piątek, 23 października 2015

Rozdział 16

GRANT'S POV

Minęły trzy dni odkąd przydzielono mi tę sprawę. Przeszukaliśmy każdy, najmniejszy cal wokół instytucji Wickendale. Nie udało się jednak odnaleźć ani jednego śladu świadczącego o ich obecności.
Moja załoga, cały czas była zajęta przesłuchiwaniem pacjentów i pracowników w sprawie naszych zbiegów. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej, istotnej informacji, dotyczącej ich prawdopodobnego miejsca pobytu.

Dowodów należało szukać gdzieś indziej, z pewnością w innych miastach. Nie było ich nigdzie w pobliżu. Byłem prawie pewien, że pacjenci uciekli bardzo daleko, może nawet do innego kraju, ale pani Hellman wciąż nalegała. Nadszedł odpowiedni czas, by podjąć duży krok i ruszyć z tą sprawą do przodu. Musiałem wytropić przestępców i schwytać ich zanim słuch po nich doszczętnie zaginie.

Trudniejsze od schwytania ich było tylko powiedzenie o tym pani Hellman.

Była zbyt wymagająca i przejęta tą sprawą, chciała znać każdy, najmniejszy detal. Jedyne co teraz się dla niej liczyło, to polowanie na zbiegów. Nie było jej w swoim biurze, kiedy przyszedłem.

-Przepraszam, gdzie jest pani Hellman? - Zapytałem jednego z młodych strażników, pilnujących korytarza.
-Myślę, że wyszła do łazienki, proszę pana. - Powiedział. Podziękowałem mu i odszedłem. W tamtym momencie ujrzałem ją w rogu korytarza.

Odwróciłem się i podbiegłem do niej. Potknęła się lekko i spojrzała na mnie poirytowana.

-Grant. - Przywitała mnie, jak zwykle niezbyt przyjaznym tonem.
-Pani Hellman, właśnie pani szukałem.
-Teraz? - Zapytała swoim monotonnym głosem, widocznie znudzona konwersacją.
-Tak, mam pani coś do powiedzenia.

Spojrzała na mnie wyczekująco, ale nadal obojętnie.

-Prowadzimy tę sprawę od kilku dniu, szukając jakichkolwiek śladów, które mogliby zostawić, ale nadal nic nie mamy.

-Więc szukajcie dokładniej. - Domagała się. Nie zdążyłem nawet dokończyć swojej wypowiedzi, a ona już wtrącała mi się w zdanie. - Kierowca, odnaleźliście go? Oczywiście, że nie.

-Linda. - Zacząłem, używając po raz pierwszy jej imienia. Wiedziałem też, jak bardzo tego nie lubi. -Nie będę się z tobą kłócić. Rozumiem, że to twoja instytucja, ale to ja zajmuję się tą sprawą.

Nie odebrała tego, tak jak chciałem, albo po prostu tego nie pokazywała. Musiałem szybko ruszyć z tą sprawą naprzód. Ona nienawidziła mieć czegokolwiek poza kontrolą, nienawidziła pokazywać lęku, zmartwienia, a tym bardziej słabości.

-O jakiej decyzji mówisz? - Zapytała.

Spojrzałem jej w oczy.

-Ujawnijmy tę informację reporterom, gazetom, audycjom radiowym. Troje uciekinierów żyje i uciekło. Miejmy nadzieję, że jeśli przeszukamy miasto, nie będą na wolności zbyt długo.


ROSE'S POV

Harry zerwał się natychmiast, kiedy tylko otworzył oczy. Alarm ostrzegawczy przeszedł przez całe moje ciało. Jego wzrok wlepiał się nieruchomo w ścianę obok nas.

Kroki.

Miałam głęboką nadzieję, że to tylko część mojego snu. Często miewałam koszmary, ale tym razem był on prawdziwy. Harry też to słyszał.

Usiadłam szybko, a spojrzenie Harry'ego przywróciło mnie do rzeczywistości. Wbił we mnie wzrok i położył palec na swoich ustach, dając mi znak, abym była cicho. Jego oczy nie wyglądały na przerażone, były tylko trochę zaniepokojone.

Widok jego odwagi pomagał mi w opanowaniu emocji. Może w ogóle nie było powodu do niepokoju. To mógł być jakiś bezdomny, albo dzieci. Harry na pewno, bez problemu ich wygoni, a my nie będziemy czuć się zagrożeni.

Nagle Harry odwrócił się i przeszukiwał torbę, po chwili wyjmując z niej broń. Na początku się zmartwiłam, ale przypomniałam sobie, że ostatniej nocy zrobił tak samo. Używał jej tylko jako zabezpieczenia. Na pewno nie będzie potrzeby do otwierania ognia. Wsunął pistolet pod swoje ubranie, tak by był ukryty, ale łatwo dostępny w razie potrzeby.

