HARRY'S POV
-Harry.. tam ktoś jest. - Usłyszałem
stłumiony szept Rose.
Szybko odwróciłem się w jej stronę,
próbując coś wypatrzeć. Jednak ciemność, która zdążyła się już na dobre
zadomowić, uniemożliwiała mi zobaczenie czegokolwiek.
Słyszałem tylko niewyraźny szelest i
dźwięk łamiących się gałęzi. Jedno było pewne, ktoś zbliżał się w naszą stronę.
Nagle zacząłem panikować. Jeśli to gliny,
to w przeciągu kilku godzin znajdziemy się w Wickendale. Nie będę w stanie już
nic zrobić.
W mojej głowie zaczęły pojawiać się
najczarniejsze scenariusze. Ze wszystkiego na świecie najbardziej nie chciałem
wrócić do psychiatryka, w którym tak naprawdę nie chcą ci pomóc. Z zewnątrz
może to tak wyglądało, ale w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Pacjenci, którymi
się "opiekowali" byli im potrzebni tylko do tych popieprzonych
eksperymentów. Bóg jeden wie co jeszcze robili za zamkniętymi drzwiami i o czym
świat nigdy miał się nie dowiedzieć. Jedyna osoba jaka powinna przebywać w tym
całym gównie to pani Hellman. To ona potrzebowała tu najwiekszej pomocy.
Jednego byłem pewien, nie wróciłbym do Wickendale, choćbym miał wszystkich
pozabijać.
Poczułem uścisk Rose na swoim ramieniu.
Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić jaka była przerażona. Chociaż nie
widziałem dokładnie jej twarzy, bylem pewien, że po jej policzkach
spływały łzy. Znałem ją na tyle dobrze, by to wiedzieć.
Była już wystarczająco zmęczona od czasu
kiedy uciekliśmy z Wickendale. Ciągłe życie w nerwach i stresie, musiało ją
wykańczać. Strach, że w każdej chwili mogliśmy zostać złapani nie pozwalał
spokojnie żyć. Bałem się, że Rose może tego wkrótce nie wytrzymać.
Czasami miewałem takie chwile, kiedy do
mojej głowy wkradały się myśli o tym, że Rose mnie zostawi, że nie będzie
chciała tak żyć. To w końcu przeze mnie znajdujemy się w takiej sytuacji. Gdyby
mnie nie poznała, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie musiałaby martwić
się każdego dnia o to, że kiedyś może zostać złapana. Nie musiałaby obawiać się
za każdym razem, gdyby zobaczyła wóz policyjny, nie musiałaby nigdy zmieniać
imienia i nazwiska. Miewałem również myśli, w których Rose żałowała, że mnie
poznała.
I wtedy przypominałem sobie o chwilach,
gdy mówiła, że mnie kocha. Nie wspominając już o naszej wspólnie spędzonej
nocy, o tym co razem przeżyliśmy. O tym jak się uśmiechała, kiedy przyglądałem
się jej, a ona nie patrzyła. Uwielbiałem obserwować jak się denerwowała, kiedy
ją przedrzeźniałem, a jej brwi marszczyły się w gniewie. Albo jak nieświadomie
zwilżała językiem swoje wargi, a ja za każdym razem miałem ochotę je pocałować.
Wracałem pamięcią do tej nocy, kiedy wyciągnęła mnie na zabawę i tańczyliśmy
razem przytuleni do siebie. Uświadomiłem sobie wtedy, że trzymam w ramionach
cały swój świat i chcę spędzić z nią resztę życia. Niczego nie mogłem być
bardziej pewien. Cieszyłem się wówczas jak prawdziwy szaleniec, chociaż
próbowałem to przed nią ukryć. Kochałem ją, kurwa, kochałem ją najbardziej na
świecie i zrobiłbym dla niej wszystko.
Hałas robił się coraz wyraźniejszy i
głośniejszy. Zdawało się, że znajduje się zaledwie kilka kroków od nas.
