Jego kciuki otarły łzy z mojej twarzy, która znajdowała się centymetry od jego.
- Jesteś pewna? - zapytał mnie głosem tak kojącym jak ruchy jego rąk. Pokiwałam głową.
- Nie wierzysz mi? - zapytałam.
- Oczywiście, że wierzę - wyszeptał. Wciąż starał się mnie uspokoić. - Wierzę, że ją widziałaś... Po prostu nie jestem pewien czy faktycznie tam była.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana, czekając na wytłumaczenie. Była tam, a mój strach wpędzał mnie już w paranoję. O co mu chodziło?
- Rose, uciekliśmy stamtąd zaledwie 3 dni temu. Ta dziewczyna naprawdę tobą wstrząsnęła i nie jest ona kimś kogo łatwo zapomnieć. Poza tym biegliśmy całymi dniami, jesteś zmęczona i odwodniona, nie wspominając o tym, że o mało dziś nie zamarzłaś na śmierć. Może ci się tylko wydawało.
- Chcesz powiedzieć, że jestem wariatką? - spytałam. Ciągle byłam roztrzęsiona i ewidentnie było to słychać w moim głosie.
- Nie, kochanie, oczywiście, że nie. Mówię tylko, że może strach wywołany artykułem w gazecie, sprawił, że powróciły wspomnienia. Twój umysł się pomylił, więc myślałaś, że ją zobaczyłaś i jest to całkowicie normalne po tym, co przeszliśmy w ciągu ostatnich dni.
Odetchnęłam głęboko. Może miał rację. Chciałam mu uwierzyć, zrzucić to na przemęczenie. Ale ona wydawała się taka prawdziwa.
- Poza tym ma schrzanione nogi. Jakim cudem zdążyłaby nas dogonić? Porusza się napewno o wiele wolniej niż my.
Wypuściłam z siebie kolejny wstrzymywany oddech. Miał dobre argumenty. Bez wątpienia bałam się i zobaczenie jej tak wyraźnie, kiedy wcale jej tam nie było wywołało u mnie inny strach - zaczynałam widzieć rzeczy, które nie koniecznie tam były.
- Mam nadzieję, że masz rację - powiedziałam głosem pełnym ulgi.
- Nie martw się, Rose. Kupimy wodę i jedzenie i zostaniemy w jakimś motelu czy coś, wypoczniemy. I jutro będziemy jak nowo narodzeni, tak? - zapytał. Spodobało mi się jak użył "my" zamiast "ty", zdejmując ze mnie trochę presji, jakby on też ją widział. To przypomniało mi o tym, że on też był zmęczony i zestresowany i że byliśmy w tym razem.
- Taak - powiedziałam - Brzmi dobrze.
- Okej - uśmiechnął się, przyciskając swoje usta do mojego policzka. I mimo wszystkiego co się działo, poczułam motylki w brzuchu. Całował mnie wiele razy, ale rzadko w policzek. I każdy dotyk jego ust wywoływał to samo przyspieszenie bicia serca.
- Kocham cię - powiedziałam nagle, czując, że muszę to powiedzieć właśnie w tym momencie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, aż zmarszczki pojawiły się wokół jego oczu.
- Ja też cię kocham - wymamrotał, całując mnie tym razem w usta. Ale po paru sekundach przypomniałam sobie, że przecież ciągle byliśmy w pomieszczeniu dla pracowników. Więc zdecydowaliśmy się w końcu powrócić do kasy, w której czekały nasze zakupy.
Wyszliśmy po cichu z małego pomieszczenia na tyłach sklepu. Wszyscy ci ludzie widzieli moje małe załamanie nerwowe kilka minut temu i miałam wrażenie jakby ciągle mierzyli mnie wzrokiem. Pewnie myśleli, że jestem szalona. Miałam nadzieję, że chodziło tylko o to.
Minęliśmy regały pełne słoików i butelek. Kasjerka czekała, wyglądając na niemal tak zakłopotaną jak ja.
- Przepraszam za to - Harry powiedział do dziewczyny.