Odgłosy docierały do nas coraz bardziej. Kroki były nieco ciężkie, pewne i powolne. Jakby ktoś zwyczajnie przechadzał się po budynku.

Harry i ja byliśmy ogromnie spięci i nerwowi. Nasze ciała znieruchomiały, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Oczekiwanie było w prawdzie nieznośne, ale to co miało nastąpić za chwilę, było jeszcze gorsze.

Buty mężczyzny kroczyły do nas zza rogu. Powoli na niego spojrzałam, mój puls przyspieszał z każdą koleją sekundą. Miał na sobie ciemne spodnie, służbowy mundur  z oznaczeniami wyrytymi na ramieniu. Takie same oznaczenia znajdowały się również na jego czapce. Jego ręce spoczywały na pasku, do którego przyczepione było łoki-toki, broń i Bóg jeden wie, co jeszcze.

Był policjantem.

Cholera. Moje serce opadało na dno i wznosiło się prosto do mojego gardła. Mój oddech znacznie przyspieszył, ale szybko zacisnęłam usta, by go stłumić. Jest dobrze, powiedziałam sobie w duchu. To nic takiego.

Może to głupie, ale dziękowałam Bogu, za to, że zdecydowaliśmy się włożyć na siebie ubrania ostatniej nocy.

Harry nie wydawał się speszony.
-Witam.. oficerze. - Powiedział. Jego głos był chwiejny, a wzrok wędrował zupełnie gdzieś indziej. Był zdenerwowany. Nie było to jednak coś w rodzaju "Jestem jednym z najbardziej poszukiwanych zbiegów w całej Anglii" brzmiało to bardziej jak " Jestem głupim nastolatkiem, który włamał się do opuszczonego budynku".

-Dzień dobry. - Policjant odpowiedział, a w jego głosie nie było nawet cienia uprzejmości. -A wy to..?
-William. William Harris. - Powiedział Harry.

-Mary Baker. - Oznajmiłam, nieśmiało uśmiechając się do mężczyzny w mundurze.

-Więc, Marry i William, domyślam się, że nie jesteście właścicielami tego budynku.

-Nie. - Odpowiedział Harry, lekko i nerwowo się uśmiechając. Szybko przystąpił do pakowania naszych rzeczy. - Przepraszamy, już się stąd wynosimy.

-Nie tak szybko. - Przerwał, wywołując we mnie ogromny strach.
Harry się zatrzymał, a ja poczułam jak moje serce wyrywa się z piersi. Jeśli nas rozpozna, nie będziemy mogli nic zrobić. Trafimy z powrotem do Wickendale.

-Wkroczyliście na prywatną posiadłość. Nawet jeśli jest opuszczona, przypuszczam, że przedsiębiorstwo będzie chciało ją w najbliższym czasie odnowić i sprzedać, a wasza dwójka wytłukła okno. To akt wandalizmu.

Spuściłam wzrok na swoje dłonie, skubiąc paznokcie. Powstrzymywałam się przed spojrzeniem mu w oczy. Poczułam się jak dziecko, które musi wysłuchiwać kazań rodziców. Oficer mierzył wzrokiem pomiędzy mną, a Harry'm, a my tylko czekaliśmy, aż zacznie kontynuować.

-W prawdzie jest to tylko wykroczenie. Myślę, że będę mógł puścić was wolno, tylko pod warunkiem, żeby mi to było ostatni raz.

Głośno odetchnęłam, a naprężone ramiona Harry'ego zostały wyzwolone. Sprawialiśmy wrażenie dwojga zakochanych, pragnących spędzić razem noc, z dala od domu i rodziny. Nie zrobiliśmy nic takiego, prócz wytłuczonej szyby. Jeśli byłabym na jego miejscu, to pewnie bym tak pomyślała.

-Ale nie chcę po raz drugi czegoś takiego widzieć, bo poniesiecie za to konsekwencje. Zrozumiano?

Harry i ja przytaknęliśmy.

-Tak panie władzo. - Odpowiedzieliśmy równocześnie. Harry dodał jeszcze krótkie "Dziękuję".

-Opuście to miejsce i wracajcie do domu.

-Oczywiście, miłego dnia oficerze. - Powiedział Harry, kontynuując chowanie swoich spodni do torby. Policjant przytaknął i odszedł.

Poczułam jak ciężar nieba unosi się z moich ramion. Harry spojrzał na mnie przyjemnie zaskoczony, a  ja wpatrywałam się w nas, wypuszczając z siebie oddech ukojenia.

Nagle odgłos kroków mężczyzny zatrzymał się. Nastąpiła chwilowa cisza, przystanął by pomyśleć. Odruchowo wstrzymałam oddech.

Zaczął cofać się w naszą stronę.