Nie byłem gotów na to by zostać złapanym,
po tym wszystkim co już przeszedłem. To nie mogło się tak skończyć. Po prostu
nie mogło.
Wstałem z ziemi gotowy do walki.
Usłyszałem szelest tuż przede mną i rzuciłem się na tę osobę po czym od razu
się wycofałem.
Sarna.
Kurwa.
To tylko pierdolona sarna.
Zwierzę od razu się wystraszyło i
uciekło, a ja usłyszałem tylko śmiech Rose. Najpierw się zdenerwowałem, bo
przez jakieś głupie zwierzę o mało nie narobiłem w gacie, ale gdy Rose nie
mogła powstrzymać się od śmiechu, sam ostatecznie się poddałem.
Leżeliśmy na ziemi i śmialiśmy się tak
długo, że nawet nie zorientowałem się, kiedy policja zniknęła z pod domu
Frankie'go.
-Musimy iść. - Powiedziałem do Rose.
Przytaknęła, a ja podałem jej rękę,
pomagając wstać. Otrzepała swoje ubranie z brudu i po chwili ruszyliśmy w
stronę domu.
To była jedna z najdłuższych podróży w
moim życiu, chociaż trwała zaledwie kilka minut.
Moje myśli wirowały wokół przeszłości,
której wolałem unikać jak ognia, ale ona wciąż do mnie wracała i wracała.
Stykałem się z nią na każdym kroku. Tego nie dało się zatrzymać.
-Harry czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Rose.
-Co? Przepraszam, zamyśliłem się.
-Widzę. Pytałam jaki on jest?
-Kto?
-Aghh.. Frankie. - Odparła poirytowana.
-Jest.. miły.
-I to tyle?
-Tak.
Stojąc przed drzwiami Frankie'go
zastanawiałem się co takiego mu powiem. Czy lepiej wyznać prawdę od początku do
końca, czy może zmyślić coś, do czego byłby bardziej przekonany.
To, że Rose była przy mnie, oczywiście
cieszyło mnie , ale bałem się, że pewne tajemnice mogą wyjść na jaw. Nie
chciałem tego. Wolałbym, aby niektóre fakty pozostały tam, gdzie ich miejsce,
daleko w przeszłości.
Spojrzałem na Rose, która posłała mi
dodający otuchy uśmiech i zapukałem lekko do drzwi.
Nikt nie otwierał.
Jeszcze jest szansa, żeby się wycofać.
-Może nie słyszą. Zapukaj jeszcze raz. -
Powiedziała Rose, zanim zdążyłem podjąć jakiekolwiek kroki.
Moja dłoń już miała stykać się z
drzwiami, kiedy te nagle się otworzyły.
-Harry?! - Głos mojego starego
przyjaciela nieco zmienił się od czasu, gdy widziałem go po raz ostatni.
W jego oczach zobaczyłem coś dziwnego. To
wyglądało jak.. ulga? Mimo, że wyglądał na szczęśliwego, czułem, że coś wisi w
powietrzu.
-A to jest? - Zapytał, wskazując na Rose.
-Ehm.. Rose. Jestem Rose. - Przedstawiła
się, niepewna czy użyć prawdziwego imienia i uścisnęła jego dłoń.
-Harry? Witaj.
Dana wychodziła właśnie z kuchni,
kierując się w naszą stronę. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, ale mimo to
wymieniła nerwowo szybkie spojrzenie ze swoim mężem. Wyglądała teraz zupełnie
inaczej niż ją zapamiętałem. Miała dłuższe włosy, inną cerę i.. była w ciąży.
Za jej nogami chował się mały chłopiec. Zapamiętałem go, jak leżał jeszcze w
kołysce i ciągle płakał.
To wszystko uświadomiło mi, jak wiele
czasu już zmarnowałem. Jak bardzo spieprzyłem swoje życie. Gdyby nie Rose,
pewnie robiłbym to dalej.