- W porządku - odpowiedziała z lekką obawą w głosie. Było widać, że była nowa i nie miała wcześniej do czynienia z taką sytuacją. Nawet na mnie nie spojrzała, jakby bała się, że znowu spanikuję. Ja za to cały czas spoglądałam w stronę lasu, gdzie ją widziałam. W zielono-szarych cieniach lasu. Czekałam na jakiś ruch. Szukałam bladej skóry, niebieskiego uniformu, strąków włosów bez koloru. Ale widziałam tylko liście na drzewach poruszane wiatrem.
- Dziękujemy - powiedział Harry, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy skończył pakować nasze zakupy. Dziewczyna odpowiedziała tylko grzecznym skinieniem głowy, nic więcej.
Chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać, ale jednocześnie się bałam. Powtarzałam sobie, że to niemożliwe, żeby ta przerażająca kobieta dotrzymała nam tempa, że to, że ją zobaczyłam to tylko wybryki mojej wyobraźni. Ale wspomnienie wydawało się zbyt prawdziwe, aby wyrzucić je z umysłu.
- Chodźmy - głos Harry'ego wybudził mnie z mojego transu. Wyszłam za nim ze sklepu. Kiedy otwierałam drzwi uderzyło we mnie chłodne zimowe powietrze, rozwiewając włosy i kradnąc ciepło z moich policzków. Zmrużyłam oczy, aby ochronić je przed mroźnym wiatrem, kiedy rozglądałam się po opustoszałej ulicy. I gdzie teraz?
Ale oczywiście Harry już szedł. A ja za nim, tradycyjnie on wiedział już co i jak, a ja nic.
Nie zwrócił uwagi na to, że ciągnęłam się nieco za nim. Odwrócił się nagle i na chwilę zatrzymał z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- Wiesz, że zaoferowałbym ci mój płaszcz - powiedział - Ale to jest jeden z najbardziej chujowych płaszczy jakie kiedykolwiek miałem na sobie, a pod spodem mam tylko t-shirt. A jest kurewsko zimno.
- Nie ma sprawy - zaśmiałam się. Więc kiedy do niego podeszłam, objął mnie ramieniem. Znów zaczęliśmy iść, ale tym razem nie zdejmował ze mnie swoich oczu. Wiedziałam to nawet na niego nie patrząc.
Nie odzywał się przez dłuższy czas. Jedyną rzeczą, którą słyszałam był odgłos naszych kroków na chodniku.
- O czym myślisz? - zapytał poważnie, przerywając ciszę.
- O niczym specjalnym.
Pokiwał głową, przygryzł wargę i spojrzał w inną stronę. Nie wyglądał na przekonanego.
- Dlaczego pytasz?
- Nie wiem. - odpowiedział.- Wglądasz jakby cię coś trapiło.
Westchnęłam, chyba po raz setny dzisiejszego dnia.
- Cóż... Próbowałam ogarnąć gdzie idziemy. Nie chciałam pytać i zabrzmieć głupio, ale szczerze, nie mam zielonego pojęcia.
- Do motelu, kochanie. - zaśmiał się i przytulił mnie mocniej.
- Tak myślałam. Skąd wiesz, że dobrze idziemy?
- Zapytałem kasjerki. - odpowiedział. - Nie sądzę, że zwróciłaś uwagę.
Tylko przytaknęłam. Wiedziałam dokładnie o co mu chodzi. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc nie odzywałam się. Staliśmy się sobie tak bardzo bliscy, przez to wszystko co przeszliśmy. Był to ten rodzaj bliskości, gdzie cisza nie była niezręczna tylko tak samo dobra jak słowa. Czułam się komfortowo i bezpiecznie. Jakbyśmy się znali nie 5 miesięcy, tylko co najmniej 5 lat.
Szliśmy tak przez jakiś czas, aż sklep, w którym byliśmy zniknął i weszliśmy w bardziej zaludnioną część miasta.
- Martwisz się, że ktoś nas rozpozna?- zapytałam.
Uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Nie jeśli myślą, ze jesteśmy martwi.
Przypomniałam sobie artykuł. Ludzie są skłonni uwierzyć we wszystko, aby uspokoić swój strach przed tym, że jakiś dwóch 'psychopatów' przebywa gdzieś w ich okolicy.
Zaczęłam się śmiać, był to rodzaj takiego śmiechu, jakby ktoś opowiedział obraźliwy żart albo wyjawił złośliwą informację.
