chciał zdjąć ze mnie trochę bólu. - Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnąłem.- wyszeptał prawie z winą w głosie.

Pokręciłam głową, przełknęłam gule w gardle.
- Nie mów tak, Harry.- powiedziałam mu stanowczo. Ostatnią rzeczą, którą powinien robić to obwiniać siebie. - Nie ważne co się stanie, cieszę się, że jest tak jak jest.

Uśmiechnął się słodko, a jego oczy zaświeciły się od mojego wyznania. Jego usta spotkały moje w delikatnym, ale pełnym uczucia pocałunku.
- Kocham cię. - wyszeptał, jego twarz była milimetry od mojej.
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam, a motyle w brzuchu zaczęły wariować, jakby to był pierwszy raz kiedy to mówię. Pocałował mnie po raz ostatni w czoło.
- Do spania. - powiedział, przytulając mnie mocniej. - Jesteś ze mną bezpieczna. Obronię cię.
Pozwoliłam tym słowom ukoić mnie do snu. Moje myśli powędrowały ku nam leżącym na plaży gdzieś daleko stąd.

-------------------------------------

czwartek, 12 marca 2015

OGŁOSZENIE

Baaardzo was przepraszamy, ale niestety dzisiaj nie dodamy rozdziału. :(
Powód oczywisty: straszna masa nauki, zadań i wszystkiego złego co nam szkoła oferuje. School sucks. :/ 
Obiecujemy, że dodamy rozdział jak najszybciej! Warto czekać ^^
Także do zobaczenia, a teraz znikam się uczyć i robić zadanka z matmy <3
Ciao! ~Ania x

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 7 part 1

Z łatwością w pół godziny dotarliśmy do motelu. Ciężko było go przeoczyć. Wielki, czerwony, neonowy napis oświetlał wszystko dookoła. Słońce powoli znikało za horyzont. Nawet w lekkim półmroku było widać, że był to tani, obskurny motel. Budynek był szary i kilka samochodów stało na parkingu.

- Ashbury Motel. - Harry przeczytał. - Musi to być miejscowość, w której jesteśmy.
- Nigdy nie słyszałam o takiej. - wzruszyłam ramionami.

Spojrzał na pustą drogę za nami.
- Wygląda na to, że wiele ludzi też nie. - powiedział z roztargnieniem. Rozejrzał się dookoła. Przesunął wzrokiem po pustej ulicy, czekając aby ktoś nas minął, albo przejechał obok nas samochodem. Ale nikt się nie pojawił.

Podeszliśmy do drzwi i weszliśmy do środka. Zadzwonił dzwonek, gdy przekroczyliśmy próg słabo oświetlonego lobby. No, jeśli można tak nazwać niewielkie pomieszczenie z biurkiem i windą.

Stał tam mężczyzna, odwrócił głowę naszą stronę kiedy weszliśmy. Idealnie wpasowywał się w atmosferę miejsca. Wyglądał na około trzydzieści lat, z nieogoloną twarzą, jakby próbował zapuścić brodę. Jego ciemne włosy wyglądały na niemyte od kilku dni.

- Szukacie pokoju? - zapytał nas.
- Tak - Harry odpowiedział. Ale mężczyzna nie pytał jego. Patrzył na mnie, trochę zbyt badawczo.

Oczy Harry'ego podążyły za jego wzrokiem.
- Tylko na dzisiejszą noc - dodał z lekkim podenerwowaniem w głosie. Mężczyzną zerknął na niego przez sekundę, po czym skupił się na stercie papierów leżącej przed nim na biurku.
- Dobrze... Jedna noc kosztować was będzie pięć funtów - powiedział. Kiedy popatrzył w górę, jego oczy znów spoczęły na mnie. Na moje usta, następnie na moją pierś i  z powrotem na moją twarz. Harry spiął się. Zauważył.
- Moje oczy są tutaj, chuju - Harry warknął, wysuwając się nieco przed mnie, jakby chciał mnie osłonić przed mężczyzną, który tak naprawdę nie stanowił zagrożenia.
- Will - ostrzegłam, chwytając go za ramię. Musiał się uspokoić. Weszliśmy tu sekundę temu, a on już chciał wzniecić bójkę.
-  Whoa - mężczyzna powiedział, podnosząc ręce do góry w obronnym geście. Tym razem cała jego uwaga skupiona była na Harrym. - Wyluzuj, staram się tylko znaleźć dla was pokój.

Harry już chciał odpowiedzieć, ale ścisnęłam jego ramię mocniej. Zacisnął zęby, aby się nie odezwać do nieszkodliwego pracownika motelu.  Trochę przerażającego, owszem, ale nieszkodliwego, patrząc na jego chude rączki i brak jakichkolwiek mięśni. Podszedł do ściany, na której wisiały różnorodne klucze.

Podczas gdy on wybierał jeden i ściągał go z haczyka, ja wypuściłam ramię Harry'ego z uścisku, aby sięgnąć do plecaka. Wygrzebałam odpowiednią ilość pieniędzy, podczas gdy Harry stał zupełnie się nie ruszając.

- Pokój 107 - Mężczyzna oznajmił, trzymając klucz w dłoni. - Pierwsze piętro, tamte drzwi. - Kiedy położyłam pieniądze na biurku, a on je policzył, wręczył klucz Harryemu. Wciąż uważał, aby przypadkiem nie napotkać wzrokiem mojego.

Harry wyrwał mu go z dłoni i odwrócił się, kładąc dłoń na moich plecach, aby mnie poprowadzić. Przeszliśmy przez drzwi, które wskazał i odezwałam się dopiero jak się za nami zatrzasnęły.

- Nie musiałeś tego robić.
- Robić czego? - Harry zapytał. Bardzo dobrze wiedział czego.
- Sceny. Myślałam, że mamy nie zwracać na siebie uwagi. Jedyne co zrobił, to popatrzył na mnie, mogłeś odpuścić.
- Nie zrobiłem sceny, po prostu broniłem swojej dziewczyny - powiedział w proteście. - Nie podobało mi się jak na ciebie patrzył. Musiałem się odezwać.
- Cóż, nie powinieneś był. - mruknęłam. Zanim zdążyłam powiedzieć więcej, dotarliśmy do pokoju z liczbą 107 wytłoczoną dużymi, czarnymi znakami na drzwiach. Harry otworzył je kluczem, który trzymał w dłoni.

Pokój nie był ładny i nie spodziewałam się, że będzie. Brzydka tapeta odchodziła ze ścian, a jedynymi meblami, było łóżko małżeńskie i telewizor postawiony na małej komodzie. Maleńka łazienka pokryta była rdzą i brudem. Może nikt nie dałby temu miejscu pięć gwiazdek, ale dla mnie i Harry'ego to był raj.

Bo miało łóżko. Prawdziwe łóżko z grubym materacem, które mogliśmy dzielić razem. Była prywatna łazienka, nie pełna ludzi śpiewających, krzyczących albo mówiących do siebie. Była komoda, prawdziwa komoda, do której mogliśmy włożyć nasze rzeczy. Dla nas to miejsce, porównując z innymi, w których byliśmy miało zdecydowanie pięć gwiazdek.

- O mój Boże - Harry powiedział, pozwalając, aby jego plecak upadł na podłogę. Praktycznie wskoczył na łóżko, ściskając jedną z poduszek. Zaśmiałam się, jednak moją uwagę przykuło coś innego.

- W końcu mogę wziąć ciepły prysznic - powiedziałam. Weszłam do łazienki, aby zobaczyć w niej ręczniki i malutkie buteleczki.

Głowa Harry'ego uniosła się z poduszki, kiedy to powiedziałam. Odwrócił się w moją stronę, jego długie ciało rozciągnęło się na całej długości łóżka. Uniósł się na łokciach z jedną nogą ugiętą.

- Dołączę do ciebie - powiedział sugestywnie poruszając brwiami. Jego zabawna poza, sprawiła, że tylko się zaśmiałam. - Zaraz wracam - powiedziałam, wchodząc do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i puściłam wodę; tak ciepłą jak tylko się dało. Rozebrałam się, rozrzucając ubrania po podłodze. Czułam się tak dobrze, mogąc zdjąć z siebie brudne tkaniny.

Weszłam pod relaksujący strumień gorącej wody. Pozwoliłam, aby zmyła ze mnie brud i pot z ostatnich kliku dni spędzonych w lesie. W kabinie prysznicowej znalazłam mini butelki szamponu i odżywki, małą kostkę mydła i nawet maszynkę do golenia. Była tania, plastikowa, ale i tak jej użyłam. Kiedy już moja skóra była gładka, odprężyłam się pod ciepłym strumieniem i zamknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam, kiedy otworzyły się drzwi, myślałam, że byłam sama. Wzdrygnęłam się, kiedy duża łapa odsunęła zasłonkę  od prysznica.

- Harry! - wyrwałam materiał z jego ręki i zasłoniłam się nim. - Co ty tutaj robisz?

Zaśmiał się na moje próby zakrycia się.

- Mówiłem serio, że do ciebie dołączę. - oznajmił. Patrzyłam jak rozpina spodnie, spuszcza je w dół swoich nóg, a następnie z nich wychodzi. Chwycił koszulkę i ściągnął ją z siebie przez głowę. Rzucił ją niedbale na podłogę z uśmieszkiem na ustach. - Nie chcesz?