-Frankie, musimy porozmawiać. - Zwróciłem
się do niego. - Na osobności. - Spojrzałem na Rose, która miała zdezorientowany
wyraz twarzy, a jej cera znacząco zbladła.
-Najpierw zjecie kolację, Dana właśnie ją
przyrządziła. Na pewno jesteście głodni.
Zgodziłem się, głównie ze względu na to,
że nawet nie pamiętałem kiedy po raz ostatni miałem w ustach normalny posiłek.
Weszliśmy do kuchni, a ja od razu zająłem miejsce przy Rose. Dana podała do
stołu jedzenie, a oczy Rose od razu rozszerzyły się na ten widok. Ja też
musiałem powstrzymywać się od tego, by nie rzucić się na jedzenie, jak
wygłodniały bezdomny. Ale czy właśnie nim nie byłem?
Po kolacji wykorzystałem moment, gdy Rose
bawiła się z małym chłopcem i ponownie poprosiłem Frankie'go o rozmowę.
ROSE'S POV
Mały Timmy był przesłodki i świetnie
bawiłam się w towarzystwie jego i jego mamy. Dobrze było oderwać się od
chwilowych problemów i po prostu pobawić się z małym chłopcem, który zarażał
swoim uśmiechem wszystkich wokół. Świat z perspektywy dzieci był taki radosny i
nieskomplikowany.
Wszystko było w porządku, dopóki nie
zauważyłam jak Harry wstaje od stołu ze swoim przyjacielem i wychodzą do innego
pomieszczenia.
Dlaczego nie chciał bym słyszała ich rozmowę?
Czy on coś przede mną ukrywał? Nie ufał mi?
-Nie martw się. To mężczyźni. Oni tacy
są. - Dana próbowała przywrócić mnie do rzeczywistości. Byłam jej wdzięczna za
to, że próbowała odwieść mnie od zmartwień.
Uśmiechnęłam się.
Była naprawdę miłą kobietą. W
dodatku była w ciąży i wyglądała na szczęśliwą. Patrząc na nią, zastanawiałam
się jak będzie wyglądało moje życie. Moja przyszłość z Harry'm. Czy on w ogóle
chce wiązać ze mną przyszłość? Z drugiej strony czy jeżeli by nie chciał, to
proponowałby mi małżeństwo? Dlaczego więc mi nie ufał?
Musiałam natychmiast przerwać tę falę
gromadzących się pytań w mojej głowie.
-Mogę skorzystać z łazienki? - Zapytałam
Danę.
-Jasne. Prosto i na lewo. - Poinstruowała
mnie po czym wróciła swoim zainteresowaniem do synka.
Szłam korytarzem do łazienki, kiedy nagle
przy drzwiach po drugiej stronie usłyszałam dwa męskie głosy. Harry i Frankie
rozmawiali stłumionym głosem, tak jakby obawiali się, że ktoś ich usłyszy.
Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale
zanim zdążyłam się nad tym zastanowić moje ucho już było przystawione do drzwi.
-Nie wracajmy do tego. - Harry brzmiał na
poirytowanego.
-Czy ona wie?
Kto? I o czym wie?
-Nie. I chcę żeby tak zostało. - Odparł.
O co tu do cholery chodzi?
-Harry, powinieneś jej o tym
powiedzieć.
-Wiem. Ale jeszcze nie teraz. Nie jest na
to gotowa. - Harry odparł stanowczo.
Chciałam tam wejść i od razu wypytać go o
to, co właśnie usłyszałam, ale kiedy dotarł do mnie dźwięk odsuwanych krzeseł,
sygnalizujący, że zaraz opuszczą pomieszczenie, szybko otworzyłam drzwi
łazienki i weszłam do środka.
Jedno było pewne. Harry coś przede mną
ukrywał, a ja musiałam dowiedzieć się co to było.
I jak? :)