- Oni naprawdę myślą, że jesteśmy martwi? Nawet jeśli ktoś nas rozpozna, nie uwierzy, że to jesteśmy naprawdę my. Dla nich nie żyjemy.
- Mimo to, nadal musimy uważać. - powiedział, nadal lekko się uśmiechając. - Policja nie przestanie nas szukać, dopóki nie znajdzie jakiegoś dowodu.
Miał rację i oboje to dobrze wiedzieliśmy, jednak w tym samym czasie czuliśmy jakby jakiś ciężar został zabrany z naszych ramion. Nie czuło się już takiej ciężkiej, nerwowej atmosfery. Nadal było wiele rzeczy, których się bałam. Ale chociaż na chwilkę przestałam się obawiać wszystkiego tak bardzo.
- A więc, William. - powiedziałam mimo, że nie było nikogo w pobliżu, chciałam się trochę z tego pośmiać. - Jak daleko jest ten motel?
- Jakieś dwie mile tą drogą, Mary. - Uśmiechnął się łobuziarsko. Jego oddech na mojej szyi nagle sprawił, że zaczęło mi się spieszyć do tego motelu.
Wyglądało na to że znowu Harry nie zawiódł i zmienił mój humor w kilka sekund.
- Także... - powiedział. - Ulubiony... zapach?
Zajęło mi chwilkę zanim sobie przypomniałam o co mu chodziło. Wrócił do naszej 'zabawy'. Lekko się skrzywiłam na jego dziwne pytanie.
- Ulubiony zapach? - powtórzyłam. Tylko przytaknął.
- No dobrze. - starałam się zastanowić. Jaki zapach mógł Harry lubić? Nie było za wiele ładnych zapachów w Wickendale. Tylko smród pleśni, kurzu, potu i okropnego jedzenia.
Nagle jedno z miłych wspomnień z tamtego miejsca, przypomniało mi się.
- Czekolady
Jego uśmiech się powiększył, a na jego policzkach pojawiły się te urocze dołeczki.
- Mmmm.- wymruczał szczęśliwie w odpowiedzi.
- A mój? - zapytałam. Najpierw musiałam wybrać jeden, bo nawet nie wiedziałam. Przygryzł wargę i rozglądał się jakby mocno się nad tym zastanawiał.
- Może coś takiego jak zapach lata albo jakiś cholernych kwiatków. - powiedział poddając się.
- Frytek.
- Co? - zaśmiał się.
- Kocham zapach domowo robionych frytek. - powiedziałam sama zaczęłam się śmiać. - Moja babcia takie robiła przez cały czas.
Pokiwał głową, zadowolony z mojej odpowiedzi.
- Dobra, twoja kolej.
Zastanowiłam się nad pytaniem, które było warte zadania. Jego ulubiony kolor albo numer nie interesowały mnie. Chciałam wiedzieć więcej. Dlatego zapytałam się o coś innego.
- Ulubiony przedmiot w szkole?
- Ah - zainteresował się.
- Twój to był...angielski.
Uśmiechnął się i pokiwał głową.
- A twój plastyka.
- Tak - Na moich ustach wykwitł uśmiech, kiedy przypominałam sobie liczne obrazy i szkice. Te które zostały z moim rodzinnym mieście. - Mam zamiar kiedyś przeczytać coś co napisałeś. - oznajmiłam.
- Mówisz? - Harry odpowiedział.
- Tak. Napiszesz coś kiedyś dla mnie.
Zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Dlaczego myślisz, że chciałbym dla ciebie coś napisać?
Pchnęłam go w ramię, a to mały dupek.
- Żartuję - powiedział, przyciągając mnie bliżej do siebie. - Jesteś jedyną rzeczą w moim życiu o której bym chciał pisać.
Zarumieniłam się. To było głupie, wiem, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Kontynuowaliśmy grę jeszcze przez chwilę. W moich myślach pojawiał się Harry przelewający swoją piękną duszę i umysł na papier. Zamieniający puste strony w zawiłe dzieło sztuki.
Kochani od przyszłego tygodnia zaczynają nam się ferie, a jako, że obie z Anią wyjeżdżamy nie będzie rozdziałów ;c przepraszamy!
A jeśli chodzi o meet-up na Edzie to jak coś to na spontanie, więc śledźcie tag na twitterze ~ Magda