-Możecie powtórzyć jak się nazywacie? - Zapytał. Nie chciałam mu odpowiadać. Dobrze o tym wiedział.

-Will i Marry. - Harry ponownie odpowiedział.

Przyglądał nam się, jego twarz była wyraźnie wprawiona w osłupienie.

-Naprawdę? Bo przemyślałem to i wyglądacie dosyć znajomo.

Harry wzruszył ramionami. Zaczął udawać, że nie ma pojęcia o czym on mówi. Strach, że pojawił się tutaj ponownie, przejął nade mną kontrolę. To nie wyglądało dobrze. Nie wiedziałam co robić.

-Mogę zobaczyć wasze dowody?

Owinęłam się kocem, a Harry rozpiął małą kieszeń w torbie, udając, że czegoś szuka.

-Nie mam przy sobie, przepraszam. -Powiedział, po chwili.
-Ja też nie mam. - Dodałam.

Mężczyzna oparł swoje ręce na biodra i zaczął spoglądać pomiędzy nas. Im dłużej na nas patrzył, tym bardziej moje serce zaczęło przyspieszać. Na pewno nas rozpoznał. Domyślił się, że jesteśmy zbiegami. Wiedział o Harry'm Styles'ie i Rose Winters, z pewnością skojarzył nasze twarze z nazwiskami. Zostaliśmy przyłapani.

Moje ciało nie mogło dopuścić do siebie tej myśli, starałam się zachować spokój. Zżerały mnie nerwy, a do oczu napływał strach, trzęsące się ręce sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej. Miałam nadzieję, że Harry nas z tego wyciągnie. Wiem, że za dużo od niego wymagałam, ale jaki wybór mi pozostał? Był taki spokojny i opanowany, kiedy ja miałam problem utrzymaniem swojego ciała na nogach.

-Pojedziecie ze mną na komendę? Nie macie kłopotów, po prostu chcę wam zadać kilka pytań.

Nie, nie, nie, to nie dzieje się na prawdę. Przyprawiało mnie o mdłości.

-Panie władzo, jeśli chodzi o okno, zapłacę.
-Nie, nie chodzi o okno. - Odparł. - Ostatniej nocy, niedaleko stąd, zamordowano kobietę, więc muszę sprawdzić, czy rzeczywiście jesteście tymi, za których się podajecie.

Potrzebowałam chwili na przeanalizowanie tej informacji, a moje zmartwione spojrzenie powędrowało do Harry'ego.

-Zamordowano? - Harry powtórzył jego słowa. Uniósł ręce w niedowierzaniu. - Nikogo nie zabiliśmy. - Mówił spokojnie. Ten pomysł był wręcz absurdalny.

-Wierzę. - Odrzekł, nie potrafiłam stwierdzić, czy jego odpowiedź była sarkastyczna, czy też rzeczywiście tak myślał. - W takim razie nie macie się czego obawiać. To tylko procedury.

-Czy na prawdę konieczne? - Zapytałam, ledwo słyszalnym głosem. Obydwoje spojrzeli się na mnie, jakby zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. -Powinnam wrócić do domu, zanim moi rodzice zaczną się niepokoić.

-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim się tu włamaliście. - Odpowiedział, ignorując mój argument. - To zajmie tylko chwilę.

Mielimy poważne kłopoty, czułam to. Ten facet nie puści nas, tak łatwo, nie po tym, jak nas rozpoznał.

-Nie może pan zabrać nas do rodziny? - Zapytałam. - Potwierdzą kim jesteśmy.

Nagle Harry spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zdawałam sobie sprawę, że nie mamy żadnej rodziny, ale próbowałam grać na zwłokę.

-To mogłoby być prostsze rozwiązanie, gdybyście tylko chcieli współpracować. - Odpowiedział, a jego irytacja rosła.

Znowu spojrzałam na Harry'ego, jego zachowanie było spokojnie, ale szczękę miał mocno zaciśniętą. Na początku nie był do końca przekonany, ale mogłam wyczuć, że napływ myśli szumiał w jego głowie. Żadne z nas się nie poruszyło. Nie miałam pojęcia, jaki jest dalszy plan.

I wtedy przypomniałam sobie o broni, którą Harry miał przy sobie.

-Wasza dwójka musi pójść ze mną. - Usłyszałam głos mężczyzny. Co do cholery mieliśmy zrobić? Jaki mieliśmy sposób, by się go pozbyć? Jak mamy stąd uciec? Nie byliśmy przygotowani na coś takiego.

Pozostawaliśmy w bezruchu, nasze zachowanie stawało się coraz bardziej irytujące.

-Nie zmuszajcie mnie bym tego użył. - Powiedział ostro, wyjmując broń. Cholera.

-Spokojnie. - Odezwał się Harry, rozkładając swoje ręce w celu obrony.