Nie sądziłam, żeby było wiele dziewczyn, które były w stanie powiedzieć "nie" Harryemu, stojącemu w samych bokserkach. I jeśli istniały takie z wystarczająco silną wolą, aby mu się oprzeć, ja z pewnością nie byłam jedną z nich.

Wziął mój brak odpowiedzi za zaprzeczenie i ściągnął z siebie ostatni element garderoby. Cholera jasna.

- Um - zaczęłam, nie wiedząc do końca co chciałam powiedzieć. Widziałam Harry'ego nago wcześniej, ale tym razem było inaczej.  Stał w swojej całej okazałości, jak jakiś grecki bóg w blasku padającego na jego ciało światła lampy. Sięgnął po zasłonkę, delikatnie wyszarpując ją z moich rąk. Tym razem nie byłam zawstydzona. Moje myśli nie skupiały się na mnie, skupiały się na Harrym. Nie mógł być prawdziwy.

Patrzył na mnie w taki sposób, że wiedziałam, że jest w podobnym stanie. Spojrzał na moje ciało, przygryzł dolną wargę. Byliśmy zagubieni, zupełnie urzeczeni sobą.

Woda spływała na niego, a kropelki dodawały jego twarzy niewyobrażalnego piękna. Spływały po jego szerokich ramionach. Lądowały na jego ustach. Zatrzymały się w jego włosach. Chciałam je śledzić, chciałam dotykać jego gładkiej, mokrej skóry.

Jego dłoń spoczęła na moim biodrze i delikatnie popchnął mnie na ścianę. Powoli tak bardzo powoli. Moje serce biło jak oszalałe, zaparło mi dech w piersi z pożądania. Delikatny dotyk jego palców, które wędrowały po mojej skórze zostawiał gęsią skórkę. Jego usta zbliżyły się do mojego ucha, szepcząc coś, powodując, że cała drżałam.

Głosem słodkim jak czekolada wyszeptał:
- Ulubione... miejsce do całowania.

Zaparło mi dech, tak że nie mogłam mówić. Natomiast Harry tak.
- Wiem gdzie jest twoje. - jego usta dotknęły mojej skóry pod uchem, składając tam delikatny pocałunek. - Nie tutaj. - wyszeptał. Pocałunki schodziły co raz niżej po mojej szyi. Mokre usta całowały mokrą skórę. Dotarł do końca. Sapnęłam gdy delikatnie zassał to miejsce, ale tyko przez moment.
- Kochasz, gdy całuję cię gdziekolwiek. - powiedział. Para z prysznica i jego gorący oddech powodowała, ze czułam się jakbym zaraz miała zemdleć.  - Doprowadza cię to do szaleństwa, prawda?
 Jego miękkie usta musnęły mój obojczyk. Głośno westchnęłam, a moje dłonie wplotły się w jego włosy. Czułam jak jego usta się poruszają gdy się ze mnie śmiał. Dźwięk mojego grymaszenia, zachęcił go do dalszego całowania i ssania mojej skóry.

Jego poczynania były jak słodka tortura. Ale zanim moje kolana odmówiły mi posłuszeństwa, jego usta spotkały moje. Mój umysł był zamroczony. Dopiero co zaczął mnie całować, a ja czułam jakbym zaraz miała zemdleć. Ale mogłam, musiałam oddać ten pocałunek. Zebrałam w sobie jak najwięcej silnej woli, aby to zrobić. Dlatego przygryzłam jego dolną wargę. Wydał z siebie gardłowy jęk i ścisnął mocniej moje biodro.

- Chcę cię dotknąć. - szepnął. Nie miałam zamiaru go powstrzymywać. Sięgnął po mydło, namydlił swoje dłonie i odrzucił kostkę na bok. Pocałował moje ramię, a jego palce zaczęły masować moje ciało. Moja głowa opadła do tyłu, kiedy on starał się pozbyć stresu z ostatnich dni. Jego dłonie błądziły po moich rękach, klatce piersiowej. Przez cały czas obsypywał mnie pocałunkami. Powoli zniżał swoje dłonie, aż w końcu przykucnął. Ukląkł przede mną. Jego duże dłonie dotarły do końca moich pleców, prześlizgnęły się dalej na moje pośladki, które lekko ścisnął. W końcu jego dłonie spoczęły na moich udach. Następnie jego usta musnęły moje biodro. Motyle w moim brzuchu zaczęły szaleć od jego dotyku. Ale nie zatrzymał się tam, pocałował mnie pod pępkiem, następnie niżej zostawił pocałunek na wewnętrznej stronie uda. Zatrzymałam go zanim mógł pójść dalej.

- Zaczekaj. - powiedziałam, mimo to, że moje ciało błagało o to, aby kontynuował. Spojrzał na mnie. Jego piękne oczy spotkały moje. Był lekko zdziwiony. - Chcę coś dla ciebie zrobić. - wyjaśniłam.

Uśmiechnął się, powoli podnosząc się.
- Jesteś pewna?- zapytał. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej. Przytaknęłam.

Pocałował moje usta delikatnie i uspokajająco. Ale już czułam się zupełnie bezpieczne i nieskrępowanie przy nim. Nawet jeśli miałam się skompromitować. On tylko by się zaśmiał, gdybym zrobiła coś źle, albo poinstruował mnie co i jak, biorąc pod uwagę, że nigdy tego nie robiłam. Dodatkowo chciałam być chociaż raz w posiadaniu kontroli. On znał każdy kolejny krok, on zawsze jest tym, który powoduję, że moje serce bije szybciej. Teraz była moja kolej.

Ale najpierw chciałam zrobić coś innego.

Wzięłam do ręki butelkę z szamponem, która stała obok mnie. Zmarszczył brwi w zadziwieniu i lekko wydął usta w niezadowoleniu. Wylałam zawartość buteleczki na dłoń i nałożyłam ją na włosy Harry'ego. Jego włosy urosły przez ostanie miesiące; aż było co myć.

- Rooooose, myślałem, że masz coś innego na myśli. - narzekał.
- Bo mam, ale nie mogłam się powstrzymać. - zaśmiałam się.

Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Zachichotałam tylko i kontynuowałam mycie jego włosów. Moje palce przeczesywały jego loki.
- Odwróć się. - poprosiłam, nadal się śmiejąc. Harry westchnął wymownie. W końcu odwrócił się do mnie tyłem, a ja mogłam umyć całą jego głowę. Pochylił ją, tak aby łatwiej mi było dosięgnąć. Masowałam skórę jego głowy. Usłyszałam jak mruczy z uznaniem. Nawet jeśli udawał niezadowolonego i nadąsanego wiedziałam, że kocha gdy bawię się jego włosami. Widziałam, że jego oczy były przymknięte, na twarzy pojawił się niewielki uśmiech.

- Chodź tu. - powiedziałam, delikatnie popychając go pod strumień wody, aby zmyć pianę. Patrzyłam jak z jego włosów kapała woda, a mój oddech stał się cięższy. Zauważyłam, że Harry stał bez ruchu. Spoglądał w lewo, próbując spojrzeć na moją twarz. Widziałam na jego ustach ten kuszący uśmiech. Ale nie odwrócił się. Czekał na mój ruch.

I tak zrobiłam. Moje usta dotknęły jego szyi, zamknęłam oczy. Powoli całowałam go dalej, wyznaczając ścieżkę po jego ramieniu, robiłam to w taki sam powolny sposób jak on wcześniej. Czułam jak jego mięśnie się odprężają pod moim dotykiem. Ciało poruszało się bardziej, biorąc większe oddechy.
- Rose- wyszeptał.

Pociągnęłam go tak, aby się do mnie odwrócił. Jego zielone oczy patrzyły prosto w moje. I znowu pod strumieniem wody nasze usta się spotkały. Jego dłonie ujęły moje policzki, a ja objęłam go rękami. Było coś w tym pocałunku, jednym z wielu, coś głębszego. Był jak pierwszy pocałunek, za kratkami celi Harry'ego. Wszystko odpłynęło.

Gówniany motel, dziwny mężczyzna w recepcji, kobieta w lesie, artykuł w gazecie, ciągły strach, że ktoś może nas rozpoznać. Wszystko to zniknęło. Obecność Harry'ego, jego usta, skóra, ciało. Wszytko to było zbyt absorbujące dla jakiś innych myśli. Był tylko on, byliśmy tylko my, całujący się pod prysznicem. Harry był wszystkim. Sprawiał, że czułam się chciana, pożądana, bezpieczna. Chciałam dać mu coś w zamian.

Odsunęłam się, kończąc nasz namiętny pocałunek. Oddychał tak samo szybko jak ja. Przejechał językiem po ustach i pokiwał głową, aby mnie uspokoić. Wydawało się jakby jego oczy mówiły 'wszystko w porządku'. Z ostatnim pocałunkiem, padłam na kolana.


------------------------------
Cliffhanger! Muhahahah
Co dalej? Co dalej?
Mam nadzieję, że każdy miał super ferie i ma siłę i ochotę do pracy! (ha. ha. nie.)
Piszcie na tt, komentujcie (!) xx ~Ania (zmieniam się z XYZ xd ale to czy Ania są tak samo straszne :P )

Hehe no to se czekajcie xd żeby nie było że rozdział się spóźnia ~Magda