-Nie. Ruszajcie się, obydwoje. - Jego ton był ostry i gorzki. Rozzłościliśmy go. Jeśli będziemy się opierać, możemy tego mocno pożałować.

-Oficerze proszę, przestraszysz ją. - Powiedział Harry. To nie było kłamstwo.

-Nie obchodzi mnie to! - Wrzasnął.

Uświadomiłam sobie, że może on również był przestraszony. Rozpoznał nas, dlatego wyjął broń. Miał prawo do tego, by się wystraszyć. Stał twarzą w twarz ze sławnym, seryjnym mordercą.

-Oboje do mojego wozu, teraz!

Zaczęłam panikować. Mój oddech przyspieszył, a bicie serca zgubiło swój rytm. Byliśmy wolni zaledwie tydzień. Obiecaliśmy sobie z Harry'm, że uciekniemy z Wickendale. Będziemy razem szczęśliwi.Ewentualnie weźmiemy ślub. Kto wie, może kiedyś chcielibyśmy mieć dzieci. Ale teraz, kiedy ten mężczyzna stał naprzeciwko nas, to wszystko wydawało się mało prawdopodobne. Na tę chwilę, nasza przyszłość malowała się za kratami, mocno chroniona i surowo ukarana. Rozdzielą nas i już nigdy nie będę budziła się wraz z zachrypniętym głosem Harry'ego. Nigdy nie będę mogła spojrzeć w jego zielone oczy. Będę bez niego. Sama w Wickendale. Nie potrafiłam wyobrazić sobie niczego gorszego. Prędzej wolałabym umrzeć.

Spojrzałam na Harry'ego, zdesperowana, zmartwiona i przestraszona. Jego oczy nie okazywały żadnych z tych emocji. Były raczej odważne, jak by coś właśnie postanowił. Tak jakby mówił "Uwolnię nas od tego", "Ochronię cię".

Po chwili spostrzegłam, jak jego ręka wędruje pod ubranie.

Nagle moja wizja stała się zaciemniona. To działo się zbyt szybko. Harry położył rękę na mojej głowie i przyciągnął mnie blisko siebie, zakrywając mi oczy. Rozpłakałam się z zaskoczenia, nie widziałam nic oprócz ciemności. Policjant krzyczał, gotowy do strzału. Kiedy głośny huk przeleciał przy moim lewym uchu, nie mogłam usłyszeć nic, prócz szorstkiego, dzwoniącego dźwięku i wtedy uświadomiłam sobie, że Harry wystrzelił pierwszy.
                                                                        
TAADAAMM :D
Szkoda, że nie mogliście zobaczyć moich emocji, kiedy to tłumaczyłam haha :)
Chcę poznać wasze wrażenia.
Jak myślicie co się teraz stanie?

15 komentarzy :

  1. O. MOJ. BOZE... Plis dalej *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. O nieee...Harry nie mógł go zabić...Oni muszą sie dogadać!!! Świat musi sie dowiedzieć że są niewinni !!! To nie fair...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu
    Nie wiem jakie miałoby być inne wyjście
    Ale to jest straszne
    Harry zabil pierwszego człowieka na oczach Rose
    Ciekawe co ona teraz będzie myslala
    Jezu teraz mogą ich wytropić
    Boje sie
    Powinni wszyscy dowiedziec sie prawdy
    Przeciez w Wicendale dzieje sie rzeczy jakie nie powinny sie dziać. :\

    OdpowiedzUsuń
  4. omg jbibgkbdukvxjvfb swietny!! czekam na nastepny i dziekuje za tlumaczenie xx

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja pierdziele! Teraz to ich na pewno znajdą. 😭

    OdpowiedzUsuń
  6. Harrrryyy!! O mój boże :o Next, błagam szybko next! :D Genialne tłumaczenie :* Kocham <3333 <333 <33333 I dziękuje, że poświęcasz czas dla nas na tego bloga :3

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój boże ja chyba dostalam jakiegoś cholernego zawału, palpitacji czy czegoś tam, po prostu wszystkie emocje ze mnie zeszły i wzrosły od nowa, co dalej? proszę o next 😰😭

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój boże ja chyba dostalam jakiegoś cholernego zawału, palpitacji czy czegoś tam, po prostu wszystkie emocje ze mnie zeszły i wzrosły od nowa, co dalej? proszę o next 😰😭

    OdpowiedzUsuń
  9. OMGGG Harry zastrzelił człowieka na oczach Rose! Jezu Chryste! Czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurde!!! :o
    Uwielbiam to tłumaczenie! <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem tu cały czas i czytam :D Rozdział naprawdę pełen emocji, szczególnie końcówka :) Mam nadzieję, że Harry i Rose uciekną.
    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  12. o boże ile emocji! Jestem ciekawa następnego rozdziału :D a ten był świetny ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. NO nie, teraz się zacznie prawdziwa jazda...
    dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń